Powoli zbliżamy się do końca.
Potem może zrobimy jakieś podsumowanie, albo sondę, który odcinek może być najlepszy.
Oczywiście mam swoje typy.
Jeden nawet rozwinął się w osobną całość.
Nie wiem, może i inne na to zasługują.
Zobaczymy.
Dobra, lecimy z ósemką.
___________________________________________________________________
STAROCIARZE
serial
VIII
Żabice.
Na podwórku gospodarstwa Sławka i Aleksandry stoi już kilka samochodów. Kobiety, wśród nich i Ola przygotowują biesiadę w sadzie. Wszędzie biegają dzieci, panuje ogólny rwetes. Dziś wieczorem odbędzie się coroczny „zlot” starociarzy.
Mężczyźni, nie wiadomo dlaczego, siedzą przy stawie, każdy z wędką. Łowią ryby. Jednak po jakimś czasie każdy z nich zamiast ryby wyjmuje wędką schłodzoną butelkę piwa lub wódki. Ot, taka rozryweczka.
Trochę później. Mężczyźni przenoszą z samochodów na miejsce biesiadowania najprzeróżniejsze pakunki.
Dom Sławka i Oli, wnętrze. Z piwnicy wychodzi Sławek. W dłoni trzyma swą piękną szablę, też opakowaną. Kobiety krzątają się po domu. Każda zajmuje się czymś innym- jedna miesza sałatkę, inna wynosi napoje, jeszcze inna zajmuje się dziećmi itd.
Aleksandra zauważa wychodzącego z piwnicy męża, który przechodzi przez korytarz z namaszczoną miną. Zauważa to jedna z kobiet, która ze śmiechem porównuje go do swego męża. Pozostałe kiwają głowami z zabawną wyrozumiałością.
Trochę później. W sadzie widzimy z oddali trwającą już biesiadę oraz opowieści dotyczące poszczególnych okazów. Nie słyszymy treści rozmów, jedynie gestykulację opowiadających i reakcję słuchaczy.
W sadzie. Jest już noc. Biesiada trwa. Ognisko, śmiechy opowiadania itp. Jeden ze starociarzy, Artur, pieczołowicie odpakowuje swoją „zdobycz”. Pozostali trzymają swoje trofea, z czego wnioskujemy, że oni już zdążyli opowiedzieć historie swoich przedmiotów.
Artur rozpakowuje pakunek, który okazuje się przepięknym kłem słonia. Biesiadnicy są pełni uznania. Artur jakby mimochodem wspomina, że niedługo powinien przyjść jego pomocnik.
Artur unosi kieł ponad płomień ogniska.
RETROSPEKCJA
Lata 90-te. Michał, stary kawaler po 50-ce o poczciwym spojrzeniu, dobroduszny, niewyraźnie wymawiający głoskę „r”. Jest samotnikiem, jakby unikał ludzi- pewnie to przez swoją wadę wymowy. Michał jest opiekunem słonicy Kamy w cyrku.
Akurat trwa przedstawienie cyrkowe, występ Kamy. Słonica wykonuje posłusznie polecenia, widownia jest zachwycona, zwierzę jest również szczęśliwie. Punktem kulminacyjnym programu jest żart polegający na oblaniu wodą przez słonicę dziecięcej części widowni.
Gdy nadchodzi koniec występu, Michał wsiada na grzbiet Kamy, pełen dumy nie tyle z siebie, co ze zwierzęcia.
Tymczasem przed cyrkiem trwa demonstracja nawiedzonych ekologów.
Michał odprowadza Kamę do wydzielonego za cyrkiem miejsca, w którym mieszka słonica. Słoń zostaje niemal natychmiast otoczony przez dzieci. Tulą się do zwierza, głaszczą, piszczą szczęśliwe. Również zwierzę jakby się cieszyło.
Nagle w tłum wbiega nastoletni “ekolog”- Gonzo, który w biegu spryskuje Kamę sprayem i rzuca w powietrze garść ekologicznych ulotek. Kama jest przestraszona, wszczyna się tumult i mała panika. Michał jest zły i rozżalony. Chciałby jak najszybciej wyjechać stąd. Niestety cyrk będzie tu jeszcze trzy dni.
Zadowolony z siebie ekolog Gonzo biegnie do grupy demonstrujących kolegów. Z dumą opowiada im o swoim wyczynie.
Jeden z towarzyszy, Wojtek jest wyraźnie niezadowolony: „co ci ten słoń przeszkadza? Myślisz, że w takim mieście jak to, dzieciaki miałyby jeszcze okazję zobaczyć takie zwierzę?”. Reszta nawiedzonych kolegów śmieje się z Wojtka- „naiwniak”, mówią.
Tymczasem wieczorem Michał szoruje Kamę i wyżala jej się i jakby usprawiedliwia, że nie uchronił jej przed wariatem. Kama zachowuje się, jakby rozumiała swego opiekuna. Trąbą pokazuje, by Michał aż tak bardzo się nie przejmował zajściem.
Tymczasem w jakiejś ruderze trwa wiec “ekologów”. Ten, który spryskał słonicę, Gonzo, namawia pozostałych do zdecydowanej akcji. Wojtek protestuje. Zostaje jednak przegłosowany i wyrzucony z wiecu.
Wojtek postanawia ostrzec Michała, że jego nawiedzeni koledzy chcą siłą uwolnić Kamę. Niestety, w momencie, gdy wchodzi już przez płot cyrkowy, śledzony przez kolegów, zostaje przez nich obezwładniony związany.
Tymczasem Michał wspomina z Kamą dotychczasowe cyrkowe życie. Mówi do słonicy o dalszych, wspólnych planach, jakby zwierzę było człowiekiem.
Niestety w pewnym momencie ekolodzy- wariaci wpadają do klatki, w której przebywa słonica. Chcą obezwładnić Michała, ten wyrywa się, rusza na pomoc słonicy, która jest przerażona zgiełkiem, atakiem na Michała. Uderza trąbą jednego z napastników i rani kłem.
Tymczasem Wojtkowi udaje się uwolnić z więzów. Wszczyna hałas, biega od jednego wozu cyrkowego do drugiego, by wszystkich obudzić i przeszkodzić swoim kolegom.
Rozróba trwa. Słonica przerażona wpada w szał. Powala kolejnych napastników. Wojtek dobiega do klatki, powala niektórych towarzyszy, bije ich, robi wszystko, by przestali „uwalniać słonia”. Wszystko na nic.
Lider „ekologów”- Gonzo wraz z kilkoma kolegami przywiązuje Michała do prętów klatki.
Gonzo wyjmuje z plecaka bagnet i rusza w kierunku Kamy.
Tymczasem na miejsce zdarzenia zbiegują się pracownicy cyrku. Przerażeni obserwują zajście. Przywiązany do klatki Wojtek krzyczy, by wezwać policję.
Jeden z cyrkowców odcina Wojtka, który rzuca się na Gonza, niestety przegrywa.
Michał leży obolały na podłodze klatki. Słonica patrzy w kierunku leżącego i wijącego się z bólu Michała. Szarżuje w kierunku Gonza. Michał powoli podnosi się, Wojtek również.
Gonzo nieopatrznie zatapia bagnet w brzuchu Kamy.
Powietrzem wstrząsa okropny ryk bólu.
Momentalnie awantura uspokaja się.
Cisza.
Niestety dopiero teraz przyjeżdża policja. Aresztuje Gonza, którego Wojtek i cyrkowcy chcą zlinczować.
Tymczasem Michał wtula się w ciało Kamy, rozpaczając, jakby ktoś zrobił krzywdę jego dziecku. Słonica ciężko, chrapliwie oddycha, wydaje odgłosy, jakby chciała pocieszyć Michała.
Wojtek klęczy przed Kamą i płaczącym Michałem, jest otępiały, jakby czuł się winny za śmierć zwierzęcia.
Tymczasem z wnętrza furgonu policyjnego słychać odgłosy bicia- to policjanci, nie mogąc opanować się, tłuką Gonza.
Z lotu ptaka obserwujemy smutny widok martwego słonia i wtulonego w niego Michała oraz otaczających ich cyrkowców i wciąż klęczącego Wojtka.
WSPÓŁCZEŚNIE
Żabice, biesiada w sadzie.
Artur, właściciel kła patrzy na swoją zdobycz. Pozostali milczą w zadumie. Artur mówi, że wkrótce po śmierci słonia, Michał zmarł. Widocznie nie miał już powodu, by żyć. Miał piękny pogrzeb.
Jeden z biesiadników pyta, co się dzieje z Wojtkiem.
Artur odwraca się w mrok, z którego wychodzi… Wojtek.
KONIEC ODCINKA
komentarze
Hm,dobre,
znaczy kilka motywów nie do końca może mnie przekonuje, ale chciałbym zobaczyć ten serial w TV wsumie, ten odcinek tyż:)
No.
pzdr
grześ -- 08.10.2008 - 10:06to mów, które są nie do końca teges,
to może da się z tym coś zrobić:-)
Sęks.
Human Bazooka
Mad Dog -- 08.10.2008 - 10:09Hm, ale własciwie wszystko jest takie
nieokreślone, znaczy nie wiem, o co mi chodzi konkretnie.
grześ -- 08.10.2008 - 10:14Pomyślę, przeczytam jeszcze raz i może wieczorem napiszę coś konkretnie.
oki
Tylko pamiętaj, że to skrót. Dodaj do tego wyobraźnię.
Przefiltruj przez własną wrażliwość.
I napisz mi, ok?
Human Bazooka
Mad Dog -- 08.10.2008 - 10:15A mam pierwsze,
znaczy czy ta słonica by od razu zginęła od wbicia bagnetu?
grześ -- 08.10.2008 - 10:19A i ten Wojtek to pomocnik Artura w zbieraniu staroci czy jaki pomocnik?
Nie lepiej gdyby to Artur był Wojtkiem?
Chyba że jest, a ja nie zaczaiłem, ale jeszcze zaspany jestem.
TYle chyba na razie.
G.
Nie, słonica nie zginęła od razu, no nie da się.
Ale to już wchodzimy w techniczną stronę rzeczy:-)
A w sprawie Artura? Ja wiem, mi nie bardzo by to pasowało. O, może gdyby była mała scena, o, powiedzmy: w trakcie przedstawienia z udziałem słonicy widać w pierwszych rzędach Artura z rodziną. No i potem, już po show, ten Artur mija się z Wojtkiem (jeszcze się nie znają)- tak strzelam, co mi teraz do głowy wpadło.
Human Bazooka
Mad Dog -- 08.10.2008 - 10:22