Pan Y lubi rozpoczynać od banałów. I tym razem tak samo będzie, choć ma świadomość, że tekst poniższy trochę przypominać będzie górę, co mysz urodziła.
Każdy naród, więcej nawet – każda wspólnota kulturowa, potrzebują tradycji. Tradycji, którą Pan Y rozumie (dla niewdawania się w spory i krytyczne analizy) jako kulturowo utrwalony obraz przeszłości, który żyje we współczesnych umysłach. Żyje, bo wpływa na współczesne zachowania współczesnych ludzi. Idzie, zatem o przeszłość, która u współczesnych budzi obrazy przyszłości, wyznaczając im cele, do których chce się im dążyć wraz z innymi.
Tak rozumiana tradycja nie jest, to nie może ulegać wątpliwości, prostym odbiciem historii. W poszczególnych przypadkach bywa od wydarzeń historycznych bardzo daleka. Ale to nie ma znaczenia, jeśli tradycja łączy ludzi i pozwala myśleć im o sobie, jako o wspólnocie. Pokazywać, kto to są „My” i czym się różnimy od „Onych”.
Istotnym elementem tradycji powinien być mit założycielski, coś, co wspólne i trudne do podważenia. Nietrudno zauważyć, że mamy z tym w Polsce drobny kłopot, bo w prawie każdej kwestii mamy, co najmniej dwie opinie, a jeśli idzie o przeszłość, to znacznie więcej. A tu potrzebne jest coś, co będzie się odwoływać do czasów tak dawnych, że historykom jedynie oczy mglą zasnuwających. I tu jest bieda.
Jest niby Mieszko, co Polskę ordynował, ale w okolicach Kruszwicy można, do dnia dzisiejszego usłyszeć pogłoski, że jego dziadziuś to był normański ochroniarz. Podnajęty dla leniwości okolicznych mieszkańców, co to im się samym złodziejowatych sąsiadów ganiać nie chciało. Najmita, co prawowitą dynastię z tronu kruszwickiego zrzucił.
Jest niby Chrobry, ale jak tu budować wspólnotę na królu, który ruskie ziemie zdobył tylko dlatego, że go jeden ruski obraził, krzycząc nad Bugiem, że Bolko ma tłuste brzucho (na co ruscy mają podobno historyczne papiery)?
W efekcie, jak się zastanowić, to polska tradycja zwykle bazuje na potędze Jagiellońskiej i jej konsekwencjach. Rzeczypospolitej, rozbiorach, powstaniach. Piękne, to jest oraz wzruszające, ale na mit założycielski mało zdatne, bo zanadto już smutne. Pan Y chciałby czegoś bardziej optymistycznego i dawniejszego, choćby po to, żeby się historycy za bardzo nie czepiali. Trzeba też dodać, że Jogajle nie może Pan Y wybaczyć paskudnej postawy na Kulikowym Polu i wolałby szukać wspólnoty w czasach wcześniejszych.
Jest tu parę atrakcyjnych możliwości, ale nie każda się Panu Y podoba. Ot choćby taki Masław. Jakby Pan Y był innych poglądów, albo i wyznania, to może by napisał, że Masław solą ziemi będąc, nie zaś wątpliwej – bo, za przeproszeniem , europejskiej – proweniencji pomazańcem, kulturę prasłowiańską przywracał, a Wiarę Rzymską zwalczał. Innym się powinien spodobać. Dlaczego, taki – na przykład – Pan Klejna, albo Loreznzo, na Masława się nie powołują? Dlaczego nie pokazują, że ta prapolska siła społeczna porywała szerokie rzesze, które zwalały pomniki i rwały bruk? Czy, może odwrotnie: kładły faszynę na drogi i stawiały pomniki Światowidowi? I niepostępowy kler tą silę zdławił, dążąc do ograniczenia wolności słowa i zgromadzeń publicznych.
O Masławie jednak cicho. Dla Pana Y jest to, jak wspomniano, na rękę, bo w pryncypiach się raczej z Masławem nie zgadza i, w ogólności, za nabiałem nie przepada. Konsekwentnie, zatem, do propagowania idei Masławowych przyczyniać się nie zamierza. Nawet wprost przeciwnie.
Uwagę Pana Y przyciąga biskup krakowski Stanisław, patron Polski. Co prawda tylko pośrednio, ale za to z dwóch powodów.
Po pierwsze, dlatego, że jego smutna historia pokazuje, jak bardzo jesteśmy w naszej tradycji podzieleni. Między tronem, a wiarą. Między ojczyzną, a niemczyzną. Różne takie. Nieporządek i podziały. Trwające do dzisiaj i ujawniające się (co samo w sobie jest przezabawne, bo nieświadome) w sporze o Geremka (na przykład). A przecież sensem tradycji jest łączenie i wielka jest potrzeba szukania idei wspólnych.
Po drugie (i ważniejsze), Pan Y widzi w tej historii potencjał społeczny i propagandowy. Historia jest tak dawna, że nikt nigdy nie zgadnie jak było naprawdę. I dobrze. Dobrej tradycji tylko historia przeszkadza. Znane są przypadki wymyślenia tradycji, która nic wspólnego z historią nie miała, a tysiące, ba – miliony ludzi za nią umierały. Jak ktoś nie wierzy, niech sobie poczyta o ideach rosyjskiej inteligencji w XIX wieku.
A biskup był. I król był. I biskup życie stracił. Spróbujmy na chwilę nie rozsądzać.
Czy to król chciał nierządnice karać, a biskup je miłosiernie chronił, czy może biskup napominał, a król nazbyt śmiało zabawiał się z żonami rycerzy, przebywających na trudnej misji pokojowej w okolicach Czerwienia? Czy biskup się z niemieckimi panami znosił, a król za papiestwem orendował? Pan Y uważa, że ma to znaczenie drugorzędne.
Po przeczytaniu ostatnich, co warto podkreślić – znakomitych ,tekstów Pana Lorenzo, utwierdził się w przekonaniu, do którego doszedł już wcześniej, że najważniejsze jest w tym wszystkim to, że króla wygnano. Ni stąd, ni z owąd, okazało się, że Władca Pomazany nie może sobie, przynajmniej w Polsce, na wszystko pozwolić. I jednocześnie nie zakłuto go, nie zatrawiono jadem (w każdym razie nie od razu), nie utopił się w czasie nocnej przechadzki nad Wisłą. Został złożony z tronu. Zgodnie ze świętym prawem do stawiania oporu tyranom, które jest świętsze od każdego innego prawa, które władza, nawet królewska, ustanawia.
Jak ktoś chce, to może to nazwać obywatelskim nieposłuszeństwem, bo bez średniowiecznego prawa do oporu, żadnego późniejszego obywatelskiego nieposłuszeństwa by nie było.
Jak ktoś chce twierdzić inaczej, to niech Panu Y pokaże azjatycki przykład jakiś, aby go przekonać.
Czy ktoś, z Najcierpliwszych Czytelników, zastanowił się kiedyś, kto tego króla wygnał? Pan Y, świadom ahistoryczności, proponuje Czytelnikom taką odpowiedź: króla wygnał Naród Polski. Naród, który poprzez swój opór wobec metod królewskich, poprzez uznanie mordu za niegodny korony, stał się podmiotem. Zaistniał na scenie dziejów, jak to kiedyś pisano
Pomyślmy o tym tak, jakby od tego momentu istnieli Polacy. Połączeni w jedno i zjednoczeni nie wspólnotą wartości (bo o to trudno), nie pochodzeniem narodowym (bo przecież to czasy osadnictwa i wielkich zarobkowych migracji), ale wspólnym przekonaniem, że istnieją granicę, których nikt przekraczać nie może. I że trzeba tych granic bronić.
Niech Szanowni Czytelnicy zwrócą uwagę, że coś musiało tu być na rzeczy, skoro król, choć wsławiony w boju i piękny na fizjonomii, nie otrzymał żadnego znaczącego wsparcia. To nie niemieccy mieszczanie go wygnali, bo byli za słabi militarnie. I nie wielmoże, bo skąd mieli na to wziąć pieniądze (detronizacje są bardziej kosztowne od intronizacji). I nie kler.
Spróbujmy, zatem – apeluje Pan Y – myśleć o Narodzie Polskim, jako o bycie społecznym ukształtowanym nie przez wspólnotę, a przez wielość interesów i zgodę na ostateczną tych interesów granicę. O wspólnocie, która szanuje prawa i jest im posłuszna, ale zna ich cenę i granice.
Panu Y bardzo ta wizja odpowiada.
Oczywiście, Pan Y jest świadom, że w całej tej historii jest haczyk. Wygnanie Bolka spowodowało osłabienie państwa piastowskiego, prowadząc je normalną naówczas rzeczy koleją, ku rozdrobnieniu. Ale Pan Y uważa, że rozdrobnienie i tak by nastąpiło, bo ustrój patrymonialny tak, po prostu, miał.
I będzie się upierał, że byłoby pięknie, gdyby mitem założycielskim dla przyszłych pokoleń był mit narodu, który powstał, bo przeciwstawił się tyranowi.
A że przy okazji zwolennicy Masława mieli by się z pyszna? To tylko i lepiej.
komentarze
Pijecie do mnie tym Masławem
Panie Y.??
Bo ja czytając, w słup stawałem coraz bardziej, nad mizeria waszą, historyczną bolejąc.
Choć przesłanie wpisu, wasze ma pewne cechy wiedzy a nawet logiki.
Jak wy możecie się na Lorenco powoływać, któren jako osadźca spod Norynbergi nabył wszelkie, zdradzieckie cechy Wiślan, którzy ku Morawom i Koronie czeskiej zerkali zdradziecko? Albo taki Kleina Prus ( nie Prusak ) poganin zatracony.
Król ( przez was przywołany ) nie przebywał na igrach & zabawach magicznych z niewiastami na Ziemi Czerwieńskiej ino Kijów do NATO ówczesnego przyłączał na co dowody w postaci miecza -Szczerbca są.
A teraz przerywam te przytyki i i szanse wam daję. Do opamietania & sprostowania.
Ciapek gardłuje, ze sklepy zmykać będą, i to niesporo.
Ot mieszczanie, psia ich krew.
Ale wrócę.
Igła
Igła -- 28.01.2008 - 19:32Szanowny Panie Yayco
Się zrewanżuję. Jeśli idzie o tradycję i mity, bo z tym rzeczywiście różnie bywa. Aczkolwiek naprawdę sa potrzebne. Byle by Naród za bardzo w nie uwierzyl, bo moga z tego niezle hece wyjść (heca: zabawa, glównie w cyrku; lub szczucie psami, też niekiedy hecą zwane).
Pozdrawiam serdecznie
PS. Z tego Panskiego pisania mogą wyjść niezle kawalki, które potem – w charakterze elementarza – dzieciom w calej Polszcze opowiadane będą.
Lorenzo -- 28.01.2008 - 19:39Szanowny Panie Igło,
dziękuję za zwrocenie uwagi na literówkę.
Jednocześnie dziwię się że takie brzydkie rzeczy o kolegach blogerach Pan wypisuje.
Ciapka pozdrawiam, jak zawsze, ze współczuciem…
yayco -- 28.01.2008 - 19:40Pan Panie Lorenzo,
przejrzał mnie na wylot!
Taki mam plan, żeby, jak już pieniądz wszelki przeputam, za ślepego lirnika po wsiach chodzić i zajadle (w sensie ścisłym) wyśpiewywać te cudności.
Tylko liry nie mam, ale podejrzałem instrument bardzo, a może nawet bardziej podchodzący, który prezentuję poniżej.
Teraz jeszcze łapci szukam…
yayco -- 28.01.2008 - 19:47
Niezły galimatias
Mieszanie w głowach nieszczęsnych tradycjonalistów, przy wprowadzaniu jeszcze dodatkowych czynników sprawczych. I na końcu jeszcze pozostawić ich na lodzie. Okrucieństwo.
Chociaż, zawsze to jakaś namiastka zimy.
Dobre.
Stary -- 28.01.2008 - 19:54Panie Stary,
dzięki Panu widzę, że tekst zawiera rzeczy, których wcale zawierać nie miał. Ogolę się, albo cóś.
A zimy nie będzie. Świadczą o tym zjawiska migracyjne na pogórzu:
yayco -- 28.01.2008 - 20:01...
...
Magia -- 25.09.2008 - 22:30Pani Magio,
bo ja mam zasadę (cudzą): “bawiąc uczyć, ucząc bawić”.
yayco -- 28.01.2008 - 20:33Proszę sobie twarde przedmioty z dywanu uprzątnąc, bo się Pani porani, albo co…
A to przepraszam
Siadam w ostatnim rzędzie.
Igła -- 28.01.2008 - 20:53Igła
A gdzie jest
ostatni rząd (proszę wybaczyć słowo) w jednomiejcowym teatrze?
yayco -- 28.01.2008 - 20:55Na samej
górze widowni.
Igła -- 28.01.2008 - 21:02Igła
Dobrze,
że nie na balkonie, bo mimo wczesnego przedwiośnia, jak bylem dziś na balkonie, to zmarzłem.
yayco -- 28.01.2008 - 21:14yayco
ha, zastanawiam się gdzie jest haczyk i ile razy się przeciwstawiliśmy jako naród. Mam dziwne wrażenie że mikro-przeciwstawień mielśmy w ostatnim czasie sporo- rzec by można że po każdych wyborach je mamy:)
oczywiście nie ten rozmach , nie ta skala
zdajemy egzamin?
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 28.01.2008 - 22:12Nie Panie Maxie,
nie zdajemy.
Nie ma zgody na cokolwiek. Na żadne imponderabilia.
Bo i żadnych imponderabiliów nie można w zgiełku odnaleźć.
Nie ma dobrego prawa, wiec nie można odróżnić, gdzie jest granica manipulacji prawem.
Przestępstwo miesza się z obywatelskim nieposłuszeństwem, cwaniactwo z troską o najbliższych.
Nie ma dobrej konstytucji, która zawierałaby prawa podstawowe, niepodlegające dyskusji.
Wolność miesza się z samowolą.
Przeciwstawiamy się negatywnie, goniąc kota kolejnym nikiforom polityki.
Nie bronimy przez to niczego, bo nic poganiających nie łączy poza niechęcią do poganianych.
Jak już pogonimy, to siadamy i patrzymy, jak kolejni cwaniacy powtarzają takie same (albo podobne) magiczne sztuki.
Nie budujemy, ale czekamy aż nas kurwica popchnie do czynu.
Oczywiście niesprawiedliwie uogólniam. Taka jakaś się atmosfera na TXT zrobiła. Ale, jak Pan wie, to wyłącznie wina Pana Lorenzo, który ogłosił rabację.
yayco -- 28.01.2008 - 22:21yayco
to chyba scheda po Franciszku Józefie i “spuściźnie” jego naczelnego wyznawcy Szwejka,
max -- 28.01.2008 - 22:39Prezes , Traktor, Redaktor
Panie Maxie,
co?
Rabacja, czy skrajne podzielenie?
Co do rabacji, to nie wiem. Nie mój teren.
Jeśli idzie o podzielenie, to źródeł dopatruję się klasycznie – w rozbiorach, ze szczególnym uwzględnieniem ruskiego. Tam tez znajduję źródła słomianego ognia.
Jak Pan przeczyta bylinę o Ilji Muromcu, to Pan zrozumie jak to działa.
W skrócie: leniuch czterdzieści lat spał na piecu, a potem wstał i zabił smoka.
I znów się położył.
yayco -- 28.01.2008 - 22:49Szanowny Panie Maxie
Z tym Szwejkiem to też nie do końca tak, jesli idzie o tradycję. Przed oczyma stoi mi scena, gdy to porucznik Dub, by sprawić radość nawalonym z lekka kolegom w kasynie, udawal syrenę. Rozbieral się do naga i kladl się na stole ze śledziem wsadzonym w d…
Też ponoć robil to ramach podtrzymania tradycji. Tradycji oręża oczywiście. Cesarsko-królewskiej armii, a wlaściwie korpusu oficerskiego.
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 28.01.2008 - 23:24:)))
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 28.01.2008 - 23:30