Porozumienie i dialog to zbrodnia?

„Módlmy się byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy” – to ostatnie słowa homilia wygłoszonej przez ks. Jerzego w Bydgoszczy w kościele Świętych Polskich Braci Męczenników w dniu porwania 19.10.1984 r.

Dziś czytam w salonie.24, że ci, którzy starali się iść według tych wskazań, a także tych, które cytuję poniżej, są autorami i popierają „zbrodnię Okrągłego Stołu”. Cztam więc, że popieram zbrodnię... Trudno mi by było znaleźć bardziej podłe i nikczemne słowa, które mogłyby żerować na śmierci ks. Jerzego. Właśnie droga wskazywana przez księdza Jerzego, jego wiara w dobro i miłość, bezkompromisowe wskazówki moralne dla podtrzymania odwagi w działaniu i ustrzeżenia się od nienawiści, tak jak i słowa Episkopatu Polski oraz Jana Pawła II torowały drogę do porozumienia przy Okrągłym Stole – w tym celu, aby ze zła mogło narodzić się dobro. Dla niektórych droga porozumienia i dialogu to droga zbrodnicza…

Można uznać, że wstrząs spowodowany zabójstwem ks. Jerzego, otrzeźwił reżim i od tego momentu – właśnie od tego! – zaczęła się droga ku demokratycznej Polsce, a Okrągły Stół był także wynikiem męczeńskiej śmierci kapłana. To zaś, co działo się później, to tylko i wyłącznie sprawa tego, jak wykorzystaliśmy wolność, jak zdaliśmy egzamin z wolności, który w warunkach demokracji wciąż musimy zdawać. Oceniać nas będą przyszłe pokolenia. O współczesnych politykach, tym, jakimi zasadami się kierują, wielokrotnie pisano. Nie potrzeba ich chyba streszczać. W moich oczach na pewno zgodnie z zasadami nie postępują ci, którzy piszą o „Zbrodni Okrągłego Stołu”, którzy męczeńską śmierć kapłana chcą wykorzystać dla przekreślenia szlachetności postaw wielu opozycjonistów.

„Aparat SB i MO dowiódł wystarczająco wiele razy…” (Cz. Kiszczak)

Wiktor Kulerski napisał i ogłosił 30.10.1984 r.:

„Nigdy nie ogłoszono listy tysięcy żołnierzy AK, członków PSL i wielu innych zamęczonych i zamordowanych przez funkcjonariuszy resortu bezpieczeństwa, ani nie ujawniono wszystkich tego sprawców.
Nigdy nie odnaleziono sprawców śmierci Stanisława Pyjasa i nie szukano winnych śmierci innych ofiar z lat siedemdziesiątych.
Nigdy nie szukano albo nie odnaleziono sprawców zbrodni dokonywanych na poprzednikach ks. Jerzego Popiełuszki, na działaczach, członkach i sympatykach NSZZ »Solidarność«: – porwanych, torturowanych, a następnie porzucanych – Wojciech Cejrowski, Piotr Hryniewicz, Zofia Jarząbowska, Łukasz Kądziela, Janusz Krupski, Antoni Mężydło, Wojciech Sawicki, Jerzy Wyskiel, Gerard Zakrzewski, Włodzimierz Żarnecki – zaginionych, których ciała odnaleziono – Emil Barchański, Piotr Bartoszcze, Ryszard Kowalski, Jerzy Marzec, Włodzimierz Witkowski – zmarłych po pobiciach w miejscach publicznych – Wojciech Cieślewicz, Stanisław Kot, Bronisław Królik, Włodzimierz Lisowski, Piotr Majchrzak, Zdzisław Miąsko, Stanisław Raczek, Adam Szulecki, Zbigniew Szymański, Eugeniusz Wiłkomirski, Tadeusz Woźniak – zmarłych po pobiciach w aresztach i komisariatach – Zenon Beszczyński, Andrzej Grzywna, Zdzisław Jurgielewicz, Wanda Kołodziejczyk, Grzegorz Przemyk, Mieczysław Rokitnicki, Jan Ziółkowski – zastrzelonych lub zmarłych po postrzeleniu – Michał Adamowicz, Antoni Browarczyk, Mieczysław Poźniak, Andrzej Trajkowski, Bogdan Włosik, Franciszek Zdunek.
A przecież nie są to wszyscy, a tylko przykłady i tylko spośród tych, których nazwiska znamy.
Czy i do tych spraw odnoszą się słowa generała Czesława Kiszczaka: »Podległe mi służby nie zaniedbają niczego co niezbędne, aby prawda została ustalona do końca«?
Czy sprawcy i tych zbrodni »poniosą surową, przewidzianą przez prawo karę, a tło ich zbrodni zostanie wyjaśnione«?
Jak dotychczas jedyną odpowiedzią pozostaje kuglarskie śledztwo, proces i wyrok w sprawie śmierci Grzegorza Przemyka oraz głuche milczenie okrywające pozostałe zbrodnie. I nie może być inaczej. To jedna i ta sama ręka podpisuje bezprzykładne uprawnienia dla MSW i jego funkcjonariuszy oraz dekoruje najwyższymi odznaczeniami jego osławionego poprzednika – ministra Bezpieczeństwa Publicznego, Stanisława Radkiewicza i innych oprawców »okresu błędów i wypaczeń«.
Jakże fałszywie i cynicznie na całym tym tle brzmią słowa gen. Jaruzelskiego – źe »nikt nie jest i nie będzie poza czy ponad prawem«. Jak wstrząsający jest spokój sumień wszystkich tych, którzy jego i jemu podobnych wysłuchują.
Jesteśmy świadkami wykorzystywania mordu popełnionego na ks. Popiełuszce do zatarcia pamięci o poprzednich, podobnych zbrodniach; do odwracania uwagi od ich sprawców; do dalszego spotęgowanego zakłamywania prawdy o systemie, a wreszcie i do walk frakcyjnych w łonie aparatu władzy. Ofiara złożona przez człowieka prawdy, miłości i bezinteresowności służy dzisiaj kłamstwu, rozgrywkom i handlom. W związku z porwaniem ks. Jerzego Popiełuszki KC PZPR oświadczyło – »Dywersja, prowokacja i terror były zawsze i są z gruntu obce leninowskiej ideologii, moralności naszej partii«. Jak dalece fałszywe to zdanie »aparat SB i MO dowiódł wystarczająco wiele razy…«
Niech jego najnowsza ofiara przypomni nam poprzednie i pozwoli upomnieć się o nie tak, aby następnych nie było”.

Od pierwszej informacji o zniknięciu księdza Popiełuszki cała „Solidarność” zaczęła modlić się o życie swojego kapłana. Za śmierć księdza obwiniono także siebie:
„Dziś każdy z nas musi postawić sobie pytanie! Kto jest odpowiedzialny za to, co się stało? Faryzeizmem byłaby odpowiedź, że jedyną winę ponoszą bandyci z aparatu bezpieczeństwa i ich mocodawcy. Tak, tych ludzi spotka wieczysta hańba: nie ma dla nich żadnych okoliczności łagodzących przed trybunałem narodowego sumienia. Ale w obliczu męczeńskiej śmierci księdza Jerzego Popiełuszki powiedzieć trzeba z całą odpowiedzialnością i powagą! Wszyscy jesteśmy winowajcami.
Tak, to my, działacze »Solidarności«, nie potrafiliśmy uchronić tego wspaniałego człowieka i naszego przyjaciela przed ciosami rzezimieszków. Nie mówiliśmy dostatecznie głośno i jasno, że mordercy czyhają na życie księdza Jerzego, choć dowodów na to było dosyć. Nie potrafiliśmy zorganizować instytucji demaskującej – a przez to częściowo paraliżującej – terroryzm ludzi z aparatu bezpieczeństwa.
Tak. To my, robotnicy warszawskich zakładów nie obroniliśmy od śmierci naszego duszpasterza. Tak. To my, warszawscy inteligenci nie uchroniliśmy od skrytobójstwa księdza Jerzego, który sam nigdy nie szczędził czasu, by nieść nam słowa otuchy i nadziei. Taka jest gorzka prawda i nic jej nie odmieni. Nic bowiem nie może nas usprawiedliwić z tego, że z notorycznie znanych faktów bandytyzmu nie wyciągnęliśmy wszystkich konsekwencji i nie stawiliśmy otwarcie czoła nasilającym się aktom terroru. Odpowiedzialność swą dzielimy – niestety – z najwyższymi autorytetami w Polsce, autorytetów kościelnych nie wyłączając.
To także trzeba powiedzieć jasno i wyraziście: gdyby rozpętywana kampania nienawiści napotkała na stosowny opór, może mordercy nie odważyliby się na zbrodnię. Gdyby wszystkie poprzednie akty terroryzmu wzbudziły te reakcje, na jakie zasługiwały – może mordercom zabrakłoby tym razem odwagi.
To prawda – doświadczenie nauczyło ich poczucia bezkarności. Od iluż to już lat żaden funkcjonariusz nie został ukarany za gwałt na obywatelu, którego władze uznały za nieprawomyślnego? Uniknęli kary ci, co strzelali do robotników Wybrzeża, ci, co organizowali radomskie ścieżki zdrowia, ci, co otworzyli ogień do górników z kopalni »Wujek«. Każdy funkcjonariusz widział i wiedział, że wolno mu bezkarnie katować i zabijać. To ich rozzuchwaliło. Rozzuchwaliły ich także wyroki sądów. To także należy dziś przypomnieć: sędziowie, którzy niedawno uniewinnili morderców Grzesia Przemyka, mają dziś na rękach krew księdza Jerzego Popiełuszki. Taka jest cena udziału w przemocy i kłamstwie.
Powtórzmy: funkcjonariusze aparatu bezpieczeństwa czują się bezkarni. I nie zmienią tego żadne deklaracje, których dziś nam nie żałują ich przełożeni, ani też wyszukiwanie kozłów ofiarnych. Zmienić to może tylko codzienny, uparty opór nas wszystkich przeciw bezprawiu i bandytyzmowi. W tym oporze nie ustaniemy, póki nam sił starczy. Nie chcemy być – raz jeszcze – winni zaniechania. Dlatego ujawniać powinniśmy każdy przejaw bandytyzmu. Musimy bronić naszych bezbronnych braci z pełną konsekwencją, bez oglądania się na doraźne względy taktyki. Albowiem nie ma dziś w Polsce sprawy ważniejszej jak rządy prawa i poddanie aparatu bezpieczeństwa kontroli społecznej”.
31.10.1984, Konrad Bieliński, Zbigniew Bujak, Zbigniew Janas, Wiktor Kulerski

Rzecznik rządu, Jerzy Urban oraz oficjalna propaganda nie omieszkali próbować wykorzystać śmierci i pogrzebu księdza Jerzego do dalszego wzniecania nienawiści i wrogości wobec opozycji, którą oskarżono o „żerowanie na tragedii”. W oficjalnym komentarzu PAP opublikowanym w prasie codziennej 27 października nazwano Seweryna Jaworskiego, Jacka Kuronia, Henryka Wujca, Zbigniewa Romaszewskiego i Janusza Onyszkiewicza „majstrami prowokacji”.

Jan Paweł II był wstrząśnięty informacją o porwaniu i zabójstwie księdza Jerzego. Modlił się w jego intencji:
„Włączamy w naszą modlitwę w szczególności osobę tego kapłana, którego śmierć wstrząsnęła opinią i sumieniem ludzi w Polsce i na całym świecie. Choć w ludzkim rozumieniu doznał on kaźni, nadzieja nasza pełna jest nieśmiertelności. Oddajemy mu ostatnią przysługę z chrześcijańską godnością i spokojem. Pragnę w obliczu tej śmierci przypomnieć słowa wypowiedziane w Warszawie podczas ostatniej pielgrzymki: »Chrześcijanin powołany jest w Jezusie Chrystusie do zwycięstwa. Zwycięstwo nasze nieodłączne jest od trudu, od cierpienia, tak jak zmartwychwstanie Chrystusa nieodłączne jest od krzyża«”.
Watykan, audiencja generalna 31.10.1984 r.

Ponownie o to, „żeby z tej śmierci wyrosło dobro” modlił się 5 listopada:
„Głęboko przeżywam losy moich rodaków, wszystkich, zwłaszcza tych, którzy cierpią na różne sposoby. Głęboko przeżywam również doświadczenie prawdziwej odnowy, która przechodzi przez serca polskie, oczywiście wszędzie tam, gdzie ona jest rzeczywistością, odnowy duchowej, odnowy chrześcijańskiej, odnowy patriotycznej, wszędzie tam, gdzie ona jest prawdziwą rzeczywistością.
Niech Pan Bóg, za pośrednictwem Pani Jasnogórskiej i naszych świętych, opiekuje się umiłowaną Ojczyzną naszą, również niech przyjmie ofiarę życia tego kapłana, którego śmierć – mało powiedzieć tragiczna, biorąc pod uwagę jej okoliczności – poruszyła ludzi na pewno w Polsce, ale poruszyła ludzi we Włoszech, w różnych krajach Europy, na całym świecie. Ta śmierć jest także świadectwem. Ja modlę się za księdza Jerzego Popiełuszkę, jeszcze bardziej się modlę o to, ażeby z tej śmierci wyrosło dobro, tak jak z Krzyża Zmartwychwstania. Temu już dawałem wyraz w czasie ostatniej audiencji generalnej i o to się stale modlę. Niech będzie ta śmierć źródłem nowego życia”.

Manifestacja, jaka odbyła się po uroczystościach pogrzebowych, przypominała czasy jawnego istnienia „Solidarności”. Pod kościołem i na przyległych ulicach, wśród wielotysięcznego tłumu były transparenty „Solidarności”. Każdy nowo pojawiający się był witany okrzykami i oklaskami. Skandowano hasła, rozrzucono ulotki. Po uroczystościach wielotysięczny pochód ruszył przez miasto, gdy drogę zablokował mu milicyjny kordon tłum zaczął skandować: „milicjantom przebaczamy”. Pochód został zmuszony do wejścia na chodnik, którym doszedł pod warszawską Rotundę, gdzie zgromadzeni odśpiewali na zakończenie demonstracji „Boże coś Polskę”.

Utopcie w Wiśle cały naród
„Mamy jeszcze w żywej pamięci wydarzenia minionych dni — męczeńską śmierć księdza Jerzego i jego wielki, wstrząsający sumieniami pogrzeb. Cisną się nam na usta dwa pytania: co się właściwie stało i co z tego, co się stało, wynika dla nas, dla naszego życia i naszej pracy?
Zanim jednak spróbuję dać odpowiedź na te pytania, chcę na jedno zwrócić uwagę. Nie wiem, czy Wy tak odczuwaliście, ale ja czułem tak jakoś: dlaczego właściwie on, a nie ja? Przecież tam, gdzie zasadą i źródłem czynu jest bezprawie, każdy może być zabity. Mógł być zabity każdy ksiądz tutejszej parafii, mogłeś być zabity ty – ty, który stoisz w tym kościele, i ty, który znajdziesz się poza kościołem. Sytuacja bezprawia zagraża wszystkim. Dziś on, jutro ty, twój brat, a nawet – powiedzmy to jasno – twój towarzysz. Wszyscy są podejrzani, wszyscy mogą być obwinieni, wszyscy mogą być zabici. A więc dlaczego on, a nie ty, nie ja? Jestem głęboko przekonany, że nie ma w tej chwili w tym kościele człowieka, który sobie nie mógł takiego pytania postawić. Ile razy zdarzy się wśród nas przypadek bezprawia, tyle razy ciśnie się na usta pytanie: dlaczego właściwie on, a nie ja? Bezprawie dopuszcza wszystko przeciw wszystkim. Każdy jest wtedy winny. Jeśli tak, to – proszę bardzo – utopcie w Wiśle cały naród.
Po tej refleksji postawmy kluczowe pytanie: co się właściwie stało? Aby na to pytanie odpowiedzieć, trzeba sięgnąć do języka religii, ponieważ zwykły język ludzki tu nie wystarczy. Religia zna słowo innym językom nieznane – słowo »cud«. Tak, istotnie, stał się cud. Bo cóż to jest cud? Prawdziwy cud polega na tym, że ze zła, które zostało zamierzone, nie powstaje zło, ale wielkie niezmierzone dobro. Sprawdza się Ewangelia. Wyobraźmy sobie to konkretnie. Oto dzieje się coś złego: zniszczenie, zabójstwo, śmierć. Jakaś mroczna siła, która – jak kiedyś pisał Goethe – »ciągle mówi: Nie«, nawiedza ludzki rodzaj. Siła ta nie umie już niczego tworzyć, umie jedynie niszczyć. I niszczy. Widać, jak niszczy. Ale oto nagle, gdy zniszczenie ma dojść do szczytu i przemienić się w katastrofę, dzieje się coś niezwykłego i zamiast katastrofy mamy coś wręcz przeciwnego – narodziny, tworzenie. Krew męczenników staje się posiewem wyznawców. I tak się właśnie stało. Przebudził się naród. Stał się naród. Znów czystym dźwiękiem zagrało nad naszymi uszami słowo: Ojczyzna. Niby wszystko to już kiedyś było, a przecież jakby nie było. Stało się to, co naprawdę jest. Polska — wielki zbiorowy obowiązek. I to właśnie jest ten cud.
Wrzucono do Wisły księdza i Polaka. Ale Wisła jest jak matka. Wisła zwróciła nam męczennika, urodziła męczennika. A on zasiał w naszych duszach nowe ziarno Ojczyzny.
Teraz jeszcze ostatnie pytanie: co z tego wszystkiego wynika dla nas, dla naszego życia i dla naszej pracy? Pozwolę sobie przypomnieć wypróbowaną myśl Cypriana Norwida. Powiada on, że prawdziwy postęp ludzkości polega na tym, by »przez rozjaśnienie prawd i wcielenia dobra, broń największa, jedyna, ostateczna – męczeństwo, uniepotrzebniało się na ziemi«. Stało się męczeństwo. Skoro Bóg je dopuścił, widać było dla nas potrzebne. Bośmy może spali, może się ociągali, może stracili ducha. Trzeba nam było twardego zbudzenia ze snu. Zarazem jednak trzeba nam było wskazówki: tak pracować, by nie było już potrzeba nowych męczeństw.
Każdy z nas, tu stojących, pracuje przy rozjaśnianiu prawd i wcielaniu dobra. Ojcowie, matki, duchowni znajdujący się w tym kościele i ci, którzy są gdzie indziej. Także wy – nauczyciele, wychowawcy. I wy – rolnicy, którym zawdzięczamy dobroć naszego chleba. Robotnicy, którymi ksiądz Jerzy opiekował się tak bezgranicznie. I wy – inżynierowie, lekarze, cała służba zdrowia, urzędnicy, sprzedawcy w sklepach, przewodnicy i ratownicy górscy – nawet zamiatacze ulic, wszyscy rozjaśniacie prawdy i wcielacie dobro.
Nasz codzienny obowiązek ukazał się nam dziś od nowej strony: pracujemy nad prawdziwym postępem w naszej Ojczyźnie. To nam doda nowych sił do pracy. Także ten »Tydzień kultury« jest krokiem w tym kierunku. Kiedy jutro staniemy na naszym zwykłym posterunku, będziemy pamiętać, że pracujemy także po to, by »broń największa, jedyna, ostateczna – męczeństwo, uniepotrzebniało się wśród nas«.
Ks. Józef Tischner (tekst wygłoszony podczas „Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej na Podhalu”, Nowy Targ, jesień 1984)

Jak się ustrzec nienawiści?

Jak człowiek mógł po takiej zbrodni, w tak ciężkich czasach pozbyć się nienawiści, jak miał nie zwątpić w sens miłości, w to, że dobro zwycięży nad złem? Podczas audiencji dla polskich pielgrzymów 25 listopada Jan Paweł II przypominał jaka jest droga dla dobra, zapewniał, że z niej nie ustąpi:
„Pan Jezus kiedyś powiedział »Królestwo Boże jest w was«. W każdym z nas i równocześnie pomiędzy nami już jest, ale jeszcze wciąż się przygotowuje, wciąż do niego zdążamy i codziennie się o to Królestwo modlimy, jako o ostateczną przyszłość człowieka, o cel naszych nadziei: »Przyjdź Królestwo Twoje«.
Ma to wielkie znaczenie dla każdego z nas, ma to wielkie znaczenie dla ludzi żyjących na ziemi polskiej, którzy bardzo miłują swoją Ojczyznę, bardzo miłują dziedzictwo doczesne tej ziemi, na której się narodzili, dzieje swojej Ojczyzny i dzieje tego królestwa, tego państwa, tego władania doczesnego, które na tej ziemi Polaków zostały ukształtowane od tysiąca lat. I gotowi są dla tej sprawy również wiele cierpieć I śmierć ponosić, jak o tym świadczy tylu ludzi w ciągu dziejów (zwłaszcza w ostatnich stuleciach), a za naszych dni śmierć chociażby tak bliskiego nam ks. Jerzego Popiełuszki. To wszystko świadczy o miłości Ojczyzny, która jest ziemskim królestwem człowieka, ziemskim królestwem Polaków. To królestwo nas wiele kosztuje. Stałe pragniemy, aby się urzeczywistniło wedle właściwego modelu praw narodu, praw człowieka, wedle ewangelicznych, chrześcijańskich zasad sprawiedliwości, miłości społecznej, prawdy, pokoju. Do tego stałe dążymy, tego stale pragniemy, taką chcemy mieć tę naszą ziemską Ojczyznę.
Równocześnie w tych wszystkich dążeniach i staraniach okupowanych również cierpieniem, okupowanych czasem śmiercią za Ojczyznę, w tych wszystkich – powtarzam – dążeniach i staraniach trzeba nam mieć w sercu perspektywę Królestwa Chrystusa, Królestwa Bożego, Królestwa, które nie jest z tego świata, które przyszło na ten świat, aby dla człowieka żyjącego w tym świecie, dla ludzkości, ludów i narodów otworzyć ostateczną perspektywę nadziel. Do tego Królestwa przygotowujemy się przez to, co Paweł VI nazwał »cywilizacją miłości«. Z jakimż trudem idzie realizacja tej właśnie cywilizacji miłości w wymiarach ziemskich, doczesnych, w wymiarach poszczególnych społeczeństw, w wymiarach międzynarodowych. Wiemy o tym, jak bardzo to, czym jest życie ludzkości współczesnej, stanowi właściwie antytezę, a przynajmniej w ogromnej mierze antytezę tego, co się mieści w słowie »cywilizacja miłości«, Jednak nie przestajemy do niej dążyć, nie przestajemy w niej widzieć realizacji pełni człowieczeństwa, pełni w znaczeniu osobowym i wspólnotowym tego, czym człowiek pragnie być na tej ziemi. A te pragnienia wszystkie muszą być stale ożywiane, przenikane, prześwietlane tą wizją Królestwa Bożego, o które się modlimy, tą wizją Królestwa, któremu Chrystus dał początek na świecie, ale które na tym świecie nie ma swego kresu. Życie ziemskie we wszystkich swoich wymiarach: osobowych, jednostkowych i wspólnotowych, narodowych i społecznych, systemowych, międzynarodowych, jest tylko jakimś przygotowaniem niedoskonałym, czasem bardzo niedoskonałym, czasem jak gdyby tylko antytezą tego, co się zawiera w Królestwie Chrystusa, o co się modlimy nieustannie, a zwłaszcza w dniu dzisiejszym, mówiąc: »Przyjdź Królestwo Twoje«”.

Papież był świętym człowiekiem. Ludziom żyjącym w Polsce, którzy spotykali się z wrogością rządzących nie było łatwo zrozumieć, a co dopiero podporządkować się słowom Jana Pawła II. Nawet dziś jest wielu, którzy z zabójstwa księdza czynią argument dla wzbudzania nienawiści, nie są w stanie przebaczyć i opowiedzieć się za „cywilizacją miłości”.

Janusz Pałubicki opublikował apel, aby wobec zabójców nie zastosowano kary śmierci, pisał „wierzę, że agresję i zbrodnię można usunąć z życia społecznego przede wszystkim przez kształtowanie człowieka i społeczeństwa, że ludzi przeciwnych życiu i pokojowi należy odizolować, ale nie zabijać”. Natomiast TKK „S” 21.01.1985 r. wezwała do obrony i zapewnienia bezpieczeństwa kapłanom:
„Przebieg procesu toruńskiego ujawnił w sposób bezprecedensowy metody prowokacyjnych i represyjnych działań aparatu bezpieczeństwa skierowanych w Kościół katolicki. Towarzysząca mu kampania w państwowych środkach masowego przekazu świadczy o złowrogich tendencjach polityki władz wobec duchowieństwa. Jej celem jest zastraszenie, szantażowanie i przemoc fizyczna, aż do unicestwiania włącznie. W obliczu tych faktów, godzących w byt instytucji obdarzonej najwyższym moralnym autorytetem w naszym kraju, TKK wzywa wszystkich członków »Solidarności« do obrony i zapewnienia bezpieczeństwa kapłanom Kościoła katolickiego. Zamach na Kościół jest zamachem na tożsamość naszego Narodu”.

Zachowanie polskiego duchowieństwa oraz Jana Pawła II po zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki wzbudza podziw i uznanie. Ojciec Święty pierwszy wzywał i modlił się o to, aby „z tej śmierci narodziło się dobro”. Jego słowa, jak i polskich biskupów, były pozbawione nienawiści, były za to pełne otuchy i tchnęły nadzieją. Jan Paweł II podczas audiencji dla pielgrzymów z Polski 12 lutego 1985 r. pocieszał, że „nie jest łatwo być Polakiem”, ale dlatego „warto być Polakiem”:
„pragnę, ażeby wydarzenia, które miały miejsce w Polsce, a które były przeżywane bardzo głęboko i poza Polską, i w Rzymie, i na całym świecie, w różnych miejscach świata, na różnych kontynentach; żeby te wydarzenia, tak jak ks. Biskup powiedział, posłużyły do umocnienia Kościoła i narodu w Kościele. Trzeba nam wielkiej siły duchowej; próba, przez którą przechodzi nasz naród właściwie na przestrzeni prawie już dwóch wieków, domaga się wielkiego hartu ducha.
Nie jest łatwo być Polakiem. To, co powiedziałem na Jasnej Górze młodzieży, to uważam za prawdę dotyczącą nas wszystkich, ale to, co kosztuje, to i warte, a więc z drugiej strony można powiedzieć: warto być Polakiem. Tak sobie musimy mówić: ponieważ nie jest łatwo, tym bardziej warto. Doświadczenia ostatnich miesięcy dopomagają nam w tym; jeżeli z jednej strony mają swój aspekt przygnębiający, to z drugiej strony mają swój głęboki aspekt podnoszący na duchu. Trzeba to wszystko, co podnosi na duchu z tych wydarzeń i z tej śmierci kapłana, która jest w pewnej mierze symbolem, trzeba to, co podnosi na duchu wydobyć i stałe wydobywać dla dobra wspólnego, bo na pewno ta śmierć ma swój wymiar wspólnotowy, jest dla dobra całej Ojczyzny, dla dobra Kościoła, nawet nie tylko w Polsce”.

Do słów Jana Pawła II nawiązywali także polscy biskupi, którzy w komunikacie z 204 Konferencji Plenarnej Episkopatu Polski z 14 lutego 1985 r. przypomnieli zasady, które od zawsze obowiązywały polski Kościół:
„przypomnijmy zasady, które obowiązują zawsze, teraz jednak nabrały szczególniejszego znaczenia.
Zasada pierwsza: Kościół ma prawo i obowiązek głoszenia Ewangelii wszystkim ludziom. Jest to Ewangelia prawdy, miłości, sprawiedliwości i pokoju, Ewangelia przebaczenia i walki ze złem – przez dobro.
Zasada druga: dzieje naszej Ojczyzny naznaczone były przez wszystkie wieki związkiem Kościoła z Narodem. Był to zawsze i pozostał dotąd związek służby: »Kościół w służbie Narodu« – głosił Prymas Tysiąclecia. Podważanie więc autorytetu Kościoła jest nie tylko niesprawiedliwe, lecz godzi także w dobro Narodu.
Zasada trzecia: wszyscy ludzie w Ojczyźnie mają prawo do rzetelnej informacji. Informowanie tendencyjne, wybiórcze, szafowanie półprawdami i pozorami prawdy prowadzi do chaosu myślowego i utrudnia porozumienie narodowe.
4. Mając te zasady na względzie oświadczamy:
1) Wykrycie sprawców zbrodni, którzy byli funkcjonariuszami służby bezpieczeństwa, i postawienie ich przed sądem w publicznym procesie odpowiadało oczekiwaniom społeczeństwo i społecznemu poczuciu sprawiedliwości. Zjawiskiem pozytywnym, choć przygnębiającym w swej wymowie, było również ujawnienie w czasie przewodu sądowego niektórych mechanizmów działania i atmosfery panującej w części aparatu służby bezpieczeństwa, zajmującego się sprawami Kościoła. Okazało się, że stosowane metody były moralnie godne potępienia i sprzeczne z obowiązującym prawem. Samowolne i bezprawne naruszanie czci, godności i dobrego imienia godzi w podstawowe prawa osoby ludzkiej. Jak zaś wykazał proces toruński, prowadzić może do zbrodni. Uzurpowanie sobie prawa do jednostronnej oceny postępowania i poglądów innych obywateli, przypisywanie sobie monopolu interpretowania prawa, wydawanie »wyroków« o charakterze samosądu, stanowi jaskrawe nadużycie prawa i narusza elementarne zasady praworządności. Oczekujemy, że właściwe władze wyciągną wnioski z tych faktów i podejmą odpowiednie kroki, by zapewnić należytą ochronę praw obywatelskich, gwarantowanych Konstytucją.
2) Z procesem w Toruniu wiązano nadzieję na oczyszczenie atmosfery społecznej i na odbudowę wzajemnego zaufania. Niestety, przebieg procesu wzbudził wiele niepokojów. W toku rozprawy sądowej podjęto próby zdyskredytowania Kościoła, jego biskupów i kapłanów. Ataki te nie ograniczały się tylko do nieodpowiedzialnych wystąpień oskarżonych; nadto bowiem oskarżyciel publiczny dokonał próby zrównania ofiary zbrodni ze sprawcami morderstwa. Towarzyszyło temu tendencyjne relacjonowanie przebiegu procesu przez środki masowego przekazu.
Jeżeli zaś dodać do tego inne, nieprzychylne Kościołowi publikacje, występujące ostatnio w liczbie od lat niespotykanej, to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że podjęto rozmyślną kampanię propagandową, która pod pozorem piętnowania tzw. pozareligijnej działalności duchowieństwa zmierza do zakłócenia stosunków między państwem a Kościołem.
3) Tego rodzaju działania nie służą sprawie dialogu i pojednania społecznego, do którego Kościół stale nawołuje, ani nie umacniają pokoju społecznego w naszej Ojczymie. […]”.

Wezwania Kościoła do dialogu i pojednania społecznego po zabójstwie ks. Jerzego brzmiały o wiele mocniej, i miały o wiele mocniejszy oddźwięk od tych, kierowanych po wprowadzeniu stanu wojennego. Tak, męczeńska śmierć kapłana była wykorzystana przez duchownych i „Solidarność”, aby łatwiej można było czynić rzeczy dobre. A że jest ich za mało, że giną w potoku rzeczy złych… to jest dla każdego wyzwanie. Wyzwanie wynikające z męczeńskiej śmierci ks. Jerzego. Dla mnie składa się ono także na niezgodę na zło tkwiące w sformułowaniu: „Zbrodnia Okrągłego Stołu”, które w zestawieniu z tragiczną śmiercią jest wręcz potworne. Jest nie tylko atakiem na Kościół, papieża i ks. Jerzego oraz „Solidarność”, ale na najważniejsze przesłanie dla przyszłych pokoleń, że nie dobro, ale zło tkwiło u podstaw odzyskania przez Polskę wolności.

Epitafium dla Ks. Jerzego

Nie wyje wiatr, nie szumi las i śnieg nie pada.
Grzmot się nie toczy i nie szarpią chmur pioruny.
Trwa niezmącona noc człowieka i owada
Pod fioletowym niebem od dalekiej łuny.

Świetlista przepaść się nad głową otwiera,
Nie wzywa do niej w trwodze świata Głos Gromowy –
I wszystko żyje, chociaż śpi – a ja umieram –
Ciemniejszy fragment mroku pozbawiony mowy.

Krew płynie ze mnie, coś mi jeszcze opowiada
O bólu takim, jaki się nikomu nie śnił.
I trójca gwiazd w ramiona Krzyża się układa
I ja ze wszystkich sił przyciskam Go do piersi.

Narada, Rozkaz. Myśl zdradziecka.
Akcja. Orzełek. Mundur. Siad.
Minister. Premier. Rakowiecka.
Rozwaga. Prowokacja. Ład.

Może był krzyk, oprawców strach i smród benzyny,
Szczekanie psów, smak knebla, gorzki protest ciała.
Twarz na tle lasu z rtęcią potu albo śliny,
Głos: Patrz, jak bijesz, bo znajdziemy się w opałach.

Może z powrotem szybko szli po własnych śladach
I jeden, ręce wycierając, rzekł: ohyda.
A drugi drżał, potykał się i w lęku biadał –
Nie nad tym, co uczynił – ale, że się wyda.

Nie wiem, skąd nagle pewność mam, że już mnie nie ma,
Że już mnie wchłonął Ten, kto wszystkich nas pomieści.
Jest cień na progu mroku, cień z Gwiazdami Trzema
Z czaszką u stóp, na której szara zieleń pleśni.

Ksiądz Jerzy. Syn. Męczennik. On.
Ojczyzna. Bóg. Czerwony smok.
Napis na płótnie. Tłum. Płacz. Dzwon.
„Bezkrwawy do historii krok”.

Jacek Kaczmarski,1985

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Leszku,

to jest jakaś chora ideologia,

a wciąganie w nią świętych posatci jest dla mnie bluźnierstwem i barkiem czci dla ich waliki i ofiary

pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor


Leszku

Oczywistym jest, że chorzy są po obydwy stronach sporu.
To Ci , którzy nazywają “Okragły stół” zbrodnią.
Ale to także Ci, którzy starania by sprawiedliwość dosiegnęła winnych (także tych, którzy w “Okrągłym stole” uczestniczyli) określają “zbrodnią”.

Wybaczenie to jedno, a sprawiedliwość to drugie. Nie wolno tych rzeczy mieszać.

Pozdrawiam.


Subskrybuj zawartość