O życiu ludzkim i jego bezwględnej wartości... - c.d. o tym czy warto żyć.

zachęcałem MErlota do próby zdefiniowania wartości życia na ziemi – nie w przypadku gdy zdrowie, witalność, pomyślność ale w przypadku gdy “wszystko na przekór”.

Nie zdecydował się na wypowiedź – nie czynię mu wyrzutu z tego powodu bo to temat trudny i wymagający, może nie ma czasu na net.. .

Jednak sam spróbuję się zmierzyć z tym.

Życie ludzkie samo w sobie jest fenomenem przerastającym naukę, wszystkie inne fenomeny jakie zaistniały na ziemi do tej pory. Jest trudne do zdefiniowania i zamknięcia w jakąś ramę naukową gdyż życie ludzkie wymyka się jak piasek ze sciskającej dłoni z kanonów nauki i racjonalności umysłu… . Zawsze. cokolwiek byśmy nie powiedzieli jest czymś więcej, i więcej… i nie jestesmy go zamknąć w słowie.

Myślę, że życie ludzkie – każdego człowieka bez względu na stan zdrowia, rasę, płeć skłonności seksualne, itp. jest wartością samą w sobie, wartością bezwględną.

Człowiek jest niezwykłym potencjałem ale ten potencjał może zostać odkryty i rozwinięty a może zostać zniszczony jak silnik w samochodzie(przepraszam za toporne porównanie) albo jak zniszczenie skrzydeł motyla bez których nie uleci i nie wzbije się w górę.

Tym co jest skrzydłami dla motyla jest dla człowieka zdolność do miłowania dobra, piękna, prawdy i miłości. Ta zdolność jest w człowieku tym wszystkim co go wyróżnia od wszystliego co istnieje na ziemi. Jest to zdolność do rozwijania i pomnażania… .

I ze względu na to – na tę treść – każde ludzkie życie jest bezcenne, gdyż jest niepowtarzalne a więc tracąc i zabijając w człowieku tę zdolność pozbawiamy się czegoś niepowtarzalnego i to raz na zawsze. Gdyż człowiek sam w sobie jest częścią dobra, piękna, prawdy i miłości jeśli tego “czym sam jest” nie zabije w sobie.

Stąd każdy człowiek bez wyjątku zasługuje na dobre potraktowanie, na zachwyt, na prawdziwą miłość – to własnie objawia się nam i przyjmujemy bez zastrzeżeń w pochyleniu się nad bezbronnym niemowlęciem. Zarówno dopieroco urodzonym jak i bezbronnym dziecku widocznym na ekranie USG “baraszkującytm w wodach płodowych w łonie Mamy.

Ale pisząc o życiu ludzkim nie nalezy zapominac o tym, ze można je bezpowrotnie zniszczyć, zbrukać, i nienaprawialnie zniszczyć.
Tak, nienaprawialnie zniszczyć.

Nie mam tu na myśli zniszczenia człowieka w sensie fizycznym – cielesnym ale zniszczenie go w sensie istotowym – duchowym.

Można zapytać, co to znaczy zniszczyć w sensie duchowym.

Więc odpowiadam:

Zniszczyć człowieka w sensie duchowym a więc usmiercić życie ludzkie można niszcząc w człowieku zdolność do umiłowania dobra, piękna, prawdy i miłości a także wiary w Boga – dobrego Stwórcę.

To właśnie znaczy zabić człowieka w sensie dosłownym = zniszczyć ową zdolność.

Moźe nie może się to uczynic z dnia na dzień ale jest to proces. Tak jak procesem było oddanie władzy HItlerowi a potem pozwolenie mu na to wszystko…. . Powoli uśpiono “w sobie coś”.... co skończyło się tragicznie.

Myślę – jestem przekonany, ze istnienie każdego człowieka to oddanie mu przez BOga jakiejś cząstki “samego siebie” = samego Boga> Bóg podzielił się w jakiejś części swoją boskością z człowiekiem. I ten cud się staje w każdym poczęciu. Ta “cząstka” jest dana raz na zawsze człowiekowi na własność. I człowiek może wykorzystać tę cząstkę przeciw sobie także… , gdy pozwala w sobie zabić to, co odróżnia go od świata zwierząt i roślin.

Noszę w sobie odrobinę – ślad, pierwiastek niezniszczalny dany raz na zawsze od BOga i niesmiertelny dar. Jak samochód od chrzestnego.. albo komputer na pierwszą komunię ... , :-)))

Z “tym” mogę zrobić co sam zechcę.

Biblia to określa lapidarnie. Mogę żyć na obraz Boży lub nie. Jeśłi nie naobraz Bozy to na obraz złego. Innej alternatywy i możliwości nie ma.

Mogę się rozwijać w dwu kierunkach.

Wracając do wartości życia luidzkiego.

Jeśli w sobie zniszczę albo ktoś mi zniszczy(gorszyciel) ową zdolnośc do miłowania dobra, prawdy, piękna, miłości i wiary staję się karykaturą człowieka. Staję się z dnia na dzień coraz bardziej martwy = “mimo, żem miś polarny z dnia na dzień robi mi sie coraz zimniej…” .

Stąd myślę, że podstawowym powołaniem, zadaniem i najbardziej ludzkim postępowaniem jest takie życie aby zaświadczyć o dobru, pięknie, miłości i wierze swoim życiem…. . Aby to odkrywać z dnia na dzień pełniej i do “ostatnie pestki” wg swojego rozwoju intelektualnego, osobowego, duchowego i zawodowego.
Innymi słowy samemu być człowiekiem i zwoją zdolność do umiłowania przekuć w czyn.

Wiem, to banalnie brzmi ale wg mnie to jedyna rozsądna myśl na temat sensowności i wartośi życia ludzkiego.

Życie ludzkie nosi w sobie tejemnicę Boga – Stwórcy, i ogromy potencjał. Sam go noszę. Zbyt łatwo jest nam zachwycić się trajemnicą życia w kwiatku na łące, czy ptaku czy innym żyjatku(ekolodzy) a tak trudno jest w dzisiejszym świecie zachwycić się życiem ludzkim.. . Nie ważne czy widzianym na ekranie USG czy cierpiącym człowieku porzybitym do łóżka…. .

Takie samo życie, taka sama tajemnica i taka sama zdolność do umiłowania…. .

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Poldku,

było i tak i tak.
Trochę uciekłem przed próbą obrony afirmacji życia w sytuacjach skrajnych. A także nie chciałem pisać “z doskoku”, bo temat jest zbyt poważny.

Ale po przeczytaniu dzisiejszego tekstu mam wrazenie, że Ty też masz kłopot jak to ugryźć. I uciekasz się natychmiast do recept:

Biblia to określa lapidarnie. Mogę żyć na obraz Boży lub nie. Jeśłi nie naobraz Bozy to na obraz złego. Innej alternatywy i możliwości nie ma.

Jest dokładnie odwrotnie. Pomiędzy życiem dobrym, a złym nie ma ostrej granicy. Gdzieś, w pewnych momentach każdy z nas sobie taką granicę wytycza, co nie oznacza, że jutro lub za rok nie postawi sobie jej w innym miejscu skali. Większość z nas dąży do znalezienia sobie miejsca po tej dobrej stronie, ale chyba bardzo nieliczni (może nikt?) docierają do ideału.

Dziś też wpadam z doskoku. Wybacz, jeżeli nie będę się odzywał natychmiast:-)

Pozdrawiam,


Merlocie

Ale po przeczytaniu dzisiejszego tekstu mam wrazenie, że Ty też masz kłopot jak to ugryźć. I uciekasz się natychmiast do recept

W tym przypadku owa recepta wg mnie to klucz. I nie jest to wybieg ale fundament z którego czerpie swoją rację bytu coś co nazywa się godnością człowieka. Więc nie zabardzo rozumiem dlaczego określiłeś to wybiegiem. Ot nie wyważam drzwi już wyważonych.

Chyba, że oczekiwałbyś poza Biblijnych przesłanek określających bezwględną wartość życia ludzkiego. Obawiam się, że takich nie ma gdyż skoro by były nie byłoby miejsca na brak szacunku wobec życia ludzkiego samego w sobie. A taki szacunek jest w stosunku do przyrody – ekologizm([przykuwanie się do drzew w imieniu ocalenia życia roslin i zwierząt, nie zaś w orzypadku ocalenia życia ludzkiego. Tu widzę rażącą dysproporcję w podejściu do szacunku dla życia.

Jest dokładnie odwrotnie. Pomiędzy życiem dobrym, a złym nie ma ostrej granicy. Gdzieś, w pewnych momentach każdy z nas sobie taką granicę wytycza, co nie oznacza, że jutro lub za rok nie postawi sobie jej w innym miejscu skali. Większość z nas dąży do znalezienia sobie miejsca po tej dobrej stronie, ale chyba bardzo nieliczni (może nikt?) docierają do ideału.

To zależy. Ale nie chciałem powiedzieć, że mozna albo na maca wg Boga albo na maxa przeciw Bogu. Mam raczej na myśli kierunek i dystans jaki człowiek wybiera w stosunku do Boga i “przeciw” Bogu. I ten punkt na skali o którym piszesz jest właśnie pomiędzy dwoma biegunami.
Ale rozwój człowieka wg mnie przebiega w jakimś kierunku. Tak jak obierasz sobie zawód, pasję i ją rozwijasz, tak również definiując dobro subiektywne kierujesz się jakimś “kierunkiem”, jakąś “matrycą”.

Człowiek jest istotą dynamiczną “w drodze” i cały czas trwa potwierdzanie wyboru keirunku poprzez swoje wybory w małych sprawach, i w tym sensie nawet nieuświadamiając sobie tego człowiek porusza się w dwu możliwych kierunkach o których wspomniałem pozostając oczywiście w różnych punktach na prostej względem “zera”.

p.s.
jeśli będziesz miał chwilkę to wyłóż swoje – jestem ogromnie ciekaw twojej koncepcji.

Pozdrawiam!

************************
człowiek ponoć “zaczyna się” wtedy gdy dziękuje…. . Zgadzam się z tą myślą. :-))) Dziękowanie to bardzo ludzka rzecz.


Hm, ja mam kilka zastrzeżeń,

Piszesz:

“Myślę, że życie ludzkie – każdego człowieka bez względu na stan zdrowia, rasę, płeć skłonności seksualne”

A jakos wątpię w to, znaczy mam wrażenie, że można życia nie wykorzystać za dobrze i wartością nie jest ono samo w sobie, tylko to co zrobimy z nim.
Inaczej,życie jest możliwością lub paletą możliwości.
sam piszesz później, że człowiek to potencjał, potencjał, który możesz wykorzystac, ale z różnych powodów nie.
Tak jak w przypowieści o talentach, można swe talenty zakopać i nie pomnażać lub pomnażać zacząć i się poddać.
Czy z innej przypowieści zaczerpnąwszy, ziarno nie zawsze pada na dobra glebę.
Wbrew pozorm czasem sami usuwamy się z tej dobrej gleby i idziewa na skały, by to ziarno w nas nie zakiełkowało.
A kiełkuje inne.
I jeszcze co do tego potencjału i talentach, ja np. wiem, że nie wykorzystałem w zyciu kilku swoich talentów, sytuacji, możliwości, osobowości, z różnych powodów, lenistwa, słabości, olewczo-cynicznie-perfekcjonistycznego stosunku do życia, wiecznego czekania, na to, że będzie fajnie, choć wiem, że nie będzie.
I wkurwia mnie to.
I wiem, że już niektórych zmarnowanych czy odłożonych rzeczy/poczynań, sytuacji, co minęły itd, nie naprawię.
No nie da się.
I tym bardziej mnie to drażni dlatego.

Nie znaczy to, że nie doceniam tego, co mam, tylko wiem, że moją winą jest, że kilka rzeczy, brutalnie mówiąc, zjebalem lub porzuciłem.
Bo łatwiej tak jest albo wmawiam sobie że łatwiej.
Z drugiej strony wmawiam sobie czasem, że to wszystko to tylko ziemskie potrzeby i przyziemne różne i dążenia, bez których można żyć.
Tylko jeszcze gorzej, bo nie mam jak ty perspektywy Boga, znaczy wiesz, jak mi się walą różne rzeczy w zyciu, to nie mam tej ufności i wiary.
I znowu wraca się do punktu wyjścia, jest źle, będzie jeszcze gorzej, pisanie też nie pomaga:(

Sorry za to smęcenie, ale dziś taki dzień jakoś...

P.S Z tym gorszycielem też nie trafiasz moim zdaniem, ja mam wrażenie, że żaden gorszyciel ci nic nie może zniszczyć, może próbować.
Znaczy, największym wrogiem cżłowieka jest on sam.
Bo co ci może drugio człowiek zrobić tak naprawdę?
Tylko unicestwić.
Zniszczyć duchowo można się tylko samemu, fakt, że z inspiracji czasem innych, czy wejść na tę ścieżkę przez kogoś innego wpływ, ale to wchodzi się jednak samemu.
nawet jak cię ktoś prowadzi tam.

Chyba że chodzi ci o szatana czy cuś takiego, ale to się nie wypowiadam, bo nie za bardzo ten temat potrafię podjąć jako materialista:)
Acz demonizmem zafascynowany, he, he.

Pozdrówka i sorry za chaos, literówki, smęcenie i ekshibicjonizm.

Ale już kiedys pisałem, że w tym blogu się dobrze czuję, dziwne, co?


Grześ

A jakos wątpię w to, znaczy mam wrażenie, że można życia nie wykorzystać za dobrze i wartością nie jest ono samo w sobie, tylko to co zrobimy z nim.
Inaczej,życie jest możliwością lub paletą możliwości.

Życie człowieka jest niezwykłe gdyż – człowiek w swoim jestectwie, w swoim najgłębszym ja posiada łączność ze stwórcą. Odkrywa jego prawa w sposób naturalny – ma świadomość impreratywu który mówi mu( w sumieniu) co jest dobre a co złe. Biblia dodaje, że dusza ludzka jest śiątynią Ducha świętego. To mowa własnie o sacrum jakie istnieje w człowieku. Od tego jak go potraktuje człowiek już zalezy cała reszta – jak człowiek zrealizuje swoje życia.

I jeszcze co do tego potencjału i talentach, ja np. wiem, że nie wykorzystałem w zyciu kilku swoich talentów, sytuacji, możliwości, osobowości, z różnych powodów, lenistwa, słabości, olewczo-cynicznie-perfekcjonistycznego stosunku do życia, wiecznego czekania, na to, że będzie fajnie, choć wiem, że nie będzie.
I wkurwia mnie to.

To dobrze, że cię wkurza – to znaczy, że nie wszystko stracone. Mnie też wkurzają moje różne poczynania z przeszłości w okresie gdzie nie zabardzo umiałem łączyć to co wierze z tym jak żyję. Robiłem po swojemu… ale skończyło się to katastrofą a właśnie chodziło o relacje z dziewczyną z którą o mało a nie ożeniłem się.
Jednak dostałem w tych sprawach jeszcze jedną szansę i mam wspaniałą żonę i rodzinę – już z inną zupełnie dziewczyną. Poprostu nie można nic robić na skróty – w moim przypadku tak właśnie było.

które odczytują I wiem, że już niektórych zmarnowanych czy odłożonych rzeczy/poczynań, sytuacji, co minęły itd, nie naprawię.
No nie da się.
I tym bardziej mnie to drażni dlatego.

Tak napradę nie ma sytuacji bez wyjścia. Dla mnie zawsze Bóg był fundamentem – oparciem właśnie w takich sytuacjach beznadziejnych. Jakoś w sposób naturalny mam przeczucie i przekonanie, że On zawsze ma dla mnie czas i ochotę by mi pomóc. Mam też takie przekonanie, że Bóg mi ufa. Jeśli ja mu mówię, przepraszam, nie wyszło i mówię mu, chcę to i to zmienić gdyż nie chcę aby tak było – to On mi wierzy. Więc dla mnie zawsze np. spowiedź była ważna gdyż ona była przypieczętowaniem tego, ze zaczynam na nowo i z Nim. Nie oznacza, że nagle jakieś święte życie zaczynam ale żyję normalnie i pozytywnie ciesząc się, że żyję z NIm w przyjaźni a więc “idziemy razem” a nie “osobno”.

Ważne aby wiedzieć czego się chce albo przynajmniej pragnąć tego czego brakuje. Gdyż czasem trudno zdefiniować to czego człwoiek chce. Poprostu czekać i rozmawiać, przypominać Mu na modliwtwie, e rozmyślaniu. Ja lubię czytać sobie Biblię – jak mi się tan otworzy – zawsze na coś takiego co “mnie rąbnie” trafię i to słowo w jakiś sposób mnie “ociepla wewnętrznie”, ukierunkowuje… . Dać Bogu czas. A właśnie daje się Bogu czas przez rozmyślanie o NIm, czytanie Pisma św., czy słuchanie pięknej muzyki, krajobrazy.
Ostatnio byłem np. w STroniu Śląskim w hucie kryształów po puchar. Miałem 4 godziny czasu i poszedłem sobie na Czarną Górę. Po drodze doszedłem do Iglicznej – wzgórze na którym jest samktuarium Matki Bożej. BYł piękny widok z tego zbocza. Więc sobie stanąłem podziwiając Kotline Kłodzką z wysoka(było pochmurno i zimno). Pomyślałem, że możnaby zmówić dziesiątek różańca będąc w takim miejscu. Więc sobie odmawiam poleciwszy wielu ludzi i spraw podziwiając widok. Po kilku zdrowaśkach chmury się rozsunęłły i zaczęło świecić mocno słońce – aż miło. Trwało to z 40 minut. Jeszcze się powygrzewałem i poodjąłem decyzję o powrocie. Po ujściu 150 metrów słońce nagle zaszeło i zrobiło się zimno jak poprzednio i ciemno.

Ale te 40 minut to było coś niesamowitego. Wróciłem stamtąd nasycony widokami i ciepłem słońca podczas modlitwy. I tak jest z wiarą w Boga i tą perspektywą. Bywają chwile w życiu i okresy gdzie odczuwasz mocniej Jego obecność i chwile zupełnie “suche i ciemne” gdy wydaje Ci się, że to wszystko złudzenie.
Ja po swoich doświadczeniach wiem, że JEST zawsze – jak słońce. MImo, że dzień pochmurny i ciemny to słońce świeci i jest nad ciemnymi chmurami. A czasem wychodzi i się ukazuje w całej krasie.

W życiu jest podobnie – zazwyczaj jest szaro ale bywają dni “świąteczne”. Najważniejsza jest wierność by w chwilach szarości pamiętać i niezapominać, że “chmury to tylko powłoka zasłaniająca to co jest”.

A nic nie ma lepszego – w świadomości gdy coś “nawaliłem” jak rzucenie się – jak dziecko z ufnością w ramiona Opatrzności która jest w stanie czynić takie rzeczy, że człowiek by tego nie wymyślił. Tylko pozwolić Opatrzności działać.

Zniszczyć duchowo można się tylko samemu, fakt, że z inspiracji czasem innych, czy wejść na tę ścieżkę przez kogoś innego wpływ, ale to wchodzi się jednak samemu.
nawet jak cię ktoś prowadzi tam.

To prawda, że człowiek może sam się zniszczyć. Ale mam na myśli takich ludzi i ich złe życie które wpływa na złe ukształtowanie charakteru i osobowości drugiego człowieka, dzieci, młodzieży, kolegów. To, że jest ktoś chciwy i potrafi komuś zaimponować a ten ktoś jest słaby może więc przyjąc jego “styl życia”, itp. W tym sensie ludzie źli ale wpływowi są gorszycielami. czy tego chcą czy nie gdyż dają złe świadectwo. Innymi słowy są nosicielami zła – ich zycie jest nosicielem zła. To co święte w ich samych zostało zdewastowane i zniszczone – sumienie, poczucie dobra, prawdy, uczciwości, itd/.

Chyba że chodzi ci o szatana czy cuś takiego, ale to się nie wypowiadam, bo nie za bardzo ten temat potrafię podjąć jako materialista:)Acz demonizmem zafascynowany, he, he.

Własnie jestem na świeżo po filmie EMily Rose – kilka dni leciał na polsacie. Ale mam tez dokumentalny film o tej dziewczynie z oryginalnymi nagraniami głosów demonów: Lucyfera, Kaina, Judasza, księdza Fleichmana (który mieszkał kideyś i pracował niedaleko parafii w której mieszkała ta dziewczyna, i jeszcze kilku (nie pamiętam). Ale robi mocne wrażenie.

Jak chcesz to Ci wypalę płytkę. Horrory wymiekają przy tym dokumencie. Chyba, że widziałeś już go.

Szatan jest niezwykle dyskretny i działa w ten sposób aby człowiek miał swiadomość, że Złego nie ma. To największy jego sukces. Samo opętanie jest dla niego klęską gdyż w ten sposób się ujawnia.
Może głupie porównanie ale podobne zjawisko do TW. Dopóki TW jest “uśpiony i działa w ukryciu” czyni wiele szkód. Jednak gdy wyjawi się kto jest TW traci swoją zdolnośc do wyrządzania zła.

Podobnie jest z szatanem i demonami. Jeśli się ich nie traktuje serio wtedy łatwo przychodzi żyć jakby Boga nie było – niemorlanie. Jeśli uznasz jego realne istnienie wtedy jest mu o wiele trudniej działać gdyż już nie może być tak “jakby go nie było”. A szatan widziany nie jest ale po owocach go… . Tak jak chorobę – nie widzisz jej ale gorączkę zmierzysz i wiesz. Może mierzeniem gorączki w życiu duchowym jest rachunek sumienia i zastanowienie się jak żyję, jako jestem i czy chcę być taki jaki jestem i czy dobrze mi z tym.. . Może lepiej coś zmienić i zdecydowąć się na jakiś kierunek.

Ja przez długi czas nie wiedziałem kim być. Myślałem o życiu zakonnym ale z drugiej strony lubiłem normalne świeckie życie. czułem takie rozdwojenie.. . Ku zakonowi popychało mnie to, że jakoś nie spotkałem dziewczyny która byłaby “z tej samej gliny co ja” więc myślałem, ze może kurcze tego odemnie oczekuje Bóg. Byłem nawet u Franciszkanów kilak lat. Przed wieczystymi slubami zdecydowałem sie na odejście gdyż nie miałem pełnego poczucia, że to moja droga.
Zakochałem się po uszy… – dziwczyna “ideał” ale nic z tego nie wyszło. Było nie tak jak należy – grzesznie, i się rozwaliło – jak domek z kart. Zchrzaniliśmy to i ja się do tego przyczyniłem. Miałem żal do siebie.

Potem zrobiłem sobie niezłe szkoły o wogóle sprawach dotyczących spraw “damsko męskich” w różnych ujęciach: psychologicznych, seksuologicznych, ginekologicznych, ekologicznych, moralnych, itp. Otwarło mi to oczy na wiele spraw o których nie miałem pojęcia. Gdyż dziwczyna i chłopak to zupełnie inne rzeczywistości. A i sam ze sobą nie byłem do końca poukładany, więc bardzo minie to postawiło na nogi. Potem sobie pomyślałem potem – kurczę jakbym ja teraz się zakochał jak wtedy… to może by się inaczej potoczyło.. .

No i wyobraź sobie jechałem na magisterkę do Krakowa i szukałem noclegu. Dzowniłem do kolegi kilka dni i nic. Potem zadzwoniłem do znajomej sprzed lat – dobrej znajomej i od tej mojej obrony zaczęliśmy się przyjaźnić i okazało się, że to dla mnie dziewczyna życia – obecna moja żona z którą mamy prawie 3 dzieci(jedno w drodze).

Ale to jeszcze nic. Znaliśmy się dobrze z czasów studiów ale nigdy o sobie wzajemnie nie myśleliśmy w ten sposób jako – kandydat/a na “chłopaka” /“dziewczynę”. I okazało się nagle, że mamy tyle wspólnych tematów, odczuć- okazało się przy bliższym poznaniu, że życie moje stało się weszcie trójwymiarowe, jaki nigdy dotąd.

Potem mnie ciekawiło dlaczego kolega nie odpowiadał gdy dzowniłem za noclegiem – bo do niego dzwoniłem przez 3 dni. Okazało się, że przestawiłem dwie środkowe cyfry w numerze który kręciłem i nie mogłem się dodzwonić. Ale dzięki temu zadzwoniłem do mojej znajomej, :-)))

Więc sam widzisz, że pogubułem się totalnie pewnym okresie swojego życia i się “wyprostowało”. I powiem szczerze, że właśnie odczytuję to jako dar Pana Boga. Odnalazłem zupełnie przypadkiem i niezasłużenie to czego w głębi duszy pragnąłem. Jako taki znak potwiedzający nasze plany – lubilismy wędrowanie po Beskidach. I pewnego razu w lesie pod Babią znaleźlismy pod drzewem stojący krzyż. Gdy do niego podszedłem okazało się, że to “dziwoląg”. Dwie gałęzie drzewa połączone w krzyż, ale połączone naturalnie – zrośnięte ze sobą.... na krztałt krzyża. Wbiło mnie w ziemią.
Mamy ten krzyż .... i jestesmy szczęśliwie razem już kilka lat już prawie z trójką dzieci. :-))))

Takie jest moje doświadczenie zarówno grzeszności jak i łaski. Ale mimo głupich moich wyskoków zawsze szukałem powrotu do Boga – jak do bazy: i jego bliskości – jest mi to potrzebne jak powietrze, albo jak dobra muzyka. Jest trójwymiarowo. :-)

No to osobiście się zrobiło: szczerość za szczerość. :-)

Pozdrawiam!

************************
polecam: http://prowincjalka.salon24.pl/56865,index.html


Poldku, ale się rozpisałeś,

więc tylko do kilku rzeczy się odniosę, “Egzorcyzmy” oglądałem, nie zachwycił mnie jakoś ten film, znaczy nie przejął, o filmach, które są dla mnie ważne, zacząłem pisac u siebie w blogu, zajrzyj, o jednym już jest.

Dzięki za opowieść i komentarz, ciekawy, nie mam teraz sił się odnosić do róznych rzeczy, szczególnie, że w sumie nie jest on jakoś nadmiernie polemiczny, a pogadać kiedyś o wierze i nie tylko to trza by live chyba:), bo jednak przez neta to nie wiem, czy jest sens.

Pozdrawiam.

P.S. Przeczytałem uważnie, może jak mnie najdzie, to coś jeszcze napiszę, teraz jednak jestem jakiś otumaniony plus ból głowy a jeszcze trochę rzeczy do roboty mam plus trza z domu wyjść zarabiać:) i się douczać też.

Więc ewentualnie póxnym wieczorem dziś albo jutro późnym wieczorem cuś dopiszę.

pzdr


Grześ

co do filmu, w tej tematyce najlepszy dokumentalny – fabularny to inscenizacja bardziej wydumana lub mniej. Natomiast w dokumencie jest świetnie na tym tle przedstawiony stosunek do demonów zarówno teologów “nowoczesnych” którzy w niemczech posunęli się dosyć daleko przecząc istnieniu osobowego zła – co znalazło odzwierciedlenie w tym, że nie można było przez długie lata udzielać egzorcyzmów.

Natomiast – współczuję bólu głowy… – mam nadzieję, że to nie po moim poscie, :-))))

Zawsze spotkać się kiedyś w realu możemy – czy to w Krakowie, bo bywam średnio raz albo dwa w miesiącu.

Ale net ma to do siebie, że pisząc zawsze można wzbogacić czytających… .

Mnniejsza z tym, jak napiszesz z uwagą przeczytam.

Pozdrawiam!

************************
polecam: http://prowincjalka.salon24.pl/56865,index.html


Subskrybuj zawartość