Prawie się z Panem zgadzam,

Prawie się z Panem zgadzam,

bo codzienne zużycie opieram na Yunnanie (czarny, dobry, jak zły to w młynek pod zlewem, bo pieca nie mam), który zwykle jest pomieszywany z różnymi innymi herbatami zazwyczaj indyjskimi albo z Cejlonu. Ważne, żeby liść gruby posiadały a nie łodygi i pył ze zmiotek.
Ale dzbanek szklany to w ostateczności. I wody nie dolewam tylko tak jak raz zawsze muszę mieć nalane, chyba, że moja mama, albo inny nadciśnieniowiec zawita, to się mu rozwodni.
U mnie w domu ludzi mało, za to każdy inaczej wybiega, przeto sobie często zaparzamy w kubkach z prawdziwej porcelany.
A jak się uda razem, to wtedy się bierze lepszą herbatę, często z zagranicznego kraju naprzywożoną, zaparzamy ją w porcelanowym dzbanku i do filiżanek lejem.

Ale uwierz mi Pan, znałem kiedyś jednego takiego, co czeską (sic! i pfuj!) herbatę w papierku zaparzał cztery razy i chętnym pokazywał, że jeszcze mu się udawało kolor wyodrębnić.
Ale to dawno było…
I jeszcze dodam, że my jesteśmy z frakcji niesłodzącej.


Dlaczego nie piję herbaty Lipton? By: ollo (15 komentarzy) 23 grudzień, 2007 - 14:59