Przyszła jesień, deszcze i chłody, premier z prezydentem przemarzli, smutno im się jakoś zrobiło, wiec siedli razem pod piecem w parlamencie – że to niby neutralny grunt – żeby sobie pobyć w cieple.
Najpierw poczytali zaległe gazety. No i zobaczyli, że Jacek Żakowski ogłosił właśnie w Wyborczej, że cos mu w głowie pekło* i że antyblobalne oznacza już teraz mainstreamowe, bo tak powiedziała Angela Merkel, Sarkozy oraz Barak Obama. Że Tobin z tym swoim podatkiem od przepływów kapitałowych już nie jest lewackim oszołomem, że sprawiedliwość musi być i niewidzialna ręka rynku że wszystkiego nie załatwi, bo jak nie ma regulacji państwa, to się wali tak jak banki i giełda w Stanach*.
No to premier z prezydentem trochę się zdziwili ale zaraz zaczęli myśleć, że trzeba jakoś nadążyć za zmianami. I wymyślili, że zrobią rewolucję.
Nie tak, że zaraz będą latać po ulicach z transparentami i krzyczeć, że inny świat jest możliwy oraz że trzeba globalizować sprawiedliwość. Nie, nie. Rewolucja miała być taka, że we dwóch przestaną ludziom mieszać w głowach.
Jednego wicepremiera, co akurat wracał z obiadu, posłali do empiku po kalendarz na następny rok. Jak przyniósł, to popatrzyli na stronę z rubryczkami, gdzie można wpisać jedno najważniejsze zadanie na wszystkie kolejne miesiące. I zaplanowali taki program na przyszły rok. Program didżej er. Albo: DJR. Generalnie: Debata Jasnych Reguł. Bo już nie mogli wytrzymać, że co drugi polityczny – tfu, tfu – celebryta jak się tylko pokazywał w telewizorze, to zaraz wrzeszczał, że debata publiczna jest na niskim poziomie, a redaktor go od razu przekrzykiwał i mu przerywał.
„Jaka debata?” – zapytał premier prezydenta a potem odwrotnie. „Przecież u nas nie ma żadnej debaty tylko nawalanka.”
No i postanowili to zmienić.
Zrobili katalog. Jak to w porządnej firmie. Od stycznia do grudnia, na każdy miesiąc zaplanowali jeden temat debaty. Styczeń – służba zdrowia, luty – nowe pieniądze czyli euro, marzec – emerytury pomostowe… I tak do końca roku.
Postanowili – i przybili piątkę na znak zgody – że przez każdy miesiąc będą mówili w gazetach i telewizorach tylko o tym jednym temacie. Że jedni mają w tej sprawie taki pomysł, a drudzy pomysł inny. I jakie są plusy jednego rozwiązania, a jakie plusy drugiego. W ostatnim dniu każdego miesiąca zaplanowali zrobić sondaż, żeby sprawdzić jakie pomysły mają więcej zwolenników a jakie mniej. I zaraz potem chcieli, żeby dziennikarze podali wyniki sondażu, żeby ludzie wiedzieli co mniej więcej myślą.
Tak im się spodobało, że od razu, ciach mach, wpisali do Konstytucji, że debata w ważnych sprawach społecznych jest obowiązkowa. Że plan debat na najbliższy rok trzeba ogłaszać w sylwestra, że w debacie trzeba się trzymać reguł oxfordzkich, żeby było wiadomo kto jest za czym. No i jeszcze wpisali, że jak sprawa ważna, to potem trzeba zrobić referendum a dopiero potem podejmować jakieś decyzje. Katalog spraw wymagających referendum też od razu machnęli i do Konstytucji dopisali.
Nikt się nie zorientował, bo wszyscy byli zajęci tym ile alimentów ma płacić poseł Gosiewski posłowi Dornowi i ile par butów ma Monika Olejnik. Tylko Piotr Ikonowicz zauważył, ale że akurat prał czerwoną koszule, bo zaraz miał lecieć do tefałenu i musiał jeszcze wysuszyć, to nic nie mówił. Więc im się udało.
„Jak rewolucja, to rewolucja – powiedział po tym wszystkim prezydent do premiera a potem odwrotnie – pójdziemy się jeszcze skonsultować z Lechem Wałęsą.” Ten akurat był niedaleko, w Teatrze Wielkim, bo dziękował za kwiaty na koncercie z okazji rocznicy przyznania mu Pokojowego Nobla. Janda z Radziwiłłowiczem czytali tam postulaty z Sierpnia – co postulat, to publika klaskała, że wciąż aktualne. Paweł Kukiz śpiewał potem Mury, wiec Lech bardzo był wzruszony. No i spodobał mu się rewolucyjny plan premiera i prezydenta – że taki demokratyczny i w duchu panny es. Tak ich wyściskał i wycałował, że aż premier z prezydentem się zmęczyli.
Wiec poszli z powrotem pod sejmowy piec i poprosili Janka Pospieszalskiego, żeby już przestał rozmawiać i zrobił im porządne kakao. A Manuelę Gretkowską, co akurat przechodziła prawie golusieńka, bo miała sesje zdjęciowa do partyjnego plakatu, poprosili żeby doniosła też jakieś ciasteczka. Manuela najpierw chciała się obrazić – że to nie-feministyczne posyłać ją do sklepu ale w końcu założyła palto i przyniosła, bo to dobra kobieta była.
No i prezydent z premierem jedli te ciastka, kakao popijali i bardzo byli z siebie zadowoleni. Aż zasnęli z tego wszystkiego i sen im się przyśnił. Śniło im się obu to samo. Że siwy jak gołąbek pokoju Picasaa Alfred Nobel dał im po lizaku w celofanie i pogłaskał po głowach. I powiedział cicho, choć wcale nie po szwedzku – co ich zdziwiło – tylko po tybetańsku, całkiem jak Dalajlama: „cieszę się Panowie, że się tak mądrze bawicie. Ludzie będą z was zadowoleni.”
Niestety, Justyna Pochanke i Bogdan Rymanowski zaraz przylecieli, obudzili obydwu i zaciągnęli do tefałenu. Powiedzieli, że nie może być tak, żeby prezydent i premier tak ręka w rękę latali po Warszawie, usadzili ich po dwóch stronach stołu i kazali się pokłócić, bo jak nie, to tefałenowi spadnie oglądalność, reklamodawcy się wycofają, a stacja pójdzie cała z torbami – co z tego, że ekologicznymi i do recyclingu.
Ale prezydent z premierem się nie dali. Powiedzieli: liberum veto! Oraz położyli się rejtanem przed kamerami jeden obok drugiego, podnosząc w górę dwie złączone ręce – jedną premierowską, a drugą prezydentowską. A każda ręka jeszcze na dokładkę pokazywała ulubiony polski znak wiktorii. I pojechali do domu.
Jeszcze po drodze prezydent nie wytrzymał i zabrał Morozowskiemu całą szufladę fiszek do trzech następnych programów i wyrzucił z piątego piętra. A potem wyściskał się z Ikonowiczem, co już wysuszył koszulę i akurat szedł do studia przemawiać.
No. Tak było! Jak słowo daję.
*
http://wyborcza.pl/1,90914,5745942,Cos_w_glowach_peklo___.html
p.s.1
tekst będzie za mnóstwo czasu w papierowym wydaniu Magazynu Obywatel.
p.s.2
zamilkłam byłam w TXT i w salonie, bo robie jedną dużą rzecz i musiałam się zdyscyplinować, żeby skończyć. Jeszcze trochę to potrwa.
komentarze
Pani Aniu Szanowna
Piekne dzięki za ten tekst, bo się okazało, że nawet to piekielne zapalenie oskrzeli, co je z zagranicy przywlokłem, da się jakoś przeżyć. I ten kilkudniowy brak wiadomości o naszym pięknym kraju też nie jest taki bolesny.
Pozdrawiam serdecznie
PS. On jest nawet lepszy (ten tekst) od kilkudniowego przebywania wśród ludzi, z których języka to ja tylko duże litery rozumiem, ale jux nie kropki i przecinki, bo nie wiem, w ktorych są miejscach.
Lorenzo -- 03.10.2008 - 11:23Panie Lorenzo, Szanowny
a gdziez to Pana, biedula, pognało? do jakich to złych ludzi, co nie mówia wyraźnie kiedy stawiaja przecinek? Oj, nie lubię tych niewyraźnie przecinkowych, nie lubię.
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 03.10.2008 - 11:33Musiałem, Pani Aniu,
na Węgry na dni parę. Kiedys to było ho,ho, a dzisiaj to się coponiektórzy nawet takich podróży wstydzić mogą.
A czy oni niewyraźnie te przecinki wstawiają to nie ośmielę się powiedzieć. Bo ich nawet nie byłem w stanie zlokalizować. Tych przecinków.
Najciekawsze (i niestety najbardziej zabawne, ale dla nich) było to, że oni sie nawet starali mówić bardzo wyraźnie, wolno i głośno, jak się o coś pytałem na ulicy. Tyle że po węgiersku. Widać ci starsi, co to się mową Franza Jozefa poslugiwali, już w zapomnienie poszli. A angielskich zaborców jeszcze nie mieli na tyle długo, by się ich mowy – niechętnie co prawda – ale nauczyć.
Miłego dnia życzę. No i oczywiście dobrego samopoczucia
Lorenzo -- 03.10.2008 - 12:16No zabawne, uczone i w ogóle
:)))
mam tylko wrażenie że oni tworzyli tematy zastępcze do tych alimentów itp.
no i żółwika, teraz modniejszy od piątki:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 03.10.2008 - 12:30Panie Lorenzo
Nie histeryzuj pan.
Zapalenie oskrzeli, tez mi coś!!!???
Taka przypadłość zwalnia pana z rozmów z żoną, co jak wiadomo człowiekowi tylko na dobre wychodzi ale nie z pisana na TXT.
No i nie udawaj, że nie masz kaca a te zapalenie to z zimnego, piwnicznego powietrza.
Igła -- 03.10.2008 - 12:53No przecież nie histeryzuję, Panie Igło.
bo do pracy przyszedłem i antybiotyki zażywam:-) No i TxT czytam, co niekiedy rzeczywiście może być przyczyną kaca – tu masz Pan rację.
Poza tym, trudno mieć kaca po kawie, a tę mają rzeczywiście genialnie smaczną.
Wesołego
Lorenzo -- 03.10.2008 - 13:44PAnie Lorenzo,
to jest rzeczywiscie zabawne, ze jak sie mówi głosno i wyraźnie, to wzrasta nam poczucie, ze ten drugi na pewno zrozumie. Do mnie panie z zusu tak mówią: głosno i wyraźnie. Nawet na Wegry nie musze jechac, zeby nic nie rozumieć.
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 03.10.2008 - 14:50maxie,
ja kumam, ze żółwik bardziej en vogue teraz. Ten normalny, martwy i ten trzeci co juz zapomniałam jaki jest. Ale nie wymagajmy od prezydenta z premierem zeby byli az tak au courant. Trudno nadazyc za rzevczywistoscia w kazdym z jej niezliczonych aspektów, prawda?
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 03.10.2008 - 14:52Cudowny jest ten tekst,
Pozdrówka.
grześ -- 03.10.2008 - 17:46grzesiu,
żebyś Ty wiedział jak taki piszący bajki człowiek jest łasy na komplementy. O matko. Dzięki.
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 03.10.2008 - 17:57Pani Aniu...
Tylko Grześ tak potrafi prawić komplementy.
Igła -- 04.10.2008 - 16:27Ja nie potrafię ale czytam.
;)
WSP Igło,
no i co by Ci tu inteligentnie odpowiedziec? No, nie wiem. To nie-inteligentnie odpowiem, a za to emocjonalnie: ciesze sie, że czytasz, ciesze sie, ze grzesia traktujesz jak wzór w kwestii komplementów, ciesze sie, ze dodajesz te znaczki, co ja ich nie uzywam ale w końcu chyba zacznę.
Też mam czasem kłopot ze skomplementowaniem tekstu, który przeczytałam z przyjemnoscia ale nie bardzo wiem co o nim napisac. Chyba zaczne uzywac skrótu; BMSPP – bardzo mi sie podobało, pozdrawiam.
BMSPP moze nam ułatwic zycie nieco, nie uwazasz?
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 05.10.2008 - 10:18O, skrót ciekawy,
a Igła jak zwykle rozsiewa jakieś plotki niesprawdzone ma mój temat.
Ale przyzwyczajony żem do tego.
I uodporniony:)
A znaczków sam używam, ale one gupie są właściwie.
O, powiedziałem butowniczo.
Pozdrówka.
grześ -- 05.10.2008 - 12:33grzesiu,
na temat Twojego komentarza bedzie jeszcze inny skrót:
BIP – bardzo intersujące, pozdrawiam
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 05.10.2008 - 13:23Pani Aniu...
Grześ, to młody kozioł jest i zaprze się zawsze.
Pewnie przez to wzystkie kobitki w nim się kochają?
A ja się chciałem spytać, kiedy te pani życzenia się spełnią?
Igła -- 05.10.2008 - 13:45I Grzesiowi też.
WSP Igło,
na poczatek to bym namawiała, żeby sprawdzić, czy aby już się nie posprawdzały.
A potem to zachęcam, żeby sprawdzac regularnie. Bo mamy wszyscy taką dziwną tendencję, coby nie zauwazać tego, co już jest.
No a jakby ktos chciał w wiekszej ilosci wszystkiego, to może wlaśnie dla niego są te życzenia. I przypuszczam, ze sprawdzają się – ze tak powiem – sukcesywnie.
A poniewaz nigdy nie wiadomo na kogo i w jakim kawałku życia trafi sie na TXT, to:
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 05.10.2008 - 14:21