Zapłodnił mnie Adam Wielomski. Oczywiście nie dosłownie. Samego Wielomskiego po przeczytaniu takich obrzydliwych i grzesznych słów z pewnością przeszedł dreszcz, a żołądek wykręcił mu się w homofonicznym ataku torsji. Zapłodnił mnie Wielomski swoim tekstem „Polityka miłości”. Pisze w nim o swoim, konserwatywnym, czy też paleokonserwatywnym wstręcie do demokracji. I chociaż w dzisiejszych czasach w demokracji coraz mniej demokracji, to chyba nie właściwym byłoby tymczasowe zawieszenie systemu w oczekiwaniu na Godota i na to, aż sam Bóg ześle nam nowe Prawa Naturalne (w zamian tych przez demokrację podeptanych), abyśmy sami, jako motłoch, w swoich karlejących zapędach nie pozjadali się wzajemnie.
Wielomski jako hiperkonserwatysta nie wierzy w ludzi. Wierzy w Boga i w Prawa Naturalne, które rzekomo ktoś, kiedyś, gdzieś wielkim stetoskopem przyłożonym do łona Matki Ziemi (ale nie ojca Ziema) odkrył. Według konserwatysty demokracja bezczelnie depcze boskie i naturalne prawa. Konserwatysta boi się ludu, który nigdy w Gigantyczny Stetoskop się nie wsłuchał dokładnie i nie było mu dane Prawa Naturalnego zgłębić. Dlatego Wielomscy chcą skarlałe społeczeństwo pozbawić mocy decyzyjnej. Motłoch uzbrojony w ciężką artylerię wyborczego mandatu może rozstrzelać Boskie i Naturalne Prawa (cóż to za Bóg i cóż to za Naturalne Prawa, które motłoch swoim głosem może podważyć). Wielomscy twierdzą, że demokracja karleje z roku na rok, z miesiąca na miesiąc. Ostatnim katalizatorem, który wieści nadejście kolejnej, gównianej ery, która ma nastąpić tuż po gasnącej właśnie erze żelaztwa stał się PR. W oczach konserwatysty widzącego, co PR robi z politycznością zapala się inkwizycyjny ogień a w jego wyobraźni płoną motłosze stosy. Śmieszne? Judaizm za grzech uważa spożywanie wieprzowiny i zapijanie jej mlekiem. Śmieszne? Nie do końca. Grzech jest tutaj ostrzeżeniem przed chorobą. Funkcjonalizm kulturowy jak powiedziałby Malinowski. Może, więc i w archeologicznej wizji świata Wielomskiego jest spora doza mądrości?
Jest punkt zbiegu w poglądach Wielomskiego i moich własnych (a raczej tych gdzieś zasłyszanych, które za własne przyjąłem). Tym punktem zbiegu jest alergia na PR i teledemorację. Rację ma Wielomski mówiąc, że polityczność stała się domeną marketingu. Dzisiejsza polityka jest produktem. Dzisiejsza polityka jest wirtualna. Kwestie w niej poruszane to, jak to nazwał Sadurski, a przed nim specjalna jednostka jednego z tabloidów, która sama na siebie mówi „Tematy z dupy wzięte”. To, co jest na powierzchni istnieje tylko w sferze nie-bytu. To, co istnieje pod powierzchnią (o ile w ogóle coś istnieje) nie jest zbyt istotne. Tu rozgrywa się walka o rząd dusz. Tu realizuje się trójkąt dramatyczny Santorskigo, tutaj toczy się opera mydlana. Tutaj ciemny lud kupuje i oczekuje na to, że ktoś mu sprzeda.
Pamiętam swoją wizytę na Wiejskiej, kiedy jako „gość posła” mogłem przemykać się korytarzami i posłuchać tego, o czym mówią wiejskie mury. Z tego, co pamiętam, było to czas głosowania wotum zaufania dla Belki. Atmosfera podniosła, racja stanu się waży, utajnienie obrad ect. Tylko panowie politykowi, których słyszałem puszczając do mnie oko rozmawiali o produkowanej przez nich samych telenoweli.
Słynny bon mot Libermana „wszyscy kłamią, ale to nie jest ważne, bo i tak nikt nikomu nie wierzy” realizuje się na Wiejskiej, na konferencjach prasowych, w Pałacu Elizejskim, w Białym Domu. Kochający Tusk i jego nienawistny dziadek z Wehrmahtu rechoczą nam w twarz. A stojący za nimi specjaliści od marketingu wypełniają kieszenie kilogramami złotówek pochodzącymi z naszych podatków. Kieszenie tym cięższe im głośniejszy rechot.
Ja jednak w przeciwieństwie do Wielomskiego nie chciałbym wzniecać inkwizycyjnego ognia i palić na stosie demokracji. Brzydko mówiąc, Wielomski uprawia eskapizm. Może sobie poruszać się w oparach absurdu, może zakładać kluby wspierania restauracji monarchii ze świadomością, że nie są nie realną alternatywą. Kiedy pytać Wielomskich co dalej: oni na wzór znanego tu i ówdzie Maxa Cavalery odpowiadają: Back to the primitive!
Dzisiejsza demokracja jest soczewką gnuśnego społeczeństwa. Wyemancypowaliśmy i przez tą emancypację dialektycznie zamknęliśmy się na powrót w więzieniu. Jest to więzienie popkultury i konsumpcji, która pożera łapczywie to, co tylko może. Tu spełnia się mroczny sen Tocquevilla. Rewolucja ma w zwyczaju pożerać własne dzieci, a demokracja znowu zjada własny ogon. Autentyczność ekspresji została zawłaszczona przez wielkie korporacje, a polityczność, przez PR. Oto kolejna wielkie pole emancypacji! Kultura musi wyrzygać przedrostek pop. Ale aby tego dokonać potrzebny jest nielada wysiłek. Micho Kaku mówił o tym, że społeczeństwo, aby dojrzeć do demokracji musi być społeczeństwem wykształconym. Wykształconym dogłębnie. Musi wiedzieć, że wirtualność, wirtualnością, a polityczność jest domeną spontaniczności. W końcu może Hegel będzie miał kolejny powód aby radośnie puknąć w wieko trumny, ponieważ tym razem PR pożera sam siebie. Wszyscy jakeśmy trochę wykształceni wiemy pi razy drzwi, czym jest marketing, komu i po co. W końcu, kiedy wszyscy poznamy się na sztuczkach w rodzaju „noga w drzwiach”, albo kolejnych wyznaniach miłosnych polityków marketing popełni seppuku. Po co komu sztuczki, które wszyscy znają?
komentarze
Melduję,
że przeczytałem, podobało mi się i pod względem formy/języka jak i pod względem treści, ale jestem intelektualnie wypalony więc się nie odniosę do niczego:)
A i chyba literówki jakieś zauwazyłem np. ,,podkultury” , chyba miało być ,,popkultury” albo ja nie rozumiem o co chodzi.
A to to nie wiem czy to zabawa słowem czy literówka:
,,Kiedy pytać Wielomęskich co dalej: oni na wzór znanego tu i ówdzie Maxa Cavalery odpowiadają: Back to the primitive!”
Wielomęskich?
Ciekawe…
pzdr
grześ -- 02.06.2008 - 23:40A nie...
To błędy, ale nie chce mi się ich poprawiać, bo się uczę. Jutro poprawię i usunę ten wpis.
Pozdrawiam
ezekiel -- 03.06.2008 - 00:07E czemu masz wpis usuwać, no co ty?
Dobry jest.
pzdr
grześ -- 03.06.2008 - 09:07Chyba, że ci chodzi o komentarze, a ja
jak zwykle nie zrozumiałem.
pzdr
grześ -- 03.06.2008 - 09:07Ezekielu:
“Wyemancypowaliśmy i przez tą emancypację dialektycznie zamknęliśmy się na powrót w więzieniu. Jest to więzienie podkultury i konsumpcji, która pożera łapczywie to, co tylko może. Tu spełnia się mroczny sen Tocquevilla. Rewolucja ma w zwyczaju pożerać własne dzieci, a demokracja znowu zjada własny ogon. Autentyczność ekspresji została zawłaszczona przez wielkie korporacje, a polityczność, przez PR.”
Pyszna diagnoza. Az mi żal, że nie ja to napisałam.
No ale, ezekielu, pytanie za stowę: co z tym robić?, co robic?
Coraz czesciej mi sie wydaje, ze ta garstka, która dostrzega mechanizmy demokracyjnego “samopożarcia” ma tak małą siłę przebicia, że nic sie zmienić nie moze.
PR popełniajacy sepuku? Na razie nie wierzę. Bo dlaczego? Póki głównym kryterium według którego ocenia sie każde ludzkie przedsiewziecie jest zysk – wszystko musi byc towarem.
A w jaki sposób przestawic w głowach, ze prawo zysku nie jest prawem boskim czy naturalnym, tylko zwyczajną ludzką szajbą, co zyskała miejsce na piedestale – nie wiem.
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 03.06.2008 - 09:37Grześ:
Poprawiłem co miałem, ale wpisu nie usuwam (komentarza) bo nie się dialog urwie.
Pozdrawiam
ezekiel -- 03.06.2008 - 15:58Pani Anno:
Emancypacja, jak nauczają klasycy, ma swoje korzenie w uświadomieniu sobie własnego położenia. Moce przerobowe edukacji powinny zostać skierowane na zupełnie inne tory. Produkowanie rzesz grzecznych wynagradzanych celującymi osobami z zachowania, młodych osób jest zupełnie dysfunkcjonalne w zglobalizaowanych czasach ponowoczesnych.
Co do PR to jest ona najczęściej nastawiony na tych, którzy już mieli w ten lub inny sposób do czynienia z nim samym. Jesli mielismy juz z nim do czynienia, to mówimy: mhm dobry PR. Ci którzy się z nim nie stykali są impregnowani również na przekazy, które on fabrykuje. Nie widzą “polityki miłości”. Na tym skupiają się w znacznej mierze Ci, którzy wiedzą, że próbuje się ich manipulwać.
A ostatni postulat jest najtrudniejszy. Zawłaszczony dyskurs. Ktoś go ukradł i teraz jesteśmy warci tyle ile jesteśmy warci na rynku pracy, usimy być elastyczni, młodzi i dynamiczni. Musimy wiedzieć co jest modne, kupować sandałki rzymskie, bo to jest włąśnie modne i przez to odnaleźć swoją indywidualność. Bullshit!!! Ale jeszcze nie wiem co z tym zrobić. Bedę myślał.
Pozdrawiam
ezekiel -- 03.06.2008 - 17:25ezekielu,
Umówmy sie:
“zawłaszczony dyskurs” – w mainstremie.
W undergroundzie, na szczescie, mamy jeszcze trochę miejsca.
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 03.06.2008 - 16:24Panie Ezekielu
Bul Shit!!!
Czy mógłby Pan ograniczyć się do wulgaryzmów występujących w języku polskim? Szczególnie jeśli nie ma Pan pojęcia o poprawnej pisowni tychże słów/zwrotów w języku obcym.
Po polsku będzie Panu łatwiej. Chyba.
A tak ku nauce, prawidłowa pisownia w/w to “bullshit”.
Magia -- 03.06.2008 - 16:29(Za: “Forbidden American English”, Richard A. Spears, str. 27
wyd. Passport Books USA, 1991, 0-8442-5152-6)
Pani Magio,
bullseye!
yayco -- 03.06.2008 - 16:36Magia:
Już się poprawiłem. Chciałem napisać przez “ll”, ale w końcu wyszło przez jedno. Ale co prawda, to prawda. Intencjonalnie napisałem oddzielnie. Dziękuję za uwagę. Jakoś nie wypada brzydko mówić po polsku (chociaż tak łatwiej ), jak się do kobiety zwraca.
Powyższe komentarze w ogóle jakieś takie nie tego mi wyszły. To zapewne przez to, że mam okno od południa i w domu mam ze 40 stopni.
Pozdrawiam
ezekiel -- 03.06.2008 - 17:30Pani Anno:
E tam, w undergroundzie… Trzeba przejść do ofensywy!
Pozdrawiam
ezekiel -- 03.06.2008 - 17:32Ezekielu,
i jak tu cię nie lubić:)
,,Powyższe komentarze w ogóle jakieś takie nie tego mi wyszły. To zapewne przez to, że mam okno od południa i w domu mam ze 40 stopni.”
Mam to samo, znaczy okno od południa, no i stanowczo za gorąco jest.
Pozdrówka.
grześ -- 03.06.2008 - 17:43Ezekielu
Dzięki za zrozumienie.
Magia -- 03.06.2008 - 17:57Dodam (do Twojej wiadomości), że jak najbardziej dopuszczalne jest używanie skrótu tego idiomu w postaci “B.S”.
Przynajmniej nie kłuje w oczy.
:)
Heh Ezekielu
i tak jesteś w doskonałej formie, nawet szitami po angielsku rzucając.
U mnie Wielomski powoduje co najwyżej łaskotki a politycy gwałtowną erupcję bluzgu.
Igła -- 03.06.2008 - 18:53Staram się panować, i nad jednym, i nad drugim.
Zdecydowanie.