Owcza skóra

w dedykacji dla Pana Yayco, i odrobinkę dla Mad Doga

Na terenach naszej pięknej Ojczyzny, na jednego psa przypada wiele setek owiec, a na jednego pasterza nawet tysiące. Wiedzą o tym także wilki. Gdyby nie ta dysproporcja, może by już nawet wymarły. Wilki, a nie owce. Co do pasterzy to nie wiem.

Z upływem lat życie wilków stawało się coraz trudniejsze. Ich wilczy głód był nadal taki sam, ale jego zaspokajanie stało się niebezpieczne od czasu, gdy pasterzy wyposażono w strzelby. Strzelby są bardzo nie fair. Wilk nie może walczyć z kulą, która jest szybsza niż wszystkie cztery nogi naraz.

Potrzeba jednak jest nie tylko matką wynalazków. Potrzeba zżera pryncypia, a właśnie tym szczególnie mocnym kwasem jest sok żołądkowy jest, który w końcu rozpuści nawet kręgosłup.

Naturalnie, musi minąć dłuższa chwila, zanim się to zauważy. Najpierw wydaje się, że zaczyna się w końcu myśleć, a jest to uczucie wzniosłe i wyzwalające od codzienności. Potem odrzuca się przesądy, rewiduje punkty widzenia. Otwierają się nowe perspektywy. Dochodzi się do wniosku, że jest się już kimś innym, ale nie ma to już wtedy żadnego znaczenia.

Tak więc wilk był głodny jak wilk. Dlatego zaczął myśleć, zrewidował swój punkt widzenia, odrzucił przesądy i w obliczu perspektyw zebrała mu się w pysku ślina. Co zrobił potem, jest powszechnie wiadomym – wilk włożył owczą skórę. Sama skóra jednak nie wystarczała – wilk musiał zacząć zachowywać się jak owca. Przynajmniej tak długo, jak ktoś na niego patrzył. Musiał też posługiwać się językiem owiec. A tego bez pomocy choćby logopedy nie da się tak łatwo osiagnąć.

Wilk wybrał sobie stado, nie za duże, nie za małe; wystarczająco liczne, by pasterz, spędzający czas głównie na graniu na fujarce, nie liczył go zbyt często.

Kiedy było już zupełnie ciemno i wszyscy spali, wilk jednym kłapnięciem przegryzł najbliższej owcy szyję, a potem – zaciągnąwszy w odleglejsze miejsce, zeżarł ją ze skórą i futrem. Itak potoczyły sie kolejne dni, wieczory i noce.

Po pewnym czasie wilk stał się nawet popularny w stadzie. Jego chrząkanie nie było już tak chrapliwe, więc owce zaczęły się do niego przysuwać, a nawet uważały, że wilk jest najweselszą owiec, jaką spotkały. I nawet zaczęły się spierać między sobą o to, która ma być jego sąsiadem.

Byłoby to cudowne życie, gdyby nie fakt, że owce są wegetarianami i z tego powodu wstają bardzo wcześnie, by już o porannej rosie spożyć pierwsze kępki świeżej trawy. Wilk zaś o tej porze, z pełnym brzuchem snuł się po łące szukając jakiegoś krzaka, pod którym mógłby zalec i odpocząć po nocnych ucztach.

W każdym razie, po tygodnu obżarstwa, wilk stał się bardzo nerwowy i pobudliwy, co zaczęło sie udzielać i owcom. Tak zaczął się ferment w stadzie. Faktu, że w stadzie nie dzieje się dobrze, nie udało się ukryć przed psami, które były bezradne dopóty, dopóki pasterz udawał, że niczego nie zauważa.

Pewnej nocy wilk przeżył coś przedziwnego. Właśnie, jak zwykle, zamierzał przegryźć gardło najbliższej sąsiadce, gdy owca błyskawicznie sparowała uderzenie i skoczyła mu do gardła z taką zaciekłością, że uniknął nieszczęścia tylko dzięki temu, że szybko uskoczył. Przewrócił się przy tym na jakąś uśpioną owcę. Zanim się podniósł, stał już nad nim jego dziwny sąsiad. Milcząco szamotali się tak długo, aż zabrakło im sił.

-Ty durna owco! Co ci przyszło do głowy? – warknął.

- Sam jesteś owcą – odfuknął sąsiad.

Wilk zebrał się w sobie i popadł w głębokie zamyślenie. A więc nie był jedynym wilkiem w tym stadzie owiec! Poza tym skonstatował, że permanentne obżeranie się mięsem też nie jest najzdrowsze – jedzenie ziół i traw, przynajmniej od czasu do czasu, też bywa zbawienne dla układu trawiennego.

Zamyślony udał się na pobliskie wzgórze i zawył do księżyca. Ale było to dziwne wycie: nie przenikało już do szpiku kości jak dawniej.

Minęło kilka nocy (i dokładnie tyle samo owiec straciło życie), gdy wilk pojął, że wszystkiemu winien jest pasterz. Nie było innego sposobu – musiał go zabić.

Przeszmuglował się obok psów twierdząc, że jest chory i z tego powodu bardzo zestresowany. W końcu stanął przed pasterzem.

- A cóż ci dolega, moja owieczko? – zapytał pasterz odkładając fujarkę.

- Jestem chora – odparł wilk.

- No to cię obejrzymy – stwierdził pasterz. – Ale, ale… dlaczego ty masz właściwie takie duże oczy? I takie duże uszy? No i ten wielki pysk?

Na te pytania wilk nie był już w stanie odpowiedzieć. Podał tylko łapę, gdy zażądał tego pasterz.

- No to kim ty właściwie jesteś? – zadumał się pasterz. – Mówisz, że wilkiem? Ale co to
za wilk! Takiego wilka to ja jeszcze nie widziałem. Kimś jednak musisz być – owcą nie, wilkiem też już nie… – pasterz podrapał się po nosie. Jego oblicze nagle się rozjaśniło. – Wiesz co? – wykrzyknął. – Ty jesteś pudlem! Chciałbyś być pudlem?

Ale to było, jak to się mówi, już tylko pytanie retoryczne.

[tekst ten jest kompilacją i tłumaczeniem niektórych elementów twórczości Petera Margintera]

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Lorenzo

co mam Ci napisać?

aaaaa może najlepiej podam łapę?

:)

pozdrawiam gratulacyjnie

prezes,traktor,redaktor


Panie Lorenzo,

a co Pan powie na wilka, który stołuje sie w jednym stadzie, a mieszka w innym. Dla jego sympatyczności...

I który pewnego pięknego dnia, mając już dość swędzącej owczej skóry, jak na spotkaniu grupu AA mówi: - Nazywam się Wilk i jem mięso…

Po mojemu taki wilk niewiele ma już do roboty w takim stadzie.

Dawno sie już tak nie obśmiałem, swoją drogą.

Pozdrowienia


Lorenzo

W tej chwili nie mam nastroju do czytania tego wpisu.
Proszę po prostu powiedzieć, dlaczego odrobinkę dla mnie.
Nie mam tyle wolnego czasu, co pan yayco.

Human Bazooka


Z sympatii, Mad Dogu,

po prostu z sympatii.

Pozdrawiam serdecznie i zapraszam, kiedy Pan odnajdzie odpowiedni nastrój i znajdzie chwilę czasu, by poświęcić go na czytanie innych


Lorenzo

Te owijki widzę stają się zmorą w tym blogowisku.
Jeśli mówię, że nie mam w tej chwili nastroju do przeczytania tego tekstu, to jest to czysta wiadomość, bez żadnych podtekstów, aluzji i cholera wie, czego.

To powoli staje się chore, naprawdę.

Dobra, pozdrowienia Lorenzo.

Human Bazooka


Rzeczywiście, Mad Dogu

niech tak zostanie. I może kiedyś wytłumaczysz mi, gdzie widzisz owijkę , podtekst, aluzję i cholera wie co w użyciu słowa sympatia. Albo zaproszeniu do przeczytania tekstu, gdy znajdziesz na to czas.

Pozdrawiam


Lorenzo

No dobrze.
I niech tak zostanie.
Wiesz doskonale, że nie o słowo mi chodzi.
Ale może akurat na Ciebie padło.
Nie wykluczam, że przypadkowo, bo już mnie powoli wkurwiają te tekstowiskowe gierki pełne aluzyjek, mówienia nie wprost, myśleniem jak dopierdolić komuś w rękawiczkach.
Myślę, że wiesz, o co mi chodzi.

Natomiast jeśli opacznie zrozumiałem, Lorenzo: przepraszam

Human Bazooka


Ależ drobiazg, Drogi Mad Dogu.

nie ma o czym mówić:-))

Miłego popołudnia życzę. I jutra oczywiście też.


I wzajemnie:-)

Human Bazooka


Gra, pszę Państwa

polega na tym, że się gra.
Albo ja się na grach nie znam?

Co też nie jest wykluczone?


Igło

A co jak gracz wciąga cię w swoją gierkę, podczas gdy ty nie masz ochoty w to grać?

Hę?

Human Bazooka


Eeeeee...

Madzie, trza czytać ze zrozumieniem, uśmiechnąć się pod wąsem i grać.

Jeszcze wojny nie ma, więc nie jest to gra śmiertelna.

Grunt, to pozostać przy stole.


Albo uśmiechnąć z politowaniem:-D

Mam fajniejsze rzeczy do roboty, niż babrać się w czymś takim.

O! Na przykład spowodować w jednym z najbliższych wpisów wzruszenie u Oszusta1.

Human Bazooka


Madzie

To do roboty.


Jak wróce

jutro późnym wieczorem z Poznania. No chyba, że zdarzy się cud.

Human Bazooka


Subskrybuj zawartość