Pogoda nieznośna; duchota, powietrze parzy, słońce oślepia. Światło tak intensywnie odbija się od ściany za oknem referatu, że ledwie widzę zarysy drzewa co zasłania pałac kultury. Niebo puste, niebieskie niebieściutkie, lekko rozjaśnione na wysokości wzroku, bardziej esencjonalne, kiedy zadzieram głowę. Jest niemożebnie...

Wakacje są dziwnym okresem w życiu referatu. Niby użytkownicy naszych usług wypoczywają w ciepłych krajach, swawolą na plaży i zagryzają prosecco bakaliami, mogłoby się więc wydawać — w referacie wreszcie nuda i wietrzenie pokoi. Niby tak, ale jednak nie do końca. Referat pracuje i nie zważa na chwilowy brak petentów. Stanowisko to należy traktować jako szósty nieobalony dotychczas dowód, że referat jest niczym perpetuum mobile; raz puszczony mechanizm żyje własnym życiem i nie potrzebuje, żeby mu przeszkadzać.

Dodatkowo wydałem ekstra zarządzenie o nadrabianiu zaległości. Obowiązuje do końca sierpnia. Jedynym usprawiedliwieniem, które może działać na moją korzyść i ostatecznie wybronić w nieoczekiwanym momencie przed złością młodszych referentów, jest okoliczność, że większość roboty zleciłem sobie. Kto doceni?