dziękuję za podzielenie się tymi refleksjami i przemyśleniami, tym lepiej, że nie uporządkowanymi, bo to by nas mogło przedwcześnie doprowadzić do wniosków, a to jeszcze za jakąś chwilę dopiero wskazane.
Sporo odniesień do Pańskich przemyśleń znajdzie się u mnie w kolejnych odcinkach, więc nie będę ich przedstawiał tutaj w szczegółach.
Mogę natomiast już teraz zgodzić się z konkluzją, że tak naprawdę blogi i blogowiska (umyślnie używam tego okropnego określenia z wielkiej płyty) nie istnieją.
Ludzie piszą i rozmawiają w Internecie, ale to co robią na i poprzez blogi, sprawia, że ta aktywność jest właściwie nie-nazwana, a jedynie tymczasowo oklejona taśmą z napisem “blog”.
Mogę też dodać, że z tych wielu powodów kluczowe wydaje mi się adekwatne nazwanie tego co jest i się dzieje, a dopiero wtedy, zaproponowanie formy adekwatnej do treści ujętej za pomocą odpowiedniej nazwy.
Tu wbrew pozorom nie chodzi o wymyślenie czegoś “nowego” a o znalezienie dobrego “imienia” dla tego, co się rodzi i dojrzewa.
Nadanie imienia, które rozumiem także jako wyraźne zadeklarowanie i przyjęcie reguł, zupełnie naturalnie wyklaruje dotychczasową sytuację, odpowie na znaki zapytania i doda całości nowej energii.
Zapraszam zatem do kontynuacji i dzielenia się uwagami, wszystkich Państwa.
Panie Yayco,
dziękuję za podzielenie się tymi refleksjami i przemyśleniami, tym lepiej, że nie uporządkowanymi, bo to by nas mogło przedwcześnie doprowadzić do wniosków, a to jeszcze za jakąś chwilę dopiero wskazane.
Sporo odniesień do Pańskich przemyśleń znajdzie się u mnie w kolejnych odcinkach, więc nie będę ich przedstawiał tutaj w szczegółach.
Mogę natomiast już teraz zgodzić się z konkluzją, że tak naprawdę blogi i blogowiska (umyślnie używam tego okropnego określenia z wielkiej płyty) nie istnieją.
Ludzie piszą i rozmawiają w Internecie, ale to co robią na i poprzez blogi, sprawia, że ta aktywność jest właściwie nie-nazwana, a jedynie tymczasowo oklejona taśmą z napisem “blog”.
Mogę też dodać, że z tych wielu powodów kluczowe wydaje mi się adekwatne nazwanie tego co jest i się dzieje, a dopiero wtedy, zaproponowanie formy adekwatnej do treści ujętej za pomocą odpowiedniej nazwy.
Tu wbrew pozorom nie chodzi o wymyślenie czegoś “nowego” a o znalezienie dobrego “imienia” dla tego, co się rodzi i dojrzewa.
Nadanie imienia, które rozumiem także jako wyraźne zadeklarowanie i przyjęcie reguł, zupełnie naturalnie wyklaruje dotychczasową sytuację, odpowie na znaki zapytania i doda całości nowej energii.
Zapraszam zatem do kontynuacji i dzielenia się uwagami, wszystkich Państwa.
Pozdrawiam.
s e r g i u s z -- 10.07.2008 - 17:50