Każde świeto jest po to by człowiek się radował.
Nie musi mi Pan tlumaczyć, zwlaszcza jesli dobrze zrozumiał Pan mój tekst ani czym jest święto Zmartwychwstania, ani tym bardziej czy Zmartwychwstanie znaczy więcej czy mniej niż celowo uzyte przez mnie slowa: happy end.
Ten neo-poganizm, o którym Pan wspomina jest o tyle zasadny, że polski katolicyzm stal się tak bardzo naskórkowy, tak płytki – ale co znacznie ważniejsze stał się dla wielu narzędziem, często slużącym do bicia bliźnich.
Wielu katolikow zdziwiłoby sie pewnie gdyby dowiedzieli się, że mimo wypelniania nakazów uczestnictwa w Kościele, dopełniania obrządku – katolikami albio wcale nie są albo są bardzo marnymi. W takim codziennym rozumieniu zycia zgodnie z tym co nakazuje wyznawana religia.
W czym nie mam racji, skoro mam jej zaledwie “ciut”. I z którym “ciut” Pan się zgadza?
Widzi Pan, ja nie rozumiem pańskiego stwierdzenia, że z radością należy POCZEKAĆ do niedzieli.
Bo w tym POCZEKAĆ jest i to, że nic nas nie obchodzi przeżycie tego co niedzielę poprzedza, ponieważ CZEKAMY na niedzielę, żeby się cieszyć. Bo tylko cieszenie się jest dla nas ważne. Bo to jest ta frajda świąt – i na nią się cieszymy, nawet jeśli wiemy, że NIEWYPADA okazywać tej radochy wcześniej. Ale to co się kryje za tymi kilkoma dniami przed niedzielą, jest dla nas tylko przykrym poprzedzeniem radości – jak w filmie, który jest ciężki i okrutny, ale wiemy, że dobrze się skończy.
I nie musimy zawracać sobie głowy treścią, ani przesłaniem tego co bylo straszne.
I nie musimy z tego wyciagać żadncyh wniosków, bo one zepsułyby nam frajdę świąt.
Poza tym, zepsułyby nam wyobrażenie o nas samych.
I to jest najważniejsze.
I kto wie, czy wyrządzając nastepne świństwo komuś mielibyśmy to poczucie satysfakcji, tę cichą radość z tego, że “pokazaliśmy mu, jej, im – niech sobie nie myślą!) Kto wie, czy stać nas byloby na chamstwo, na wulgarność, na agresję, na nienawiść, na zwykłą złośliwość nawet – gdybyśmy przejrzeli się w scenach Męki Pańskiej jak w lustrze i w niektórych oczach, twarzach, słowach, gestach ujrzeli samych siebie.
“Odwalamy” więc przykre obowiązki uczestnictwa STARAJĄC SIĘ nie myśleć o tym i jak najszybciej mieć to za sobą.
Czytałam uważnie komentarze i teksty dotyczące Wielkiej Nocy , a co za tym idzie katolicyzmu. I od naiwnego, wręcz prymitywnego pojmowania wiary, która wystarczy i nie trzeba juz zawracać sobie głowy rozumieniem czegokolwiek, a jesli już to najlepiej przyjąć wykładnię jak dla niedorozwiniętych, albo dla niezdolnych do pojmowania wielu spraw dzieci – co uprawia Poldek, czyniąc z katolicyzmu landrynkę do lizania przez szybkę – aż do wojującego katolicyzmu, pełnego agresji, niechęci do bliźnich, braku pokory i braku woli zrozumienia demonstującego naiwną buńczuczność, która bardziej służy przekonywaniu samego siebie o własnej wartości ( i oryginalności także!)yekstu Nicponia, który katolicyzm poojmuje jak western – byly to teksty o TEORII!
Nic z praktyki stosowanej, nic z własnego przeżycia.
Jednym, słowem jak sobie mały Kazio wyobraża coś o czym co nieco wie, ale tak naprawdę nie ma pojęcia.
Na tym tle jaśniały znakomite, osobiste teksty Jareckiego i Gretchen ( także jej komentarze).
Jeśli człowiekowi dano możliwość przyjęcia za swój, najpięknieszy kodeks praw, jaki istnieje – katolicyzm, a człowiek nad nim przechodzi bez zatrzymywania się bo CZEKA jedynie na dzień radości – to po co ów kodeks?
Przecież wystarczy ogłosić byle jakie „święto wiosny”, ustanowić, że w czwartek , środę, albo w niedzielę mamy się cieszyć, bo zaczyna się dla nas nowy czas, jesteśmy od tego dnia „odrodzeni” – i już! Możemy mieć nadzieję, że wszystko nam się będzie dobrze układać.
Odys
Każde świeto jest po to by człowiek się radował.
Nie musi mi Pan tlumaczyć, zwlaszcza jesli dobrze zrozumiał Pan mój tekst ani czym jest święto Zmartwychwstania, ani tym bardziej czy Zmartwychwstanie znaczy więcej czy mniej niż celowo uzyte przez mnie slowa: happy end.
Ten neo-poganizm, o którym Pan wspomina jest o tyle zasadny, że polski katolicyzm stal się tak bardzo naskórkowy, tak płytki – ale co znacznie ważniejsze stał się dla wielu narzędziem, często slużącym do bicia bliźnich.
Wielu katolikow zdziwiłoby sie pewnie gdyby dowiedzieli się, że mimo wypelniania nakazów uczestnictwa w Kościele, dopełniania obrządku – katolikami albio wcale nie są albo są bardzo marnymi. W takim codziennym rozumieniu zycia zgodnie z tym co nakazuje wyznawana religia.
W czym nie mam racji, skoro mam jej zaledwie “ciut”. I z którym “ciut” Pan się zgadza?
Widzi Pan, ja nie rozumiem pańskiego stwierdzenia, że z radością należy POCZEKAĆ do niedzieli.
Bo w tym POCZEKAĆ jest i to, że nic nas nie obchodzi przeżycie tego co niedzielę poprzedza, ponieważ CZEKAMY na niedzielę, żeby się cieszyć. Bo tylko cieszenie się jest dla nas ważne. Bo to jest ta frajda świąt – i na nią się cieszymy, nawet jeśli wiemy, że NIE WYPADA okazywać tej radochy wcześniej. Ale to co się kryje za tymi kilkoma dniami przed niedzielą, jest dla nas tylko przykrym poprzedzeniem radości – jak w filmie, który jest ciężki i okrutny, ale wiemy, że dobrze się skończy.
I nie musimy zawracać sobie głowy treścią, ani przesłaniem tego co bylo straszne.
I nie musimy z tego wyciagać żadncyh wniosków, bo one zepsułyby nam frajdę świąt.
Poza tym, zepsułyby nam wyobrażenie o nas samych.
I to jest najważniejsze.
I kto wie, czy wyrządzając nastepne świństwo komuś mielibyśmy to poczucie satysfakcji, tę cichą radość z tego, że “pokazaliśmy mu, jej, im – niech sobie nie myślą!) Kto wie, czy stać nas byloby na chamstwo, na wulgarność, na agresję, na nienawiść, na zwykłą złośliwość nawet – gdybyśmy przejrzeli się w scenach Męki Pańskiej jak w lustrze i w niektórych oczach, twarzach, słowach, gestach ujrzeli samych siebie.
“Odwalamy” więc przykre obowiązki uczestnictwa STARAJĄC SIĘ nie myśleć o tym i jak najszybciej mieć to za sobą.
Czytałam uważnie komentarze i teksty dotyczące Wielkiej Nocy , a co za tym idzie katolicyzmu. I od naiwnego, wręcz prymitywnego pojmowania wiary, która wystarczy i nie trzeba juz zawracać sobie głowy rozumieniem czegokolwiek, a jesli już to najlepiej przyjąć wykładnię jak dla niedorozwiniętych, albo dla niezdolnych do pojmowania wielu spraw dzieci – co uprawia Poldek, czyniąc z katolicyzmu landrynkę do lizania przez szybkę – aż do wojującego katolicyzmu, pełnego agresji, niechęci do bliźnich, braku pokory i braku woli zrozumienia demonstującego naiwną buńczuczność, która bardziej służy przekonywaniu samego siebie o własnej wartości ( i oryginalności także!)yekstu Nicponia, który katolicyzm poojmuje jak western – byly to teksty o TEORII!
Nic z praktyki stosowanej, nic z własnego przeżycia.
Jednym, słowem jak sobie mały Kazio wyobraża coś o czym co nieco wie, ale tak naprawdę nie ma pojęcia.
Na tym tle jaśniały znakomite, osobiste teksty Jareckiego i Gretchen ( także jej komentarze).
Jeśli człowiekowi dano możliwość przyjęcia za swój, najpięknieszy kodeks praw, jaki istnieje – katolicyzm, a człowiek nad nim przechodzi bez zatrzymywania się bo CZEKA jedynie na dzień radości – to po co ów kodeks?
Przecież wystarczy ogłosić byle jakie „święto wiosny”, ustanowić, że w czwartek , środę, albo w niedzielę mamy się cieszyć, bo zaczyna się dla nas nowy czas, jesteśmy od tego dnia „odrodzeni” – i już! Możemy mieć nadzieję, że wszystko nam się będzie dobrze układać.
Czy teraz rozumie Pan o czym pisałam?
Pozdrawiam
RRK -- 25.03.2008 - 01:05