Różnice. Część druga: powrót do konstytucji

Pan Griszeq, jeśli to przeczyta, to się ucieszy, bo wyszło na jego: znowu będę pisał mało interesujące teksty, związane z konstytucjami. Taki mam, co najmniej, zamiar.

Mało interesujące dla mnie, żeby była jasność, bo czytelnicy mogą się różnić w opiniach.

Różnice są ważne, żeby nie powiedzieć podstawowe. Ludzie są różni.

Ot, dla przykładu różnią się poczuciem dobrego smaku. Moim zdaniem, problematyka pośrednictwa nieruchomościami nie pasuje do wątku, mającego być hołdem dla nieżyjącego muzyka. Ale innym pasuje. Ot, różnimy się. W kwestiach estetycznych, jak się zdaje.

Może to wynika z mojego wieku i z tego, że wołałbym, żeby w domu pogrzebowym (jakby, że już) leciała jednak pobożna muzyka, a nie urządzano kantor handlowy. Ale przecież sam nie widzę nic złego w pisaniu o winie i łazankach w wątku, który w zamierzeniu miał być o czymś innym. O lojalności i uczciwości, na przykład.

A kogoś mogłoby to razić, że się pinot łączy ze zdradą.

Są tacy, co starają się pisać wiersze i tacy, którzy poprzestają na tym, że oceniają wiersze innych. Co prawda sami nie piszą, ale, w końcu, to nie jest wymagane. Za to wiedzą, jakie wiersze są złe. Wynika to zapewne z tego, że mają pieczątki i uprawnienia. W zakresie poezji, jak domniemywam.

Różnimy się. Bardzo to jest miłe i sensowne.

Różnimy się między sobą, ale niektóre różnice wchodzą w nas. Często ich nie dostrzegamy. Potrafimy łączyć przekonanie o powszechnej równości, z mniemaniem, że niektórzy (do których zwykle się zaliczamy) są lepsi.
Z racji koloru skóry, płci, wyznania, albo zasobów majątkowych i posiadania kota.

Ot, takie napięcie osobowościowe.

Albo też bardzo czasem jesteśmy za poszanowaniem własnych praw i wolności. Choćby przejawiających się one w naszym prawie do robienia tego, co nam się podoba. Nawet zwłaszcza. A niektórzy, z pośród takich piewców praw człowieka, nie widzą żadnej sprzeczności między dbaniem o własne prawa a kradzieżą dóbr niematerialnych, chronionych przez prawo autorskie. I obnoszeniem się z własną w tej sferze nieuczciwością. Na tej płaszczyźnie, dogada się nawet wróg kościoła ze skrajnym klerykałem.

Ot – piękno zróżnicowania. Prawdopodobnie.

Różnice są fajne. Dzięki różnicom wiem, które blogi chcę czytać i z kim rozmawiać. I staram się tak odróżnić, żeby inni też wiedzieli, że ze mną nie chcą. To jest dobre.

Pluralizm poglądów jest dobry i pożądany. Świat bez szczebiotliwego pitu-pitu, byłby uboższy, tak jak byłby uboższy bez Wittgensteina. Jestem o tym przekonany, choć potrafię żyć i bez jednego i bez drugiego. Potrafię żyć, ale nie unikam.

Są jednak takie kwestie, w których trzeba dokonać wyboru. Dokonać go samodzielnie, albo pogodzić się z tym, że ktoś to zrobił za nas. To drugie jest nieporęczne, choć popularne.

Parcie moich rodaków do tego, żeby im urządzono referendum, na które potem nie pójdą napełnia mnie bojaźnią transcendentną.

Kontestowanie wyników wyborów, w których się nie brało udziału śmieszy mnie.

Jak nie my podejmiemy wybór, to podejmie go ktoś inny. Czasem zrobi to dla siebie. Czasem za nas. Nawet, jeśli nie mamy, albo wydaje nam się, że nie mamy na coś wpływu, to warto wiedzieć, jakie wybory zostały dokonane. Dzięki temu zorientujemy się (mam wrażenie) czy jesteśmy za, czy przeciw.

Dotyczy to, na przykład, konstytucji. Tych dziwnych aktów, w których powinien się odbijać ustrój społeczny, które fundują ustrój prawny i podtrzymują polityczny.

Obiecałem sobie kiedyś, że będę pisywał tutaj tylko rzeczach, na których się mało znam. Kilka razy się tej zasadzie sprzeniewierzyłem. Nawet nie żałuję, choć będę się strzec recydywy osobistego zaangażowania. Bo pora wrócić do zasady.

A zasada mówi, że trzeba pisać czasem poważne teksty, z pozycji ignoranta. Niech będzie, że oczytanego.

W zasadzie, trzeba przyznać uczciwie, nie znam się na konstytucjach. W razie, jeśli jestem ciekawy, to szukam w książkach (których kilka mam), albo pytam znajomych (niektórzy z nich dali mi te książki). Niektórzy moi znajomi się znają. Ujmijmy to tak: nie muszę bywać u Rzecznika (niekoniecznie mam na myśli tego Rzecznika), żeby dowiedzieć się, jakie jest jego zdanie. Nie, żebym zaraz był ciekawy.

Moja ignorancja konstytucyjna jest, zatem nieco inna, niż przeciętna ignorancja w tym zakresie. Ale jest to ignorancja niewątpliwa. Umiem zadawać pytania (choć nie twierdzę, że mądre), mam często swoje zdanie w kwestii odpowiedzi, ale wiem, że bywają zdania odmienne i nie dziwi mnie to za bardzo.

Na szczęście nie zamierzam oktrojować konstytucji. Ani tu, ani nigdzie. To dobrze. Dla ludzi.

Zdarzyło mi się kilka razy zadać w tej kwestii pytania i tu, na TXT. Doszedłem do wniosku, że to były złe pytania. Zacząłem ze złego końca.

Przedwczoraj, kiedy szukałem czegoś zupełnie innego, wpadła mi w ręce mowa rektorska Klausa Sterna ( Der Rechtsstaat, Rektoratsrede, Krefeld 1971). Lubię ją. Wybitny niemiecki prawnik, obejmując stanowisko rektora, na kolońskim Uniwersytecie, w kilku punktach streścił swoje poglądy na to, jakie cechy powinno mieć państwo prawne. Oczywiście sam tego wszystkiego nie wymyślił. Jego poglądy odzwierciedlają rozwój niemieckiej refleksji w tym zakresie. Ale nie zamierzam tym nużyć Czytelników, tym bardziej, że mało się na tym znam.

Pomyślałem sobie jedynie, że zamiast udawać mądrego i zadawać pytania nadmiernie szczegółowe, warto zadać pytania proste a jednocześnie elementarne.

Nie po to, żeby Konstytucję zmienić. Jestem realistą.

Chciałbym raczej pokazać, że są pytanie, na które trzeba udzielić odpowiedzi. Na które każda konstytucja udziela odpowiedzi. Takich, albo innych.

Niektóre z tych pytań mają to do siebie, że odpowiedzi muszą być, przepraszam za wyrażenie zerojedynkowe. Inne pozwalają na rozważanie kompromisów i modeli łączących rozmaite pomysły..

Jedne mają charakter uniwersalny, inne muszą uwzględniać historyczną i społeczną specyfikę czasu i miejsca, w którym są zadawane. Nie traktuję propozycji Sterna (mam dziwne wrażenie, że kiedyś już o niej pisałem), jako obowiązującej. Jeśli już, to raczej, jako zestaw pytań, które zawsze warto stawiać. Niekoniecznie idąc w odpowiedziach w ślad za autorem Der Staat des Grundgesetzes.

Będzie mi tym łatwiej, że jak wiadomo nie tylko nie znam się na konstytucjach, ale też nie posiadam języka niemieckiego.

Chciałbym, aby Ewentualny czytelnik wiedział, że są takie pytania. Tylko tyle i aż tyle.

Pewnie tym razem też nie wytrwam w podjętym zamiarze, ale może powstanie z tego kilka tekstów. Będą one dla mnie alibi do pisania o banałach i uprawiania pokątnej literatury blogowej.

Jeśli dla czytelników z nich coś wyniknie, będzie fajnie.

Mam też kilka jeszcze trzy uwagi porządkujące.

Po pierwsze, mam nadzieję pisać konstytucja (z małej litery) wtedy, kiedy nie chodzi mi o żadną konkretną, a Konstytucja, jeśli idzie mi o tę, która w Polsce obowiązuje. Może mi się uda.
Po drugie, o niektórych z poruszanych tu kwestii była kiedyś na TXT mowa. Pisali o tym inni, pisałem i ja. Mimo to będę chciał wracać do niektórych kwestii, jeśli w ogóle będę chciał do tego wątku wracać.
Po trzecie, moje pisanie o konstytucjach wynika z tego, że uważam obowiązującą Konstytucję za bardzo słabą, żeby nie powiedzieć, że szkodliwą. Nie będę tego w kółko powtarzał. Jak ktoś chce jej bronić – chętnie poczytam, a może nawet i odpowiem.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

A ja

lubię Wittgensteina.

Za worüber man nicht sprechen kann, darüber muss man schweigen.

I za pogrzebacz.

Co do konstytucji, to na Popiełuszki w 1997 pojawił się taki wielki napis “ZDRAJCY GŁOSUJĄ – TAK, POLACY GŁOSUJĄ – NIE”. Długo się trzymał, ładnych parę lat go widywałam, tramwajem jeżdżąc do podstawówki i potem do gimnazjum.

Choć pierwsze słowo powinno być mniej patetyczne, moim zdaniem. Np. głupcy by pasowało lepiej.

Tym polskim utworem dramatycznym to nawet męczono mnie jesienią, niektórymi paragrafami przynajmniej. Co oczywiście nie znaczy, że zamierzam się wypowiadać szczególnie.

No ale – unum castigabis, centum emendabis, czyż nie?

Pozdrawiam z ukłonem


ja też lubię Wittgensteina

za ogrodnictwo

potem jeszcze coś napiszę bo jestem w trakcie robienia pizzy :)


No właśnie,

a ja łazanki przecież dostałam dziś od babci w formie półproduktów…

Aaa, ratunku!

pozdrawiam w przelocie, umykając


Pani Pino,

ja nikogo ganić nie chcę.

Mam zwykły sobie szczwany plan. Który powtarzam po raz kolejny. Z pełnym poczuciem bezpieczeństwa.

Co jakiś czas różni ludzie zaczynają jęczeć, że się nic na TXT poważnego nie dzieje.

Ja się z nimi zgadzam.

TXT jest miejscem, gdzie poważne rzeczy przechodzą bez echa.

No chyba, że ktoś tak jak pan Artur używa słów brzydkich.

Albo jeżeli w grę wchodzi nieruchomość w dobrym punkcie. Wtedy nawet brzydkie słowa idą w niepamięć, bo przecież luuuudzie, takie mieszkanie!

Takie jest TXT sympatyczne miejsce, żeby pogadać. Kiedyś – moje ulubione. Bez żadnych jednak szans na nic więcej, obawiam się.

I proszę mi nie świecić w oczy blogiem z marką RPO w szyldzie, bo jak się śmieję, to bardziej kaszlę.

Nie spodziewam się zainteresowania tym, co pisać będę (jeśli będe) w cyklu Konstytucyjne abecadło. Wprost przeciwnie.

To jest twórczość zupełnie niepożądana, bo ogranicza możliwość skarżenia się na swój los.

Pozdrawiam


No pokarało mnie z tym

Wittgensteinem, cholera.

Było mi wpisać jakiegoś innego dupka, choćby Habermasa.

Teraz będzie o pogrzebaczu i łazankach.

Zresztą obojętne, byle nie o nieruchomościach.

Pozdrawiam Państwa, mimo wszystko


Panie Yayco

Czy ja panu, jako praskiemu cfaniakowi muszę tłomaczyć, że sprawy beznadziejne trwają najdłużej?
Może i nie wzbudzają zainteresowania?
One, te sprawy niby.

Ale na pewno ktoś je czyta.
A czy robi z tego pożytek?
To już inne pytanie jest.
I niech pan nie napada na sztudentki, na dodatek z Krakowa.
Be dania racji?
Cu już o nich dobrze świadczy, jako że tam kościół na każdej ulicy jest a nawet 3 jak opisuje niejaki Tarantula.
To niby gdzie one, te studentki znaczy, miałby cnotę stracić albo rozumu nabrać.
Między tymi kościołami.
Latając.


Panie Igło,

mnie nic nie trzeba tłumaczyć.

Ja już mam wszystko wytłumaczone na trzy lata naprzód.

Pozdrowienia


Ekhem,

bo się znowu pogniewamy, Panie Igło…


Znaczy, panie Yayco

Pan nawet z żoną rozmawiasz.
Skoro na 3 lata naprzód widzisz.
Co dobre dla pana jest.
I dla innych też.


Panno Pino

A skąd w pani taka prędkość jest?
Bo ja nie nadążam?

A nawet astmy nie mam.


Pani Pino,

obawiam się, że musi Pani przywyknąć. Na onego Igłę to albo się obrazić można, albo miłosierdzie okazać.

Cóż zrobić?

W ostateczności może Pani przyjąć takie rozwiązanie, że wszyscy są dobrzy z natury i ich cmoktać bez zróżnicowania.

Mam wrażenie, że to skuteczne modius operandi, jak tak się rozglądam.

Ale jak Pani chce, to mogę to usunąć, żeby sobie nie myślał, że wszystkie ludzie takie łagodne.

Pozdrowienia


Pan mnie Panie Igło nie zrozumiał,

co jest częste, więc proszę się nie martwić zanadto.

Ja nie wiem jak będzie na trzy lata. I nawet nie chcę, obawiam się.

Ale jakby za te trzy lata nie było, to na pewno już ktoś mi tłumaczył, że tak będzie.

I dlaczego się powinienem bać.

I kogo.

A ja mam to w odwłoku, bo ja nie wiem czy dożyję, więc się nie zamierzam martwić.

Pozdrowienia


Pan jak zwykle

zinterpretował mnie po swojemu.
Wiem, że ma pan z tym kłopot.
I dlatego się staram.


Panie Igło,

tak krawiec kraje… Czy coś.

Ale z drugiej strony starać się trzeba. No!

Pozdrawiam wzmacniająco


Panie Igło,

odpowiem wieloznacznie.

Panie yayco – zdradzę Panu w tajemnicy, że zamierzam stosować miłosierdzie i lekki gest przedramienia w zależności od kaprysu mego.

Wczoraj jeden taki pan przed wojną urodzony chciał mi w ryja dać. A dziesięć minut później po rękach mnie całował i błagał wybaczenia. Kontekstu mojej wypowiedzi jakoby nie zrozumiał.

Orzekłam “phi” i poszłam.

I co pan możesz, jak mawiał dozorca jakiś podobno w jednym filmie. Ja nie oglądałam, to jedna z ulubionych jest odzywek mojej mamy.

I znowu diabli wzięli konstytucję...

Pozdrawiam, ubolewając nad Pańskim szczwanym planem


Pino,

jedni mówią, że diabli wzięli, a inni, że diabli nadali.

Jak to mawiają, jeden czort, anyway.

Maszyna idzie po gaśnicę, bo coś czuje siarkę :-)


Pani Pino,

powiem tak: rozważam wprowadzenie zakazu wklejania piosenek w wątkach nie poświęconych przez autora piosenkom. No.

A szczwany plan nie dotyczy tej notki, tylko tej drugiej.

I działa.

Pozdrawiam


Panie yayco,

no tak. Było się zgodzić na wycięcie.

I widzi Pan, jak to wychodzi, kiedy usiłuję być subtelna…

pozdrawiam


Ja proszę Pino

teraz Działa Nawarony oglądam.
I jestem ten, no…
Gregory Peck.


Pani Pino,

jak Pani sobie życzy.

A subtelność kobiecie przysługuje, jak psu buda (proszę wybaczyć to, nie żeby nazbyt subtelne, porównanie.

Pozdrawiam


Działa na wrony?

Surowa to musi być jednakże zima, u Pana.

Współczuję


@yayco

Oba Pana teksty przeczytałem z wielkim zainteresowaniem. Moje pytanie jest takie – dość łatwo daje się zauważyć zalety modelu niemieckiego – w sposób naturalny zmuszającego konstytuantę do odpowiedzialnego uchwalenia aktu, z którego zapisów Państwo jest w stanie się wywiązać jeśli obywatel na jego podstawie zechce czegoś dochodzić.

Rozumiem jednak, że są też jakieś zalety modelu francuskiego – zapewne mniej oczywiste. Czy może Pan nam je przybliżyć? Czy model niemiecki jest bez wad?

Specjalnie zadaję pytania otwarte, aby rozwinął Pan ten ciekawy wątek.

Pozdrawiam i zamieniam się w słuch (a raczej – wzrok)

ZS


Panie Zbigniewie,

zaletą modelu “francuskiego”, zdaniem jego zwolenników (do których ja sam się nie zaliczam) jest wyznaczenie pewnych zasadniczych cech politycznych ustroju, które mają nadawać prawu kierunek i służyć jego interpretacji.

Na przykład – świeckości państwa, albo jego socjalnego charakteru (w sensie bliskim na przykład skandynawskiego modelu państwa dobrobytu.

No i jeszcze argument podstawowy (jakoby). Idzie o to, że w klasycznym XIX wiecznym modelu państwa prawnego, każde prawo, choćby i naruszające podstawowe standardy, obowiązuje.

Gwarancje socjalne, postulaty i ogólne kierunki rozwoju mają, jakoby zabezpieczyć przed recydywą modeli totalitarnych, a choćby i autokratycznych.

Niemcy zresztą doskonale zdawali sobie z tego sprawę, tyle tylko, że rozwiązali to inaczej – przez wprowadzenie do konstytucji takich, egzekwowanych, praw, które pozwalają przeciwstawić sie tendencjom dyktatorskim.

Zasadnicze znaczenie ma tutaj z jednej strony_stan wyjątkowy dla ustawodawstwa_, z drugiej zaś – reglamentowane prawo do obywatelskiego nieposłuszeństwa.

O obydwu tych instytucjach pisałem już kiedyś na TXT.

Ja, podobnie jak pan, wolałbym konstytucję normatywną, której elementem było by też wprowadzenie actio popularis, umożliwiające obywatelom skarżenie do trybunału konstytucyjnego wszelkich naruszeń konstytucji. Zarówno w w sferze prawodawstwa (zgodność z aktami wyższego rzędu) jak i decyzji związanych z wykonywaniem prawa.

Wiem, że przyjęcie takiego rozwiązania ( actio popularis) nie najlepiej wpłynęło na dzialalność węgierskiego trybunału konstytucyjnego, który został zalany skargami obywatelskimi, ale jakoś mnie to nie odstrasza.

Pozdrawiam


@yayco

Dziękuję za rozwinięcie – bardzo pouczające.

Co do formuły actio popularis, to zastanowiłbym się jednak nad możliwością buforowania skarg obywatelskich przez instytucję w rodzaju RPO, lecz istota rzeczy nie jest w tym, kto skarży, lecz jakie realne skutki mają rozstrzygnięcia Trybunału Konstytucyjnego, który w realiach polskich jest słabiutki a i te jego uprawnienia są kwestionowane jako “dyktat”. A tymczasem większość z orzeczeń naszego TK nie może od lat doczekać się formalnej impementacji a w praktyce nadal obowiązują zaskarżone przepisy niższej rangi.


Panie Zbigniewie,

dwie kwestie.

Pierwsza jest taka, że Pańskie intuicje są słuszne, ale z nieco innych powodów. Wększość skarg składanych w trybie art. 79 Konstytucji, stanowiącego namiastkę actio popularis, nie jest rozpatrywana przez Trybunał, a to dlatego, że uznaje się je za niekonstytucyjne.
Miedzy 1997 a 2006 rokiem do Trybunału trafiło 4969 skarg, z czego 3065 zostało odrzuconych ze względów formalnych.

Na posiedzenia TK trafiły tylko 343 skargi, wydano wyroki w 174 przypadkach. Strona skarząca wygrała w 57.

Dane te zaczerpnąłem z raportu Między policentrycznością a fragmentaryzacją kończącego badania panów Staweckiego, Staśkiewicza i Winczorka Jr.

Jeśli jest Pan tą problematyką zainteresowany, to bardzo Panu polecam ten raport, tym bardziej, że jest dostępny na stronach programu Sprawne Państwo

Co zaś do obowiązywania przepisów zaskarżonych i uchylonych, to albo Pana nie zrozumiałem, albo się Pan myli. W tej kwestii Konstytucja jest jednoznaczna i określa terminy, po których akty , które zostały uznane za niezgodne z aktami wyższego rzędu, tracą moc (art 190).

Problem polega na tym, że uchylenie takich aktów niekoniecznie oznacza uchylenie aktów, które zostały wydane na ich podstawie.

Ale to są rzeczy trudne, na których się raczej nie znam i mogę pleść głupstwa

Pozdrawiam

PS Jeśli chciałby Pan kontynuować dyskusję, to chciałbym prosić, abyśmy przenieśli się pod ten drugi post, bezpośrednio związany z Konstytucją. Z góry dziękuję.


A ja się, Panie Yayco, cieszę

Poczytam sobie, jak zawsze, a przy okazji nauczę się czego. Kto wie, może więcej pojmę nawet niż ze zgryźliwości o różnych niedostrzeżonych przeze mnie wątkach naszego ulubionego portalu.
Może nawet (ho,ho) pogląd zacznę sobie wyrabiać.
W sprawach, na których się nie znam.

Póki, rzecz jasna, rozbieżność poglądów np. na prawa autorskie, nie uniemożliwi Panu komunikacji ze mną.

( Dzięki różnicom wiem, które blogi chcę czytać i z kim rozmawiać. )

W następnej wolnej chwili przeczytam następny artykuł.

Tymczasem, dobrej nocy.


konstytucja z 1997

zgadzam sie z yaycem – ta konstytucja jest marna, z trzech co najmniej powodow :

1. nieprecyzyjny podzial wladzy wykonawczej (premier-prezydent), przez co potym mamy klotnie o samolot
2. rozwleklosc (ponad 240 artykulow, dluzsza ustawe zasadnicza ma w Europie chyba tylko Portugalia)
3. przeladowanie gwarancjami socjalnymi , ktorych nie idzie wyegzekwowac (rozdzial 2)

tak na marginesie … jestem zwolennikiem ustroju prezydenckiego.
1.juz to dlatego, ze prezydent ma najsilniejszy mandat do rzadzenia (jako jedyny osobnik moze powiedziec “mnie wlasnie wybral bezposrednio caly narod”,
2.juz to dlatego, ze frekwenaja wyborcza jest w Polsce wyzsza na wyborach prezydenckich niz parlamentarnych (patrz wybory 2005), ***
3.juz to dlatego, ze prezydent ponosilby odpowiedzialnosc polityczna tylko przed narodem, bez gabinetowych gier i gierek.

co oczywisciew nie oznacza, ze jestem fanem obecnego polskiego prezydenta (Gruzja jest JEDYNYM znanym mi krajem, gdzie ten polityk cieszy sie uznaniem)

  • w wyborach 2005 przezydenta wybieralo 50% uprawnionych, a parlament 40%. my Polacy juz tak mamy, ze wolimy glosowac na osobe niz na liste.

pozdrawiam, MAW
gupek stereotypy lubiacy :)


W kwestii tytułowej jeszcze

Taka mi przyszła refleksja…

Szukałem w głowie wzorcowego tekstu normatywnego — nasunął mi się Dekalog i Szema Izrael.

Tam jest tak, jak Pan mówi, Panie Yayco: każde zdanie niesie konkretny nakaz lub zakaz. I ustanawia normę jak się patrzy.

Ale też zwróciło moją uwagę, że, wbrew tradycyjnej formule z katechizmu, przykazania te nie są sformułowane w trybie rozkazującym, ale w oznajmującym, w czasie przyszłym. Nie nie kradnij, ale: nie będziesz kradł. Itd.

Niby nic. A chyba ważne.

To jest kreacja nowej rzeczywistości.
To nie tyle jest dla adresata przykazań prawo w sensie zakazów i sankcji, ile… coś jakby kontrakt, tylko jednostronny. Deklaracja: oto będzie jak mówię.

I zdaje mi się, że nasi konstytucjonaliści — idealiści, pisząc marzycielski tekścik o tym, że RP zapewnia wszechświatowy pokój i dostatek, oraz wysoki iloraz inteligencji wszystkim swym podwładnym, by żyło się lepiej, wszystkim, to właśnie naśladują Biblijny wzorzec.

Oni go nawet wyprzedzili, bo użyli nie czasu przyszłego, a teraźniejszego. Ich wersja dekalogu wyglądałaby jakoś w tym stylu: pozostając w przekonaniu, że zabór mienia jest występkiem przeciw przyrodzonym prawom człowieka i obywatela… (etc.) w Rzeczypospolitej Polskiej się nie kradnie.

Nasza Konstytucja odzwierciedla pragnienia jej autorów, którzy po prostu chcą stworzyć nową rzeczywistość. Być może nie starczyło im wyobraźni, by pojęli, że mogą rzeczywistość w ten sposób jedynie zaklinać. Ale być może mieli nadzieję na skutek metafizyczny. Skutek ten być może założony jest w dalszej perspektywie.
Eschatologicznej, na przykład.
Ludzkość, oświetlona blaskiem takich wspaniałych deklaracji, w końcu dozna wewnętrznej przemiany, weźmie się — i zrobi.
I oto wszystko jest nowe.

Pozdrawiam apokaliptycznie


Szanowna lub szanowny MAW

Czy ten tekst nie jest jednak o czymś innym?


Panie Yayco

nic nie poradzę że lubię te teksty o k. chociaż mało się na tym znam, tzn. widzę conieco w czym mnie ogranicza, ale chętnie poczytam kolejnych części, chocby i niewiadomo kiedy :)

prezes,traktor,redaktor


Subskrybuj zawartość