Dość szybko ferujesz wyroki. A nie dopuszczasz wersji, że czeskie przywództwo zwyczajnie wiedziało, że opór przeciwko bratnim siłom radzieckim, polskim, niemieckim i węgierskim skończy się zwyczajnie masowym rozlewem krwi – krwi czeskiej? I żadni Amerykanie nie przybędą na pomoc?
Wjazd bohaterskich przyjaciół, w tym tych z orzełkiem i szachownicą, oznaczało koniec czeskich marzeń. W tej sytuacji nalezy naród chronić. Łatwo teraz pisać o bohaterstwie nieobsługiwania w sklepach. Nie było akcji zbrojnej armii czeskiej, więc bohaterowie nie bardzo mieli powód by Czechów rozwalać pod płotem. Bo jakby chłopaki powąchały prochu, miażdżąc czeską armię, to po wejściu do sklepu już by nie prosili o zakupy. Po prostu by je brali. A jakby się jakaś holka z obsługą ociągała, to by jej sie pokazało jakie to polaki jurne chłopaki. Możnaby nawet jakies zawody urządzić, kto więcej holek zaliczy – my, czy nasi radzieccy przyjaciele.
Czeska pragmatyka doprowadziła do tego, że wściekłe psy zostały na smyczach. Budapeszt się nie powtórzył. Całe szczęście…
1. wściekłe psy NIE zostały na smyczach – one praską wiosnę wdeptały w ziemię, i tamte dwa narody upokorzyły.
Budapeszt, jak dzisiaj wspomina 1956, czyni to z dumą – bo Węgrzy swojego kraju bronili, nawet jeśli przegrali. tak jak Poznań wspomina z dumą ten sam czas. w Pradze i Bratislavie został tylko wstyd.
2. nie nabijam się z “bohaterstwa nieobsługiwania w sklepach” – ludność robiła, co mogła.
sęk w tym, że dwaj (uwielbiani) przywódcy w godzinie prawdy okazali się miernotami. armia jedna z silniejszych w Europie, uzbrojona potężnie, a tu napadają kraj i zajmują bez żadnego oporu z jej strony…
3. tak sobie właśnie uświadomiłem dwie skrajności – z jednej strony powstanie warszawskie u nas (szaleńcze bicie głową w mur), z drugiej strony tchórzostwo rządu w Pradze (1938/1968). historia bywa złośliwa.
4. dość logicznie twoje argumenty wyglądają griszqu, sam się niedawno kłóciłem o bezsens walki w określonej sytuacji. tym niemniej uważam, że postawa Svobody i Dubceka chluby im nie przynosi. (zdarzało mi sie o tym rozmawiać za południową granicą, tam są zdania podzielone)
5. aha, odpowiadam na pytanie “dlaczego mialbyś się wstydzić za komuszych namiestników”. tak jak jestem dumny z Sobieskiego, Piłsudskiego, Dmowskiego czy Rozwadowskiego (choć wplywu na nich nie mialem) – tak samo wstydze sie za to, co mój naród zawinił.
ciekawy komentarz, z odpowiedzią spieszę
Dość szybko ferujesz wyroki. A nie dopuszczasz wersji, że czeskie przywództwo zwyczajnie wiedziało, że opór przeciwko bratnim siłom radzieckim, polskim, niemieckim i węgierskim skończy się zwyczajnie masowym rozlewem krwi – krwi czeskiej? I żadni Amerykanie nie przybędą na pomoc?
Wjazd bohaterskich przyjaciół, w tym tych z orzełkiem i szachownicą, oznaczało koniec czeskich marzeń. W tej sytuacji nalezy naród chronić. Łatwo teraz pisać o bohaterstwie nieobsługiwania w sklepach. Nie było akcji zbrojnej armii czeskiej, więc bohaterowie nie bardzo mieli powód by Czechów rozwalać pod płotem. Bo jakby chłopaki powąchały prochu, miażdżąc czeską armię, to po wejściu do sklepu już by nie prosili o zakupy. Po prostu by je brali. A jakby się jakaś holka z obsługą ociągała, to by jej sie pokazało jakie to polaki jurne chłopaki. Możnaby nawet jakies zawody urządzić, kto więcej holek zaliczy – my, czy nasi radzieccy przyjaciele.
Czeska pragmatyka doprowadziła do tego, że wściekłe psy zostały na smyczach. Budapeszt się nie powtórzył. Całe szczęście…
1. wściekłe psy NIE zostały na smyczach – one praską wiosnę wdeptały w ziemię, i tamte dwa narody upokorzyły.
Budapeszt, jak dzisiaj wspomina 1956, czyni to z dumą – bo Węgrzy swojego kraju bronili, nawet jeśli przegrali. tak jak Poznań wspomina z dumą ten sam czas. w Pradze i Bratislavie został tylko wstyd.
2. nie nabijam się z “bohaterstwa nieobsługiwania w sklepach” – ludność robiła, co mogła.
sęk w tym, że dwaj (uwielbiani) przywódcy w godzinie prawdy okazali się miernotami. armia jedna z silniejszych w Europie, uzbrojona potężnie, a tu napadają kraj i zajmują bez żadnego oporu z jej strony…
3. tak sobie właśnie uświadomiłem dwie skrajności – z jednej strony powstanie warszawskie u nas (szaleńcze bicie głową w mur), z drugiej strony tchórzostwo rządu w Pradze (1938/1968). historia bywa złośliwa.
4. dość logicznie twoje argumenty wyglądają griszqu, sam się niedawno kłóciłem o bezsens walki w określonej sytuacji. tym niemniej uważam, że postawa Svobody i Dubceka chluby im nie przynosi. (zdarzało mi sie o tym rozmawiać za południową granicą, tam są zdania podzielone)
5. aha, odpowiadam na pytanie “dlaczego mialbyś się wstydzić za komuszych namiestników”. tak jak jestem dumny z Sobieskiego, Piłsudskiego, Dmowskiego czy Rozwadowskiego (choć wplywu na nich nie mialem) – tak samo wstydze sie za to, co mój naród zawinił.
pozdrawiam
MAW -- 24.08.2009 - 13:42