Niby już takim młodym małżeństwem nie jesteśmy, ale kulinarne leniuchy z nas. Nie dla nas większość smakoszkowych przysmaków. Przez pierwszy rok po ślubie żywiliśmy się głównie ryżem z mięsem w sosie ze słoika. Ze słoików dawno już nie korzystałam, ale co teraz na co dzień jadamy, to i tak lepiej nie będę się chwalić.
Mamy jednak swoje spécialité: proste, nie wymagające specjalnych umiejętności kulinarnych, nie wymagające specjalnych przygotowań, bo większość składników nadaje się do długiego przechowywania, więc zazwyczaj jest w domu. Na imprezy, jak wypada nam coś zanieść, nieodmiennie zabieramy naszą sałatkę. I, niemal na każdej, całość/większość znika, co wcale nie wynika z braków aprowizacyjnych, jak na pewno zarzucą złośliwcy.
Gotujemy ryż. Jak wystygnie, to dorzucamy kukurydzę z puszki, pokrojonego ananasa z puszki i nieco wymoczonych we wrzątku rodzynek (nie z puszki). Na koniec pójdzie majonez, bez zbytniej oszczędności. Proste, nie?
A teraz można się bawić dalej w zależności od nastroju, inwencji oraz zawartości lodówki i okolic. Dorzucić żółtego sera pokrojonego w kostkę. A może tuńczyka. Albo kurczaka, jak akurat jakiś się po lodówce poniewiera. Orzechów włoskich albo kawałeczków kalafiora coby chrupało. A może fasoli czerwonej jak kto lubi – kolorystycznie sałatka na pewno zyska. Zamiast rodzynek suszonej żurawiny…
A, niemal zapomniałam – curry. Odkąd dostaliśmy dużą zieloną puszkę z napisem “curry mardas” zapomnieliśmy że zazwyczaj przyprawy kupuje się w takich niewielkich torebkach co to sugerują, że to rzecz cenna i oszczędnie trzeba się nią posługiwać. Więc tak sypiemy – raz, drugi, a potem jeszcze trochę i jeszcze ciut. Czasem coś się zbytnio przechyli i za dużo sypnie, ale ktoby się przejmował takimi drobiazgami? Sałatka zmienia kolor z blado-majonezowego, na żółtszy, żółtawy, żółciutki. Że lubimy ciepłe kolory, to nam to akurat nie przeszkadza, ale musu oczywiście nie ma. Jak kto lubi eksperymenty kolorystyczne, może nieco zaczerwienić jeszcze czymś ostrym – u nas zazwyczaj jest to sos z chili i czosnku.
Smacznego!
komentarz
Było to to na Kameralnym Babskim? Bo smaczne to to i jakieś znajome ;-P
Kłaniam się zielono
Sosenka -- 24.01.2008 - 19:21Sosenko
tak się zastanawiam… chyba tylko ciasto miałam na Kameralnym. Ale prawda, że wariacje na temat “hawajskiej” (bo tak nazywają podobne coś w barach sałatkowych) dość popularne. A jednak, ile razy zrobimy, to zawsze budzi pozytywne zainteresowanie.
julll -- 24.01.2008 - 19:29No, apetycznie brzmi,
moze nawet zrobię jutro albo w sobotę:)
A ja mam ulubione dwie sałatki: z fetą jedna (pisałem o niej na salonowym Smakoszku, wychodzi zawsze pyszna) a druga z tuńczykiem (dwie wersje albo z tuńczyk plus ser żólty plus różne inne rzeczy) albo tuńczyk plus ryż.
A odchodząc od tematu sałatek to dobry jest tyż makaron z tuńczykiem.
grześ -- 24.01.2008 - 22:17No i słatka z makaronem tyż.
Eh, coś chyba namotałem, idę jeść coś:)
Wiem, wiem, niezdrowo o tej porze, ale od obiadu nic nie jadłem…
A spać jeszczo nie zamierzam.
P.S.
No i ładne słowo ,,niumiejec” czy ,,nieumiejc”?
grześ -- 24.01.2008 - 22:18Dziwner, ale ciekawe…
A tak w ogóle
(sorry za nadproukcję komentarzy), to czy to nie twój debiut na tekstowisku jako tekściarza a raczej tekściarki?
grześ -- 24.01.2008 - 22:20Nie licząc komentarzy oczywiście.
NO, bo coś z Followem za rzadko tu piszecie…
Bęcki się należą, jakby to Marek Niedźwiedzki powiedział.
Ide już.
Howgh!
Grzesiu
U mnie w rywalizacji makaron od dawna wygrywa ryż. Zwłaszcza jaśminowy albo basmati, który w workach pięciokilowych kupuję. Chociaż ostatnio jadłam pyszną sałatkę z makaronem, co jeszcze winogrona, jabłka, bodaj żółty ser i orzechy włoskie, świetny sos i nie pamiętam co jeszcze miała.
Jeśli chodzi o fetę, to to główny argument dla mnie za jedzeniem sałaty – odkąd w dzieciństwie w zamian za niezjedzenie obiadu miałam wciągnąć wielką michę sałaty ze śmietaną, jakoś nie darzę tej zieleniny wielką miłością. No, ale sałata z fetą (najlepiej jeszcze z pomidorami i ogórkiem) to do obiadu się nadaje, a na samodzielną sałatkę nie za bardzo.
W sumie to nieumiejca zawsze w odmianie stosowałam, a jaki powinien być mianownik? Pewnie liczne txtowiskowe polonistki powinny sobie z tym poradzić.
julll -- 24.01.2008 - 22:32Debiut, debiut.
Ale my to i na salonie do gęsto piszących nigdy nie należeliśmy.
julll -- 24.01.2008 - 22:36Nie w ilość a w jakość (no, niekoniecznie prawda z tą jakością, ale mniejsza o większość)
I to coś
je się jako dodatek do mięsa i kartofli z sosem?
Igła
Igła -- 25.01.2008 - 08:35Panie Igło
A widziałeś Pan kulinarnego nieumiejca, który przygotowuje mięso i kartofle z sosem? Jeśli jednak, to raczej jednego dnia zje on mięso z kartoflami, co najwyżej jakimś pomidorem zagryzie, a drugiego, albo wieczorem, sałatkę. Przynajmniej ja bym tak zrobiła.
julll -- 25.01.2008 - 18:14Spróbuję
Lekko z czosneczkiem :)
Parakalein
Parakalein -- 26.01.2008 - 12:09sałatka albo surówka
Mniejsza o większość, ale szło to tak:
makaron penne
zimne wątróbki drobiowe
różyczki młodego surowego kalafiora
kostki sera żółtego
kukurydza
koperek
mogą być grube talarki ziemniaków, oczywiście pokrojone juz po wystygnięciu
troszke soku z cytryny
smietana, ale niekoniecznie
no i cząstki świeżego pomidora
można skropic czystą wódką
zamknąć, bach do lodówki na godzinę, dwie i do żołądka
Smaszneho!!!
I`m sexy motherfucker!
Mad Dog -- 27.01.2008 - 16:37wątróbki?
tak poza tym, to brzmi nieźle
julll -- 27.01.2008 - 21:35aha
usmazone, potem obgotowane w bulionie wątróbki drobiowe, nastepnie schłodzone to pysznosc!
I`m sexy motherfucker!
Mad Dog -- 27.01.2008 - 21:37Pani Prezes,
znaczy Jull, melduję wykonanie zadania.
Sałatka powstała w sobotę, z opóxnienienm donoszę, ale to nie dlatego, że do teraz ją jadłem, bo była dobra i już w niedzielę było jej niewiele.
Wg przepisu było , ale troszkę modyfikacji, tzn. bez rodzynek i bez curry, bo znajomi nie posiadali a już me lenistwo i brak wiekszej ilości pieniądzów powodował, że ponownie do sklepu się nie nie chciałem zbliżać.
Ale z ryżem, kukurydzą ( własciwie to prawie jej dwie puszki dałem) plus czosnek, dużo różnych ziół, kurczak, ananas, trochę tuńczyka,chyba tyle,. przynajmniej więcej grzechów nie pamiętam.
No i oczywiście pomiziana majaonezem obficie w miarę.
Choć miałem ochotę zrobić jakiś sos, znaczy jogurt naturalny, oliwa, czosnek plus inne igrediencje, bo jakoś majonezu nie używam ostatnio do sałatek.
Ogólnie smakowała.
Możliwe, że teraz rodzinkę uraczę tą sałatką, acz nie wiem czy sobie zasłużyli…:)
A i oczywiście popijaliśmy całkiem dobrym winem. Acz tanim.
grześ -- 01.02.2008 - 11:44Nie chwalę się jakim, bo przyjdą jacyś wredni znawcy i mnie wyśmieją.
Pozdrówka.
Grzesiu
cieszę się, że smakowało.
Z tym winem, to dokładnie rozumiem, o co Ci chodzi. Już przy sałatce usłyszałam od Igły, że “resztkami zdechłej ryby z puszki & wieloletnią kukurydzą z zapasów mobilizacyjnych US-Army, której data przydatności mija” chcę go żywić.
Czym się poję, to bałabym się napisać.
pozdrawiam serdecznie
julll -- 02.02.2008 - 13:06Jull,
ależ Igła to ma urok w tym dogryzaniu, fajnie to robi…:)
grześ -- 02.02.2008 - 13:36Choć chyba wolę sałatkę taką niż niektóre propozycje staropolskie pana Igły, mam nadzieję, że nie zagląda i się nie dowie…
Pozdrówka
Grzesiu
no ma, ma…
julll -- 02.02.2008 - 14:07ale może lepiej mu tego nie mówić... ;-)
Jull, a wracając
do tematu sałatkowego, to kojarzysz sałatkę z kalafiorem?
grześ -- 18.05.2008 - 10:01Dobra i bardzo prosta w sumie, może ją opisem zaraz:)
Grzesiu
kalafiorowej to chyba nie. Dawaj ją!
julll -- 18.05.2008 - 10:08Nadchodzi czas bobu/bobru
Pszepaństwa.
Igła -- 18.05.2008 - 10:12To dopiero jest rarytas.
No już jest.
Tekst znaczy.
grześ -- 18.05.2008 - 10:32a póki co szparagi
dziś były zapieczone pod beszamelem, dla uproszczenia zielone, bo delikatniejsze i łatwiejsze w obróbce. Może zna Pan, Panie Igło, jakiś niezawodny sposób na gotowanie (białych) szparagów?
julll -- 18.05.2008 - 19:25Grzesiu
idę czytać (lekko już zgłodniała)
julll -- 18.05.2008 - 19:26Tak, tak
Igla ma racyje. Bób. Genialny. Jesli macie kawalek pola i bób rosnie tam zupelnie przypadkowo, to jest to wydarzenie donioslejsze, niz wygrana w totka.
Bierze sie wtedy takiego na żywca i gotuje, po czym oblewa masłem.
Kurwa mać, zassało mnie…
Human Bazooka
Mad Dog -- 18.05.2008 - 19:57Bobu chcem!
Ile bym nie kupił, nigdy sie nie najem. Wszystko takie żarte na boby.
Jacek Jarecki -- 18.05.2008 - 20:03Nawet im wmawiam, ze są robaki, że się od tego tyje, że to zarcie dla kałmuków takich jak ja, ale nie!
Każda łyżkę w garść i zaraz do bobu!