Właśnie słyszałem w radiu informację o rankingu uniwersytetów. Już sam tytuł jest przykładem błędnego tłumaczenia. Angielski termin „university” powinien być tłumaczony jako „szkoła wyższa”. Po polsku uniwersytet, to uczelnia kształcąca w całym spektrum nauki, a nie w jej wycinku. Stąd termin „uniwersytet ekonomiczny” czy też „uniwersytet pedagogiczny” jest kalką z języka angielskiego i dowodem głupoty autora. Po polsku uczelnie kształcące w jakiejś dziedzinie i mające ambicje bycia centrami naukowymi nazywają się akademiami.
Podobnym potworkiem językowym jest „mapa drogowa” jako synonim „planu”. Jaki debil wpadł na dosłowne przetłumaczenie „road map for Palestine” jako „mapy drogowej dla Palestyny”? A potem słyszę jak premier polskiego rządu, mający pretensje do reprezentowania ludzi wykształconych mówi o „mapie drogowej dochodzenia do euro”! Nóż się w kieszeni otwiera.
Wracając do rzeczonego rankingu, szkoły wyższe są przyznawane są rangi w oparciu o kryteria związane z kulturą anglosaską. W związku z powyższym, pierwsze 20 miejsc okupują szkoły wyższe z tego kręgu kulturowego. Gdybym ja robił taki ranking, to byle szkółka policealna z Polski byłaby wyżej sklasyfikowana niż dowolny uniwersytet amerykański czy brytyjski, bo ankietę bym wysłał po polsku, więc szansa na poprawne wypełnienie przez nich byłaby równa zero. Metodologia określa wynik. Zatem ranking powinien nazywać się „rankingiem wyższych uczelni w świecie anglo-amerykańskim”. Czym tu się zajmować?
komentarze
Panie Jerzy
Czepia się Pan tej “mapy drogowej”, jak rzep. ;)
Ten ranking byłby ciekawszy gdyby (odchodząc od polit poprawności) napisano ilu magistrantów i doktorantów tychże uniwersytetów i akademii pochodzi z krajów nie anglosaskich.
Jak czytam o tym, że aktualni amerykańscy absolwenci koledżów mają kłopoty z rozwiązaniem testów sprzed 20 lat dla niższego szczebla; jak czytam o tym, że brytyjskie 4 latki dalej srają (pardą) w pieluchy i nie wiedzą jak pić z kubka, to zanoszę dziękczynienia, że tzw. III świat jest kilkadziesiąt lat do tyłu za “postępowymi trendami i metodami edukacyjnymi” pochodzenia anglosaskiego.
Pozdrawiam.
Magia -- 09.10.2009 - 17:04Pani Magio!
Jak napiszę, że „mam mapę drogową dochodzenia do sedna sprawy”, to nie rozbolą Pani zęby?
A w Zjednoczonym Królestwie, absolwenci gimnazjum nie potrafią często czytać i pisać. Prośba o przeliterowanie własnego nazwiska wprowadza Brytyjczyków w popłoch. To jest ten najwyższy poziom. :)
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 09.10.2009 - 20:13Usmiecham się
Panie Jerzy
MarekPl -- 09.10.2009 - 20:47Pozdrawiam
i
Magię również :)
______________________________
Nie wszystko jest takie oczywiste
Panie Jerzy,
co do tych uniwersytetów, to mam wrażenie, że pan trochę jak Don Kichot walczy, bo tendencja się już w języku zakorzeniła.
I prywatnie można z nią walczyć, ale to nic nie da w sumie.
Same uczelnie nazywają się uniwersytetami, np. mamy Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie, chyba Medyczny też.
Podejrzewam, że i Uniwersytety Kosmetyczne powstaną:)
Aczkolwiek język jako materia żywa się ciągle zmienia, więc jest szansa, że tendencja się odwróci/znikinie/stanie rzadsza.
Co do “mapy drogowej” to się nie znam, więc nie wypowiadam.
Co do tłumaczy, fakt, mnóstwo się zdarza badziewnych tłumaczy i słabych, ale z drugiej strony pobronię trochę ich.
Znaczy w sumie tłumacz to zawód, gdzie właściwie człowiek powinien orientować się choć minimalnie w każdej dziedzinie lub się konsultować, do tego dochodzą stres i tempo, które w tym zawodzie są nieodłączną tam częścią.
Więc czasem trzeba łagodniej tych tłumaczy traktować:)
Pozdrawiam.
grześ -- 10.10.2009 - 09:06Panie Grzesiu!
Co do Akademii Medycznej w Krakowie, to jakiś czas temu przekształciła się w Wydział Medyczny UJ. Innymi słowy wróciła do macierzy.
Stres stresem, zaś świadomość braków wiedzy jest istotnym ograniczeniem zakresu wykonywanych tłumaczeń. Mnie kiedyś poproszono o przetłumaczenie wypisu szpitalnego dotyczącego rozrusznika serca. Po przeczytaniu polskiego tekstu musiałem odmówić, bo pomimo znajomości słówek, tekstu nie rozumiałem. Natomiast tłumacze przekładający ikonki, mapy drogowe i kliknięcia nie mają problemu z nierozumieniem czegokolwiek. Oni nie rozumieją niczego, więc im nie robi różnicy co tłumaczą.
Jeszcze o „mapie drogowej”. Czy zdanie „To jest mapa drogowa mieszkania.” ma sens? A tak używają tego terminu różni specjaliści od języka angielskiego.
Przy okazji zagadka natury translatorskiej. Jak przetłumaczyć następujące tytuły:
Hair Of The Dog;
Soldier Of Fortune;
A Night At The Opera…
mogę takich przykładów podać znacznie więcej. :)
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 10.10.2009 - 13:27Panie Jerzy, znowu spóxniona odpowiedź:)
ale ma pan rację, znaczy świadomość własnych ograniczeń i świadomość że czegos nie wiem i czego, to podstawa.
Tłumacz musi byc nieufny wobec siebie i też wobec tekstów/źródeł różnych, musi szukac i wybierać najlepsze.
Zdanie z mapą drogową brzmi fatalnie,acz w sumie ja nie mam pojęcia, co to naprawdę jest ta mapa drogowa:0
Na pana zagadki odpowiem tak, słyszałem (nie wiem, czy to sa poprawne wersje ) takie wersje tych tytułów:
Sierść psa
grześ -- 15.10.2009 - 18:33Żołnierz fortuny 9a czy fortuna to nie szczęście w tym wypadku?)
Noc w Operze(?)
Panie Grzesiu!
„Mapa drogowa” to po prostu „plan” lub „zbiór rozwiązań”. Zależy od kontekstu. Jak po angielsku piszą „road map for Palestine”, to chodzi o „plan wyjścia z sytuacji w Palestynie”. Niemniej jak niejaki Donald mówi o „mapie drogowej dochodzenia do euro”, to nie wiem z czego to tłumaczył premier niepodległego podobno państwa, ale jest to potworek.
Odnośnie zagadek, to zna Pan trójkowe wersje tych tytułów, upowszechniane kiedyś przez Piotra Kaczkowskiego. „Hair Of The Dog” to klin. Nie chodzi tu o maszynę prostą, tylko o setkę na kaca. „Solider Of Fortune” to najemnik. Night funkcjonuje jako noc lub wieczór. W zestawieniu z operą chodzi oczywiście o „wieczór w operze”.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 16.10.2009 - 04:03