Ja gdy odczuwam znużenie, to zazwyczaj nowych wrażeń szukam.
I tak się czasami zastanawiam, czy na dobra sprawę to tak prawdziwie znużyć blogosferą się da. Jest tyle blogów, blogoidów i innych takich, i każdy coś tam sobie tworzy, że wydaje mi się to na chwilę obecną bardzo trudne. No, chyba, że ktoś pozostaje tylko w obrębie jednej platformy i czyta cały czas tych samych autorów, którzy po dłuższym okresie niezbyt mu z rożnych powodów odpowiadają.
Z blogosferą to tak jak z literaturą. Bez trudu znaleźć można całą masę bezwartościowych bzdetów, ale i prawdziwe perły. Nigdy nie powiem, że czytanie książek jest nudne i że literatura jest nudna. To odnosi się też do blogosfery. Ale to podejście raczej czytelnicze jest.
Co do tego Murdocha, to chodziło mi o ewentualne wprowadzenie opłat za korzystanie z internetowych witryn/informacji różnych wydawnictw. Potencjalne skutki tego posunięcia to jednak temat na dłuuuugie gdybania… Najkrócej – panowie od kasy, stoją moim zdaniem na przegranych pozycjach. Może i niestety…
2. Hmmm… Wpadłem w ciąg ostatnio, kolejny zresztą i…
trochę mnie się o Chandlerze zapomniało. Ostatnio zajęła się mną na trochę Lisbeth Salander (i sam nie rozumiem jeszcze swojego zauroczenia nią, bo trylogia Larssona jest tak naprawdę przeciętna), potem katował mnie Bart swoim “Rewersem” (obym nie musiał więcej czytać książek, których nie chciało się pisać ich autorom), Przeczytałem przez przypadek trylogię Cassandry Clare (nigdy więcej, w miarę dobrze piszących kobiet ze skłonnością do plagiatowania cudzych pomysłów), ponudziłem się przy przereklamowanych trochę wspomnieniach Lema-syna o Lemie-ojcu, poobijany przeleciałem jeszcze jeszcze przez kilka innych książek, by na koniec przy powieścidłach Stephenie Meyer wylądować z mieszanymi uczuciami… Ale czytam sobie z pseudoobowiązku, by wiedzieć czym to się ludziska zachwycają... I Chandlera nic, qulka. Niet. Jak przebrnę przez ten Zmierzch i resztę cyklu, to pomyślę...
A za “Kłopotami…”. Niby to też moja specjalność, ale akurat za tą pozycją Chandlera nie przepadam. Muszę chyba sprawdzić inne tłumaczenia, bo te przy Chandlerze wydają mnie się istotne…
Grześ
Ja gdy odczuwam znużenie, to zazwyczaj nowych wrażeń szukam.
I tak się czasami zastanawiam, czy na dobra sprawę to tak prawdziwie znużyć blogosferą się da. Jest tyle blogów, blogoidów i innych takich, i każdy coś tam sobie tworzy, że wydaje mi się to na chwilę obecną bardzo trudne. No, chyba, że ktoś pozostaje tylko w obrębie jednej platformy i czyta cały czas tych samych autorów, którzy po dłuższym okresie niezbyt mu z rożnych powodów odpowiadają.
Z blogosferą to tak jak z literaturą. Bez trudu znaleźć można całą masę bezwartościowych bzdetów, ale i prawdziwe perły. Nigdy nie powiem, że czytanie książek jest nudne i że literatura jest nudna. To odnosi się też do blogosfery. Ale to podejście raczej czytelnicze jest.
Co do tego Murdocha, to chodziło mi o ewentualne wprowadzenie opłat za korzystanie z internetowych witryn/informacji różnych wydawnictw. Potencjalne skutki tego posunięcia to jednak temat na dłuuuugie gdybania… Najkrócej – panowie od kasy, stoją moim zdaniem na przegranych pozycjach. Może i niestety…
2. Hmmm… Wpadłem w ciąg ostatnio, kolejny zresztą i…
trochę mnie się o Chandlerze zapomniało. Ostatnio zajęła się mną na trochę Lisbeth Salander (i sam nie rozumiem jeszcze swojego zauroczenia nią, bo trylogia Larssona jest tak naprawdę przeciętna), potem katował mnie Bart swoim “Rewersem” (obym nie musiał więcej czytać książek, których nie chciało się pisać ich autorom), Przeczytałem przez przypadek trylogię Cassandry Clare (nigdy więcej, w miarę dobrze piszących kobiet ze skłonnością do plagiatowania cudzych pomysłów), ponudziłem się przy przereklamowanych trochę wspomnieniach Lema-syna o Lemie-ojcu, poobijany przeleciałem jeszcze jeszcze przez kilka innych książek, by na koniec przy powieścidłach Stephenie Meyer wylądować z mieszanymi uczuciami… Ale czytam sobie z pseudoobowiązku, by wiedzieć czym to się ludziska zachwycają... I Chandlera nic, qulka. Niet. Jak przebrnę przez ten Zmierzch i resztę cyklu, to pomyślę...
A za “Kłopotami…”. Niby to też moja specjalność, ale akurat za tą pozycją Chandlera nie przepadam. Muszę chyba sprawdzić inne tłumaczenia, bo te przy Chandlerze wydają mnie się istotne…
Mamy czas… Chyba.
Idę czytać.
paprotnik -- 05.03.2010 - 15:00