Trudno dyskutować z osobą mającą tak olbrzymie doświadczenie zawodowe jak Ty. Choć z drugiej strony – to pewnie jest tak trochę jak z moim kumplem zajmującym sie monitoringiem i windykacją złych należności w Banku: dla niego każdy Kredytobiorca to potencjalny wyłudzacz. Przesadzam oczywiście, bo jest kwestią indywidualną utrzymanie właściwych proporcji, ale co by nie mówić: masz do czynienia jednak ponadnormatywnie z ta gruopą chłopców/kijanek.
No ale mogę się mylić – po prostu tak wynika z mojego doświadczenia znajomości z osobami zajmującymi sie terapiami.
Może być też tak, że poprawiam sobie humor: “no nie może być tak źle z nami facetami jak pisze Gretchen”.
Kończac tą przydługa dygresję – pewnie, rzeczywistość jest pełna opisywanych przez Ciebie gości. Ale w mojej ocenie – stanowią mniejszość. Ale może dobrze się ukrywają?
Nie fetyszyzowałbym tego zarabiania pieniędzy i walenia po ryju jako miejsca skumulowania odbioru “męskości”. Niezależność finansowa jest czymś naturalnym i logicznym dla faceta, podobnie jak to, że dopuszczamy (!) siłowe rozwiązanie konfliktu z jakimś szmaciarzem. To nie jest esencja męskości, tylko jeden z setek elementów bycia facetem.
Natomiast zastanawia mnie ten “wojownik”. Walki , które musze stoczyć, pola bitwy, inicjacje wojownicze. No tego nie trybię w ogóle. O co chodzi z tym “wojownikiem”?
Nie potrafię tego powiażać z byciem prawdziwym, silnym, niezłomnym, twardym. Co do tego ma walka i wojowniczość? Z czym i kim walczyć? Po co?
No nie łapię o czym pisze ten Eldredge…
Gretchen
Trudno dyskutować z osobą mającą tak olbrzymie doświadczenie zawodowe jak Ty. Choć z drugiej strony – to pewnie jest tak trochę jak z moim kumplem zajmującym sie monitoringiem i windykacją złych należności w Banku: dla niego każdy Kredytobiorca to potencjalny wyłudzacz. Przesadzam oczywiście, bo jest kwestią indywidualną utrzymanie właściwych proporcji, ale co by nie mówić: masz do czynienia jednak ponadnormatywnie z ta gruopą chłopców/kijanek.
No ale mogę się mylić – po prostu tak wynika z mojego doświadczenia znajomości z osobami zajmującymi sie terapiami.
Może być też tak, że poprawiam sobie humor: “no nie może być tak źle z nami facetami jak pisze Gretchen”.
Kończac tą przydługa dygresję – pewnie, rzeczywistość jest pełna opisywanych przez Ciebie gości. Ale w mojej ocenie – stanowią mniejszość. Ale może dobrze się ukrywają?
Nie fetyszyzowałbym tego zarabiania pieniędzy i walenia po ryju jako miejsca skumulowania odbioru “męskości”. Niezależność finansowa jest czymś naturalnym i logicznym dla faceta, podobnie jak to, że dopuszczamy (!) siłowe rozwiązanie konfliktu z jakimś szmaciarzem. To nie jest esencja męskości, tylko jeden z setek elementów bycia facetem.
Natomiast zastanawia mnie ten “wojownik”. Walki , które musze stoczyć, pola bitwy, inicjacje wojownicze. No tego nie trybię w ogóle. O co chodzi z tym “wojownikiem”?
Nie potrafię tego powiażać z byciem prawdziwym, silnym, niezłomnym, twardym. Co do tego ma walka i wojowniczość? Z czym i kim walczyć? Po co?
No nie łapię o czym pisze ten Eldredge…
Pozdrawiam sylwestrowo.
Griszeq -- 31.12.2008 - 10:57