Uważam, że najważniejsze w wychowaniu są: stałość, stanowczość i konsekwencja. Zawsze powtarzam, że jako rodzice pozwalamy na zbyt wiele, zamiast wprowadzać jasne zasady i normy. Stosując reguły i podejmując właściwe decyzje, jesteśmy w stanie osiągnąć zaskakująco wiele!
Pani Dorota Zawadzka pisze wprost, co jest dla niej istotą wychowania. Stałość, stanowczość i konsekwencja, to najważniejsze jej zdaniem cechy jakie należy zaszczepić dziecku. Trudno dyskutować z przekonaniami. Ja wolę, żeby moje dzieci były krytyczne, nie ulegały autorytetom, a co najważniejsze, by miały szanse na szczęście. To jest znacznie ważniejsze moim zdaniem, a co na ten temat myśli czytelnik, to już zupełnie inna sprawa.
Pozwalanie na wiele nie kłóci się z jasnymi zasadami. Im mniej zasad, tym jaśniej mogą być sprecyzowane. Zatem powtarzanie głupot wychodzi pani Dorocie Zawadzkiej bardzo dobrze. Równie wiele, a pewnie więcej, można osiągnąć pozostawiając dziecku maksimum swobody, a pilnując tylko tego, co istotne.
Swoją drogą, skąd rodzice mają wiedzieć jakie decyzje są właściwe? Bo przecież nie od „najwspanialszej” niani.
Często nie potrafimy odczytać potrzeb własnych dzieci. One z kolei umieją wymyślać absurdalne i niewykonalne zachcianki wyłącznie po to, aby zaobserwować naszą reakcję, przekonać się, na ile mogą sobie pozwolić i które z życzeń jesteśmy w stanie spełnić. Taka próba sił rozgrywa się nieomal w każdej rodzinie. W ten sposób nasz syn lub córka dowiadują się, co jest dozwolone, a co zabronione.
Jak zwykle mieszanka firmowa oczywistości i fałszu.
Rodzice mogą mieć problem z odczytaniem potrzeb dziecka. Co ma to wspólnego z próbą poszerzania granic przez dziecko? Przecież cały proces dorastania, to przesuwanie granic i to w sensie przenośnym jak i zupełnie dosłownie. Traktowanie tego jako próby sił świadczy o zupełnym niezrozumieniu rozwoju dziecka, przez panią Dorotę „rozwojową” Zawadzką.
Tego co jest zakazane, dziecko powinno dowiadywać się od rodziców w formie komunikatu „Jak jeszcze raz tak zrobisz, to …”. W miejsce kropek należy wstawić sankcję za złamanie reguł. Wbrew bzdurom upowszechnianym przez panią Dorotę Zawadzką, klaps jest jedną z najlepszych sankcji. Przy czym „najlepsza sankcja” oznacza nie tylko środek skuteczny i łatwy w użyciu, ale również stosunkowo mało destrukcyjny dla relacji rodziców z dzieckiem.
Natomiast będąc karanym za jakiś czyn dziecko dowiaduje się jak sankcja jest stosowana w praktyce za złamanie zakazu. A wachlarz jest bardzo szeroki. Od „niezauważenia” przez rodziców „przestępstwa”, poprzez klaps, pogadankę umoralniającą, po tak humanitarne kary jak nieoglądanie dobranocki przez tydzień lub coś równie absurdalnego.
Czytelny zestaw zakazów i praw sprawia, że dziecko może się bezpiecznie poruszać w najbliższym otoczeniu. Jeśli wyznaczone przez nas granice są stałe – wyraźnie określone i konsekwentnie przestrzegane – zapewniamy naszemu dziecku poczucie bezpieczeństwa i uczymy świata, w którym to dorosły ustala reguły.
Stałe granice kojarzą mi się z dowcipem, w którym syn siedzi za biurkiem w kojcu i mówi do ojca siedzącego za takim samym biurkiem obok kojca, „Może czas poszerzyć zakres mojej swobody?”. Przesadzanie ze stałością i konsekwencją ma bardzo poważne następstwa.
Żeby dziecko mogło bezpiecznie poruszać się nie tylko w najbliższym otoczeniu (aby mogło wyjść z kojca) zestaw zakazów i praw powinien być nieczytelny? Jakie znaczenie dla bezpieczeństwa dziecka ma czytelność zakazów i praw? Dla poczucia bezpieczeństwa może mieć całkiem duże, ale bezpieczeństwa i poczucie bezpieczeństwa, to zupełnie różne rzeczy.
Świat ustala reguły sam i dorośli tak samo muszą się do nich naginać jak dzieci. Zatem nie należy łudzić dzieci, że jak dorosną, to będą mogły robić, co im się będzie podobać. Uczenie dzieci, że to dorośli ustalają reguły, jest zwykłym oszukiwaniem ich, a tego należy w wychowaniu unikać. Proza życia nie wygląda tak różowo jak to pani Dorota Zawadzka swoim dzieciom malowała.
Jeśli jednak dziecko przejmuje kontrolę nad nami, zaburzamy jego obraz świata. Mały tyran odczuwa niepewność i lęk, jeśli bowiem udało mu się podporządkować sobie rodziców, kto będzie stał na straży jego bezpieczeństwa? Kto go obroni, gdy przyjdzie prawdziwe zagrożenie?
Jeśli dziecko jest w stanie kontrolować rodziców, to nie są oni w stanie zaburzyć niczego. „Mały tyran” może nie przewidywać sytuacji, w jakich trzeba będzie go bronić lub nie będzie bezpiecznie. Żeby odczuwać niepewność i lęk trzeba mieć ku temu jakieś powody. Osiągnięcie sukcesu rzadko jest powodem obaw. Zatem rozumowanie przedstawione przez panią Dorotę Zawadzką jest nieuprawnione. Dziecko ma kłopoty z powiązaniem skutku z przyczyną, a tu ma mieć lęki wynikające z rządzenia znanym mu światem! Kto je ma bronić i przed czym? Przecież to ono kontroluje znany świat! Najwyraźniej „najlepsza” z niań nie ma pojęcia o psychologii (nierozwojowej).