To trochę jak kolejny tekst o popularności koszulek z tow. Che, gdy koszulki z takim Himmlerem już są w powszechnym odbiorze be.
Znów i znów.
Widzi pan sam, dlaczego mi się nie chce pisać.
Po prostu trochę mi wiary zbrakło, że jest w ogóle sens powtarzać to, co mnie zdaje się elementarne, oczywiste, o czym napisano już wszystko — skoro i tak kijem Wisły nie zawrócę, a jutro kolejny tolerancjonista mimo wszystko będzie się mnie czepiał.
Jeszcze o tej tolerancji, na marginesie.
Rozsądek i statystyka podpowiadają, że spotkałem a nawet poznałem niejedną osobę praktykującą kontakty jednopłciowe. Nigdy by mi nie przyszło do głowy by taką osobę traktować z jakimś ostracyzmem czy coś. Daleka też ode mnie jest myśl, by kogoś takiego usilnie od jego zwyczajów odwodzić.
Ale ja nie znam żadnego geja. W tym sensie, że nawet plotki na ten temat wśród moich znajomych mnie omijają. Nie tylko dlatego, że nie mam w zwyczaju plotkować ani wypytywać o życie intymne.
Kiedyś w rozmowie z kolegą ze studiów o tym wspomniałem, a on się żachnął, że owszem znam gejów, nawet o tym nie wiem, ale wszyscy wiedzą o moich poglądach religijnych, więc niech się nie dziwię, że się kryją. Czy jakoś tak.
I teraz tak: Nie jest w żadnej mierze istotne w tym kontekście, czy ja jestem tolerancyjny, czy nie. Już o mnie krąży odpowiednia opinia. A ja nie będę miał pewnie szansy jej nigdy zaprzeczyć ani potwierdzić.
I ta opinia działa jak moje autentyczne stanowisko. W tym sensie, że ktoś może się czuć zagrożony rzekomą moją nietolerancją, którą sobie zbiorowo wraz z całym towarzystwem wymyślił. Jestem już jak Arab, którego wszyscy mają za terrorystę. A całą jego winą jest turban dajmy na to.
Oj panie Yayco
Mądrze napisane.
I co z tego?
To trochę jak kolejny tekst o popularności koszulek z tow. Che, gdy koszulki z takim Himmlerem już są w powszechnym odbiorze be.
Znów i znów.
Widzi pan sam, dlaczego mi się nie chce pisać.
Po prostu trochę mi wiary zbrakło, że jest w ogóle sens powtarzać to, co mnie zdaje się elementarne, oczywiste, o czym napisano już wszystko — skoro i tak kijem Wisły nie zawrócę, a jutro kolejny tolerancjonista mimo wszystko będzie się mnie czepiał.
Jeszcze o tej tolerancji, na marginesie.
Rozsądek i statystyka podpowiadają, że spotkałem a nawet poznałem niejedną osobę praktykującą kontakty jednopłciowe. Nigdy by mi nie przyszło do głowy by taką osobę traktować z jakimś ostracyzmem czy coś. Daleka też ode mnie jest myśl, by kogoś takiego usilnie od jego zwyczajów odwodzić.
Ale ja nie znam żadnego geja. W tym sensie, że nawet plotki na ten temat wśród moich znajomych mnie omijają. Nie tylko dlatego, że nie mam w zwyczaju plotkować ani wypytywać o życie intymne.
Kiedyś w rozmowie z kolegą ze studiów o tym wspomniałem, a on się żachnął, że owszem znam gejów, nawet o tym nie wiem, ale wszyscy wiedzą o moich poglądach religijnych, więc niech się nie dziwię, że się kryją. Czy jakoś tak.
I teraz tak: Nie jest w żadnej mierze istotne w tym kontekście, czy ja jestem tolerancyjny, czy nie. Już o mnie krąży odpowiednia opinia. A ja nie będę miał pewnie szansy jej nigdy zaprzeczyć ani potwierdzić.
I ta opinia działa jak moje autentyczne stanowisko. W tym sensie, że ktoś może się czuć zagrożony rzekomą moją nietolerancją, którą sobie zbiorowo wraz z całym towarzystwem wymyślił. Jestem już jak Arab, którego wszyscy mają za terrorystę. A całą jego winą jest turban dajmy na to.
Znów panuje to międzyludzkie.
odys -- 24.05.2008 - 14:39