Tak w imieniu polskiego społeczeństwa zadecydowali w 1996 roku posłowie wybrani w wolnych i w pełni demokratycznych wyborach. Byli to posłowie PSL i SLD.
„Władze polskie na czele z Wojciechem Jaruzelskim starały się wprowadzić reformy i kreować politykę dialogu społecznego. Ta właśnie polityka w połączeniu z korzystnymi zmianami w ZSRR doprowadziła do radykalnych zmian systemu ustrojowego w Polsce. Zmiany te miały charakter bezprecedensowy w skali całej Europy i były impulsem oraz przykładem dla podjęcia podobnych zmian przez naszych najbliższych sąsiadów. [...] Decyzje podjęte 12 i 13 grudnia 1981 roku okazały się w historycznej perspektywie zwycięstwem rozsądku i troski o najwyższe dobro państwa” – napisano w zakończeniu sprawozdania sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej z prac nad wnioskiem o pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej i karnej osób związanych z wprowadzeniem i realizacją stanu wojennego, pod którym podpisali się posłowie SLD i PSL.
„Zwycięstwo rozsądku”
Posłowie orzekli, że stan wojenny, czyli „zwycięstwo rozsądku i troski”, nie był wprowadzony po to, aby zlikwidować dialog społeczny lecz po to, aby go wprowadzić i jednocześnie uszczęśliwiając naród reformami gospodarczymi. Sprawozdanie Komisji „z przeprowadzonego postępowania w sprawie wniosku wstępnego »o pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej przed Trybunałem Stanu oraz do odpowiedzialności karnej« 26 osób w związku z wprowadzeniem i realizacją stanu wojennego” przypomniało czasy PRL-u.
Komisja przekonywała, że wprowadzenie stanu wojennego było zwycięstwem rozsądku Wojciecha Jaruzelskiego nad – w domyśle – rozhisteryzowanymi członkami 10-milionowej „Solidarności”. Albowiem „Solidarność”, polityka jego kierownictwa, godziła w wartość najwyższą, „jaką jest wolność narodu i państwa”. A w konsekwencji: „destabilizacja w Polsce mogła wpłynąć wysoce negatywnie na sytuację w Europie Środkowej i Wschodniej. Mogła wręcz odwrócić bieg historii i w skrajnym przypadku stać się przyczyną konfliktu ogólnoświatowego”.
Posłowie rządowej koalicji doszli do wniosku, że obalenie ustroju komunistycznego w Polsce jest zasługą ludzi, którzy zdecydowali się stan wojenny wprowadzić by… ten ustrój chronić.
W ten sam sposób można argumentować, że Polska ponosi winę za wybuch II wojny światowej, gdyż gdyby polscy burżuazyjni przywódcy zgodzili się na korytarz, na oddanie Gdańska i uczyniliby także jakieś ustępstwa na rzecz ZSRR, to nie byłoby wojny, ale „niestety” zabrakło wówczas rozważnego przywódcy Wojciecha Jaruzelskiego, który stosując politykę „mniejszego zła” (poddanie się bez walki pod dominację ościennych mocarstw) uchroniłby przed śmiercią wiele milionów ludzi.
Obrońcy stanu wojennego, by uwiarygodnić tezę o zwycięstwie rozsądku, powołali się też na uchwałę Sejmu PRL z 21 lipca 1983 roku, w której napisano: „Historyczna zasługa w ocaleniu kraju, skutecznym i rozsądnym wyprowadzeniu go znad skraju przepaści przypada Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego, dowódcom Wojska Polskiego, którzy wzięli na swe barki ciężar odpowiedzialności w tym przełomowym okresie”. Z tego cytatu jasno wynika, że to nie Sejm ani rząd PRL dźwigał na „swych barkach ciężar odpowiedzialności”, lecz generałowie i to oni odpowiadają za wprowadzenie stanu wojennego, a że ówcześni posłowie, w przeszło półtora roku od wprowadzenia stanu wojennego, pozytywnie go ocenili cóż to za argument? Gdyby nawet surrealistycznie założyć, że byliby niezawisłymi posłami to czyż ci posłowie wyrażający wolę „ludu pracującego miast i wsi” nie byli zagrożeni aresztem, karą banicji, wyrzuceniem z pracy?
„Osłona psychologiczna”
Najbardziej zdumiewający jest fakt, że posłowie doszli do wniosku, iż w chwili ogłoszenia stanu wojennego Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego nie działała(!), gdyż jej pierwsze posiedzenie odbyło się 14 grudnia 1981 roku: „Nie znaleziono żadnych dowodów na to, aby WRON »koordynowała i administrowała wprowadzenie stanu wojennego«, gdyż w momencie wprowadzenia tego stanu WRON jeszcze nie istniała”.
Doszli natomiast do wniosku, że słowa generała Jaruzelskiego, który 13 grudnia 1981 roku powiedział w przemówieniu telewi¬zyjnym, że WRON „ukonstytuowała się” i „jest administratorem stanu wojennego”, były… „zwrotem retorycznym”.
Czym była więc zdaniem postpeerelowskich posłów WRON? Otóż „była przede wszystkim swoistą »osłoną psychologiczną«, zastosowaną w związku z wprowadzeniem stanu wojennego”, a jej celami strategicznymi były: „konsolidowanie i wychowanie społeczeństwa w duchu budowy ustroju socjalistycznego, przywrócenie więzi władzy z ludźmi pracy, umacnianie gospodarki narodowej przez wdrożenie reformy gospodarczej, pogłębienie treści i form współpracy z krajami RWPG oraz przetrwanie imperialistycznej blokady ekonomicznej, wypracowanie i wdrożenie nowych zasad polityki kadrowej”.
„Wielkie idee socjalizmu”
Ze sprawozdania Komisji dowiedzieliśmy się także, że stan wojenny oraz działania WRON nie złamały żadnego punktu ówczesnej Konstytucji PRL, albowiem: „stanowisko PZPR, w zakresie pewnych ogólnych wytycznych miało, zgodnie z art. 3 ust. 1 Konstytucji PRL, charakter wiążący organy państwowe. Zatem jeżeli kierując WRON Wojciech Jaruzelski realizował postanowienia art. 3 ust. 1 Konstytucji PRL a decyzje, uchwały i zalecenia WRON były zgodne ze stanowiskiem PZPR w tych sprawach, to działania takie miały podstawę prawną w ówczesnej Konstytucji”. Czyżby?
Jakie były naczelne zadania określone w ówczesnej Konstytucji. W preambule zapisano, że obowiązkiem władz państwa jest „umacnianie państwa ludowego” oraz „urzeczywistnianie wielkich idei socjalizmu”. Dalej mogliśmy czytać, że „Polska Rzeczpospolita Ludowa jest państwem socjalistycznym”, że „przewodnią silą polityczną społeczeństwa w budowie socjalizmu jest Polska Zjednoczona Partia Robotnicza”, że „Polska Rzeczpospolita Ludowa ochrania i rozwija socjalistyczne zdobycze polskiego ludu pracującego miast i wsi, jego władzę i wolność”.
Gdyby literalnie zinterpretować „wielkie idee socjalizmu”, to jest przecież oczywiste, że wszyscy członkowie PZPR byli w grupie przestępczej, bowiem działali wbrew ideom a więc i konstytucji, bo jedną z „wielkich idei socjalizmu” było, by „lud pracujący miast i wsi” sam o sobie decydował.
Aż dziwne, że na podstawie tych głównych idei Konstytucji PRL nie zamknięto nikogo za kratki. Może dlatego, że już nikt nie wie, co to były za idee. Za nierealizowanie tych ideałów powinni być pociągnięci do odpowiedzialności nie tylko autorzy stanu wojennego, ale i cała rzesza partyjnych aparatczyków.
„Wzgląd na bezpieczeństwo państwa”
Postpezetperowscy i postzeteselowcy przyznali w sprawozdaniu, że stan wojenny mógł być wprowadzony tylko wówczas, gdyby zagrożone było bezpieczeństwo państwa. Oczywiście zadecydowali, że było, gdyż władze „miały pełne i obiektywne podstawy do tego, aby obawiać się zbrojnej interwencji wojsk Układu Warszawskiego”. Podstawy do obaw to każdy może mieć, że np. meteoryt spadnie. Nie przedstawiono dotąd żadnego dowodu na to, że gen. Jaruzelskiemu postawiono jakiekolwiek ultimatum, że do jakiegoś terminu ma „załatwić problem własnymi siłami”. Do dziś nie przedstawiono też dowodów, na podstawie których można twierdzić, że zimą 1981 na 1982 r. ZSRR planował zbrojną interwencję. Wręcz przeciwnie, pojawiły się dokumenty potwierdzające, że w ZSRR uznano, że jedynym możliwym wariantem poradzenia sobie z „polskim problem” jest by Polacy sami z sobą się rozprawili.
Dalej posłowie stwierdzili, że działania opozycji zmierzały do zmiany systemu ustrojowego PRL (ale czy w sposób zgodny z ówczesnym prawem czy też w drodze zamachu stanu?), drastycznie pogorszyła się sytuacja gospodarcza (czyż nie spowodowały to nieudolne rządy ekipy tow. Edwarda Gierka? Według danych GUS z 1982 roku strajki i protesty spowo-dowały utratę tylko 0,8 proc. czasu pracy).
W sprawozdaniu podkreślono także, że wzrosła aktywność radykalnych działaczy PZPR (czyli, że bez¬pieczeństwo Polski było zagrożone przez Stowarzyszenie „Grunwald” lub Forum Katowickie). Oskarżono „Solidarność”, że z jej powodu mogło dojść do „powstania rozruchów i walk wewnętrznych na skutek procesów żywiołowych bądź podjęcia takich działań przez niektóre odłamy opozycji, bądź też świadomej prowokacji ze strony tych, którzy dążyli do wzrostu napięcia w Polsce”. Był to zwyczajny argument gdybologiczny, na poparcie którego nie można znaleźć żadnego znaczącego przykładu z okresu legalnego działania Związku. Uznano, że przebieg i wyniki posiedzenia Prezydium KK „Solidarność” w Radomiu, oraz posiedzenie KK 11–12 grudnia w Gdańsku „stanowiły wystarczające powody dla uznania przez władze (w tym przez Radę Państwa), że tracą one kontrolę nad sytuacją, co tym samym powoduje zagrożenie bezpieczeństwa państwa. W Radomiu odbyła się długa dyskusja, podczas której padło wiele krytycznych głosów pod adresem rządu, który obarczono odpowiedzialnością za fiasko negocjacji oraz za szereg posunięć potęgujących niepokój w kraju. Rząd natomiast musiał się przestraszyć słynnych słów Wałęsy o „targaniu się po szczękach” oraz zapowiedzi, że to nie „Solidarność” wezwie do protestów lecz, że odpowie na siłowe działania władzy w postaci najpierw 24-godzinnego strajku po uchwaleniu przez Sejm nadzwyczajnych uprawnień dla rządu, a w przypadku ich wprowadzenia w życie – strajkiem generalnym. Wiadomo, że rozkaz o stanie wojennym został wydany około południa w sobotę 12 grudnia. O tej porze obrady KK jeszcze trwały, skąd więc władze mogły wiedzieć jak one przebiegły? „Solidarność” zapowiadała jedynie, że w przypadku ograniczenia wolności obywatelskich będzie się broniła.
„Doktryna Breżniewa”
Wydaje się, że najpoważniejszym argumentem, jakim posłużyli się obrońcy stanu wojennego była przywołana w sprawozdaniu „doktryna Breżniewa”. Przytoczono jej treść, z której wynikało, że interwencja wojsk Układu Warszawskiego nastąpiłaby tylko wówczas, gdyby obalona została władza PZPR, chcielibyśmy wyjść z Układu Warszawskiego i być przyjęci do EWG lub NATO. W Sprawozdaniu nie podano ani jednego i przykładu na to, że „Solidarność” zmierzała do realizacji takich celów. Polacy marzyli o takiej przyszłości, ale oczywiście byli przy zdrowych zmysłach i mieli w pamię¬ci wydarzenia na Węgrzech w 1956 roku i w Czechosłowacji w 1968 roku.
Czytając sprawozdanie Komisji można było dojść i do odmiennych wniosków. „Doktryna Breżniewa” może być dowodem na to, że nie mogło dojść do interwencji wojsk radzieckich, gdyż nie zaistniały w Polsce fakty usprawiedliwiające zastosowanie doktryny. W Polsce nie rządzili ludzie, którzy chcieli uniezależnić się od ZSRR lecz przeciwnie, rządzili usłużni wykonawcy poleceń Kremla. Czyż groźba użycia siły jest równoznaczna z jej użyciem? Każdy przestępca mógłby w ten sposób się bronić: ja złamałem ci tylko rękę, ale musisz być mi wdzięczny, bo mój kumpel groził, że ci ją obetnie. Wybrałem mniejsze zło, jestem więc niewinny. Sędzia z większą wyobraźnią uniewinnił by bandytę, ale ten trzymający się faktów musi ukarać każde wyrządzone zło.
„Mniejsze zło”
Tym argumentem często posługu¬je się generał Jaruzelski i wszyscy jego obrońcy. Stosując taką filozofię można bronić każdego przestępcę. Filozofia mniejszego zła jest z gruntu fałszywa, gdyż każde zło wyrządzone jest większe od nawet największego, ale jedynie teoretycznego zła. Zło, które się zrealizowało, dotknęło ludzi, którzy później długo cierpią fizycznie i psychicznie. Straty moralne, materialne, złamane kariery, niezrealizowane marzenia, aresztowania, pobicia, ofiary śmiertelne – to rzeczywiste koszty wprowadzenia stanu wojennego.
Koszty stanu wojennego to także stracone lata dla rozwoju gospodarczego Polski. W jaki sposób można było w sprawozdaniu twierdzić, że polityka ekipy Jaruzelskiego doprowadziła do rozwoju gospodarczego Polski? Właśnie załamanie się gospodarki pod rządami ekipy Jaruzelskiego doprowadziło do rozmów w 1988 r. z „Solidarnością”, która rok później wymusiła na kontraktowym Sejmie przegłosowanie bolesnej reformy Balcerowicza.
Dziś znowu tego typu jak powyższe argumenty są wysuwane za uniewinnieniem generała. Wówczas one przeważyły. Czy znowu tak się stanie? Mam nadzieję, że nie. Nie chcę się na generale mścić, chciałby tylko aby zło zostało osądzone i skazane. Tak jak kiedyś gen. Jaruzelski skazał NSZZ „Solidarność”. Chciałbym, aby zobaczył choć przez 5 minut zaryglowane drzwi celi z zakratowanym oknem. Niech później posłaniec mu przyniesie akt łaski podpisany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Będę się wówczas mógł nawet ucieszyć jego wolnością.
komentarze
Jaruzelski jest winny tego, ze nie miał i nie ma odwagi
odwagi przyznać, ze bronłi Polski takiej jaka mu pasowała. Bronił “swojej” Polski.
“Jego” Polska była w trwałej przyjaźni z ZSRR, utrzymywała reżim centralnego planowania.
Nie mogę się zdecydować czy Jaruzelski był naiwnym ideowcem, który wierzył w ten system, czy cynicznym graczem, który parł do władzy.
Z powyższego tekstu już wiem, że tłumaczenia są kiepskie. Ja mam pytanie czemu był winny. Proszę nie zbywać mnie że to naiwne pytanie, bo na prawdę jestem ciekaw o co można oskarżyć Jaruzelskiego. Czemu był winny? Oprócz tego, ze bronił reżimu (ale czy ktoś w ’80 sądził, że jaruzelski pozwoli temu rezimowi paść?
sajonara -- 03.10.2008 - 08:30Panie Leszku
Jaruzelskiego czesto przedstawia sie jako postać tragiczną, kontrowersyją i rozdartą w ocenie, co jest dobre dla Polski. Rzuca się na szale postać Wielopolskiego. Zawsze otwieram wtedy ze zdumieniem oczy. Jaruzelski to przecież zwyczajny bolszewicki namiestnik, kolaborant pełna gęba.
Nikt na siłę na świecznik go nie pchał, nikt nie nie kazał wspinać się po szczeblach kolaboracyjnej kariery. Dokonał we własnym sumieniu wyboru – bedzie współpracował i tworzył system ucisku, zawiadywał nim, trzymał kaganiec i bat w ręku. Nie był to zaden Wallerod, tylko Quisling. Komunistyczny aparatczyk na żołdzie okupanta. Takie mam o nim zdanie.
Natomiast co do interwencji wojsk rosyjskich – byłem we wrześniu w Uzbekistanie i Tadżykistanie. Całkiem sporo mieszkańców tego kraju stacjonowało jako zołnierze armii czerwonej u nas, w okręgu Kaliningradzkim albo w dawnym NRD – dlatego doskonale kojarzą gdzie jest Polska. I od dwóch z nich niezależnie słyszalem tą samą historie – ze w 1980 byli postawieni w stan gotowości (w NRD), przesunięci na granice i z rozkazami oczekiwania na wejscie do Polski. Byli prawie pewni interwencji, ktora na szczęscie nie nastapiła. Było to na rok przed wprowadzeniem stanu wojennego… Trudno mi to skomentować, ale to były opowieści prostych ludzi, byłych żołnierzy sowieckiej służby zasadniczej, a nie polityków czy zawodowych wojskowych. Minie pewnie z 50 lat, zanim dowiemy się jak było w rzeczywistości.
Pozdrawiam.
Griszeq -- 03.10.2008 - 08:44@Griszeq
Bo w 1980 interwencja była rozważana jako opcja (do tego stopnia że rozpoczęto koncentrację wojsk na granicach i w jednostkach w Polsce) – opracowania na ten temat akurat opisują to dość dokładnie. Jak również fakt, że ostatecznie Sowieci się na to nie zdecydowali w obliczu pomruków Waszyngtonu i pojawienia się alternatywnej opcji – rozwiązania sprawy wewnętrznie.
Barbapapa -- 03.10.2008 - 09:40Barbapapa
Stalowy Breżniew i rok po sowieckiej inwazji na Afganistan. W tym kontekście pomruki Waszyngtonu brzmią – no właśnie jak pomruki. Mruczenie. Niesłyszalne w chrzęście gąsienic ruskich tanków.
Griszeq -- 03.10.2008 - 11:36No i nie wierze, ze w aktualnym klimacie stosunków polsko-rosyjskich dowiemy się jak było. Na razie Ruscy po prostu będa bronić swojego czlowieka.
Sajonara
Od momentu uchwalenia na zjeździe “S” Posłania do narodów sytuacja między władzą a “S” zaczęła się zaostrzać. Jaruzelski wysunął pomysł rozmów z udziałem Kościoła i “S“w celu szukania porozumienia przy najważniejszych problemach. Glemp o powołanie Rady Porozumienia Narodowego b. zabiegał. “S” odpowiedziała pozytywnie i odpisałą na jakie tematy chciałaby rozmawiać. Odbyło się jedno(!) spotkanie przygotowawcze z udziałem Glempa, Wałęsy i Jaruzelskiego, który je bardzo rozreklamował, ale później już nic nie zorganizował. Nie dopuścił więc do porozumienia i rozmów z własnej woli. Jest więc winny temu, że sam pogrzebał szanse negocjacji i temu, że zaostrzył kurs w celu wywołania konfliktów i niepokojów, które miały stanowić alibi dla wprowadzenia stanu wojennego.
leszek.sopot -- 03.10.2008 - 16:15To, że w 1988 rozpoczęła się realizacja innej koncepcji zależało przede wszystkim od zmian w ZSRR, gdzie zmiany wyprzały to co działo się w Polsce. Jaruzelski był w rozkroku. Z jednej strony chciał by spostrzegano go jako najwierniejszego sojusznika – a więc musiał reformować i demokratyzować, a z drugiej strony był wciąż zakładnikiem przewodniej roli PZPR dla której stan wojenny wprowadził. Gdyby stanu wojennego nie było to zmiany w PRL byłyby szybciej niż w ZSRR.
Griszeg
To prawdziwe informacje. Interwencja miała być w grudniu 1980 r. Mogło do niej także dojść w marcu 1981 r. Później żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały, że do niej dojdzie. Do interwencji w grudniu nie doszło z powodu interwencji samego JP2 oraz USA. W marcu sami Polacy potrafili się dogadać, aby do nich nie doszło. Rosjanie widząc z jakimi komplikacjami wiązałoby się powtórzenie wariantu czechosłowackiego z 1968 r. bardzo wstrzemięźliwie zaczęłi myśleć o ewentualnej interwencji i robili wszystko by zrobili ją sami Polacy. Nie ma podstaw, aby stwierdzić, że gdyby Jaruzelski nie wprowadził stanu wojennego, którego celem było poradzenie sobie z “problemem Solidarności”, zdecydowali by się na jakikelwiek posunięcie militarne.
leszek.sopot -- 03.10.2008 - 16:23leszku
W pełni się zgadzam.
Griszeq -- 03.10.2008 - 20:10W sumie nalezy sie zastanawiac, czy plany wprowadzenia stanu wojennego nie byly na tyle na bieżąco konsultowane i nadzorowane przez sowietow, ze przed grudniem mieli juz oni pewnosc (albo wystarczajace przekonanie) , ze akcja Jaruzela zakonczy sie “powodzeniem” i zrezygnowali z uruchamiania gotowosci wlasnych sil…
Griszeq
A dla mnie zastanawiająca jest i do dziś nie wpełni poznana okolicznośc wycofania się z planów interwencji w grudniu 1980 r. Bo jeśli to postawa JP2 i Amerykanów spowodowała wycofanie się z tych planów, to w jakich okolicznościach sowieci by się jednak zdecydowali. Wówczas w grudniu nie mogli być pewni, że Polacy rozprawią się z “S” sami. Być może pogodzili się już z istnieniem “S”, ale robili wszystko by jej nie było – bo niby co innego mogli robić.
leszek.sopot -- 03.10.2008 - 22:21leszek.sopot
ja rozumiem, ale pod jaki to paragraf podciągnąć. Pod jaki paragraf podciągnąć zawiedzione nadzieje.
Jak daleko idące ustępstwa można było osiągnąć? To dzisiaj jest gdybologia i nie ma człowieka, który by na nie odpowiedział. Czy Jaruzelski miał ochotę by eksperymentować? Czy miał wyobraźnię? A może mu w głowie kołatały sie wspomnienia czystek oraz przykład Czechosłowacji. Tam na mniejszą skalę nie udało się zapanować nad żywiołem. Kto zapanowałby nad żywiołem Solidarności? Gdzie była granica akceptowalna dla Sowietów?
Jest masa pytajników. Nie na głowę generała, który przecież bronił reżimu, który bał się że zniknie, bo zawsze go można było kimś innym zastąpić. Nie sądzę, żeby w ówczesnym KC był ktoś z siłą, wolą i pomysłem tak pokierować przemianami w Polsce, żeby z jednej stronie zadowolić ruch solidarnościowy, a z drugiej obłaskawić Moskwę.
sajonara -- 04.10.2008 - 07:40Sajonara
Pod jakim paragrafem? Zgodnie z Konstytucją PRL PZPR miała czuwać nad tym, aby lud pracujący miast i wsi sam mógł o sobie decydować. Wprowadzenie stanu wojennego w najbardziej oczywisty sposób jest sprzeczne z zapisem konstytucji, w której przecież nie zapisano, że kierownicza rola PZPR ma mieć charakter dyktatorski. Wbrew pozorom zapisano w niej wiele ładnie brzmiących zdań, które gen. Jaruzelski swoim i swoich kolegów postępowaniem ośmieszył.
leszek.sopot -- 04.10.2008 - 13:09Oczywiście, że piszę to w sposób kpiarski, ale skoro generał jawnie kpi z mojego rozsądu w swojej jeszcze niedoczytanej do końca mowie obończej, to ja mogę na niego spojrzeć z punktu widzenia obrońcy zasad Konstytucji PRL.
“S” wyraźnie się w okresie październik- grudzień zapędziła za daleko w swoim radykalizmie. Ba, ale jest wiele dowodów świadczących o tym, że w przeważającym stopniu zawdzięczaliśmy to celowej prowokacji władz i służby bezpieczeństwa, który chciały bardziej upradopodobnionych warunków w kraju dla uzasadnienia decyzji o stanie wojennym. W przypadku interwencji z zewnątrz srawa dla polskich komunistów byłaby prosta – oni nic, przy najszczerszych chęciach nie mogli na to poradzić. Wszystko jest winą Kremla. Ale w przypadku, gdy zdecydowali sami rozprawić się z “S” i władzę partii “utrzymać na pałach” to rozpaczliwie szukali wszelkich możliwych dowodów na to, aby uzasadnić swoją decyzję. Jeśli ich nie było to należało je stworzyć.
Leszku
Ja powiem tak – nie do końca potrafię zrozumieć, jakby JPII miał powstrzymać Rosję przed wejściem do Polski, skoro nie udało mu się powstrzymać Rosji przed wejściem do Afganistanu. Spodziewałbym się raczej po nim apelu, by Polacy nie dali się sprowokowac do hekatomby krwi na ulicach, by przywódcy S nie wysyłali robotników na ruskie czołgi, by trwać w oporze biernym, ale nie ginąć w samobójczym zrywie.
USA w 1980 jeszcze nie miała Reagana. Na inwazje Rosji na Afganistan jeszcze nie odpowiedziała. Czas powalenia na kolana “Imperium zła” jeszcze nie nadszedł. Skoro w wolnej Europie pozwoliliśmy na to, co działo się na Bałkanach, nie mam żadnych złudzeń, że ani USA ani Zachód nie uczyniłby nic w razie ruskiej inwazji.
Kiedyś historycy dostana w swoje ręce zapis rozmow panów z Kremla z ich pachołkami z Warszawy. Co kto komu obiecał, jak pilnował i jakie decyzje podjął. Na razie jednak pozostaja nam “domysły”.
Tylko nie rozumiem jednego – jak można od aroganckiego sowieckiego namiestnika i kolaboranta spodziewać sie zachowań honorowych i skruchy?
Norwedzy dali rade z Quislingiem, Afgańczycy z Nadzibullahem. A my – jak dupy wołowe. Ech, szkoda gadać.
Pozdrawiam.
Griszeq -- 05.10.2008 - 11:19-
To byłaby ironia skazywać Jaruzelskiego za złamanie konstytucji PRL mimo,że ewidentnie ją złamał. W 1980-1981 roku większość marzyła o tym żeby ten potworek legislacji trafił do kosza – razem z przewodnią siłą partii i konstytucyjną przyjaźnią z ZSRR.
Jeśli “karnawał Solidarności” mógł trwać tak długo, to tylko dlatego,że kierownictwo “S” cały czas pilnowało siebie i masy związkowe , aby nie naruszyć kilku podstawowych tabu : – nie mówić nic złego o ZSRR i układzie warszawskim (bo tak skończyły Węgry) – nie mówić o wolnych wyborach (bo tak skończyła Czechosłowacja) – nie podważać “kierowniczej roli PZPR” – bo to było tabu dla ZSRR – nie wchodzić na teren “resortów siłowych” czyli MON i MSW, bo to było podwórko generałów, a to oni mieli realną władzę a nie PZPR – pod żadnym pozorem nie wyprowadzać ludzi na ulice, bo tak wyglądał grudzień i październik
W 1981 roku większość społeczeństwa wiedziała dokładnie w jakich ramach się porusza i starała się dotrzymać tych niepisanych ustaleń. W zamian za to oczekiwało partnerskiego traktowania Solidarności przez władzę. Przez wiele miesięcy stan chwiejnej równowagi dawało się utrzymać. Jaruzelski ten niepisany kontrakt złamał i za to chcielibyśmy go ukarać , a nie za naruszenie praw obowiązujących w PRL. Wyrok który zapadnie przed sądem,niezależnie od tego jaki będzie, nie da satysfakcji nikomu.
KrzysP -- 09.10.2008 - 09:41