9 lipca o 16:45 na interii opublikowano tekst, z którym pozwoliłem sobie podyskutować:
Problemat profesora Chazana
Słowotwórstwo dobre jest w poezji lub literaturze pięknej. W polemice, lepiej posługiwać się polszczyzną wzorcową (literacką) lub powszechną. Słowa „problemat” nie zna encyklopedia PWN ani żaden ze słowników, z których korzysta portal ling.pl.
W pobliżu kościoła w Chalon-sur-Saône na wschodzie Francji, na cmentarzu z V i VI wieku, wśród 94 pochowanych na tym miejscu osób znaleziono szkielet dziecka. Badania tego szkieletu, głównie czaszki wykazały, że to najstarszy potwierdzony przypadek zespołu Downa. Zdaniem naukowców z Uniwersytetu w Bordeaux, sposób pochówku wskazuje, że 1500 lat temu to dziecko, choć upośledzone, było traktowane całkowicie normalnie. Nie sposób nie zauważyć, że obecnie to nie jest regułą.
Szanowny Pan sam nie traktuje osoby z zespołem Downa tak jak innych. Pisanie o takiej osobie „przypadek zespołu Downa” jest obiawem tego, co zarzuca Pan współczesnym.
Natomiast wyciąganie wniosków takich jak zacytowany powyżej przez Pana, jest zwyczajnie nieuprawnione. To, że w tamtych czasach wiele dzieci rodziło się i niemal równie wiele umierało we wczesnym dzieciństwie, nie znaczy, że ludzie nie widzieli odmienności osób z zespołem Downa. To rozumowanie, oparte wyłącznnie na podstawie pochówku jest zwykłą nadinterpretacją. Poza tym, bez odpowiednio dużej próby grobów z tamtego okresu (w tym odpowiednio dużej liczby grobów osób z zespołem Downa), nie sposób stwierdzić, czy wnioskowany sposób traktowania tej osoby przez otoczenie był regułą czy wyjątkiem. To takie podstawy metodologii naukowej, jeśli podejście naukowe jest Panu tak bliskie.
Zespół Downa i związane z nim problemy zostały opisane przez medycynę dopiero w XIX wieku, nie ma jednak wątpliwości, że takie przypadki pojawiły się znacznie wcześniej. Odkrycie ujawnione w “International Journal of Paleopathology” sugeruje, że 15 stuleci temu, w Średniowieczu takich osób nie stygmatyzowano. Badacze, których cytuje na swych stronach internetowych czasopismo “New Scientist” zwracają uwagę, że dziecko było starannie ułożone na plecach, na linii wschód – zachód, z głową w kierunku zachodnim, dokładnie tak samo, jak inni.
Jeden przypadek może obalić twierdzenie, że takie osoby zawsze były źle traktowane. Natomiast nie stanowi dowodu, że zawsze były traktowane na równi z innymi. Dlaczego? wyłuszczyłem powyżej.
To nie pierwszy przypadek, w którym naukowcy wyciągają podobne wnioski.
Z tego, że naukowcy wyciągają jakieś wnioski, nie wynika, że wnioski są prawdziwe tylko, że są wyciągane. To, że wnioski są wyciągane wielokrotnie, nie zwieksza ich prawdziwości. Błąd powielony 100 razy nie przestaje być błędem. Zatem przytoczenie drugiego, niemniej nadal jednostkowego przypadku, na którym zbudowano równie karkołomne i nieuprawnione rozumowanie niczego nie dwodzi.
W 2011 roku na łamach czasopisma “International Journal of Osteoarchaeology” opisano pochodzące także sprzed 1500 lat miejsce pochówku mężczyzny, cierpiącego prawdopodobnie na karłowatość. Analiza jego grobu, znajdującego się na terenie obecnego Izraela, w dawnej chrześcijańskiej miejscowości Rehovot-in-the-Negev pokazuje, że został potraktowany jak całkowicie normalny członek społeczeństwa.
Oczywiście w obu przypadkach takie wnioski są jedynie hipotezą, wspominam o nich jednak, bo powinny dać nam do myślenia. Powinny skłonić nas do refleksji, czy kilkanaście stuleci później, w rozwiniętym świecie XXI wieku, jesteśmy aby naprawdę tak bardzo nowocześniejsi i mądrzejsi od dalekich przodków. Ton nagonki wokół sprawy profesora Bogdana Chazana nie skłania do optymizmu.
Jeżeli coś, na co autor się powołuje jest hipotezą, jaka wymaga udowodnienia, a tak naprawdę falsyfikacji, to całe oparte na nim rozumowanie jest „o kant d…y rozbić”. To jest budowanie zamku nie na skale, czy nawet piasku, ale na ruchomych piaskach bądź bagnie.
Nie uważam tej sprawy za samą tylko przykrywkę do afery podsłuchowej. Choć oczywiście pełni ona także i tę rolę. Wpisuje się jednak szczególnie w ramy frontu walki ideologicznej, który przez Polskę, zwłaszcza po 2010 roku się przetacza. I jako taka, dla pewnych środowisk ma znaczenie fundamentalne. Pokazuje, jak słabo rozumiemy się w debacie o człowieku i jego prawach.
Co do tego, to zgoda.
Świadomie nie chcę rozwodzić się tu na temat konkretnego przypadku dziecka i jego rodziny. Z tego co wiemy, to przypadek szczególnie dramatyczny, możemy tylko życzyć rodzicom, by byli w stanie sobie z tym wszystkim poradzić. Ale i w mniej dramatycznych sytuacjach, gdy dziecko okazuje się mniej upośledzone, nowoczesne społeczeństwo powinno zdobyć się na więcej. Nie tylko na ofertę aborcji, czy współczucie i zrozumienie dla rodzin opiekujących się chorymi dziećmi, ale i na konkretną, także finansową pomoc. I na stworzenie odpowiedniego klimatu szacunku dla każdego życia. Tegoroczne zmagania opiekunów niepełnosprawnych dzieci i dorosłych z rządem, pokazały jak dalece jesteśmy tu niecywilizowani.
Tu się nie zgadzam. Dlaczego ja mam łożyć na czyjeś upośledzone dziecko? Jeżeli pan Grzegorz Jasiński jest tak bardzo anty choice, to niech sobie utrzymuje dzieci ludzi, którzy ich nie chcieli. Ja nie mam ochoty na taką spółkę.
Niecywilizowani jesteśmy też w naszych dyskusjach o aborcji. I nie mam tu na myśli faktu, że wciąż nie dołączyliśmy do “postępowego”, zabijającego na życzenie, świata. Wręcz przeciwnie. Przypadek profesora Chazana prawdopodobnie stanie się pretekstem do wznowienia debaty, ale nie mam złudzeń, że o zbliżenie stanowisk będzie trudno. Współczesne społeczeństwa, nie tylko polskie, dzielą się w tej sprawie na grupy, praktycznie nieprzemakalne na swe argumenty. W zależności od kraju, te grupy za aborcją, przeciw, czy obojętne, różnią się tylko proporcją. I od tego zależy, czyje w danej chwili jest na górze.
Aborcja to po polsku zabieg przerwania ciąży, ewentualnie spędzanie płodu. Jeżeli ktoś nie widzi różnicy pomiędzy płodem, a dzieckiem, to dyskusja staje się bezprzedmiotowa.
Nie przestaje mnie zadziwiać, że osoby, podkreślające swój naukowy pogląd na świat potrafią znaleźć uzasadnienie dla nierównego traktowania dziecka przed i po urodzeniu, dla zabijania jednych dzieci, kiedy choćby o tydzień starsze, przedwcześnie urodzone, ratuje się za wszelką cenę. Nie rozumiem też, co fundamentalistycznego znajdują w jednoznacznym sprzeciwie Kościoła katolickiego wobec aborcji. Ten sprzeciw nie jest wyrazem żadnego skrajnego postrzegania doktryny chrześcijańskiej, jest jej istotą. I trudno oczekiwać od katolików, by ta niezmiernie ważna dla nich sprawa nagle przestała ich interesować.
Co ma „naukowy światopogląd” do dostrzegania różnicy pomiędzy ciężarną i płodem, a matką z noworodkiem. Zabicie ciężarnej kończy życie płodu. Zabicie matki nie jest jednoznaczne z uśmierceniem noworodka. Proste?
Nic fundamentalistycznego nie ma w postawie kościoła w sprawie przerywania ciąży. Przez 1500 lat płód był traktowany jako część ciężarnej i było pięknie. Od około 100 lat zrobił się ruch anty choice przesuwający powstanie człowieka z chwili urodzin, na chwilę poczęcia. To jest drobnostka w stosunku do tradycji i prędzej czy później kościół zrozumie, że jest to fałszywe stanowisko (płód to coś innego niż dziecko). Kościół już nie raz w historii musiał się nawracać. Gdyby sprzeciw wobec przerywania ciąży był istotą chrześcijaństwa, to nie byłoby chrześcijan akceptujących takie praktyki. Nawet wśród rzymskich katolików są tacy, co akceptują ten proceder. W kościołach protestanckich są pastorzy i teologowie potrafiący pogodzić to z nauką Jezusa z Nazaretu. Zatem znów tezy oparte na sypkich podstawach.
Środowiska liberalno-lewicowe też konsekwentnie traktują sprawę aborcji na życzenie, jako najważniejszą. Przyznam jednak, że nie pojmuję, jak udaje im się pogodzić prawo do zabicia “płodu” z deklarowaną powszechnie wrażliwością choćby na prawa zwierząt, jak w ich głowie może pomieścić się i sprzeciw wobec uboju rytualnego i akceptacja dla zabicia bezbronnego człowieka, który czuje. Zdaję sobie sprawę z ryzyka takiego porównania, ale osoby, które chcą, by w Polsce w ogóle nie dokonywano uboju rytualnego powinny zrozumieć, że jest wielu takich, którzy nie chcą by w ogóle dokonywano aborcji. Czyż nie?
Dzięki Bogu, nie mam niczego przeciwko ubojowi rytualnemu. Zatem mogę być pro choice. To się powinno mieścić w głowie pana Grzegorza Jasińskiego. Poglądy człowieka nie muszą być spójne ani logiczne. Natomiast nierozróżnianie człowieka i płodu (kury i jajka), świadczy o dużych brakach w wiedzy na poziomie szkoły podstawowej.
Debata na temat aborcji dlatego jest tak trudna, że po to, by w ogóle ją prowadzić, środowiska proaborcyjne musiały zająć pozycję skrajną, że o życiu do czasu narodzin, nie może być mowy. To dlatego nie mogą pozwolić sobie nawet na cień zrozumienia dla poglądów środowisk pro-life. Dlatego tak trudno trafić do nich z wątpliwościami dotyczącymi mrożenia zarodków przy in-vitro, czy uwagami, jak okrutne wobec osób dotkniętych choćby zespołem Downa jest stwierdzanie, że lepiej byłoby, gdyby się nie urodziły. A przecież do tego właśnie sprowadza się przynajmniej w części przypadków prawo do aborcji dziecka, które jest “niepełnowartościowe”.
Między życiem płodu, a życiem człowieka jest drobna różnica, zatem cała reszta argumentacji jest do kosza. Czy powiedzenie panu Grzegorzowi Jasińskiemu, że lepiej by było, by się nie urodził jest mniej czy bardziej okrótne, niż te same słowa skierowane do osoby z zespołem Downa? Dziecko z zespołem Downa może być chciane i kochane. Dziecko „normalne” może być nie chciane i nie kochane. Co to ma wspólnego z prawem kobiety ciężarnej do podjęcia decyzji o próbie donoszenia ciąży bądź odstąpieniu od takiej próby?
Jeszcze raz powtórzę to, co już kiedyś pisałem. Te same środowiska, które potępiają Polaków za to, że w obliczu śmiertelnego zagrożenia ze strony niemieckiego okupanta nie okazali się bardziej heroiczni i nie ocalili większej liczby swych żydowskich rodaków, uznają urodzenie dziecka za heroizm, do którego kobiety absolutnie nie można namawiać. To jest chore.
To jest rzeczywistość. Chore jest czepianie się, że ktoś nie podziela poglądów Grzegorza Jasińskiego.
Usunięcie profesora ze stanowiska tylko zaostrzy konflikt, ale być może zmusi nas do szerszej debaty. Od tego, jakimi argumentami będziemy się posługiwać zależy to, na ile oba skrajne stanowiska uda się pogodzić. Bo prawo jakoś pogodzić je musi. A odpowiednie procedury muszą zagwarantować prawa i lekarza i rodziców i - przede wszystkim – dziecka.
Usunięcie profesora jest oczywistą oczywistością i żaden szanujący się przełożony nie pozwoliłby sobie na zatrzymanie Bogdana Chazana na stanowisku. To nie jest przyczyna tylko skutek.
Tylko ignorant może stawiać prawo dziecka ponad prawa rodziców. Tylko totalne zniewolenie lewacką propagandą może pozwolić napisać, że prawo dziecka przede wszystkim. Jak Grzegorz Jasiński wsiądzie do samolotu i usłyszy instrukcję „jak postępować w sytuacji rozszczelnienia kabiny”, to niech się zastanowi, czemu opiekun(ka) ma założyć maskę tlenową najpierw sobie, a potem dziecku. Może tę instrukcję należy zmienić, bo nie jest dostatecznie postępowa?
A tak przy okazji, po zapowiedzi odwołania profesora Chazana ze stanowiska oczekuję, że NFZ, rząd i władze samorządowe z co najmniej równą wnikliwością i konsekwencją będą badać wszelkie przypadki powikłań poporodowych, a także śmierci noworodków, o których w szpitalach w naszym kraju słyszymy. Oczekuję, że media niecierpliwie przestępujące z nogi na nogę, by tylko wymusić zwolnienie profesora Chazana, będą z równym zapałem domagać się zwolnienia osób podejrzanych o nieprzestrzeganie praw pacjentów w innych, niż aborcja przypadkach. Choćby w sprawach refundacji leków.
Ja wolę oczekiwać, że NFZ zostanie zlikwidowany, a każdy będzie mógł się ubezpieczyć w dowolnej firmie i jeśli wykupi opcję „przerywanie ciąży”, to ubezpieczyciel wskaże mu miejsce, gdzie można taki zabieg przeprowadzić.
Zanim zaczną Państwo polemizować ze mną, proszę przyjąć do wiadomości, że bycie pro choice nie powoduje, że uważam zabieg przerywania ciąży za coś dobrego. Niemniej pogląd w tej sprawie nie upoważnia mnie do wnioskowania, że inni muszą podzielać moje stanowisko, a nawet jak tego nie robią, to mają stosować się do moich norm. Ludzie totalitarni różnią się tym od liberałów, że chcą narzucić swój system wartości wszystkim. Przy czym nie chcą tego osiągnąć siłą argumentów, tylko siłą. Tym się różnię od wszelkiej maści obrońców „życia niedorobionego”.
Co więcej, gdy ktoś jest tak bardzo chrześcijański, to powinien wiedzieć, że imię człowieka jest znacznie ważniejsze niż nazwisko czy tytuł. „Stefan kardynał Wyszyński” to prawidłowy sposób pisania o kimś, a nie „Wyszyński” czy „kardynał Wyszyński”. Tak można mówić w potocznym języku, a nie pisać po chrześcijańsku…
komentarze
@JM
Problemat to słowo ogólnie znane.
przestarzałe: poważna sprawa wymagająca przemyślenia; problem
http://sjp.pl/problemat
pozdrawiam
Gadający Grzyb
Gadający Grzyb -- 13.07.2014 - 19:48Panie Piotrze!
Dziękuję! Rzeczywiście, do Słownika Języka Polskiego nie zajrzałem. No cóż, nikt nie jest doskonały, nawet ja. :)
Natomiast nadal uważam, że nie jest to powszechna polszczyzna…
Pozdrawiam
Myślenie nie boli! (Chyba, że…)
Jerzy Maciejowski -- 14.07.2014 - 22:45@JM
“Natomiast nadal uważam, że nie jest to powszechna polszczyzna… “
Nieco archaiczna, fakt, ale moim zdaniem archaizmy (byle dawkowane z umiarem) mogą służyć wzbogacaniu wypowiedzi.
pozdrawiam
Gadający Grzyb
Gadający Grzyb -- 21.07.2014 - 18:23Panie Piotrze!
Jak się używa jakiegoś „nowego” słowa, to powinno ono pojawić się w kontekście wyjaśniającym jego znaczenie. Użycie takiego słowa tylko raz i to w tytule, niczego nie wyjaśnia. Dodatkowo sprawę zaciemnia fakt, że jest to wariacja dotycząca wymowy słowa powszechnie używanego. U Władysława Kopalińskiego hasło podane jest „problem(at)”. Zatem ta forma niczego nie wnosi do wypowiedzi.
Pozdrawiam
Myślenie nie boli! (Chyba, że…)
Jerzy Maciejowski -- 22.07.2014 - 05:25