Minął już pewien czas od bezprecedensowego i historycznego zwycięstwa Baracka Obamy, w wyborach amerykańskich 4 listopada. Rozmiary jego sukcesu, liczone nie tylko liczbą głosów elektorskich, oddanych na niego, lecz również sukcesem demokratów w wyborach do Izby Reprezentantów i wyborach częściowych do Senatu, dają mu wielki, konieczny w trudnych czasach dla Ameryki mandat społeczny.
Obama wygrał, bo trafił na scenę polityczną w odpowiednim czasie i z odpowiednim programem. Podobnie jak było swego czasu z Ronaldem Reaganem, czy jeszcze wcześniej, z Johnem F. Kennedym. To oznacza jednak również to, że nie tylko oczekiwania wobec Obamy są wielkie, ale również to, że będzie on ze swoich obietnic skrupulatnie rozliczany.
Barack Obama nie wygrał dla tego, że jest socjalistą, czy nawet muzułmańskim kryptokomunistą, jak chcą go przedstawiać koła skrajnie konserwatywne (także w Polsce), czy dlatego, że murzyńscy rasiści gremialnie na niego głosowali. Wygrał, ponieważ zmienia się Ameryka, a ci, którzy do tej pory stanowili jej siłę, czyli biali, z klasy średniej, przekonali się, że jest on ich przedstawicielem. I nie jest to ktoś nieznany, bez praktyki i bez zaplecza. To człowiek ze sprawną organizacją, a także z ogromnym, chyba po raz pierwszy tak jednoznacznym w historii USA, poparciem establishmentu intelektualnego.
Republikanie przegrali, z wielu powodów. Najważniejszym z nich jest to, że zatrzymali się mentalnie, organizacyjnie i cywilizacyjnie w wieku XX, a Obama jest już w nowym stuleciu. Nie tylko przebieg kampanii o tym świadczy, w której internet odegrał rolę niebagatelną, ale również zrozumienie, jak Ameryka się zmieniła – i jak się zmieni w ciągu następnych dekad.
Obama wygrał, nie dlatego, że jest wyjątkowy, ale dlatego, że Stany Zjednoczone są na początku wielkich zmian. Olbrzymie zmiany demograficzne, jak zachodzą w tym kraju spowodują, że już za około 30 lat biali staną się mniejszością. Biali, którzy byli podstawą, głównie na Południu, elektoratu republikańskiego. To powoduje, że tradycyjna polityka Republikanów, oparta nie na integracji całego społeczeństwa, ale właśnie na wygraniu różnic pomiędzy białymi, a innymi grupami etnicznymi, nie odniosła sukcesu. Polityka resentymentów wobec “innych”, dobrze odbierana na Południu i akceptowana na Północy Stanów Zjednoczonych, nie wytrzymała próby czasu i zmian etnicznych. John McCain wygrał w stanach Południa i w większości tak zwanych stanów biblijnych, ale to było za mało. Próba dyskredytacji Obamy, poprzez głoszenie haseł o jego domniemanym socjalizmie, a także próby skonfliktowania go z nabierającą znaczenia społecznością latynoską, odniosły skutek przeciwny od zamierzonego. Spowodowało to zwiększoną aktywność i mobilizację tej grupy. I zapewne zmniejszenie animozji pomiędzy Latynosami i czarnymi mieszkańcami USA. O tym, że “biały” model polityki Republikanów stracił swoją siłę, świadczy to, że Parta Republikańska nie ma w Senacie ani jednego swojego przedstawiciela ze stanów północno – wschodnich Ameryki. Republikanie stracili poparcie w klasie średniej, tej najbardziej wykształconej. Klasa średnia to już prawie połowa społeczeństwa i ona już nie wszystkie, tak zwane tradycyjne wartości uważa za najważniejsze.
Wiele się mówiło o roli, jaką odegrała Sarah Palin, kandydatka na wiceprezydenta, roli pozytywnej – a później negatywnej. Pomijając przymioty osobiste pani gubernator Alaski, warto zauważyć, że to ono pozbawiła Johna McCaina poparcia wielu wyborców centrowych. Jej background konserwatywny, zaprawiony fundamentalizmem religijnym, spowodował, że wyborcy, dla których otwartość, liberalizm obyczajowy i tolerancja są wartościami naturalnymi, odeszli od kandydata republikańskiego.
Republikanom zaszkodziły wojny w Iraku i Afganistanie, ale jeszcze większe spustoszenie, niż same działania zbrojne kosztowały ich kłamstwa, jakie administracja George’a W. Busha im serwowała przez lata, oraz obraz Ameryki w Świecie, jak został zbudowany przez neokonserwatystów, pod wpływem których prezydent pozostawał. Można śmiało napisać, że obok samego Busha, drugą kotwicą dla republikańskiego kandydata był Donald Rumsfeld, przez wiele lat sekretarz obrony USA. To “dzięki” niemu Obama jest tak popularny w Europie, to on był twórcą więzienia w Guantanamo, to on jest obarczany winą za amerykańskie tortury w Iraku i więzieniach CIA. Neokonserwatywna polityka, bliska Partii Republikańskiej, to następny punkt dla demokratów. Amerykanie mają już dość podgrzewania atmosfery wiecznego zagrożenia i roli światowego żandarma.
Kryzys, jako taki, bezpośrednio przyczynił się do porażki McCaina. Oczywiście, Barack Obama będzie musiał prowadzić politykę, może nie interwencjonizmu ekonomicznego, ale pewnej ograniczonej ingerencji w świat finansowy i głównych nurtów gospodarki. Szokiem okazało się jednak to, że umiłowana gospodarka neoliberalna elit prawicowych i samoregulacja rynku, okazała się po bliższym przyjrzeniu systemem jak najbardziej regulowanym i sterowanym przez instytucje pozostające pod wpływem i kontrolą państwa – FED, organizacje ratingowe, czy decyzje samej administracji. Mit wolnego rynku kosztował miliony Amerykanów poważne problemy finansowe – ale kapłani z Wall Street, jak się wydaje, wyjdą z tego obronną ręką – za pieniądze amerykańskich podatników. I znów odium tej klęski modelu gospodarki amerykańskiej spadło na Republikanów…
W przypadku tych wyborów po raz pierwszy mniejsze znaczenie miał przy wyborze kandydata jego konkretny program gospodarczy, jego stanowisko wobec podatków, czy spraw socjalnych, a więcej uwagi zwracano na spojrzenie i wizję na gospodarkę, jako całość.
Partia Republikańska, GOP, stoi przed bardzo trudnym zadaniem. Porażka Johna McCaina, który nie był kandydatem zmiany, pomimo, że był raczej politykiem kontry w tej partii i prezentował dużą samodzielność i zdolność do wyciągania wniosków i zmian stanowisk, to problem nie tylko tego kandydata, ale całego modelu działania partii. Porażka nie wynikała ze złej strategii, lecz z powodów fundamentalnego niedostosowania programu partii do realiów zmieniającej się Ameryki.
Działacze partii z pod znaku słonia muszą odsunąć na bok skrajności, takie jak reprezentowała Sarah Palin i neokonserwatyści, musi zbudować zupełnie nowy program i poszerzyć swoją bazę wyborców.
W średniej wielkości państwie Europy istnieje partia, której, po porażce w wyborach parlamentarnych doradzano podobne kroki. Jak dotąd, nie udało się to. Partia ta, skostniała i zachowawcza, nie potrafi przesunąć się do centrum.
Sądzę, że podobnie będzie w Stanach Zjednoczonych. Demokraci zagoszczą w Białym Domu na pewno na dwie kadencje. Może nawet na więcej.
Azrael
komentarze
Azraelu
Faktem jest, że Obama wygrał głosami białych wyborców. Nadal stanowią oni ok 85% społeczenstwa (mam stare – kulkuletnie dane, ale nie spodziewam się dramatycznej zmiany). Zastanawiające jest to, że wielu wieszczyło (często w duchu) porażkę Obamie, powołując się na różne efekty i wskazując na kryptorasizm południa i centrum USA. Okazało się jednak, że ten ukryty domniemany rasizm to mit.
Zgadzam się z tezą, że Amerykanie zgłosowali głównie sercem. Poziom zmęczenia Bushem i republikanami był tak duży, a mozliowśc oderwania McCaina od bushowskiego cienia tak niska, że wynik wyborczy McCaina nalezy odczytywać wręcz jako sukces osobisty tego polityka, zwłaszcza w kontekscie wyniku republikanów w wyborach do Izby Reprezentow oraz Senatu.
Tak całkiem na marginesie – czy są dane dotyczace, jak rozłożyły sie procentowo głosy mniejszości – w tym oczywiście największej – czarnoskórej? Czy aby nie mamy do czynienia z sytuacja przytłaczającego czy wręcz skrajnego pozycjonowania głosów? Na Obamę? Czy aby w tym konteksice nie neleży przewartościować i na nowo ocenić kontekstu słowa “rasizm” w odniesienie do amerykańskich obywateli? Oczywiście – mozna się spodziewać pojawienia się komentarzy, że to głosy oddane na McCaina były oznaką rasistowskiej niechęci części białych środowisk, natomiast fakt gremialnego głosowania na Obamę mniejszości świadczy o: inteligencji, odpowiedzialności obywatelskiej, świadomym i przemyślanym poparciu dla proponowanego modelu gospodarczo-społecznego… Ale nie przesadzajmy. nie chcę tworzyć żadnej tezy.. Po prostu się zastanawiam, jakim grupom można przypisać rasizm… Tak zwyczajnie: statystycznie.
Cokolwiek by niwe mówić – wybory za nami, a kryzys w USA to kotwica dla Obamy. Oddłużanie państwa, przycięcie podatków, pomoc społeczna dla najbiedniejszych, koła ratunkowe dla eksmitowanych, powstrzymanie degrengolady klasy średniej, powstrzymanie konsumpcjonizmu wpędzającego USA w niebotyczny dług, naprawa katastrofy w służbie zdrowia… To program na czas prosperity… skąd Obama weźmie kasę?
Będziemy się przygladać. Euforia minie. Zacznie się szaruga codzienności. Trzeba kibicować Ameryce. Ktokolwiek w Białym Domu pomieszkuje – życzyc powodzenia.
Griszeq -- 14.11.2008 - 16:52>Azzi & Griszeq
Ale się rozpisaliście!
Przyczyna porażki republikanów była jedna i nazywała się George W. Bush .
Delilah -- 14.11.2008 - 17:55@Griszeq
Co do kwestii głosowania na Obamę i domniemanego rasizmu, polecam ci doskonały wpis Trystero, na S24, który dokładnie analziuje i podaje dane, jak głosowali Murzyni w kilku ostatnich wyborach.
Natomiast rasizm – w wydaniu regionalnym, kulturowym, jak białe stany na Południu, czy getta – istnieje. Natomiast nie ma on już takiej wagi, jak dwadzieścia lat temu.
Azrael -- 14.11.2008 - 18:15@Delilah
Tak, ale nie tylko i nie tłumaczy to również tego, że masowo biali konserwatyści głosowali na Obamę.
Azrael -- 14.11.2008 - 18:17re: Przyczyny porażki Republikanów
Druga po Bushu przyczyna porażki republikanów nazywa się McCain – gdyby kandydat był wysoki, w sile wieku, przystojny, to i Irak i kryzys nie miałyby aż takiego znaczenia. Wygrywa ten, kto się lepiej sprzeda, to Ameryka, a nie żaden cywilizowany kraj… A z takimi parametrami McCain już na starcie był przegrany, jedyna jego nadzieja leżała w tym, że biali nie będą chcieli głosować na czarnego. Więc i jakiejś “mentalnej rewolucji” bym się w USA nie spodziewał.
Hoko -- 14.11.2008 - 18:57@Azrael
>> Obama wygrał, nie dlatego, że jest wyjątkowy…
Oj – tu się mylisz, Azrael. Już jako senator z Illinois, po tym jak w błyskotliwy sposób wygryzł swą poprzedniczkę Alice Palmer (zgubiły ją zbyt wysokie ambicje) – Obama pokazał, że jest całkiem wyjątkowym politykiem.
Po prostu nie podoba mi się ten wszechogarniający w polskiej prasie ton, który nie dostrzega osobistego talentu nowego amerykańskiego prezydenta.
Ja nie wiem, do czego Obama (a właściwie jego polityka) nas doprowadzi, lecz Obama jest naprawdę kimś wyjątkowym i czas sobie z tego zdać sprawę, gdyż on odzwierciedla duch nowej Ameryki, która chyba już nigdy nie wróci w stare koleiny wyznaczone przez spór z komunizmem oraz wojny w Wietnamie i Korei.
Zbigniew P. Szczęsny -- 14.11.2008 - 23:22