A jakos wątpię w to, znaczy mam wrażenie, że można życia nie wykorzystać za dobrze i wartością nie jest ono samo w sobie, tylko to co zrobimy z nim.
Inaczej,życie jest możliwością lub paletą możliwości.
Życie człowieka jest niezwykłe gdyż – człowiek w swoim jestectwie, w swoim najgłębszym ja posiada łączność ze stwórcą. Odkrywa jego prawa w sposób naturalny – ma świadomość impreratywu który mówi mu( w sumieniu) co jest dobre a co złe. Biblia dodaje, że dusza ludzka jest śiątynią Ducha świętego. To mowa własnie o sacrum jakie istnieje w człowieku. Od tego jak go potraktuje człowiek już zalezy cała reszta – jak człowiek zrealizuje swoje życia.
I jeszcze co do tego potencjału i talentach, ja np. wiem, że nie wykorzystałem w zyciu kilku swoich talentów, sytuacji, możliwości, osobowości, z różnych powodów, lenistwa, słabości, olewczo-cynicznie-perfekcjonistycznego stosunku do życia, wiecznego czekania, na to, że będzie fajnie, choć wiem, że nie będzie.
I wkurwia mnie to.
To dobrze, że cię wkurza – to znaczy, że nie wszystko stracone. Mnie też wkurzają moje różne poczynania z przeszłości w okresie gdzie nie zabardzo umiałem łączyć to co wierze z tym jak żyję. Robiłem po swojemu… ale skończyło się to katastrofą a właśnie chodziło o relacje z dziewczyną z którą o mało a nie ożeniłem się.
Jednak dostałem w tych sprawach jeszcze jedną szansę i mam wspaniałą żonę i rodzinę – już z inną zupełnie dziewczyną. Poprostu nie można nic robić na skróty – w moim przypadku tak właśnie było.
które odczytują I wiem, że już niektórych zmarnowanych czy odłożonych rzeczy/poczynań, sytuacji, co minęły itd, nie naprawię.
No nie da się.
I tym bardziej mnie to drażni dlatego.
Tak napradę nie ma sytuacji bez wyjścia. Dla mnie zawsze Bóg był fundamentem – oparciem właśnie w takich sytuacjach beznadziejnych. Jakoś w sposób naturalny mam przeczucie i przekonanie, że On zawsze ma dla mnie czas i ochotę by mi pomóc. Mam też takie przekonanie, że Bóg mi ufa. Jeśli ja mu mówię, przepraszam, nie wyszło i mówię mu, chcę to i to zmienić gdyż nie chcę aby tak było – to On mi wierzy. Więc dla mnie zawsze np. spowiedź była ważna gdyż ona była przypieczętowaniem tego, ze zaczynam na nowo i z Nim. Nie oznacza, że nagle jakieś święte życie zaczynam ale żyję normalnie i pozytywnie ciesząc się, że żyję z NIm w przyjaźni a więc “idziemy razem” a nie “osobno”.
Ważne aby wiedzieć czego się chce albo przynajmniej pragnąć tego czego brakuje. Gdyż czasem trudno zdefiniować to czego człwoiek chce. Poprostu czekać i rozmawiać, przypominać Mu na modliwtwie, e rozmyślaniu. Ja lubię czytać sobie Biblię – jak mi się tan otworzy – zawsze na coś takiego co “mnie rąbnie” trafię i to słowo w jakiś sposób mnie “ociepla wewnętrznie”, ukierunkowuje… . Dać Bogu czas. A właśnie daje się Bogu czas przez rozmyślanie o NIm, czytanie Pisma św., czy słuchanie pięknej muzyki, krajobrazy.
Ostatnio byłem np. w STroniu Śląskim w hucie kryształów po puchar. Miałem 4 godziny czasu i poszedłem sobie na Czarną Górę. Po drodze doszedłem do Iglicznej – wzgórze na którym jest samktuarium Matki Bożej. BYł piękny widok z tego zbocza. Więc sobie stanąłem podziwiając Kotline Kłodzką z wysoka(było pochmurno i zimno). Pomyślałem, że możnaby zmówić dziesiątek różańca będąc w takim miejscu. Więc sobie odmawiam poleciwszy wielu ludzi i spraw podziwiając widok. Po kilku zdrowaśkach chmury się rozsunęłły i zaczęło świecić mocno słońce – aż miło. Trwało to z 40 minut. Jeszcze się powygrzewałem i poodjąłem decyzję o powrocie. Po ujściu 150 metrów słońce nagle zaszeło i zrobiło się zimno jak poprzednio i ciemno.
Ale te 40 minut to było coś niesamowitego. Wróciłem stamtąd nasycony widokami i ciepłem słońca podczas modlitwy. I tak jest z wiarą w Boga i tą perspektywą. Bywają chwile w życiu i okresy gdzie odczuwasz mocniej Jego obecność i chwile zupełnie “suche i ciemne” gdy wydaje Ci się, że to wszystko złudzenie.
Ja po swoich doświadczeniach wiem, że JEST zawsze – jak słońce. MImo, że dzień pochmurny i ciemny to słońce świeci i jest nad ciemnymi chmurami. A czasem wychodzi i się ukazuje w całej krasie.
W życiu jest podobnie – zazwyczaj jest szaro ale bywają dni “świąteczne”. Najważniejsza jest wierność by w chwilach szarości pamiętać i niezapominać, że “chmury to tylko powłoka zasłaniająca to co jest”.
A nic nie ma lepszego – w świadomości gdy coś “nawaliłem” jak rzucenie się – jak dziecko z ufnością w ramiona Opatrzności która jest w stanie czynić takie rzeczy, że człowiek by tego nie wymyślił. Tylko pozwolić Opatrzności działać.
Zniszczyć duchowo można się tylko samemu, fakt, że z inspiracji czasem innych, czy wejść na tę ścieżkę przez kogoś innego wpływ, ale to wchodzi się jednak samemu.
nawet jak cię ktoś prowadzi tam.
To prawda, że człowiek może sam się zniszczyć. Ale mam na myśli takich ludzi i ich złe życie które wpływa na złe ukształtowanie charakteru i osobowości drugiego człowieka, dzieci, młodzieży, kolegów. To, że jest ktoś chciwy i potrafi komuś zaimponować a ten ktoś jest słaby może więc przyjąc jego “styl życia”, itp. W tym sensie ludzie źli ale wpływowi są gorszycielami. czy tego chcą czy nie gdyż dają złe świadectwo. Innymi słowy są nosicielami zła – ich zycie jest nosicielem zła. To co święte w ich samych zostało zdewastowane i zniszczone – sumienie, poczucie dobra, prawdy, uczciwości, itd/.
Chyba że chodzi ci o szatana czy cuś takiego, ale to się nie wypowiadam, bo nie za bardzo ten temat potrafię podjąć jako materialista:)Acz demonizmem zafascynowany, he, he.
Własnie jestem na świeżo po filmie EMily Rose – kilka dni leciał na polsacie. Ale mam tez dokumentalny film o tej dziewczynie z oryginalnymi nagraniami głosów demonów: Lucyfera, Kaina, Judasza, księdza Fleichmana (który mieszkał kideyś i pracował niedaleko parafii w której mieszkała ta dziewczyna, i jeszcze kilku (nie pamiętam). Ale robi mocne wrażenie.
Jak chcesz to Ci wypalę płytkę. Horrory wymiekają przy tym dokumencie. Chyba, że widziałeś już go.
Szatan jest niezwykle dyskretny i działa w ten sposób aby człowiek miał swiadomość, że Złego nie ma. To największy jego sukces. Samo opętanie jest dla niego klęską gdyż w ten sposób się ujawnia.
Może głupie porównanie ale podobne zjawisko do TW. Dopóki TW jest “uśpiony i działa w ukryciu” czyni wiele szkód. Jednak gdy wyjawi się kto jest TW traci swoją zdolnośc do wyrządzania zła.
Podobnie jest z szatanem i demonami. Jeśli się ich nie traktuje serio wtedy łatwo przychodzi żyć jakby Boga nie było – niemorlanie. Jeśli uznasz jego realne istnienie wtedy jest mu o wiele trudniej działać gdyż już nie może być tak “jakby go nie było”. A szatan widziany nie jest ale po owocach go… . Tak jak chorobę – nie widzisz jej ale gorączkę zmierzysz i wiesz. Może mierzeniem gorączki w życiu duchowym jest rachunek sumienia i zastanowienie się jak żyję, jako jestem i czy chcę być taki jaki jestem i czy dobrze mi z tym.. . Może lepiej coś zmienić i zdecydowąć się na jakiś kierunek.
Ja przez długi czas nie wiedziałem kim być. Myślałem o życiu zakonnym ale z drugiej strony lubiłem normalne świeckie życie. czułem takie rozdwojenie.. . Ku zakonowi popychało mnie to, że jakoś nie spotkałem dziewczyny która byłaby “z tej samej gliny co ja” więc myślałem, ze może kurcze tego odemnie oczekuje Bóg. Byłem nawet u Franciszkanów kilak lat. Przed wieczystymi slubami zdecydowałem sie na odejście gdyż nie miałem pełnego poczucia, że to moja droga.
Zakochałem się po uszy… – dziwczyna “ideał” ale nic z tego nie wyszło. Było nie tak jak należy – grzesznie, i się rozwaliło – jak domek z kart. Zchrzaniliśmy to i ja się do tego przyczyniłem. Miałem żal do siebie.
Potem zrobiłem sobie niezłe szkoły o wogóle sprawach dotyczących spraw “damsko męskich” w różnych ujęciach: psychologicznych, seksuologicznych, ginekologicznych, ekologicznych, moralnych, itp. Otwarło mi to oczy na wiele spraw o których nie miałem pojęcia. Gdyż dziwczyna i chłopak to zupełnie inne rzeczywistości. A i sam ze sobą nie byłem do końca poukładany, więc bardzo minie to postawiło na nogi. Potem sobie pomyślałem potem – kurczę jakbym ja teraz się zakochał jak wtedy… to może by się inaczej potoczyło.. .
No i wyobraź sobie jechałem na magisterkę do Krakowa i szukałem noclegu. Dzowniłem do kolegi kilka dni i nic. Potem zadzwoniłem do znajomej sprzed lat – dobrej znajomej i od tej mojej obrony zaczęliśmy się przyjaźnić i okazało się, że to dla mnie dziewczyna życia – obecna moja żona z którą mamy prawie 3 dzieci(jedno w drodze).
Ale to jeszcze nic. Znaliśmy się dobrze z czasów studiów ale nigdy o sobie wzajemnie nie myśleliśmy w ten sposób jako – kandydat/a na “chłopaka” /“dziewczynę”. I okazało się nagle, że mamy tyle wspólnych tematów, odczuć- okazało się przy bliższym poznaniu, że życie moje stało się weszcie trójwymiarowe, jaki nigdy dotąd.
Potem mnie ciekawiło dlaczego kolega nie odpowiadał gdy dzowniłem za noclegiem – bo do niego dzwoniłem przez 3 dni. Okazało się, że przestawiłem dwie środkowe cyfry w numerze który kręciłem i nie mogłem się dodzwonić. Ale dzięki temu zadzwoniłem do mojej znajomej, :-)))
Więc sam widzisz, że pogubułem się totalnie pewnym okresie swojego życia i się “wyprostowało”. I powiem szczerze, że właśnie odczytuję to jako dar Pana Boga. Odnalazłem zupełnie przypadkiem i niezasłużenie to czego w głębi duszy pragnąłem. Jako taki znak potwiedzający nasze plany – lubilismy wędrowanie po Beskidach. I pewnego razu w lesie pod Babią znaleźlismy pod drzewem stojący krzyż. Gdy do niego podszedłem okazało się, że to “dziwoląg”. Dwie gałęzie drzewa połączone w krzyż, ale połączone naturalnie – zrośnięte ze sobą.... na krztałt krzyża. Wbiło mnie w ziemią.
Mamy ten krzyż .... i jestesmy szczęśliwie razem już kilka lat już prawie z trójką dzieci. :-))))
Takie jest moje doświadczenie zarówno grzeszności jak i łaski. Ale mimo głupich moich wyskoków zawsze szukałem powrotu do Boga – jak do bazy: i jego bliskości – jest mi to potrzebne jak powietrze, albo jak dobra muzyka. Jest trójwymiarowo. :-)
No to osobiście się zrobiło: szczerość za szczerość. :-)
Grześ
A jakos wątpię w to, znaczy mam wrażenie, że można życia nie wykorzystać za dobrze i wartością nie jest ono samo w sobie, tylko to co zrobimy z nim.
Inaczej,życie jest możliwością lub paletą możliwości.
Życie człowieka jest niezwykłe gdyż – człowiek w swoim jestectwie, w swoim najgłębszym ja posiada łączność ze stwórcą. Odkrywa jego prawa w sposób naturalny – ma świadomość impreratywu który mówi mu( w sumieniu) co jest dobre a co złe. Biblia dodaje, że dusza ludzka jest śiątynią Ducha świętego. To mowa własnie o sacrum jakie istnieje w człowieku. Od tego jak go potraktuje człowiek już zalezy cała reszta – jak człowiek zrealizuje swoje życia.
I jeszcze co do tego potencjału i talentach, ja np. wiem, że nie wykorzystałem w zyciu kilku swoich talentów, sytuacji, możliwości, osobowości, z różnych powodów, lenistwa, słabości, olewczo-cynicznie-perfekcjonistycznego stosunku do życia, wiecznego czekania, na to, że będzie fajnie, choć wiem, że nie będzie.
I wkurwia mnie to.
To dobrze, że cię wkurza – to znaczy, że nie wszystko stracone. Mnie też wkurzają moje różne poczynania z przeszłości w okresie gdzie nie zabardzo umiałem łączyć to co wierze z tym jak żyję. Robiłem po swojemu… ale skończyło się to katastrofą a właśnie chodziło o relacje z dziewczyną z którą o mało a nie ożeniłem się.
Jednak dostałem w tych sprawach jeszcze jedną szansę i mam wspaniałą żonę i rodzinę – już z inną zupełnie dziewczyną. Poprostu nie można nic robić na skróty – w moim przypadku tak właśnie było.
które odczytują I wiem, że już niektórych zmarnowanych czy odłożonych rzeczy/poczynań, sytuacji, co minęły itd, nie naprawię.
No nie da się.
I tym bardziej mnie to drażni dlatego.
Tak napradę nie ma sytuacji bez wyjścia. Dla mnie zawsze Bóg był fundamentem – oparciem właśnie w takich sytuacjach beznadziejnych. Jakoś w sposób naturalny mam przeczucie i przekonanie, że On zawsze ma dla mnie czas i ochotę by mi pomóc. Mam też takie przekonanie, że Bóg mi ufa. Jeśli ja mu mówię, przepraszam, nie wyszło i mówię mu, chcę to i to zmienić gdyż nie chcę aby tak było – to On mi wierzy. Więc dla mnie zawsze np. spowiedź była ważna gdyż ona była przypieczętowaniem tego, ze zaczynam na nowo i z Nim. Nie oznacza, że nagle jakieś święte życie zaczynam ale żyję normalnie i pozytywnie ciesząc się, że żyję z NIm w przyjaźni a więc “idziemy razem” a nie “osobno”.
Ważne aby wiedzieć czego się chce albo przynajmniej pragnąć tego czego brakuje. Gdyż czasem trudno zdefiniować to czego człwoiek chce. Poprostu czekać i rozmawiać, przypominać Mu na modliwtwie, e rozmyślaniu. Ja lubię czytać sobie Biblię – jak mi się tan otworzy – zawsze na coś takiego co “mnie rąbnie” trafię i to słowo w jakiś sposób mnie “ociepla wewnętrznie”, ukierunkowuje… . Dać Bogu czas. A właśnie daje się Bogu czas przez rozmyślanie o NIm, czytanie Pisma św., czy słuchanie pięknej muzyki, krajobrazy.
Ostatnio byłem np. w STroniu Śląskim w hucie kryształów po puchar. Miałem 4 godziny czasu i poszedłem sobie na Czarną Górę. Po drodze doszedłem do Iglicznej – wzgórze na którym jest samktuarium Matki Bożej. BYł piękny widok z tego zbocza. Więc sobie stanąłem podziwiając Kotline Kłodzką z wysoka(było pochmurno i zimno). Pomyślałem, że możnaby zmówić dziesiątek różańca będąc w takim miejscu. Więc sobie odmawiam poleciwszy wielu ludzi i spraw podziwiając widok. Po kilku zdrowaśkach chmury się rozsunęłły i zaczęło świecić mocno słońce – aż miło. Trwało to z 40 minut. Jeszcze się powygrzewałem i poodjąłem decyzję o powrocie. Po ujściu 150 metrów słońce nagle zaszeło i zrobiło się zimno jak poprzednio i ciemno.
Ale te 40 minut to było coś niesamowitego. Wróciłem stamtąd nasycony widokami i ciepłem słońca podczas modlitwy. I tak jest z wiarą w Boga i tą perspektywą. Bywają chwile w życiu i okresy gdzie odczuwasz mocniej Jego obecność i chwile zupełnie “suche i ciemne” gdy wydaje Ci się, że to wszystko złudzenie.
Ja po swoich doświadczeniach wiem, że JEST zawsze – jak słońce. MImo, że dzień pochmurny i ciemny to słońce świeci i jest nad ciemnymi chmurami. A czasem wychodzi i się ukazuje w całej krasie.
W życiu jest podobnie – zazwyczaj jest szaro ale bywają dni “świąteczne”. Najważniejsza jest wierność by w chwilach szarości pamiętać i niezapominać, że “chmury to tylko powłoka zasłaniająca to co jest”.
A nic nie ma lepszego – w świadomości gdy coś “nawaliłem” jak rzucenie się – jak dziecko z ufnością w ramiona Opatrzności która jest w stanie czynić takie rzeczy, że człowiek by tego nie wymyślił. Tylko pozwolić Opatrzności działać.
Zniszczyć duchowo można się tylko samemu, fakt, że z inspiracji czasem innych, czy wejść na tę ścieżkę przez kogoś innego wpływ, ale to wchodzi się jednak samemu.
nawet jak cię ktoś prowadzi tam.
To prawda, że człowiek może sam się zniszczyć. Ale mam na myśli takich ludzi i ich złe życie które wpływa na złe ukształtowanie charakteru i osobowości drugiego człowieka, dzieci, młodzieży, kolegów. To, że jest ktoś chciwy i potrafi komuś zaimponować a ten ktoś jest słaby może więc przyjąc jego “styl życia”, itp. W tym sensie ludzie źli ale wpływowi są gorszycielami. czy tego chcą czy nie gdyż dają złe świadectwo. Innymi słowy są nosicielami zła – ich zycie jest nosicielem zła. To co święte w ich samych zostało zdewastowane i zniszczone – sumienie, poczucie dobra, prawdy, uczciwości, itd/.
Chyba że chodzi ci o szatana czy cuś takiego, ale to się nie wypowiadam, bo nie za bardzo ten temat potrafię podjąć jako materialista:)Acz demonizmem zafascynowany, he, he.
Własnie jestem na świeżo po filmie EMily Rose – kilka dni leciał na polsacie. Ale mam tez dokumentalny film o tej dziewczynie z oryginalnymi nagraniami głosów demonów: Lucyfera, Kaina, Judasza, księdza Fleichmana (który mieszkał kideyś i pracował niedaleko parafii w której mieszkała ta dziewczyna, i jeszcze kilku (nie pamiętam). Ale robi mocne wrażenie.
Jak chcesz to Ci wypalę płytkę. Horrory wymiekają przy tym dokumencie. Chyba, że widziałeś już go.
Szatan jest niezwykle dyskretny i działa w ten sposób aby człowiek miał swiadomość, że Złego nie ma. To największy jego sukces. Samo opętanie jest dla niego klęską gdyż w ten sposób się ujawnia.
Może głupie porównanie ale podobne zjawisko do TW. Dopóki TW jest “uśpiony i działa w ukryciu” czyni wiele szkód. Jednak gdy wyjawi się kto jest TW traci swoją zdolnośc do wyrządzania zła.
Podobnie jest z szatanem i demonami. Jeśli się ich nie traktuje serio wtedy łatwo przychodzi żyć jakby Boga nie było – niemorlanie. Jeśli uznasz jego realne istnienie wtedy jest mu o wiele trudniej działać gdyż już nie może być tak “jakby go nie było”. A szatan widziany nie jest ale po owocach go… . Tak jak chorobę – nie widzisz jej ale gorączkę zmierzysz i wiesz. Może mierzeniem gorączki w życiu duchowym jest rachunek sumienia i zastanowienie się jak żyję, jako jestem i czy chcę być taki jaki jestem i czy dobrze mi z tym.. . Może lepiej coś zmienić i zdecydowąć się na jakiś kierunek.
Ja przez długi czas nie wiedziałem kim być. Myślałem o życiu zakonnym ale z drugiej strony lubiłem normalne świeckie życie. czułem takie rozdwojenie.. . Ku zakonowi popychało mnie to, że jakoś nie spotkałem dziewczyny która byłaby “z tej samej gliny co ja” więc myślałem, ze może kurcze tego odemnie oczekuje Bóg. Byłem nawet u Franciszkanów kilak lat. Przed wieczystymi slubami zdecydowałem sie na odejście gdyż nie miałem pełnego poczucia, że to moja droga.
Zakochałem się po uszy… – dziwczyna “ideał” ale nic z tego nie wyszło. Było nie tak jak należy – grzesznie, i się rozwaliło – jak domek z kart. Zchrzaniliśmy to i ja się do tego przyczyniłem. Miałem żal do siebie.
Potem zrobiłem sobie niezłe szkoły o wogóle sprawach dotyczących spraw “damsko męskich” w różnych ujęciach: psychologicznych, seksuologicznych, ginekologicznych, ekologicznych, moralnych, itp. Otwarło mi to oczy na wiele spraw o których nie miałem pojęcia. Gdyż dziwczyna i chłopak to zupełnie inne rzeczywistości. A i sam ze sobą nie byłem do końca poukładany, więc bardzo minie to postawiło na nogi. Potem sobie pomyślałem potem – kurczę jakbym ja teraz się zakochał jak wtedy… to może by się inaczej potoczyło.. .
No i wyobraź sobie jechałem na magisterkę do Krakowa i szukałem noclegu. Dzowniłem do kolegi kilka dni i nic. Potem zadzwoniłem do znajomej sprzed lat – dobrej znajomej i od tej mojej obrony zaczęliśmy się przyjaźnić i okazało się, że to dla mnie dziewczyna życia – obecna moja żona z którą mamy prawie 3 dzieci(jedno w drodze).
Ale to jeszcze nic. Znaliśmy się dobrze z czasów studiów ale nigdy o sobie wzajemnie nie myśleliśmy w ten sposób jako – kandydat/a na “chłopaka” /“dziewczynę”. I okazało się nagle, że mamy tyle wspólnych tematów, odczuć- okazało się przy bliższym poznaniu, że życie moje stało się weszcie trójwymiarowe, jaki nigdy dotąd.
Potem mnie ciekawiło dlaczego kolega nie odpowiadał gdy dzowniłem za noclegiem – bo do niego dzwoniłem przez 3 dni. Okazało się, że przestawiłem dwie środkowe cyfry w numerze który kręciłem i nie mogłem się dodzwonić. Ale dzięki temu zadzwoniłem do mojej znajomej, :-)))
Więc sam widzisz, że pogubułem się totalnie pewnym okresie swojego życia i się “wyprostowało”. I powiem szczerze, że właśnie odczytuję to jako dar Pana Boga. Odnalazłem zupełnie przypadkiem i niezasłużenie to czego w głębi duszy pragnąłem. Jako taki znak potwiedzający nasze plany – lubilismy wędrowanie po Beskidach. I pewnego razu w lesie pod Babią znaleźlismy pod drzewem stojący krzyż. Gdy do niego podszedłem okazało się, że to “dziwoląg”. Dwie gałęzie drzewa połączone w krzyż, ale połączone naturalnie – zrośnięte ze sobą.... na krztałt krzyża. Wbiło mnie w ziemią.
Mamy ten krzyż .... i jestesmy szczęśliwie razem już kilka lat już prawie z trójką dzieci. :-))))
Takie jest moje doświadczenie zarówno grzeszności jak i łaski. Ale mimo głupich moich wyskoków zawsze szukałem powrotu do Boga – jak do bazy: i jego bliskości – jest mi to potrzebne jak powietrze, albo jak dobra muzyka. Jest trójwymiarowo. :-)
No to osobiście się zrobiło: szczerość za szczerość. :-)
Pozdrawiam!
************************
poldek34 -- 25.11.2008 - 00:34polecam: http://prowincjalka.salon24.pl/56865,index.html