Wczoraj w Warszawie miała miejsce „Parada równości”, o czym uprzejmie donosiła radiowa „trójka”. Żeby ustusunkować się do tego zjawiska sięgnąłem do internetowej encyklopedii PWN i przeczytałem:
parada [fr. < łac.], wojsk. popis, uroczysta ceremonia;
przegląd wojsk z okazji święta, połączony z defiladą.
Co to ma wspólnego z przemarszem aktywistów gejowskich walczących z kulturą polską? Zaiste nie jestem w stanie zrozumieć. Chyba że rzeczownik „równość” ma funkcję niwelującą, tak jak przymiotniki „socjalistyczny” i „ludowy”. Jeśli „parada równości” ma się tak do „parady” jak „demokracja socjalistyczna” do demokracji, to wszystko mi się zgadza.
A swoją drogą ciekawe skąd się biorą ci naiwni biorący udział w owym pochodzie gejowskich aktywistów paplący coś o walce o ich prawa. Kto w Polsce prześladuje homoseksualistów czy gejów? Kto łamie ich prawa? Natomiast domaganie się nazywania związku dwóch panów/pań małżeństwem, jest ewidentnym łamaniem praw całego narodu do posługiwania się językiem niezaśmieconym bezsensownymi produktami politycznej poprawności.
Precz z brukselską nowomową!