Wysoce cenię Isakowicza. Zarówno za jego niezłomość w czasach słusznie minionych, jak i za jego konsekwencę, odwagę i upór dziś. Muszę przyznać, że choć kupiłem, to nie przeczytałem nadal jego książki.
Jednak wiadomo, co gość robi: walczy o oczyszczenie polskiego Kościoła z ciężaru hipokryzji świętoszkowatych kolaborantów. O tak-tak, nie-nie. O prawdę.
Zabiega też o inne niepoprawne prawdy: np. o pamięć o ludobójstwie dokonanym przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach.
I robi to dobrze.
Nie daje się mu wytknąć ani nierzetelności, ani wykazać jakiejś mściwości czy innych niskich pobudek.
Pewnie wielu drażni. Cóż, prawda bywa drażliwa, zwłaszcza ta głoszona bezkompromisowo.
Ale co do tego ma Terlikowski?
On nie jest w sytuacji księdza Isakiewicza-Zaleskiego.
On jest popularnym publicystą katolickim.
Kolejnym artykułem nie ryzykuje swojej kariery — ale ją buduje. Jak widać ostatnio — dość skutecznie. Nie obnaża żadnych niepopularnych w jego środowisku prawd.
Nie.
Terlikowski trudni się propagowaniem chrześcijaństwa w wydaniu rzymskim, ale i (na polskie warunki) prawicowym. Tak, należy mu uznać za zasługę, że tam, gdzie katolicka lieberał-lewica pławi się w niuansach i dwuznacznościach, a toruńska rozgłośnia grzmi tubą potępienia i grozy, Terlikowski rzeczowo i do zmudzenia przypomina stanowisko Kościoła. Trzeba mu przyznać, że nie waha się także nawoływać do lustracji w Kościele.
Ale Terlikowski topi chrześcijaństwo w swojej nudnej i drażniącej moralistyce. Sorry, jak się czyta Terlikowskiego, to się odechciewa tej wiary. Jeśli ktoś chce głosić słowo Kościoła, powinien wiedzieć, że jest nim nade wszystko Dobra Nowina. I tylko w jej świetle moralistyka ma jakikolwiek sens. Inaczej wychodzi jakieś judaistyczne sześćset (czy ile tam mają) przykazań.
A na dodatek, nasz dziennikarz nieustannie łapie się nieuczciwych chwytów. Przeprowadzając wywiad, dominuje interlokutora swoimi przemądrzałościami, wciska mu własne poglądy, co najwyżej dodając retoryczne czyż nie?, by zrobić z wykładu niby-pytanie.
A w felietonach co i rusz powołuje się na jakieś badania bez podania źródeł, pomijając znane przeciwne wyniki badań itd, itp.
Manipuluje.
I nie przemawia na jego korzyść to, że Pacewicz & co. też manipulują i moralizują.
Tamci nie reprezentują Kościoła. Im wolno. I u nich to może być skuteczne.
A po tej stronie — każde kłamstewko kompromituje całość.
Podsumowując:
Pierwszy jest zaprawdę wyrzutem sumienia.
Drugi — na takiego się snobuje i z tego żyje.
Przy tym, robi to średnio co najwyżej.
Referencie: Terlikowski a Isakowicz
Jacek Ka ma rację całkowitą.
Wysoce cenię Isakowicza. Zarówno za jego niezłomość w czasach słusznie minionych, jak i za jego konsekwencę, odwagę i upór dziś. Muszę przyznać, że choć kupiłem, to nie przeczytałem nadal jego książki.
Jednak wiadomo, co gość robi: walczy o oczyszczenie polskiego Kościoła z ciężaru hipokryzji świętoszkowatych kolaborantów. O tak-tak, nie-nie. O prawdę.
Zabiega też o inne niepoprawne prawdy: np. o pamięć o ludobójstwie dokonanym przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach.
I robi to dobrze.
Nie daje się mu wytknąć ani nierzetelności, ani wykazać jakiejś mściwości czy innych niskich pobudek.
Pewnie wielu drażni. Cóż, prawda bywa drażliwa, zwłaszcza ta głoszona bezkompromisowo.
Ale co do tego ma Terlikowski?
On nie jest w sytuacji księdza Isakiewicza-Zaleskiego.
On jest popularnym publicystą katolickim.
Kolejnym artykułem nie ryzykuje swojej kariery — ale ją buduje. Jak widać ostatnio — dość skutecznie. Nie obnaża żadnych niepopularnych w jego środowisku prawd.
Nie.
Terlikowski trudni się propagowaniem chrześcijaństwa w wydaniu rzymskim, ale i (na polskie warunki) prawicowym. Tak, należy mu uznać za zasługę, że tam, gdzie katolicka lieberał-lewica pławi się w niuansach i dwuznacznościach, a toruńska rozgłośnia grzmi tubą potępienia i grozy, Terlikowski rzeczowo i do zmudzenia przypomina stanowisko Kościoła. Trzeba mu przyznać, że nie waha się także nawoływać do lustracji w Kościele.
Ale Terlikowski topi chrześcijaństwo w swojej nudnej i drażniącej moralistyce. Sorry, jak się czyta Terlikowskiego, to się odechciewa tej wiary. Jeśli ktoś chce głosić słowo Kościoła, powinien wiedzieć, że jest nim nade wszystko Dobra Nowina. I tylko w jej świetle moralistyka ma jakikolwiek sens. Inaczej wychodzi jakieś judaistyczne sześćset (czy ile tam mają) przykazań.
A na dodatek, nasz dziennikarz nieustannie łapie się nieuczciwych chwytów. Przeprowadzając wywiad, dominuje interlokutora swoimi przemądrzałościami, wciska mu własne poglądy, co najwyżej dodając retoryczne czyż nie?, by zrobić z wykładu niby-pytanie.
A w felietonach co i rusz powołuje się na jakieś badania bez podania źródeł, pomijając znane przeciwne wyniki badań itd, itp.
Manipuluje.
I nie przemawia na jego korzyść to, że Pacewicz & co. też manipulują i moralizują.
Tamci nie reprezentują Kościoła. Im wolno. I u nich to może być skuteczne.
A po tej stronie — każde kłamstewko kompromituje całość.
Podsumowując:
odys -- 26.11.2008 - 23:16Pierwszy jest zaprawdę wyrzutem sumienia.
Drugi — na takiego się snobuje i z tego żyje.
Przy tym, robi to średnio co najwyżej.