To, ze Ty sie nie mozesz przy tej powiesci zadumac, nie oznacza, ze nie ma sie tam nad czym zadumac.
Jest taka scena w filmie (nie pamietam jak to wygladalo w ksiazce, a nie mam jej pod reka – pewnie Grześ wie):
Alfred Matzerath zdejmuje wiszacy nad pianinem portet Beethovena i wiesza w jego miejsce portret Hitlera, a na pianinie ustawia radio.
Opisac jednym zdaniem, jedna scena, problem, ktory inni probuja rozgryzac na przestrzeni dziesiatek rozdzialow, to rzecz niezwykla. Mnie ta scena natychmiast przypomniala mistrza Ryszarda Kapuścińskiego i jego slynne zdanie z “Imperium” – “...znaczna część radzieckiej metalurgii to przemysł wytwarzający drut kolczasty”
Wiem i rozumiem dlaczego, ze wielu odstrasza od “Bebenka” watek obyczajowy, a i sama, nazwalbym to, technika (konstrukcja?) “fantasy”. (Nie jestem literaturoznawca, wiec wybacz Grzesiu moja niezdarna terminologie).
Z “Bebenkiem” kojarzy mi sie “Rzeznia nr 5”, arcydzielo, ktore tez jest dla wielu “niestrawne”.
Dlaczego “niestrawne”? – Ja winilbym tu szkole. Zajecia z literatury na jezyku polskim, ktore sprowadzane sa do poziomu “Adam Mickewicz wielkim poeta byl” – a dlaczego on taki wiekli byl? – bo tak napisano w podreczniku i tak pani podyktowala do zeszytu.
Msci sie tez brak zajec z filozofi, etyki.
Nie jest moim zamiarem urazic tutaj nikogo, a juz w ogole Ciebie Algo. Wielu ludzi popelnia grzech prostego autorytatywnego twierdzenia czegos tam.
Nie wystarczy powiedziec, czy napisac “mnie nie zachwycił”, czy “zadumamć się przy tej powieści jakoś nie mogę”. O wielkoscii znaczeniu jakiegokolwiek “tworu” literatury, czy sztuki nie swiadcza czyjes osobiste opinie na jego temat.
Swiat dopracowal sie calego systemu oceniania tworcow i ich dziel. Dawno temu jeden stary profesor tlumaczyl nam, ze jezeli przeczytamy, wysluchamy, czy obejrzymy jakies swiatowej wielkosci dzielo i bedziemy mieli problem ze zrozumieniem dlaczego to wielkie dzielo jest, zapoznajmy sie z opinia innych tworcow i krytykow na ten temat. Przed ogloszeniem swojego sądu zapoznajmy sie z sądami profesjonalistow.
Nie jest dobrze, gdy nasze osobiste odczucia estetyczne zaslaniaja nam obiektywna prawde. Wszyscy mamy prawo lubic to, a nie lubic tamtego. Mamy tez prawo do wlasnych pogladow, ale mamy tez obowiazek szacunku.
Ja na przyklad nie lubie oper Pucciniego i w ogole werystow. Tamtejsza muzyka i rozwlekłe recitativy nudzą mnie tak mocno, ze nie jestem w stanie skupic sie na opisanych tam dramatach.
Nie odbieram im jednak wielkosci i nigdy nie napisalbym zdania:
“mnie jakoś Puccini nie zachwycił, no ale…”
--> Alga
To, ze Ty sie nie mozesz przy tej powiesci zadumac, nie oznacza, ze nie ma sie tam nad czym zadumac.
Jest taka scena w filmie (nie pamietam jak to wygladalo w ksiazce, a nie mam jej pod reka – pewnie Grześ wie):
Alfred Matzerath zdejmuje wiszacy nad pianinem portet Beethovena i wiesza w jego miejsce portret Hitlera, a na pianinie ustawia radio.
Opisac jednym zdaniem, jedna scena, problem, ktory inni probuja rozgryzac na przestrzeni dziesiatek rozdzialow, to rzecz niezwykla. Mnie ta scena natychmiast przypomniala mistrza Ryszarda Kapuścińskiego i jego slynne zdanie z “Imperium” – “...znaczna część radzieckiej metalurgii to przemysł wytwarzający drut kolczasty”
Wiem i rozumiem dlaczego, ze wielu odstrasza od “Bebenka” watek obyczajowy, a i sama, nazwalbym to, technika (konstrukcja?) “fantasy”. (Nie jestem literaturoznawca, wiec wybacz Grzesiu moja niezdarna terminologie).
Z “Bebenkiem” kojarzy mi sie “Rzeznia nr 5”, arcydzielo, ktore tez jest dla wielu “niestrawne”.
Dlaczego “niestrawne”? – Ja winilbym tu szkole. Zajecia z literatury na jezyku polskim, ktore sprowadzane sa do poziomu “Adam Mickewicz wielkim poeta byl” – a dlaczego on taki wiekli byl? – bo tak napisano w podreczniku i tak pani podyktowala do zeszytu.
Msci sie tez brak zajec z filozofi, etyki.
Nie jest moim zamiarem urazic tutaj nikogo, a juz w ogole Ciebie Algo. Wielu ludzi popelnia grzech prostego autorytatywnego twierdzenia czegos tam.
Nie wystarczy powiedziec, czy napisac “mnie nie zachwycił”, czy “zadumamć się przy tej powieści jakoś nie mogę”. O wielkoscii znaczeniu jakiegokolwiek “tworu” literatury, czy sztuki nie swiadcza czyjes osobiste opinie na jego temat.
Swiat dopracowal sie calego systemu oceniania tworcow i ich dziel. Dawno temu jeden stary profesor tlumaczyl nam, ze jezeli przeczytamy, wysluchamy, czy obejrzymy jakies swiatowej wielkosci dzielo i bedziemy mieli problem ze zrozumieniem dlaczego to wielkie dzielo jest, zapoznajmy sie z opinia innych tworcow i krytykow na ten temat. Przed ogloszeniem swojego sądu zapoznajmy sie z sądami profesjonalistow.
Nie jest dobrze, gdy nasze osobiste odczucia estetyczne zaslaniaja nam obiektywna prawde. Wszyscy mamy prawo lubic to, a nie lubic tamtego. Mamy tez prawo do wlasnych pogladow, ale mamy tez obowiazek szacunku.
Ja na przyklad nie lubie oper Pucciniego i w ogole werystow. Tamtejsza muzyka i rozwlekłe recitativy nudzą mnie tak mocno, ze nie jestem w stanie skupic sie na opisanych tam dramatach.
Nie odbieram im jednak wielkosci i nigdy nie napisalbym zdania:
“mnie jakoś Puccini nie zachwycił, no ale…”
Jerry
Szeryf -- 23.12.2007 - 04:35