intuicyjnie nie zgadzam się z Panem.
Aby nie zgodzić się intelektualnie, musiałbym wiedzieć, o czym Pan napisał. Bo stwierdzenie, że religia to inaczej wierzenia, nie tylko ma wszystkie wady ujęcia ignotum per ignotum, ale też wydaje się dość beztroską ucieczką od problemu fundamentalnego.
Muszę przyznać, że tylko co do jednego jestem przekonany – ujęcie Pana nie jest ujęciem teologicznym.
Natomiast czy jest ono socjologiczne, antropologiczne, semiotyczne czy filozoficzne? Nie wiem.
Myślę, że mimo wszystko nie da się tego wyjaśnić na poziomie wpisu w blogu. Chyba, że jest to ujęcie publicystyczne.
Ponieważ, różniąc się od Pana światopoglądowo, nie chcę się wdawać w jałowe spory (zbyt wiele lat mamy Panie Lorenzo, aby to miało wielki sens), poprzestanę na odesłaniu bibliograficznym, do pozycji, która ostatnio uporządkowała nieco moją wiedzę o religii, jako zjawisku społecznym. Nie chcę, przy tym, zawracać nikomu głowy Maxem Weberem, który dużo napisał, ale odpowiedzi na pytanie czym jest religia – odmówił, ani Emilem Durkheimem, który jakkolwiek był filarem gminy żydowskiej miasta Paryża, to jednak o religii pisał funkcjonalnie, co moim zdaniem jest podejściem nadto już ryzykownym. Mam na myśli książkę Petera Ludwiga Bergera Święty baldachim. Elementy socjologicznej teorii religii, której drugie wydanie ukazało się bodaj dwa lata temu.
Przeczytałem ją, chociaż socjologią religii się nie zajmuję, ale była mi potrzebna z innej okazji.
To jest dobra książka, moim zdaniem. Polecam ją tym chętniej, że zawiera myśl, która wyjaśnia dlaczego pośród socjologów religii równie łatwo spotkać ateusza jak i duchownego.
Berger napisał to tak: Wywód zawarty w tej książce przeprowadzono w całości w układzie odniesienia teorii socjologicznej. Jeśli o to idzie, w wywodzie tym nigdzie nie można doszukiwać się żadnych teologicznych, ani antyteologicznych implikacji – jeżeli zaś ktokolwiek uwierzyłby, że takie implikacje są obecne sub rosa, to mogę go jedynie zapewnić, że jest w błędzie. Nie ma ponadto wewnętrznej potrzeby, aby teorię socjologiczną — jak tutaj się ją rozumie — angażować w „dialog” z teologią. […] Pytania stawiane w układzie odniesienia dyscypliny empirycznej (stanowczo uważam, że teoria socjologiczna w takim układzie odniesienia pozostaje) nie dopuszczają możliwości odpowiedzi pochodzących z układu odniesienia dyscypliny nie-empirycznej i normatywnej; tak samo niedopuszczalna jest procedura odwrotna. Na pytania stawiane przez teorię socjologiczną należy udzielić odpowiedzi w kategoriach przynależnych zakresowi dyskursu, jaki wyznacza ta teoria.
Wydaje mi się, że staranne określenie, na jakim polu lokuje się Pańska wypowiedź, jest niezbędne dla toczenia jakichkolwiek sporów i dyskusji. Stwierdzam to, aby dyskusji pomóc, bo sam niestety nie czuję się dobrze przygotowany do dyskusji o religii. Na żadnym dobrze wyznaczonym polu.
Pozdrawiam
Panie Lorenzie,
intuicyjnie nie zgadzam się z Panem.
Aby nie zgodzić się intelektualnie, musiałbym wiedzieć, o czym Pan napisał. Bo stwierdzenie, że religia to inaczej wierzenia, nie tylko ma wszystkie wady ujęcia ignotum per ignotum, ale też wydaje się dość beztroską ucieczką od problemu fundamentalnego.
Muszę przyznać, że tylko co do jednego jestem przekonany – ujęcie Pana nie jest ujęciem teologicznym.
Natomiast czy jest ono socjologiczne, antropologiczne, semiotyczne czy filozoficzne? Nie wiem.
Myślę, że mimo wszystko nie da się tego wyjaśnić na poziomie wpisu w blogu. Chyba, że jest to ujęcie publicystyczne.
Ponieważ, różniąc się od Pana światopoglądowo, nie chcę się wdawać w jałowe spory (zbyt wiele lat mamy Panie Lorenzo, aby to miało wielki sens), poprzestanę na odesłaniu bibliograficznym, do pozycji, która ostatnio uporządkowała nieco moją wiedzę o religii, jako zjawisku społecznym. Nie chcę, przy tym, zawracać nikomu głowy Maxem Weberem, który dużo napisał, ale odpowiedzi na pytanie czym jest religia – odmówił, ani Emilem Durkheimem, który jakkolwiek był filarem gminy żydowskiej miasta Paryża, to jednak o religii pisał funkcjonalnie, co moim zdaniem jest podejściem nadto już ryzykownym. Mam na myśli książkę Petera Ludwiga Bergera Święty baldachim. Elementy socjologicznej teorii religii, której drugie wydanie ukazało się bodaj dwa lata temu.
Przeczytałem ją, chociaż socjologią religii się nie zajmuję, ale była mi potrzebna z innej okazji.
To jest dobra książka, moim zdaniem. Polecam ją tym chętniej, że zawiera myśl, która wyjaśnia dlaczego pośród socjologów religii równie łatwo spotkać ateusza jak i duchownego.
Berger napisał to tak:
Wywód zawarty w tej książce przeprowadzono w całości w układzie odniesienia teorii socjologicznej. Jeśli o to idzie, w wywodzie tym nigdzie nie można doszukiwać się żadnych teologicznych, ani antyteologicznych implikacji – jeżeli zaś ktokolwiek uwierzyłby, że takie implikacje są obecne sub rosa, to mogę go jedynie zapewnić, że jest w błędzie. Nie ma ponadto wewnętrznej potrzeby, aby teorię socjologiczną — jak tutaj się ją rozumie — angażować w „dialog” z teologią. […] Pytania stawiane w układzie odniesienia dyscypliny empirycznej (stanowczo uważam, że teoria socjologiczna w takim układzie odniesienia pozostaje) nie dopuszczają możliwości odpowiedzi pochodzących z układu odniesienia dyscypliny nie-empirycznej i normatywnej; tak samo niedopuszczalna jest procedura odwrotna. Na pytania stawiane przez teorię socjologiczną należy udzielić odpowiedzi w kategoriach przynależnych zakresowi dyskursu, jaki wyznacza ta teoria.
Wydaje mi się, że staranne określenie, na jakim polu lokuje się Pańska wypowiedź, jest niezbędne dla toczenia jakichkolwiek sporów i dyskusji. Stwierdzam to, aby dyskusji pomóc, bo sam niestety nie czuję się dobrze przygotowany do dyskusji o religii. Na żadnym dobrze wyznaczonym polu.
yayco -- 30.12.2007 - 16:58Pozdrawiam