Swego czasu wziąłem udział w dyskusji na blogu W. Sadurskiego. Rozmawialiśmy o finansowaniu z budżetu państwa budowy kościoła. Konkretnie – Świątyni Opatrzności Bożej. Zainteresowanych odsyłam do tekstu i komentarzy (np.: tu, tu, tu, tu, tu, tu, tu i może jeszcze tu). Nie zawsze było miło i grzecznie, chwilami można nawet niepotrzebnie nerwowo (z mojej strony rzeczy jasna, bo jak inaczej), ale chodzi nam przecież o istotę sprawy, nie o didaskalia.

Przypomniałem sobie o tej wymianie zdań ostatnio, czytając o Santa Maria del Fiore (Duomo). Katedra stoi we Florencji. Z Florencji jest rzut beretem do Fiesole. A we Fiesole – jak wiadomo – mieszka i pracuje profesor Sadurski! Wszystko składa się więc idealnie. Opowieść proszę traktować jako ciekawostkę.

Pod koniec XIII w., kiedy Florencja przeżywała jeden z okresów swojego największego rozwoju, rada miasta wydała edykt, nakazujący wzniesienie katedry, która będzie przewyższała wszystkie znane współczesnym budowle, a zwłaszcza kościoły Pizy i Sieny (ówczesnych rywali Florencji). Edykt przewidywał, że miasto ufunduje katedrę „[…] nie szczędząc środków, o podniosłej wspaniałości, by niczyja siła ani pomysłowość nie były w stanie nigdy stworzyć, a nawet próbować stworzyć czegoś równie wielkiego i wspaniałego”.

Kamień węgielny pod Duomo położono 8 września 1296 r. Prace trwały kilka wieków, fasada została ukończona dopiero w 1887 r. Wśród budowniczych znajdowali się (m.in.): Cambio, Giotto, Pisano, Talentini, Arnolfo, Alberti, Ghiberti i przede wszystkim Brunelleschi.

Finansowanie prac stanowiło problem od samego początku. Około 10% wstępnych kosztów pokryto z podatku od własności. Dotyczyło to wszystkich obywateli Florencji. Aż do początku XIX w. majątek każdego zmarłego Florentyńczyka obciążano podatkiem na katedrę. Możliwość uczestniczenia w budowie mieli pijacy. Dochody z nakładanych na nich grzywien w całości przeznaczano na fundusz katedralny.

Tak było! Nawet pijacy działali ad maiorem Dei gloriam. A przecież wiemy, co to Chianti, Brunello di Montalcino, czy nawet zwykłe domowe jednoszczepowe z Sangiovese...

 

---------------

Zamieszczam – póki co – ostatni tekst. Po raz pierwszy pojawiłem się w S24 ponad roku temu, na blogu W. Sadurskiego. Napisałem komentarz. Potem jakoś poszło, pisywałem na kilku innych salonowych stronach, założyłem nawet własnego bloga. I znowu, kończę nawiązując do Sadurskiego. Nawet nieźle się złożyło; w miarę logicznie.

Nie znikam, choć pasja blogera gdzieś mi się zapodziała. Zainteresowanych zapraszam na moją stronę blogspotową. Od razu wyjaśniam też, że S24 jest – w mojej ocenie – jednym z ciekawszych miejsc w sieci, i bardziej mi się tu podoba, niż nie podoba. Kiedy poprawią się warunki techniczne, będzie jeszcze ciekawiej...

Czołem, do zobaczenia pod waszymi tekstami.