Starszemu dziecku dobrze jest wyznaczyć kieszonkowe, które może przeznaczyć na swoje przyjemności. Znakomicie pomoże mu to w nauce samodzielnego zarządzania funduszami, nie wspominając o rozwinięciu umiejętności liczenia.
Jeśli dziecko starsze jest trzylatkiem, to może kieszonkowe wpłynie na jego zdolność zarządzania funduszami. U dziecka w wieku szkolnym prędzej przejawi się jego stosunek do pieniądza, ludzi i generalnie świata, niż oddziaływanie na te sfery. A liczyć, to dziecko może nauczyć się znacznie wcześniej, niż rodzice dadzą mu do ręki pierwsze pieniądze, co wiem z autopsji i opowiadań rodzinnych.
Starsze dziecko oczekuje też nieco więcej przywilejów. Możemy ich używać jako rodzaju nagrody, należy jednak zawsze pamiętać, aby nie zamieniło się to w przekupstwo.
Jeśli rodzice mają więcej niż jedno dziecko, to traktują je różnie, chyba, że wszystkie dzieci są z jednej ciąży mnogiej (bliźniaki, trojaczki…). Ciekawe, że pisząc o stosowaniu nagród, najwspanialsza z niań obawia się przekupstwa. Przekupstwo dotyczy relacji petent urzędnik. Jeśli ktoś chce czegoś, co mu się niekoniecznie należy, to może osiągnąć to drogą przekupstwa. Nagradzanie oczekiwanego zachowania nie ma związku z taką sytuacją. Chyba, że pani Dorota Zawadzka ma na myśli kupowanie seksu u pasierbicy przez ojczyma, co jest czystą patologią, ale chyba nie o tym jest ten tekst… Jakie tajemnice skrywa „super niania”?
Można też zaproponować dziecku system nagród. W tym celu tworzymy tabelę, na której będziemy umieszczać ustalone symbole jako dowód, że dziecko zdobyło pochwałę. Po uzyskaniu odpowiedniej liczby symboli możemy je zamienić na przykład na wymarzoną zabawkę. Jest to coś w rodzaju „programu lojalnościowego” i z reguły świetnie się sprawdza.
System nagród i kar jest ważnym elementem kształtowania psychiki dziecka. Przede wszystkim dotycz to kształtowania emocji, które są warunkowane. Niemniej sposób w jaki stosuje się kary i nagrody oddziałuje również na system norm dziecka. Co do tego ma tabela z miejscem na jakieś symbole, без водки не розберёшь (biez wodki nie razbierjosz – na trzeźwo nie da się pojąć).
Oczywiście tablica umieszczona w poręcznym miejscu, ułatwia śledzenie postępów w zasługiwaniu na nagrodę, jak i w działaniach przeciwnych. Pytanie, co rodzice będą lepiej dostrzegać. Nie zmienia to faktu, że techniczne rozwiązanie zbierania punktów na nagrody jest zupełnie trzeciorzędnym zagadnieniem dotyczącym systemu nagród. Znacznie ważniejsze jest co będzie nagradzane, a co będzie powodowało oddalenie się wizji nagrody. No ale w takim wypadku trzeba umieć uzasadnić dobór zarówno nagród jak i tego co nagradzane, a tak można zająć się opisywaniem tablicy i znaczków.
Zachęcajmy dziecko do pozytywnych zachowań przez odpowiednie nagradzanie. Oferujmy wybór wszędzie tam, gdzie to możliwe. Zaproponujmy metodę opcji, w której dziecko może wybierać pomiędzy dwiema możliwościami. Pozwoli mu to na zachowanie poczucia niezależności. Jeśli oczekujemy od dziecka na przykład grzeczności czy dobrych manier, przypominajmy mu o tym.
Zachęcanie dziecka do pozytywnych zachowań odbywa się poprzez nagradzanie, zaś zniechęcanie do negatywnych zachowań przez karanie. Problem pojawia się wtedy, gdy to, co rodzice traktują jako karę, dziecko traktuje jako nagrodę. Co ma w tej sprawie do powiedzenia pani Dorota Zawadzka? Nic? To jak chce wyjaśniać rodzicom jak uniknąć takich sytuacji?
Jeśli wybór jest możliwy, to dlaczego ograniczać go tylko do dwóch opcji. Zupa mleczna może być z: płatkami owsianymi, makaronem, ryżem, kaszką manną i co tam człowiekowi przyjdzie do głowy. Jeśli dopiero zaczynamy przygotowywać posiłek, to można przedstawić dziecku bogatą ofertę. Ponadto można wskazać na kakao i kawę zbożową jako potencjalne opcje. Zatem „metodę opcji”, gdzie ich liczba jest limitowana do dwóch należy odrzucić, jako sztuczne ograniczenie wyboru.
Znów mowa jest o „poczuciu niezależności”, a nie o niezależności. Znów chodzi o ogłupianie dziecka, by przyzwyczaić je do bycia zależnym, ale by tego nie zauważyło. Tak ujawnia się prawdziwy cel działalności „super niani”. Chodzi o wdrażanie ludzi do kieratu.
Gdy prosimy nasze dziecko, aby coś zrobiło, nie wystarczy tylko suche polecenie. Zdecydowanie lepszy efekt można osiągnąć, tłumacząc, dlaczego dane polecenie powinno być wykonane.
Jeśli rodzice, czy ktokolwiek inny prosi dziecko lub kogokolwiek innego, o wykonanie czegokolwiek, to musi zakładać, możliwość odmowy. Natomiast polecenie, komenda czy rozkaz, nie podlegają dyskusji ani tłumaczeniu. Jeśli ktoś jest umocowany do wydawania rozkazów, to nie powinien się z tego tłumaczyć.
Gdy prosi się o coś inną osobę, to wyjaśnienie, dlaczego zwraca się z prośbą w danej sprawie akurat do tej osoby, może pomóc w uzyskaniu realizacji prośby.
Niemniej należy odróżniać polecenia od próśb. Bez tego można zapędzić się na manowce. Dzieci mogą tam trafić najłatwiej. Dorośli lubią ubierać rozkazy w formę prośby, by mieć proste wyjaśnienie dlaczego nie spełniają próśb dziecka. Najprawdopodobniej można winić za taki stan rzeczy wzorce wyniesione z domu rodzinnego i niską świadomość przyczyn, powodujących odmowę spełnienia próśb dziecka.
Bywa, że nasze sprytna pociecha z premedytacją niewłaściwie wykonuje otrzymane od nas zadanie. Jeśli jest to złożona czynność, przećwiczmy ją z dzieckiem kilkakrotnie. Zrozumie wówczas, że nie uda mu się uniknąć jej wykonania.
Założenie, że dziecko kilkuletnie, czy nawet młody nastolatek działa z premedytacją jest dość mocne. Oczywiście jest możliwy przypadek dziecka nad wyraz rozwiniętego, jakie potrafi przewidzieć odległe skutki swojego zachowania, a dzięki temu działać z premedytacją. Większość dzieci odmawia wykonania czynności, gdy konieczność jej wykonania jest odbierana jako niezasłużona kara, bądź jest to czynność zbyt trudna, zdaniem dziecka.
Oczywiście po skończonej pracy należy się pochwała; dziecko musi wiedzieć, że doceniamy wysiłek włożony w spełnienie naszej prośby.
Jeśli praca została wykonana dobrze, to pochwała się należy. Natomiast, gdy dziecko „z premedytacją” robi coś źle, to trudno je chwalić. Oczywiście, można kłamać, ale tego nie można polecać. Docenienie wkładu pracy, to coś zupełnie innego niż chwalenie po spełnieniu prośby. Docenienie dotyczy przypadków, w jakich nie udało się osiągnąć celu.
Może też się zdarzyć, że nasze dziecko będzie uporczywie unikało wykonania jakiejś konkretnej pracy. W takiej sytuacji powinniśmy dowiedzieć się, o co chodzi. Porozmawiajmy z dzieckiem, a być może poznamy powód, którego istnienia nawet nie podejrzewaliśmy.
Co może oznaczać „uporczywe unikanie” w odniesieniu do małych dzieci? Przede wszystkim to, że rodzice nie mają pojęcia o dziecku i jego aktywności, a w ramach bycia „stałymi, stanowczymi i konsekwentnymi” nie interesują się dzieckiem, tylko naciskają na wykonanie „pracy”. Dziecko samo z siebie może „uporczywie” domagać się czegoś czego świat nie może dostarczyć mu. Natomiast do „uporczywego unikania wykonania polecenia” potrzebny jest upór i ślepota co najmniej jednego z rodziców. W przypadku stwierdzenia „uporczywego unikania” najlepiej by rodzice poszukali porady u specjalisty zamiast bazować na niewiedzy pani Doroty Zawadzkiej.
Niestety, na tym etapie proste kary, które dotychczas tak dobrze spełniały swoje zadanie, powoli przestają być skuteczne. Stają się wręcz śmieszne i wydają się dziecku nie na miejscu.
Po raz pierwszy „najlepsza z niań” mówi o karach. Biorąc pod uwagę, że mówi o tym, iż jakieś kary przestają być skuteczne, można wywnioskować, że wcześniej były skuteczne! Dlaczego zatem nie wspomniano o tym elemencie systemu wychowania wcześniej? Osobną sprawą jest zagadnienie „prostoty” kar. Czy kara polegająca na powiedzeniu „nie kocham cię” jest karą prostą czy nie? Jest to jedna z bardziej destrukcyjnych kar, jakie istnieją. Natomiast nie wiadomo, jak ocenić jej prostotę. Podobnie ma się sprawa z idiotyzmami typu „przez tydzień nie będziesz oglądać dobranocki”. Nie sposób stwierdzić, czy taka głupota jest „prostą” karą, czy „skomplikowaną”. Również „pogadanka umoralniająca” czy preferowany przez dzieci klaps mogą być uznane za kary „proste” lub nie i nie sposób przewidzieć decyzji „super niani” w tej sprawie, choć sądząc po zachowaniu skuteczności, to chyba są to kary skomplikowane. Brzmi to absurdalnie, niemniej konsekwencje głupoty często są dziwaczne.
Rozpoczęcie nauki szkolnej to bezpowrotny koniec naszego monopolu na nieomylność, mądrość i rację. Starajmy się więc umacniać nasz zdobyty wcześniej autorytet.
Skąd pani Dorota Zawadzka wzięła przekonanie, że nie można mieć autorytetu, gdy dziecko pójdzie do szkoły, to jej słodka tajemnica. Gdyby spytała mnie, to by wiedziała, że nawet kończące gimnazjum dzieci, mogą uważać rodziców za nieomylnych. Nie zależy to od wieku dzieci, tylko od sposobu w jaki je wychowują rodzice.
Gdy pewnego razu poinformowałem moje młodsze dziecko (w owym czasie około 9 letnie), że nie znam odpowiedzi na zadane mi pytanie, ono stwierdziło, że „To niemożliwe, bo tata wie wszystko.” Na moją uwagę, że nie wiem wszystkiego włączyło się starsze dziecko (w owym czasie około 15 letnie) i potwierdziło stanowisko młodszego. Mnie opadły ręce, gdyż wiarę w moją nieomylność u dziewięciolatka mogłem zrozumieć, ale u piętnastolatka nie. Jak do tego mają się wywody pani Doroty Zawadzkiej?