Ścinki [1]: Piątkowe szkatułki

Piździesiąt pierdylionów spraw, jak to ładnie ujmują moje znakomite koleżanki z pięknego, choć nadmiernie odległego miasta.

Gdzieś mniej więcej tyle ich, tych spraw, zaczaiło się w piątkowym kąciku, wszystkie jednocześnie i chytrze, bo się w szkatułki pochowały – jedna w drugą, że niby ich nie widać.

Przykład? Bardzo proszę: potrzebuję nowego paszportu. Wcale nie dlatego, że to nowe czerwone paskudztwo mi się podoba, ani wcale nie dlatego że nie mam paszportu, ani wcale nie dlatego że paszport w moim posiadaniu będący jest weźmy na to nieważny.

Pochyliłam się ostatnio w zadumie nad taką konstatacją, że dlaczego Unia Europejska umyśliła głowami swoich urzędników paszportowy kolor czerwony, skoro te ich gwiazdki są niebieskie? To jest wbrew logice. I tak sobie myślę, że mój paszport jako niebieski jest bardziej unijny, niż ten ich czerwony. Ale…

Więc potrzebuję paszportu z powodu, że jadę na wakacje (hura! hura!) i ważny paszport, nie jest paszportem ważnym wystarczająco.

Tylko to się łatwo mówi, ale jak dokument to i zdjęcie do dokumentu (nawet dwa) więc fotograf, jak dokument to opłata za dokument więc poczta, jak dokument to wniosek do wypełnienia więc… W taki właśnie widowiskowy sposób budują się szkatułki, które mają w sobie szkatułki, które mają w sobie szkatułki, które…

Nie ma co narzekać jednak. Udało się. Co prawda termin odbioru mam w dniu wylotu, ale to taki smaczek tylko podnoszący ciśnienie. Pani zapewniała, że będzie wcześniej. Z uśmiechem zapewniała.

Zadbałam o wygląd zewnętrzny ze szczególnym uwzględnieniem twarzy, co jest u kobiety dość naturalne jak ma się do zdjęcia upozować zwłaszcza, i wyruszyłam w podróż za róg do fotografa. Jeszcze tam sprawdziłam w lustrze jak jest. Nooo, całkiem całkiem.

Po kilku minutach dostaję zdjęcie. Jestem na nim niby ja, ale wyglądem przypominam własne zwłoki wyłowione z Wisły po kilku tygodniach leżenia na dnie. Zniosłam to z godnością.

Nawet gdybym miała w domu skaner to i tak nie ma takiej możliwości…

Dobrze, w końcu to miał być tylko przykład jak się sprawy chytrze w życiu zaczajają, a nie lament nad nowoczesną techniką.

Dumna z siebie, jak to się przeciwnościom losu nie poddaję pojechałam do pracy.

Spokój, cisza, zapadający zmrok. Stanowisko o wysokim poziomie stresu, nie ma co.

Dzwoni dziennikarka ni stąd ni zowąd. Dziennikarze tak lubią. Się przedstawia, i się pyta czy temat dorosłych dzieci alkoholików to jest dobry temat na artykuł. Czy to ważne, czy to problem i takie tam.

- Problem, ważne, znakomity temat – mówię.

- Naprawdę?

- Naprawdę.

No to ona mówi, że chciałaby mnie wykorzystać. Zainteresowałam się tak intymnym wyznaniem płynącym z kobiecych ust, bo to zdaje się pierwsze takie w moim życiu. Ostrożnie odpowiadam, że może spróbować.

Zadzwoni w poniedziałek, żeby dłużej pogawędzić i ja (ja!) mam się zastanowić jak temat ugryźć. Ja się nie mam nad czym zastanawiać, ja mam pomysł na taki artykuł od dawna, ale niedoczekanie! Noooo, chyba że stanę się współautorką. Wtedy proszę uprzejmie.

Ta szkatułka odezwie się w poniedziałek.

Biegłam przez piątek goniona przez czas, ale każda gonitwa ma swój koniec. Jak to mówią: wszystko ma swój koniec, nawet wąż zaskroniec.

W końcu jestem w tramwaju, który mnie wiezie do domu. Lubię siadać w drugim wagonie, bo przez część trasy jestem w nim często sama. I kusi mnie jak nie wiem co, żeby sobie pośpiewać.

Jeszcze nie tym razem.

Nagle przez mój mózg przebija się informacja, że to nie jest zwykły weekend, lecz jest to weekend świąteczny.

Co za bałagan, żeby święto wypadało w weekend. Źle urządzone.

Ależ ze mnie maruda! Przecież dzięki temu, że w weekend to mam wolny poniedziałek poprzedzający inne święto. I będzie to czas wykorzystany na wycieczkę do Paryża.

Fiu, fiu! Do Paryża…

A tak! Właśnie do Paryża. Nigdy nie byłam, zaparłam się zadnimi łapami i nic, absolutnie nic nie było w stanie mnie przekonać, że warto tam jechać. Przereklamowany ten Paryż, mówiłam najczęściej, romantyczne miasto zakochanych bleeee… Urocza jestem, nieprawdaż?

Teraz się złamałam, bo to okazja nad okazje jest. Jak już sama pomyślałam, że emanacja mojej głupoty w odmowie byłaby zbyt daleko idąca, to powiedziałam noooo dooooobrze.

Królewna Gretchen się zgodziła. Jaka ona dobra, jaka miła, jaka wspaniałomyślna.

Ale o czym to ja chciałam?

Ach tak. Dotarło do mnie w tramwaju, że jest święto. Od razu mi się smutniej zrobiło z powodu tego święta, ale z drugiej strony to coś w tym dniu lubię. Może ciepło światełek? Może to, że nadal jeszcze to ja je stawiam, a nie mnie stawiają?

On przywlókł z pracy znicze, co może być dość zaskakujące jeśli wziąć pod uwagę, że nie pracuje w okolicach cmentarza, ale większość zagadek ma swoje wyjaśnienie.

Córka koleżanki jest harcerką i bierze udział w zorganizowanej akcji na rzecz. Tylko, że się dziewczynka wzięła i rozchorowała, a pieniądze zdobyte za znicze przeliczają się na jakieś punkty, które to punkty coś tam dają dziewczynce harcerce.

No to dziewczynka zagoniła mamę do rozprowadzenia tych zniczy po firmie. Bystre dziecko i cwane.

Tak więc dzięki różnym zbiegom okoliczności i naturalnemu rytmowi wszechświata jestem dobrze przygotowana do święta, które jest.

Można się zatem spokojnie wyspać.

Spokojnie nie oznacza długo, ale to już inna sprawa całkiem.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Hm,

apropos paszportu to też miałem zamieszanie i przez mą głupotę ominęła mnie Chorwacja i praca jako wychowawca na obozie młodziezowym:), wprawdzie kasa żadna prawie, ale nowe doświadczenie zawsze.
No, ale jak się w panikę wpadło, to się tak ma.
A paszport był w 3 dni:), ale niestety wcześniej już umowę zerwałem, bo na 100 proc nie byłem pewny, że mi wyrobią w półtora tygodnia, bo tyle do wyjazdu było.

A wiesz, ż ejak dobrze pójdzie, to może Paryż zobaczę koło lutego?Wprawdzie bez okazji żadnej i w sumie nie wiem, czy wyjdzie, ale mam plana w końcu do Francji pojechać, no:)

A i fajnnie ci wyszły te “dzienniczki paranoiczki”.
Znaczy i sformułowanie i tekst.


Gretchen

te formularze i formalności doprowadzają,

a pani proponująca rzeczywiście rezolutna:)

prezes,traktor,redaktor


Grzesiu

Trzeba było zaczekać trochę z tą Chorwacją. Ale co ma wisieć...

Skoro się wybierasz do Paryża po mnie, to zdam relację szczegółową. Specjalnie dla Ciebie.

Pewnie z obrazkami. Znaczy z pewnością.

:)


Max

Pani rezolutna, ale jaka teraz jest nowoczesność!

Dostajesz na papierku adres strony internetowej, oraz kod paskowy z cyferkami i możesz sam sobie sprawdzać czy ten wyczekiwany dokument już jest, czy nie.

Normalnie szok!

:))


To fajowo:)

o że rezolutna myślałem o tej pani dziennikarce:)

znaczy też rezolutna jak pani z okienka, no może nawet bezpretensjonalna :))

prezes,traktor,redaktor


Maxie

Dziennikarka nie mniej rezolutna.

Pani mi wymyśli artykuł, to ja go napiszę i opublikuję. I pieniądze wezmę.

Nie ze mną te numery.

:))


...i chwałę

na swoje konto zapiszę:)

a co!

tak się złożyło że dzisiaj oglądałem swój album z przłomu 2000/2001 z Prayża właśnie, i stoje sobie na tle Wieży i panoramy z Montmartra, kurcze fajnie było

warto chciażby pospacerować tymi uliczkami,

:)

prezes,traktor,redaktor


Max

No jak mówisz, że warto…

Przysięgam, że powiem uczciwie jakie były moje refleksje.

Ja, zdecydowana przeciwniczka tego symbolu, to obiecuję.

Zawsze to okazja, żeby wziąć aparat.

I odwiedzić grób Morrisona :)


Szanowna Pani Gretchen,

gdyby mnie ktoś zapytał, to bym powiedział, że poza Disneylandem, to ta wieża jest najlepszym (i jednym z niewielu) powodów odwiedzenia tego miasta. Ale ja jestem stronniczy.

Zdjęcie poniższe wykonało Dziecko, na szkolnej wycieczce. Moim zdaniem dobrze pokazuje, że wieża, to jest cóś!

Photobucket

Pozdrowienia


Panie Yayco

Za moich czasów to jeździliśmy na wycieczki szkolne do Zakopanego, ale dość dawno to już było. Teraz dzieci do Paryża jeżdżą. No, no.

Istotnie jednak zdjęcie wykonane, przez Pańską córkę daje mi pewien obraz, którego nie miałam, a co więcej nawet się nie spodziewałam.

Podobne uczucia przeżywałam pod wieżą w Pizie. Młoda wtedy byłam i śliczna nieprzytomnie, dodam dla epatowania . Zapierałam się zupełnie jak tego Paryża, ale już na miejscu, we Włoszech.

Wolałam siedzieć na plaży, a nie tam wieżę oglądać, którą milion razy widziałam w telewizji i na pocztówkach.

Ale pod naporem pojechałam i jak ją zobaczyłam to mnie zupełnie zamurowało. Kompletnie.

Piękna jest.

I choć zdjęcie paryskiej wieży, to nadal zdjęcie zaciekawiłam się nią poważnie.

O matko, jeszcze mi się ten Paryż spodoba.

Chociaż nadal mam nadzieję, że Gombrowicz miał rację. W końcu mu przecież uwierzyłam.

Pozdrawiam.


Gretchen

z tym “warto” to zależy tez trochę od nastawienia i oczekiwań

ja np. się nastawiłem ładnie kilka lat wcześniej, bo dostałem koszulkę Paris, czarną z wieżą ładnie wkomponowana,

także mi było łatwiej,

ale Francuzów nie polubiłem

Maja oni taką dziwną naturę , ze jak coś komuś się dzieje to są grzeczni i pytają czy wszystko w porządku

i niby w tym nic dziwnego, a zresztą opisze na przykładzie:

jechaliśmy samochodem poza Paryż, a było to w noc sylwestrową i wyładowaliśmy w rowie.

Nikomu nic się nie stało ale rów, to rów trzeba się wygrzebać (samochód też cały)

Przez 3 godziny nikt nam nie pomógł (dzwoniliśmy do naszego ubezpieczyciela itp.)

zatrzymywali się ludzie, a owszem ale pytali czy wszyscy żyją i nikt nie krwawi,

jako że nikt, nic to jechali dalej, aż się zlitował ok. 5 nad ranem pewien policjant- co to wiedział od początku o naszym pechu i przyjechał swoją terenówką i wyciągnął nas z kłopotu.

Koleżanka która mieszkała dwa lata we Francji stwierdziła że to normalka…

Co nie zmienia faktu że było pysznie w ogólności

pozdrawiam :)

prezes,traktor,redaktor


Panie Gretchen,

postęp Panią dziwi?

Ja też, będąc w Pani wieku, nie jeździłem do Paryża.

Teraz też nie jeżdżę, bo już byłem.

I co?


Max

Ze względu na liceum jakie kończyłam jestem mocno pozytywnie zindoktrynowana na Francję, ale to jest kolejna zagadka wszechświata niezwykle łatwa do wytłumaczenia.

Francuzi szanują, albo okazują odrobinę szacunku tylko tym, którzy wykażą się znajomością ich języka.

Teraz to już nie wiem czy podołam, ale zawsze mogę się starać :)

Im bliżej tym mniej we mnie zgryźliwej ciotki rozklekotki, a coraz więcej ciekawości.

But la femme e mobile

:))


Panie Yayco

Mnie postęp nie dziwi, a nawet mnie cieszy (o czym już gdzie indziej pisałam).

Też bym zapewne wolała za granicę jeździć w szkolnych czasach.

Nie udało się, ale byłam za to w szkole w Luksemburgu, w czasie wakacji. Język niewyparzony szlifować na obczyźnie.

Nawet się udało. Zaprzyjaźniłam się z jednym starszym Panem co w ichnich pociągach pracował, i jak wracałam wieczorami to zazwyczaj był.

To było naprawdę ciekawe z wielu względów. Myślałam nawet chwilami w obcym języku francuskim, zakochał się we mnie syn pewnego polskiego aktora (bez wzajemności) dzięki czemu po powrocie byłam na Skrzypku na dachu .
Zdawałam pisemną maturę z francuskiego.

Takie tam wspomnienia.

Pozdrawiam Pana.


Droga Gretchen,

po prostu uważaj bo możesz zrobić krzywdę na całe życie.Wiesz, że zdjęcie do paszportu nie może być z tzw.pełnym uśmiechem.
No więc słuchaj, ja po tym twoim tekście nie będę w stanie zachować powagi u fotografa, żadnego i przy żadnej okazji – będę rżała i parskała na widok aparatu – właśnie się śmieję od 15 minut (chyba mi się wytworzy reakcja psa Pawłowa).
Przypadkiem wczoraj musiałam poddać się torturze wykonania zdjęcia paszportowego. Cierpiałam do dziś nie uświadamiając sobie dlaczego, jedno celne sformułowanie i wszystko jasne – po tym zabiegu miałam odczucie identyczne do twojego tylko nie ubrałam go w słowa.
W związku z powyższym doradzam ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej :-)
Pozdrawiam,
ha, ha, ha
całkiem nie zadusznie,
hi hi hi
mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone w razie czego i tak będzie na ciebie :-)))
ps.
w Paryżu podoba mi się zwyczaj świętowania Wszystkich Świętych w postaci pogodnych o ile nie radosnych procesji z niesionymi przez młodzież wizerunkami
różnych świętych.Najchętniej pewnie zwiedziłabym barkę z “Domu nad Sekwaną” Warthona.
Czekam na twoją relację niecierpliwie.


Pani Gretchen

Mało jest miast które są dziełami sztuki. Paryż tak.
I nie mogę się powstrzymać przed spamowaniem, proszę wybaczyć.

Proszę uwazać na francuski, zwlaszcza na pewne wyznania:
je te kiiff

A w restauracji le Fouquets widocznej na pierwszym planie bywał Elvis Presley.
Piękny widok na Champs Elysées.
Pozdrawiam


Bianko

Niestrudzonej poszukiwaczce Uśmiechniętej Twarzy Boga nic nie grozi, tak myślę.

Osobiście, jestem zdania, że za mało się mówi o Jego poczuciu humoru :)

A co do zdjęć to słowo to, jest mocno przesadzone w odniesieniu do tych paszportowych zdejmowań twarzy.

Bardzo mocno. I tego się trzymajmy.

Pozdrawiam myśląc o ubezpieczeniu :))


Pani Agawo

A Pani jak wszyscy z tym Paryżem achy i ochy :)

No niech będzie, niech już będzie.

Obiecałam po powrocie zeznać uczciwie, to zeznam uczciwie.

Dziękuję za obrazki, wydają się zachęcające…

Trochę się boję, ale zapytam co znaczy słowo kiiff ?

Pozdrawiam niespokojna


Pani Gretchen,

uprzejmie proszę nie stosować słowa wszyscy, albo wyciąć moje wpisy, jeśli chce Pani, aby to co Pani napisała, miało jakiś sens.

Ja nie lubię Paryża i się nim nie zachwycam.

Pozdrawiam


Pani Gretchen

Alez prosze sie nie niepokoic:

je te kiiff – lubie cie bardzo
je te kiff de trop – kocham

Wspolczesny francuski staje sie coraz bardziej egzotyczny, wplyw arabskiej kultury ewidentny.
A czemu Gombrowicz zniechecil Pania do Paryza?


Panie Yayco

Dał się Pan sprowokować :)

Mówiąc wszyscy miałam na myśli nie wszystkich, lecz niemal wszystkich. Znakomitą, przytłaczającą wielkość populacji światowej.

Pan znajduje się w tej mniejszości co ja choć jest Pan bardziej wiarygodny, bo był Pan tam.

Powodów do wycinania Pana zatem nie znajduję, proszę Pana.

Tym samym pozdrawiam Pana


Pani Gretchen,

proszę wybaczyć, bezpośredniość, ale pisze Pani bzdury.

Gretchen

Mówiąc wszyscy miałam na myśli nie wszystkich, lecz niemal wszystkich.

Na poziomie logicznym, to równie dobrze mogłaby Pani napisać, że pisząc koty, miała Pani na myśli nie koty, ale białe koty.

Pani upór jest zabawny, ale tak czy inaczej to nonsens.

Pozdrawiam


Pani Agawo

No naprawdę jestem wstrząśnięta, że tak daleko to zaszło.

Gombrowicz drwił z Paryża, z jego klimatu, nadęcia. Kłócił się z Paryżem, żeby nie powiedzieć walczył.

W Dzienniku pisał tak o Luwrze:

“Tłok na ścianach, wywieszenie tych obrazów głupie, jeden obok drugiego. Czkawka tego nagromadzenia. Kakofonia. Karczma. Leonardo bije się po pysku z Tycjanem. Zez tu wszechwładnie panuje bo, gdy patrzysz na jedno, drugie włazi ci w oko z boku… Chodzenie od jednego do drugiego, stawanie, przyglądanie się, odchodzenie, podchodzenie, stawanie, przyglądanie się. (...)

Aż w końcu dochodzisz do tego świętego zakątka, gdzie króluje ona, Gioconda! (...)
Codziennie od pięciu wieków gromadzi się przed tym obrazem tłumek aby doznać kretyńskiego rozdziawienia gęby, ta sławna twarz codziennie ogłupia im twarze… pstryk! Amerykanin z aparatem fotograficznym. Inni uśmiechają się pobłażliwie w błogiej niewiedzy, że ich kulturalna pobłażliwość jest nie mniej głupia.

W ogóle głupota przewala się po salach Luwru. Jedno z najgłupszych miejsc świata. Długie sale…

Czterdzieści tysięcy malarzy w tym mieście, niczym czterdzieści tysięcy kucharzy! Wszystko to dłubie się w piękności.”

Witold Gombrowicz, Dziennik 1961 – 1966, Wydawnictwo Literackie

To tylko naprawdę drobna namiastka naśmiewania się Gombrowicza z Paryża i Paryżan.


Panie Yayco

Na poziomie logicznym to jest bzdura, przyznaję.

Tak sobie zażartowałam zwyczajnie.

Bez pretensji do żartu głębi.

Również pozdrawiam.


Panie Yayco

Zadziwił mnie Pan niechęcią do tego miasta.
Moze nie pokazywal go Panu ktoś kto je zwyczajnie lubi.
Harmonia, estetyka, perspektywa stworzona przez Haussmanna, wspaniałe bulwary, wdzięk i elegancja.
Piekno architektoniczne polączone z harmonią zabudowy.
Dzieło sztuki.
A może nie lubi Pan mieszkanców?


Pani Agawo,

nie wydaje mi się.

Zapewne bariera językowa odgrywa jakąś rolę, alenie zasadniczą, bo umiem porozumiewać się na migi.

Ja po prostu źle się czuję w Paryżu.

Podobnie jak w Pradze (która bardzo Paryż mi przypomina). Albo w Widniu, który też jest piękny, jak go brać tak kawałek, po kawałku. Albo w Linzu, którym się ludzie zachwycają, a ja po kwadransie chciałem wyjechać.

Podoba sę mi paryska architektura. Smakuje mi pieczywo. Ale nie lubię tam być.

Nie zamierzam tego drążyć. Nie wybieram się do Paryża.

To trudne jest do wytłumaczenia.

Gdybym mógł gdzieś wyjechać na weekend (a nie mogę, bo sam sobie tę możliwość odebrałem) to pojechałbym do miasta które znam i lubię: do Londynu, Amsterdamu, Grazu, Czeskiego Krumlova, Rzymu albo Lizbony. Żeby odpocząć w miejscu, gdzie się uśmiecham sam z siebie.

Może pojechałbym do jakiegoś miasta, w którym jeszcze mnie nie było, ale nie pojechałbym do Paryża. Już byłem.

Całkiem niedawno się nad tym zastanawiałem i znalazłem tylko jeden powód dla którego mógłbym tam pojechać. Bardzo prywatny (proszę nie pytać) i całkowicie niemożliwy do spełnienia.

Pozdrawiam, przepraszająco


Pani Gretchen

I moze dlatego tak byl ceniony przez francuskich krytykow literackich.
Jego styl i charakter : dumny, arystokratyczny, gorzki, arrogancki.
Zaliczany do wielkich, przez Francuzow zreszta.


Gretchen

Gretchen

Osobiście, jestem zdania, że za mało się mówi o Jego poczuciu humoru :)

To ja od razu zapowiem, że na Wielkanoc zamierzam zapodać stosowne kazanie. Z odwołaniami do Monty Pythona.

:)

PS. Ujęłaś mnie po raz kolejny. Dzienniki czytywałam maniacko, jeżdżąc tramwajami (najczęściej w drugim wagonie z przodu, tam, gdzie jest taka niby-kabina) do gimnazjum, z Bielan na Ochotę.
W końcu mi się znudziło, ale dalej uważam to za najlepszą część jego literatury. Nawet Ferdydurke nie ma startu.


Pani Agawo

Bo Gombrowicz wielkim pisarzem był!

I zachwyca.

:)


Pino

To czekam do Wielkanocy. Zawsze to kolejna okazja do ćwiczenia cierpliwości…

Co do Gombrowicza to zgadzam się całkowicie.

Niestety ukształtował mój charakter wredny, dodając mu tego złośliwego szlifu…

Przez niego dotąd nie byłam w Paryżu. O innych konsekwencjach nie wspomnę.

Dzienniki chyba przeczytam jeszcze raz. Bo jak szukałam tego cytatu to mnie pochłonęły na nowo.

:))


Gretchen

do butów kolor pyszny :)

ale wiedz że sa tu w pobliżu różne marudy którym wiesz, nie w kolor:)

prezes,traktor,redaktor


Max

Grunt, że do butów pyszny.

Marudom każdy kolor nie w kolor.

O!

:)


Pan Panie Maxie,

już naprawił monitor?

Tak pytam. Z życzliwej ciekawości.

Pozdrawiając


Panie Yayco

Że niby co?


Pani się treraz nazywa Max,

Pani Gretchen?

Dziwne, ale to może od tego kukania, czy co…

Pozdrawiam nieco zaniepokojony


Panie Yayco

A wie Pan, że nie?

Ot się zaciekawiłam, jak to ja przecież.

Przed chwilą się zaciekawiłam znów w innym miejscu.


Ciekawość, no proszę ,

oto kolejna cnota żeńska.

Proszę ją dopisać do listy społecznych oprzędzeń jakich jest Pani ofiarą.

Pozdrowienia


Panie Yayco

a jakże, nawet cieakwe Pan ma te kolorystyczne gusta, chyba że to z braku laku

ale nie ukrywam że Gretchen ma…inne równie frapujące:)

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie

no co ja zrobię, jeżeli nic czarniejszego nie ma na składzie?

Pozdrowienia


Subskrybuj zawartość