Wydaje się, że wreszcie trafiłem na fragment ― jak to mówią ― literatury pięknej, który doskonale opisuje istotę mojej przygody z blogowaniem, a w szczególności ― z prowadzeniem bloga w Salonie24. Nie będę niczego bliżej wyjaśniał ― dwukrotne przeczytanie wspomnianego fragmentu nie zostawia wątpliwości. Kilku osobom zapewne już po pierwszej lekturze... starczy. Dodam tylko, że finał przygody okazał się taki sobie, bo zrobiony z akacji bumerang rozłupał się przy uderzeniu w głowę, a zdjęcia rentgenowskie nie ujawniły drzazgi, która przemieściła się potem do mózgu. "Drzazga z akacji uszła uwadze lekarzy" ― skomentował w kolejnym akapicie autor. A skoro już zeszło na autora, to... mógłby nim być ktokolwiek. Nawet komunista ideowiec, co oślepł od ruskiego bimbru. Fragment jest bowiem porażający. Zaczyna się tak:

"Mniej więcej po roku miał już dość czytania i właśnie wtedy trafiła mu się praca kierownika sklepu. Jego poprzednik (...), który miał na imię Bruce, uznał, że jest bardziej Aborygenem niż sami Aborygeni i popełnił błąd, wdając się w kłótnię z niezrównoważonym tubylcem (...), który walnął go po głowie swoim bumerangiem."