Od niedzieli trwa bezprzykładny festiwal hipokryzji. Różni celebryci, ba nawet politycy prześcigają się w potępianiu „mowy nienawiści” i zbrodni dokonanej na oczach tłumu. Zbrodniarzowi przysługuje ochrona prywatności i występuje jako „Sławomir W.” czy inny „Stanisław T.” (ten wariat mnie najmniej obchodzi). Mówi się o nim jako podejrzanym i podaje się do publicznej wiadomości, że się wypiera czynu dokonanego na oczach tysięcy ludzi! Przecież to jest robienie sobie jaj z pogrzebu.
Ale ja chcę o czymś zupełnie innym. Prezydent Gdańska stał się nagle tak bliski wszystkim celebrytom, że trudno się dziwić dlaczego w pierwszej turze wyborów samorządowych nie miał poparcia POPiSu?! Ci wszyscy dziennikarze puszczający smętną muzykę jak na stypie, przez cały tydzień, pouczający co powinni czuć inni niech pokażą swoje „play listy” z tygodnia po zabiciu pracownika biura posła PiS (w 2010). Niech przywołają wspomnienia i niech podzielą się refleksją czym różni się tamta śmierć i ta oraz jakie są różnice w ich reakcjach. A potem, niech przestaną pouczać innych. Nie oczekuję, że uderzą się w piersi. Nie spodziewam się, że zrozumieją jak bardzo przyłożyli się do obecnej sytuacji. Oczekuję, że będą milczeć tam, gdzie powinni się kajać, a nie moralizować.