Demony i zwykła głupota


 

Najpierw muszę pochwalić publicystkę Rzepy, Panią Maję Narbutt za tekst „Uzdrowiciele i demony” – z sobotniej Rzeczpospolitej, ponieważ bardzo rzadko można przeczytać głos, nawet nie sprzeciwu, ale choć delikatnie poddający w wątpliwość sensowność zalewającej nas fali pseudonauki, hochsztaplerki oraz pospolitej głupoty.

Co prawda „lid” artykułu odrzuca mnie na 100 kilometrów, gdyż zawiera w sobie wszelkie możliwe błędy popełniane przy opisywaniu przez laików tego przemysłu – bo to jest prawdziwy przemysł – niemniej z samego artykułu można się dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy. Dobre i to!

Oto ten „lid”

„Czy ksiądz z Ugandy, przyjmujący w polskich kościołach, wskrzesza zmarłych? A lekarstwo homeopatyczne może być wstępem do opętania przez demony? I dlaczego księża i teolodzy katoliccy mają sprzeczne zdania o medycynie niekonwencjonalnej?”

Odpowiadam najpierw na pierwsze i trzecie pytanie. Nie wskrzesza i nie będzie wskrzeszał choćby nadął się jak balon, wrzeszczał jak opętany i nawet popuścił w portki – nigdy nie będzie niczym więcej niż pospolitym maniakiem religijnym.

Wstyd wielki, że spotkania z Jonem Boshoborą organizowane są w kościołach i do tego przez Dominikanów. Daleką – widzę – drogę przebył zakon św. Dominika!

Pytanie trzecie jest w charakterystyczny sposób niekonkretne, ponieważ pod nazwą „medycyna niekonwencjonalna” występuje też pewnie picie ziółek na zgagę. Sądzę, że chodzi tutaj o praktyki bardzo, bardzo niekonwencjonalne, a są to bez żadnego wyjątku zupełnie bezużyteczne i szkodliwe, bo często prowadzące do zaniechania normalnej terapii, nastawione na wyłudzenie forsy z naiwniaków sztuczki.

Co do homeopatii to każdy przytomny na umyśle człowiek może we własnym zakresie przeprowadzić stosowny eksperyment. Kupujemy w sklepie setkę wódki. Wypijamy ją a z zakrętki wytrząsamy krople do uprzednio przygotowanego wiadra napełnionego wodą. Następnie potrząsamy przez godzinę wiadrem, a kiedy mamy już dość bierzemy jedną kroplę płynu z wiadra i wkraplamy ją do uprzednio napełnionej wodą 200 litrowej beczki. Przerywając w tym momencie proces rozcieńczania, bo nie każdy ma w domu basen, którym potrafi potrząsać w odpowiedni sposób – napełniamy starannie wygotowane butelki naszym roztworem i organizujemy imprezę na której w sposób homeopatyczny wraz z naszymi gośćmi zalewamy pałę.

Tyle o samym „lidzie” bo to jest „temat rzeka” a nie przyszedłem tutaj pisać książki o ludzkiej ciemnocie.

Podoba mi się, że ugandyjski ksiądz “wskrzeszasz i uzdrowiciel” w jednym – ma doradcę, który ma nadzieję, że w Warszawie zostanie na potrzeby tych płatnych przecież wygłupów udostępniony stadion 10 lecia! Szybko się zabrał – nie ma co!

Większość tekstu zajmują wywody czy przyjmowanie za dobrą monetę szarlatanerii paranaukowej nie jest szkodliwe dla życia duchowego. Cytowane są wypowiedzi księży i hierarchów, a także omawiane poglądy Tomasza Terlikowskiego, Pawła Mielcarka i demoniczne demaskacje Roberta Tekieli.

Wszystko to bardzo zajmujące, a pisze się tam między innymi o radiestezji. Napiszę na jej przykładzie, bo bieganie z rozdwojonym patykiem ma być rzekomo skuteczniejsze niż ta cała nudna geologia ( ukłony dla Pana Starego)

Artykuł pozostawia nam mniej więcej taki wybór, że albo jest to doskonały i niemalże naukowy sposób wykrywania wody i innych substancji zalegających pod powierzchnią gruntu, albo wręcz szatańska sztuczka.

Zwolennikom takiego „albo – albo” przy okazji przypominam, że przeprowadzone z zachowaniem staranności eksperymenty sprawdzające zdolności różdżkarzy dały nieodmiennie wynik negatywny.

W najgłośniejszym z nich Randi poddał badaniu grupę różdżkarzy o wybitnych zdolnościach ( niektórzy skutecznie wykrywali wodę posługując się li tylko mapami ) Wszyscy zgodzili się na warunki eksperymentu polegającego na tym, że na niewielkim placyku Randi przeprowadził kilka rur z płynącą nimi wodą i po przykryciu ich kilkunastometrową warstwą ziemi dał różdżkarzom pole do popisu.

Mieli tylko zaznaczyć na planie przebieg tych rur, co dla takich mistrzów nie powinno być przecież żadnym problemem. I co?

Nikt z zebranych nawet się nie zbliżył do prawdziwego rozkładu rur z płynącą wodą.

Skoro zatem sztuka diabelska – to diabeł coś nie bardzo kompetentny.

Ale, co Randi powtarza przy każdej okazji – siła oddziaływania środowisk sceptycznych jest nikła wobec fali bez refleksyjnie powtarzanych w mediach bredni.

On sam na przykład przed kamerami ponad sto razy powtórzył słynną operację bez użycia skalpela, przeprowadzaną przez filipińskich oszustów, na ludziach szukających cudownego sposobu pozbycia się nowotworu – a przecież od czasu do czasu można natknąć się w mediach na opisy tego podłego szalbierstwa.

Piszę o tym i chwalę ten pełen sprzeczności i nieporozumień artykuł, bo każda próba krytycznej weryfikacji tych bredni jest cenna, o ile pojawia się w szeroko kolportowanych mediach. Na bezrybiu – jak to mówią – i rak ryba.

Całość artykułu tutaj:

http://www.rp.pl/artykul/61991,229586_Uzdrowiciele_i_demony.html

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Jakiś Simon Mol w kościelnym wydaniu

Zresztą Maja Narbutt napisała o nim kiedyś niezły artykuł.
O Wołyniu miała świetny tekst, “WOŁYŃ: Pamięć i zapomnienie” z 07.08.2004, niestety dostępny w płatnym archiwum Rp.


Hm, pewnie nie można

jakichś nadprzyrodzonych wydarzeń wykluczyć, ale większość tych różdżkarzy, uzdrawiaczy itd to żeruje na naiwności i tyle.
A że Dominikanie (w sumie ten zakon raczej z rozsądkiem mi się zawsze kojarzył) lansują tego księdza z Ugandy , wskrzeszającego niby, dziwne.

A w ogóle mi tym artykułem z “Rz” i swoim tekstem przypomniałeś, że dawno żadnego horroru nie oglądałem.

pzdr


Niedawno

Kłóciłem się z kolegą, który nota bene Kosciół i religię w ogóle ma za opium dla mas i w ogóle ciemnotę, na temat astrologii. Ówże wykształcony nowoczesny młody inżynier (!), gorąco mnie przekonywał, że nie można odrzucać tej nauki (mowa o astrologii!) tylko dlatego, że nie ma na jej prawdziwość niezbitych dowodów. Bo być może jutro się znajdą. A tymczasem możemy sobie wyobrazić, że gwiazdy mogą mieć wpływ itd. i zaufać świadectwom milionów much.

Awantura sięgnęła apogeum, gdy zaprotestowałem przeciw określaniu astrologii nauką i określiłem ją jako wierzenia. Żadnym, ale to żadnym argumentem dla mego adwersarza nie był fakt, iż nawet w dobie gender studies brak wydziałów astrologii na uniwersytetach całego cywilizowanego świata. Argumenty o metodzie naukowej bazującej na empirii, dających się powtórzyć doświadczeniach, logice, związkach przyczynowo-skutkowych etc, etc. również trafiały w próżnię.


Odysie

Argument, że “jutro się znajdą” jest typowy dla obrońców paranauki.
Drugim – najbardziej chyba szkodliwym jest taki, że skoro tyle się o tym mówi to musi coś w tym tkwić.
Przedziwne, że wymysły ludzi, ktorzy o wszechświecie mieli – wedle dzisiejszej wiedzy – zupełnie bajkowe wyobrażenie – dzisiaj są traktowane jako cos powaznego i godnego uwagi.
Tak jak światło elektryczne wypłoszyło upiory, strzygi i takie tam różnosci, tak te brednie odrodziły się akurat wraz z rozwojem nauk ścisłych.
To dość niezwykłe i marnie nam wszystkim wróży.
Pozdrawiam


Grzesiu

Nikt nie wyklucza wydarzeń nadprzyrodzonych, wydarzeń których nie potrafimy wytłumaczyc przy pomocy dostępnej nam wiedzy naukowej. Nawet taki “młot na cudowności i new age” jak Randi.
On tylko zauważa, że przez pół wieku odkąd zajmmuje się demaskowaniem szalbierstw paranaukowych – nigdy nie udało się mu się natrafic na coś, co mógłby potwierdzić naukowo jako nadzwyczajną zdolność lub cud.
Dominikanie – aj! – Ojciec Bocheński przewraca się w grobie, że o dawnych inkwizytorach nie wspomnę.


Dymitrze

Chwalę za samo podjęcie tematu, ale mogłaby nieco “przysiąść fałdów” bo nieintencjonalnie powiela pewne schematy myślowe korzystne dla tych maniaków.
Pozdro


JJ

Pod koniec lat siedemdziesiątych, oprócz knucia, “robiłem w Harrisie”, tzn. byłem jednym z organizatorów mityngów warszawskich, m. in. tych największych, na 25.000 osób z okładem. Odbywały się one i owszem u Dominikanów na Freta, ale zakon wyłącznie użyczał miejsca i sam się nie angażował. No i nie było kwestii kasy, bo wszystko było za friko.

Organizatorzy wywodzili się z kręgów KIK-owskich i opozycyjnych, pod patronatem kilku arystokratów (pardą), którzy jako pierwsi zaprosilii Harrisa do Polski, po skorzystaniu z jego usług w Londynie i Paryżu.

Piszę, bo chociaż sam mam podobnie jak Ty bardzo racjonalny stosunek do tematu, doświadczenia ówczesne spowodowały, że ta racjonalność stała się mniej kategoryczna. Do dziś wspominam te spotkania z wielkim sentymentem, do dziś pamiętam, komu z moich “pacjentów” spotkanie z Clive’em pomogło w sposób znaczący i trudny do racjonalnego wytłumaczenia.

To tyle, w ramach zdania odrębnego.

Ksiądz Boshobora pod patronatem Dominikanów budzi we mnie refleksje podobne do Twoich. A jeśli chodzi o przepis na homeopatyczną gorzałę to ++++ :-)

Właśnie lecę do apteki po Oscillococcinum dla pani merlotowej.

Pozdrowienia dla Iwony,


O jo joj!

No to jazda:

Jezus: “Nie wskrzesza i nie będzie wskrzeszał choćby nadął się jak balon, wrzeszczał jak opętany i nawet popuścił w portki – nigdy nie będzie niczym więcej niż pospolitym maniakiem religijnym.”
Że o uzdrawianiu oraz jego własnym zmartwychwstaniu nie wspomnę.

Ojciec Pio: Nie uzdrawiał i nie będzie uzdrawiał “choćby nadął się jak balon, wrzeszczał jak opętany i nawet popuścił w portki – nigdy nie będzie niczym więcej niż pospolitym maniakiem religijnym.”
Że o stygmatach i bilokacji nie wspomnę.

A skoro było ich co najmniej dwóch, to raczej:) fałszywe jest stwierdzenie, “że chodzi tutaj o praktyki bardzo, bardzo niekonwencjonalne, a są to bez żadnego wyjątku zupełnie bezużyteczne i szkodliwe, bo często prowadzące do zaniechania normalnej terapii, nastawione na wyłudzenie forsy z naiwniaków sztuczki.”
(pokreślenie moje)

ROTFL.

Teraz dopiero narażę się na powszechny ostracyzm, bo powiem, że po kilkumiesięcznym oczekiwaniu na geologa byłem zmuszony skorzystać z usług “faceta, który biega z rozdwojonym patykiem”. Nie potrafię określić na ile ten “patyk” okazał się skuteczniejszy niż mapy geologa (bo ten się nie pojawił), ale muszę stwierdzić, że wiercenie odbyło się na głębokość dokładnie przewidzianą “patykiem” i w miejscu przez “patyk” wskazanym.
Nadto spieszę donieść, że naśmiewając się początkowo z “proroctw patykowych” o czystości mikrobiologicznej znalezionej wody i lekkim przekroczeniu stężenia jonów żelaza, przestałem się śmiać kiedy odebrałem wyniki naukowych badań próbki, którą dostarczyłem do SANEPIDU.

I jeszcze jedno spostrzeżenie, tym razem z dziedziny ekonomii. Od wielu lat “przewiduję” wzloty i upadki giełdowe za pomocą metody, która jest uważana za nienaukową przez większość naukowców ekonomicznych. Z całkiem niezłym skutkiem (przewidując głębokie październikowe spadki “pomyliłem” się o kilkanaście punktów na WIG-20 i DJIA :).

A przecież to skandal i hochsztaplerstwo czystej wody wymyślić metodę, która w swoich założeniach odwołuje się do psychologii tłumu, fraktali (a wymyślona została kiedy psychologia społeczna była w powijakach a o fraktalach jeszcze nikt nie słyszał) i ciągu Fibonacciego. Zgroza! – powiadam wszystkim. Elliott był wariatem, naciągaczem. Taaa…

I żeby była jasność – uważam, że po świecie maszerują tysiące hochsztaplerów, którzy naciągają ludzi na koszty i złudne nadzieje. Z drugiej jednak strony mam jakieś wewnętrzne przekonanie, że istnieją na świecie rzeczy i ludzie, o których się filozofom nie śniło. Czy jakoś tak.

Z “szamańskim” pozdrowieniem. :)


Kazik

Od końca, czyli od różdżki. Jeśli masz kontakt z tym radiestetą – to mam dla niego linka za milion dolarów. Jak zdobędzie tę miłą sumkę niech Ci odpali 200 000 a ty mi za narajenie takiego biznesu choc z 50, ok?

http://www.zmp.ifd.uni.wroc.pl/asz/studenci/sprawa_rozdzkarstwa.html

Co do punktu pierwszego, to wedle mojej wiary – Jezus był Synem Bożym i jego cudów nie bardzo przystoi rozpatrywać razem z jakimś księdzem z Ugandy, a nawet Ojcem Pio – którego zarówno cuda jak i działalność wzbudza także dzisiaj w samym kosciele wiele wątpliwości oraz pytań.

Niemniej zarówno sprawy stygmatów jak i bilokacji (?) tego słynnego zakonnika pozostwię chętnie do roztrząsania fachowcom.
Pozdrawiam


Merlot

Harris to nie moja epoka, ale pewnie na jakość wspomnien ma wpływ fakt, że …skoncze koment w domu. Muszę lecieć!


Panie Jacku

“Niemniej zarówno sprawy stygmatów jak i bilokacji (?) tego słynnego zakonnika pozostwię chętnie do roztrząsania fachowcom.”

Szkoda, że Pan wcześniej na ten pomysł nie wpadł.
Pani Narbutt jest fachowcem? :)

Pozdrawiam.


Pragne donieść

że mój stryjeczny dziadek łaził po wsiach z rozdwojonym patykiem. Nie żyje więc nie bedę go wysyłał po bańkę zielonych. Nie wiem co powodowało, ze lud ciemny przyjeżdżał do owego dziadka by połaził po ich podwórzu z patykiem niemniej w okolicy fama szła, że Daniło jak z patykiem połazi to pokaże gdzie kopać pod studnię. Musiało się kajsik sprawdzać, bo dziadek Daniło na brak kumów nie narzekał. Z patykiem łaził za darmo czyli za fatygę dostawał garnuszek gorzały czasem więcej niż garnuszek.


Kazik

Pani Narbutt fachowcem nie jest, co wynika choćby z mojego tekstu. wyraźnie napisałem, że chwalę ją za podjęcie tematu, nie zaś za merytoryczną zawartość tekstu.
Mogę napisać wiarygodny – znaczy – oparty na mojej najlepszej wiedzy tekst na te tematy, ale najpierw muszę opracować plan. Widzi Pan – trochę kumam te sprawy – można przyjąć, że zwalczanie zabobonów jest jakimś tam moim hobby i dlatego ciężko mi o tym pisać w taki sposób by mieściło się to w jakichś rozsądnych ramach.
Być może będę pisał jeden taki tekst co niedzielę? Nie wiem jeszcze.

W każdym razie siły nie są równe i postaram się coś w moim minimalnym zakresie zadziałać by trochę lepiej się rozłożyły.
Pozdrawiam


Panie Piotrze

To już mi zaczyna zaczyna przypominać poezję:

“Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.
Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,
Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce;
Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!
Miej serce i patrzaj w serce!”

Ale i to mnie nie wzrusza specjalnie – będę się zwyczajnie cieszył, gdy ktoś przewróci ten mur zbudowany przez Randiego. To nic wielkiego “podwójny ślepy test”
Proszę zapoznać się z podlinkowanym tekstem. Randi przyznaje w nim, że tak czy tak radiesteci są bardzo uczciwi i prawie nie zdarza się by umyślnie oszukiwali.
Poza cudownościami jest jeszcze miłość i dobra obserwacja przyrody. Pewnie stryj Daniło doskonale rozumiał przyrodę, żył przyrodą w miejscu gdzie przyszło mu żyć.
serdecznie pozdrawiam!


Merlocie

Fakt, że irracjonalizm bywał odtrutką na ponury pysk komuny jest oczywisty.
gdybym wówczas napisał gdzieś, nawet w podziemnym piśmie – taki tekst jak dzisiejszy, byłbym niezawodnie uznany za komucha, niedowiarka a może nawet agenta.
O Jezu! Pozdrawiam!


Panie Jacku

Ja ze stryka nie chcę robić jakiegoś medium. Może i szczwany był. ja tak tylko informacyjne, że łaził z patykiem.

A cioteczka Aniela miewała sny. Znaczy się jak jej się śnił powinowaty nieboszczyk to niechybnie deszcz był. Ona w piękny słoneczny poranek wychodziła na werandę i wieszczyła deszcz, bo jej się śp. kuzyn Albin przyśnił.

Bajdy nie bajdy, ale to swój urok miało, a nie jakieś mierniki, czytniki migotliwe światełka i bezduszna technika naigrawająca się z człowieka.

Z uzdrowicielami to ostrożnie. Jak kto chce wierzyć to nic mi do tego, ale zawsze można po faryzejsku zawyrokować, że Ten nie wygania demonów inaczej jak tylko przez Belzebuba, księcia demonów.


Panie Jacku

Czy mam rozumieć, że Pan jest fachowcem od zrywania kurtyny z zabobonów?

Nie zależy mi na tym, czy będzie pan “zwalczał zabobony” w formie niedzielnych kazań czy miesięcznych oświadczeń. Chciałem Panu tylko pokazać, że w Pańskim pisaniu jest trochę nielogiczności.
Z jednej strony tworzy Pan kategoryczne sądy, że wszelkie niekonwencjonalne praktyki są szalbierstwem, bo nie znajdują (jeszcze?) naukowego uzasadnienia. A z drugiej strony obrusza się Pan kiedy podaję najbardziej chyba znane w historii świata przykłady szalbierskiej (bo też nieudowodnionej naukowo) działalności Człowieka, który dla Pana jest Synem Bożym (co przyjmuje Pan za twierdzenie prawdziwe również bez naukowego dowodu).

Przepraszam Pana niejako na zapas, bo w żadnym razie nie chcę urazić Pańskich uczuć. Tym bardziej, że sam daleki jestem od negacji istnienia Jezusa i niepojętych przejawów Jego działalności.
Różnica między nami w tym temacie (moim zdaniem) polega na tym, że Pan szczerze wierząc w Jedno (bez racjonalnych podstaw) zamyka się na Drugie (w równym stopniu naukowo niepoznane). Ja do niepoznanego podchodzę sceptycznie (jak pies do jeża, co do zasady) ale dopuszczam, że to co teraz jest uznawane za szalbierstwo być może kiedyś zostanie opisane przez naukę.

Parę setek lat temu z Galileusza zrobiono heretyka, bo sam nie za bardzo potrafił udowodnić swoje “ diabelskie bredzenia”. Da Vinci bez opieki możnych spłonąłby na stosie za swoje “czarnoksięskie” lotnicze wizje. I tak dalej….

Jednym zdaniem, Pańskie podejście do tematu wydaje mi się niespójne.
Ale ponieważ jest to tylko moje zdanie, więc nie ma powodu żeby się Pan nim przejmował.

Pozdrawiam.


Subskrybuj zawartość