Dwa lata po etiopskiej interwencji, w wyniku której obalono starającą się przejąć kontrolę nad somalijskim terytorium Unię Trybunałów Islamskich, Somalia nadal jest krajem upadłym – większość mieszkańców żyje w skrajnej biedzie i strachu przed przemocą. Dziś mija czternasta rocznica śmierci ostatniego przywódcy Somalii, Mohammeda Siada Barre, który został pozbawiony władzy w 1991 roku, a następnie wygnany z kraju.
Szef somalijskiej armii gen. Mohammed Siad Barre sięgnął po władzę w wyniku zamachu stanu przeprowadzonego w 1969 roku, po zamordowaniu – przez policjanta – urzędującego prezydenta Abdirashida Shermake. Będąc pod wpływem marksizmu-leninizmu, z którym zapoznał się podczas wspólnych ćwiczeń wojskowych z sowieckimi oficerami, Barre zaprowadził w kraju rządy komunistyczne, oparte na kulcie jednostki. Generał Barre, niczym Kim Ir Sen w Korei Północnej, stał się Nauczycielem i Zwycięskim Przywódcą, a wielkie plakaty z jego podobizną zdobiły nie tylko stolicę Somalii, Mogadiszu.
Dyktator wspierał ideę Wielkiej Somalii, w skład której wchodziłyby wszystkie ziemie zamieszkane przez Somalijczyków, m.in. etiopski Ogaden. Do momentu “opuszczenia go” przez Sowietów trzymał się komunistycznej strony Zimnej Wojny. Ci zaś w sporze somalijsko-etiopskim postawili na Adis-Abebę i podczas wojny o Ogaden w latach 1977-78 wydatnie wsparli Etiopię (w konflikcie brali udział także nieśmiertelni “ochotnicy” z Kuby). Barre szybko znalazł kolejnego protektora, którym z racji strategicznego położenia Somalii stał się Waszyngton. Amerykanie udzielali Somalii wsparcia finansowego w wysokości ok. 100 milionów dolarów rocznie, aż do 1989 roku.
Rządy Barre nie były spokojne, a rozmaite klany ścierały się zarówno ze sobą, jak i z reżimem stworzonym przez generała. Kraj stawał się coraz bardziej niestabilny, a watażkowie, zwani także Panami Wojny (warlods) dopuszczali się coraz bardziej brutalnych aktów przemocy. Dyktator został obalony w styczniu 1991 roku i mimo dwóch prób przejęcia kontroli nad Mogadiszu, musiał uciekać z Somalii. Pierwotnie udał się do Nairobi w Kenii, ale i stąd musiał się wynieść i finalnie osiadł w Lagos w Nigerii. Tam też zmarł na atak serca.
I choć Barre został zastąpiony na stanowisku prezydenta przez Alego Mahdi Muhammada, władza tego ostatniego była symboliczna i nigdy nie rozciągała się dalej niż poza rogatki stolicy. Somalia jest więc pozbawiona władz centralnych przez prawie osiemnaście lat. W tym czasie mieliśmy do czynienia z próbą “naprawienia” sytuacji przez ONZ, ale siły pokojowe, w tym wojska amerykańskie, wycofały się po rajdzie na Mogadiszu, w wyniku którego zginęło osiemnastu żołnierzy amerykańskich.
Siły pokojowe przegrały z Panami Wojny, którzy uważali obce siły za zagrożenie dla ich “władzy”. W efekcie świat niejako zapomniał o Somalii, a poszczególne klany organizowały się i ogłaszały autonomię bądź niepodległość na różnych skrawkach somalijskiego terytorium. W ten sposób powstały m.in. Somaliland czy Puntland. Klany walczyły ze sobą o wpływy, a w Somalii panował głód, bieda i przemoc. Tuż przed etiopską inwazją rozpoczęły się oddolne próby odtworzenia władz, które byłyby zdolne do zaprowadzenia ładu i porządku.
Niestety dla Somalijczyków, Unia Trybunałów Islamskich została uznana przez Etiopię (za namowami Stanów Zjednoczonych) za zagrożenie i musiała być wyeliminowana. Mój pierwszy wpis o Somalii pochodzi prawie dokładnie sprzed dwóch lat, kiedy Etiopczycy przejmowali kontrolę nad Mogadiszu pod koniec grudnia 2006 r. Efekty etiopskiej interwencji są takie, że w Somalii nadal panuje bezkrólewie. Ostatnie informacje dotyczące plagi głodu są zastraszające – ok. trzech milionów Somalijczyków potrzebuje pomocy żywnościowej.
Okupacja etiopska niechybnie dobiega końca, a z obiecanych przez Unię Afrykańską 8 tysięcy żołnierzy w Somalii pojawiło się ledwie 1,5 tysiąca Ugandyjczyków. W ostatnich dniach do dymisji podał się nowo-mianowany premier, a w wyniku tej rezygnacji “urzędujący” prezydent przejściowego rządu Abdullahi Yusuf. Mamy więc do czynienia z absolutnym upadkiem, który pozostawia po sobie gruzowisko. Wkrótce Somalią oraz jej stolicą będą znowu rządzić Panowie Wojny, których wspierają Stany Zjednoczone. Tak, wspierani są ci sami ludzie, z którymi Amerykanie na początku lat 90. walczyli.
Próby zaprowadzenia porządku z zewnątrz zakończyły się klapą i oddaniem władzy w ręce watażków, którzy zajmują się głównie przemytem i działalnością przestępczą. Zdaje się, że jedyną drogą do “naprawy” Somalii jest powrót Unii Trybunałów Islamskich do władzy. Proponują oni dość restrykcyjną, fundamentalistyczną interpretację islamu, ale byli w stanie zjednoczyć podzielonych na wiele klanów Somalijczyków i zaprowadzili względny spokój i porządek. W zasadzie tylko religia łączy Somalijczyków i tylko ten czynnik daje nadzieję na pozbieranie kraju “do kupy”.
Nie jestem żadnym fanem Unii Trybunałów Islamskich, która udzielała wsparcia i przygarniała osoby podejrzane o działalność terrorystyczną. Nie podoba mi się wizja, którą prezentuje UTI, ale obiektywnie stwierdzam, że nie ma innej siły, która mogłaby zaprowadzić ład i porządek w Somalii. Kiedy UTI kontrolowało Mogadiszu, ludzie mogli poruszać się tam swobodnie, bez konieczności noszenia ze sobą broni palnej. Co więcej, somalijscy piraci, będący obecnie ogromnym problemem, zostali poskromieni i drastycznie spadła ilość ataków pirackich na okalających Somalię wodach oraz w Zatoce Adeńskiej.
Gdy nie istnieje żaden ośrodek władzy, piraci urośli w siłę i stanowią w tej chwili zagrożenie dla jednego z kluczowych szlaków handlowych. Watażkowie, którzy rządzą Somalią od obalenia gen. Barre walczyć z piratami nie będą. Ba, nawet ex-prezydent Yusuf był podejrzewany o branie pieniędzy od piratów, których większość wywodzi się z Puntlandu, rodzinnego regionu Yusufa.
Jakby na to nie spojrzeć, nieszczęście Somalii będzie trwać nadal, a mieszanie się zewnętrznych graczy w wewnątrz-somalijskie sprawy tylko pogarsza sytuację.
Piotr Wołejko
komentarze
Ciekawy wpis,
acz rzeczywistość somalijska prynębiająca, taki w sumie zapomniany kraj, gdyby nie ta sprawa piractwa, to pewnie by nawet o nim nie wspominano za bardzo.
pzdr
grześ -- 02.01.2009 - 23:49Tzw świat a szczególnie media
interesują się dopiero wtedy gdy dzieje się żle, a zwykli śmiertelnicy tacy jak ja są bezsilni, takich zapalnych punktów jest tak wiele Darfur, Kaszmir, Tybet, Palestyna a wielcy tego świata dbają o swoje interesy, jak w ich imię opłaca się po drodze pomóc to pomogą.
A w Polsce tematem na pierwszą stronę jest wielki dramat: np potyczka o samolot.
Nie jestem w stanie sobie nawet w przybliżeniu wyobrazić tych ludzkich tragedii w tych krajach.Wiem, to banał co tu piszę, przepraszam.Bardzo pouczający ten wpis.
Pozdrawiam mimo wszystko z nadzieją
arundati.roy -- 03.01.2009 - 15:42Panie Piotrze
Warto chyba jeszcze wspomnieć, że ci osławieni piraci rekrutowani są głównie spośród miejscowych rybaków, którzy stracili źródła utrzymania.
Czemu?
Bo wody terytorialne nieistniejącego państwa Somalia regularnie okradane są z ryb przez okręty innych państw – to podobno proceder na wielką skalę.
Nieistniejące państwo nie kontroluje także w żaden sposób ruchu tranzytowego przez swoje wody terytorialne, nie pobiera opłat.
Piraci twierdzą, że odbierają to co inni, korzystając z sytuacji, starają się im ukraść...
http://podcastsportowy.wordpress.com/
xipetotec -- 04.01.2009 - 01:06xipetotec
A wiele łodzi zniszczyło tsunami. Na somalijskich wodach wyrzuca się wszelkiej maści odpady itd. Lista słusznych skądinąd pretensji Somalijczyków jest długa, a świat nie jest bez winy. Sytuacja nie jest jednoznaczna i konieczne jest polityczne rozwiązanie problemu. Rozgromienie piratów przez marynarki wojenne kilkudziesięciu państw to żaden sukces, a tylko chwilowe rozwiązanie malutkiej części problemu.
Piotr Wołejko -- 05.01.2009 - 11:58arundati.roy
Media interesuje tylko tragedia, byle nie za długo w jednym miejscu, bo widzowie się znudzą. Taka jest rzeczywistość. Stąd na moim blogu często o sprawach, które nie przebijają się na czołówki, a jeśli nawet, to akcyjnie i po chwili znikają, ustępując miejsca kolejnym tragediom.
pozdrawiam
Piotr Wołejko -- 05.01.2009 - 12:00grześ
Smutne, acz prawdziwe. Bez piratów o Somalii nikt by nie wspomniał.
Piotr Wołejko -- 05.01.2009 - 12:01I dobrze, że Pan wypełnia tę lukę
bo fakt, w mediach liczy się news i przerwa na reklamy.
arundati.roy -- 05.01.2009 - 13:57