Ciekawe zresztą czy w innych krajach też jest dziesiątki rodzajów win tak maksymalnie do 5 euro?
Bo w niemieckich supermarketach tak.
We włoskich identycznie.
I tu wspomnienie mi się nasunęło, wakacyjne, sprzed trzech lat, które dosyć fatalnie o mnie świadczy, a już na blogu pana yayco opowiadać takie rzeczy to czysta perwersja. Ale co tam.
Otóż ja nie lubię wina. No nie rozumiem jego sensu i głębi. Lubię piwo, koniak, brandy, doceniam walory towarzyskie wódki. Ale wino – jakoś nie. Ja niewinna. Niemniej wino, i tu porażę was głębią mojej refleksji, jest także pewnego rodzaju alkoholem, co w krajach śródziemnomorskich może być przydatne…
Wybrałam się na Morze Adriatyckie z całą bandą podobnych mi profanów. Piliśmy wino, bardzo dużo wina, z powodu o którym powyżej i tylko dlatego, że włoska birra to absolutnie nie jest piwo. Jako drugi oficer byłam odpowiedzialna za aprowizację i wiedziałam, że oprócz żywności muszę nabywać też odpowiednią ilość tzw. jabola. Czyli wino dowolne, z najniższej półki supermarketu, ileś białych, ileś czerwonych, krewetki frytki raz, krewetki frytki bis.
A wieczorami piliśmy toto z gwinta, w tempie mniej więcej kwadrans na butelkę. Raz w trakcie takiej hm, uczty na wyspie Burano, gdy któryś dzień czekaliśmy na dobrą pogodę, przyszła dziewczyna z drugiej łódki pożyczyć mleko, bo zachciało im się naleśników. Dźwignęłam się i spróbowałam spełnić jej życzenie… Potem było sporo krwi i zamieszania, a zostały mi po tym wydarzeniu dwie blizny na łydce.
.
Ciekawe zresztą czy w innych krajach też jest dziesiątki rodzajów win tak maksymalnie do 5 euro?
Bo w niemieckich supermarketach tak.
We włoskich identycznie.
I tu wspomnienie mi się nasunęło, wakacyjne, sprzed trzech lat, które dosyć fatalnie o mnie świadczy, a już na blogu pana yayco opowiadać takie rzeczy to czysta perwersja. Ale co tam.
Otóż ja nie lubię wina. No nie rozumiem jego sensu i głębi. Lubię piwo, koniak, brandy, doceniam walory towarzyskie wódki. Ale wino – jakoś nie. Ja niewinna. Niemniej wino, i tu porażę was głębią mojej refleksji, jest także pewnego rodzaju alkoholem, co w krajach śródziemnomorskich może być przydatne…
Wybrałam się na Morze Adriatyckie z całą bandą podobnych mi profanów. Piliśmy wino, bardzo dużo wina, z powodu o którym powyżej i tylko dlatego, że włoska birra to absolutnie nie jest piwo. Jako drugi oficer byłam odpowiedzialna za aprowizację i wiedziałam, że oprócz żywności muszę nabywać też odpowiednią ilość tzw. jabola. Czyli wino dowolne, z najniższej półki supermarketu, ileś białych, ileś czerwonych, krewetki frytki raz, krewetki frytki bis.
A wieczorami piliśmy toto z gwinta, w tempie mniej więcej kwadrans na butelkę. Raz w trakcie takiej hm, uczty na wyspie Burano, gdy któryś dzień czekaliśmy na dobrą pogodę, przyszła dziewczyna z drugiej łódki pożyczyć mleko, bo zachciało im się naleśników. Dźwignęłam się i spróbowałam spełnić jej życzenie… Potem było sporo krwi i zamieszania, a zostały mi po tym wydarzeniu dwie blizny na łydce.
Wino za dwa euro to zdradliwa rzecz jest.
Pzdr
Pino -- 21.09.2008 - 21:55