Pieniądz nie ma narodowości. Nabywca też. Obligacje państwo sprzedaje bankowi komercyjnemu. Takiemu, który da za nie najwięcej, czyli zażyczy sobie najmniej odsetek. Bankowi lub funduszowi lub konsorcjum banków. Banki, kupiwszy obligacje mogą je albo trzymać do czasu ich wykupu albo je sprzedać na giełdzie po cenie rynkowej. Wtedy obligacje podlegają rynkowej grze. Państwo musi je w określonym czasie wykupić po cenie, na jaką się umówiło z tym, komu je sprzedało. Kupi je od tego, który jest w momencie sprzedaży ich właścicielem. Niezależnie od tego czy ów jest Polakiem, Chinczykiem, czy – Boże uchowaj – Żydem. Ten na tym zarobi różnicę między tym co sam dał za obligację a co państwo w momencie jej wypuszczenia obiecało. Zarabia na tym ten, kto pozyskane tak pieniądze mądrze zainwestował. Moze to być państwo, bank, fundusz czy ktokolwiek.
Państwo, wypuszczając obligacje, pozyskało gotówkę, która nie ma pokrycia w towarze. Jeżeli pieniądze na rynek wypuści, ryzykuje inflację. Szczególnie, kiedy już balansuje na krawędzi. Dlatego najlepiej jest przeczekać bessę i nie zadłużać się – wystarczy wtedy ograniczyć państwowe inwestycje – autostrady, mosty, czołgi itp. Także dotacje – to właśnie zrobił był Balcerowicz. Jeżeli się pieniądze wydaje na wsparcie biednych, czyli nie ma się żadnych widoków na ich zwrot w formie dywidend od inwestycji lub późniejszych oszczędności, to ryzyko inflacji jest znacznie większe. Dlatego nie produkuje się biednych. Czyli nie ogranicza się przemysłu. Dlatego nie pożycza się od obywateli – obligacje są tym właśnie – potem nie trzeba będzie podnosić podatków aby je oddać czyli ograniczać zysków, czyli oszczędności, czyli inwestycji – oszczędności tylko mogą być inwestowane.
Dlatego dług publiczny, dający chwilowy aplauz politycznych zwolenników, jest w istocie nieszczęściem. Bo poźniej niezawodnie wyprodukuje bezrobotnych z ograbianego podatkami przemysłu. Więcej, spowoduje konieczność uprzedzającego nazywania przemysłowców oligarchami, zagranicznym kapitałem czy czymś takim aby skutecznie od siebie odsunąc słuszne oskarżenie o to, że się biedaków wyprodukowało. Jeżeli się to robi dostatecznie głośno, to z jednej strony biedacy pokornie wierzą, że dobry pan chce im dać ale brzydki kapitalista zabiera, z drugiej strony zagraniczny kapitał się wynosi, bo się boi. I kryzys jest w pełni. To jest właśnie powód mojej niechęci do wszelkich populistów, wyzyskują głupotę i nieuświadomienie prostaczków, w dodatku lżąc tych, którzy by mogli kłopot zażegnać ale też i przed “ludem pracującym miast i wsi” lipę ujawnić.
Stąd stereotypy, które jeszcze komuniści wymyślili – obcy kapitał, Żydzi, krwiopijcy. Komuniści, którzy zniszczywszy narodowy majątek zawarty w organizacji pracy i ludziach a nie zasobach maszynach czy gotówce – to są rzeczy do nabycia lub sprowadzenia – wmawiają, że krzywe fabryki, które po nich pozostały sa narodowym majątkiem a rzekomi antykomuniści ten stereotyp powielając zdobywają w Polsce zwolenników. Te durne, przynoszące straty fabryki trzeba było sprywatyzować aby nie dokładać do ich produkcji.
Zobacz, co jest z nadal państwowym górnictwem. Wpakowano mnóstwo pieniędzy aby w nie zainwestować bez nadziei zwrotu i ponownnie uruchomić zamierające wydobycie. Zgodzono się na postulaty związkowe aby nie likwidować nierentownych kopalń. Skutkiem tego było wypracowanie niewielkich zysków ale i utrzymanie chorych warunków, przede wszystkim niepotrzebnego fedrunku. Skutek – niskie płace, jako alternatywa bezrobocia. Teraz górnicy strajkują aby na rządzie wymusić kolejne dotacje, bo uważają, że zimą skuteczniej zagrożą bezpieczeństwu energetycznemu państwa. A kto się cieszy? Balcerowicz? Międzynarodowy Fundusz Walutowy? Bank Światowy? Kto na garnuszek weźmie górników, którzy stracą pracę na ochotnika albo na ochotnika uniemożliwią kopalniom funkcjonowanie pozbawiając je strajkiem przychodu.
Igła
Pieniądz nie ma narodowości. Nabywca też. Obligacje państwo sprzedaje bankowi komercyjnemu. Takiemu, który da za nie najwięcej, czyli zażyczy sobie najmniej odsetek. Bankowi lub funduszowi lub konsorcjum banków. Banki, kupiwszy obligacje mogą je albo trzymać do czasu ich wykupu albo je sprzedać na giełdzie po cenie rynkowej. Wtedy obligacje podlegają rynkowej grze. Państwo musi je w określonym czasie wykupić po cenie, na jaką się umówiło z tym, komu je sprzedało. Kupi je od tego, który jest w momencie sprzedaży ich właścicielem. Niezależnie od tego czy ów jest Polakiem, Chinczykiem, czy – Boże uchowaj – Żydem. Ten na tym zarobi różnicę między tym co sam dał za obligację a co państwo w momencie jej wypuszczenia obiecało. Zarabia na tym ten, kto pozyskane tak pieniądze mądrze zainwestował. Moze to być państwo, bank, fundusz czy ktokolwiek.
Stary -- 22.12.2007 - 18:40Państwo, wypuszczając obligacje, pozyskało gotówkę, która nie ma pokrycia w towarze. Jeżeli pieniądze na rynek wypuści, ryzykuje inflację. Szczególnie, kiedy już balansuje na krawędzi. Dlatego najlepiej jest przeczekać bessę i nie zadłużać się – wystarczy wtedy ograniczyć państwowe inwestycje – autostrady, mosty, czołgi itp. Także dotacje – to właśnie zrobił był Balcerowicz. Jeżeli się pieniądze wydaje na wsparcie biednych, czyli nie ma się żadnych widoków na ich zwrot w formie dywidend od inwestycji lub późniejszych oszczędności, to ryzyko inflacji jest znacznie większe. Dlatego nie produkuje się biednych. Czyli nie ogranicza się przemysłu. Dlatego nie pożycza się od obywateli – obligacje są tym właśnie – potem nie trzeba będzie podnosić podatków aby je oddać czyli ograniczać zysków, czyli oszczędności, czyli inwestycji – oszczędności tylko mogą być inwestowane.
Dlatego dług publiczny, dający chwilowy aplauz politycznych zwolenników, jest w istocie nieszczęściem. Bo poźniej niezawodnie wyprodukuje bezrobotnych z ograbianego podatkami przemysłu. Więcej, spowoduje konieczność uprzedzającego nazywania przemysłowców oligarchami, zagranicznym kapitałem czy czymś takim aby skutecznie od siebie odsunąc słuszne oskarżenie o to, że się biedaków wyprodukowało. Jeżeli się to robi dostatecznie głośno, to z jednej strony biedacy pokornie wierzą, że dobry pan chce im dać ale brzydki kapitalista zabiera, z drugiej strony zagraniczny kapitał się wynosi, bo się boi. I kryzys jest w pełni. To jest właśnie powód mojej niechęci do wszelkich populistów, wyzyskują głupotę i nieuświadomienie prostaczków, w dodatku lżąc tych, którzy by mogli kłopot zażegnać ale też i przed “ludem pracującym miast i wsi” lipę ujawnić.
Stąd stereotypy, które jeszcze komuniści wymyślili – obcy kapitał, Żydzi, krwiopijcy. Komuniści, którzy zniszczywszy narodowy majątek zawarty w organizacji pracy i ludziach a nie zasobach maszynach czy gotówce – to są rzeczy do nabycia lub sprowadzenia – wmawiają, że krzywe fabryki, które po nich pozostały sa narodowym majątkiem a rzekomi antykomuniści ten stereotyp powielając zdobywają w Polsce zwolenników. Te durne, przynoszące straty fabryki trzeba było sprywatyzować aby nie dokładać do ich produkcji.
Zobacz, co jest z nadal państwowym górnictwem. Wpakowano mnóstwo pieniędzy aby w nie zainwestować bez nadziei zwrotu i ponownnie uruchomić zamierające wydobycie. Zgodzono się na postulaty związkowe aby nie likwidować nierentownych kopalń. Skutkiem tego było wypracowanie niewielkich zysków ale i utrzymanie chorych warunków, przede wszystkim niepotrzebnego fedrunku. Skutek – niskie płace, jako alternatywa bezrobocia. Teraz górnicy strajkują aby na rządzie wymusić kolejne dotacje, bo uważają, że zimą skuteczniej zagrożą bezpieczeństwu energetycznemu państwa. A kto się cieszy? Balcerowicz? Międzynarodowy Fundusz Walutowy? Bank Światowy? Kto na garnuszek weźmie górników, którzy stracą pracę na ochotnika albo na ochotnika uniemożliwią kopalniom funkcjonowanie pozbawiając je strajkiem przychodu.