Wysłuchałem dziś (11. kwietnia 2013. roku) w radiu BBC 2 dyskusji na temat „Czy kierowca powinien wyrzucić z autobusu matkę z płaczącym dzieckiem?”. Oczywiście część dyskutantów uważała, że matka ma uciszyć dziecko, a gdy nie da rady, to może być wyrzucona, inni twierdzili, że kierowca, któremu przeszkadza płaczące dziecko powinien zmienić zawód. Natomiast nikt nie zastanowił się dlaczego matka może mieć problem z uciszeniem dziecka. Jak uciszyć dziecko, które histeryzuje w publicznym miejscu, gdy danie klapsa, najskuteczniejszej i najłagodniejszej w tej sytuacji reakcji, może skończyć się ukaraniem dziecka przez państwo i odebraniem go rodzicom. Ta banalna sytuacja pokazuje jaką głupotą jest wpieprzanie się państwa tam, gdzie nie powinno. Wychowanie dzieci to sprawa rodziców i państwo ich w tej dziedzinie nie zastąpi. Nawet jeśli rodzice są toksyczni, to są lepsi niż biurokracja i chłód instytucji opiekuńczych. Oczywiście warunki materialne w placówkach bywają lepsze niż w niektórych domach, ale z bogatych domów rekrutuje się równie wiele osób z zaburzeniami co z biednych. Bogactwo nie jest czynnikiem wpływającym na jakość wychowania. Warto by różnej maści nawiedzeni zwolennicy bezstresowego wychowania przemyśleli to proste stwierdzenie.