Nagromadzenie w jednym miejscu głupawo-żartobliwych tekstów staje się z czasem ponure i przygnębiające. Przekroczenie masy krytycznej wywołuje irytację. Gdyby proces pisania poprzedzić procesem myślenia (najpierw myśleć, potem pisać – nie odwrotnie!), ocena byłaby zapewne bardziej złożona i zostawiała cień nadziei. Tymczasem, głupawo-żartobliwe teksty są niczym perpetuum mobile z aksjomatem Boga w roli siły sprawczej. Raz ruszony mechanizm po pewnym czasie zaczyna ignorować problemy zasadnicze i zajmuje się autoreplikacją. Trochę na podobieństwo komsomołu albo systemu kształcenia na polskich uniwersytetach*.

Takim miejscem, gdzie nagromadzono głupawo-żartobliwe teksty w ilości przekraczającej masę krytyczną, były komiksy o kapitanie Żbiku. Nachalna agitka, przemycająca do zbiorowej świadomości "normalność" i "autorytet" peerelowskiej Milicji Obywatelskiej, walczącej ze złodziejami ryb, przemytnikami i zabójcami taksówkarzy.

Komiks był dobrze zrobiony. Sam się nim zachwycałem, nie zdając sobie sprawy, że lekturę zafundowała mi komunistyczna propaganda. W internecie wyczytałem, że twórcą postaci Żbika był Władysław Krupka, z wykształcenia prawnik, absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej MO w Szczytnie, podpułkownik MO. W roku 1967, jako naczelnik wydziału Komendy Głównej MO odpowiedzialnego za współpracę z literatami, dziennikarzami i filmowcami, otrzymał zadanie opracowania sposobu na przybliżenie młodzieży pracy milicji. Z pułkownikiem Zbigniewem Gabińskim, dyrektorem biura KG MO, zaproponowali przełożonym wydawanie komiksu o przygodach milicjanta, tak by dzięki atrakcyjnej formie przekazać pożądaną treść.

Na drugiej stronie okładki komiksu drukowany był list od kapitana Żbika do młodych czytelników. Listy były najbardziej wychowawczym elementem każdego zeszytu: kapitan napominał aby być praworządnym, przestrzegać zasad dobrego wychowania, angażować się w życie społeczne. Często dla przykładu odwoływał się do własnej biografii. Aby ułatwić kontakt z czytelnikami podany został adres, na który można było pisać listy do kapitana (Warszawa, ul. Puławska 150, pokój 342). Trzecią stronę okładki zajmował jednostronicowy komiks Za ofiarność i odwagę o zwykłych ludziach, odznaczonych tym medalem za ratowanie życia innych. Tył okładki zajmowała zapowiedź kolejnego zeszytu oraz odcinek Kroniki MO. Jeżeli główny komiks zajmował 31 stron, dodatkową stronę przeznaczano na prezentację cyklu Nauka i technika w służbie MO, lub rysunkowego kursu sztuki samoobrony jiu-jitsu (cytuję za wikipedią).

Mocne!

Całkiem niedawno, informując o wznowieniu komiksu, Żbikiem zajął się W. Orliński: […] kapitan MO Jan Żbik stał się kolejną ofiarą stanu wojennego. Było czego żałować. Na tle literackiej nędzy "powieści milicyjnej" seria o Żbiku to akurat zacny przykład przyzwoitej popkultury. […] Świat wokół Żbika rysowany jest w stylu polchowego technofetyszyzmu - można na pierwszy rzut oka rozpoznać markę i konkretny model samochodu czy przeznaczenie gadżetów. Sam Żbik jednak jest owym skromnym, nieśmiałym młodzieńcem jak za Rosińskiego. Spodobała mi się recepta Śledzińskiego na bohatera naszych czasów - jego komisarz porusza się sprawnie w świecie nowoczesnej techniki i nowoczesnych możliwości, ale wierny swojemu dziadkowi zachowuje pewną, by tak rzec, oldskulowość w korzystaniu z tych możliwości. Czy można takiego bohatera nie polubić?

Kilka lat wcześniej, w maju 2004 r., Orliński pisał tak: Żbik to najbardziej udana kreacja milicjanta w peerelowskiej popkulturze. Nie ma w nim chamstwa Borewicza, ani fajtłapowatości kapitana Sowy. Żbik – zwłaszcza rysowany przez Rosińskiego – miał w sobie skromną elegancję PRL-owskiego inteligenta, nienaganną, ale pozbawioną ekstrawagancji. Żbik stoi na straży prawa, ale nie waha się go łamać w dobrej wierze – np. w komiksie "Porwanie" nielegalnie przekracza granicę, gdy wymaga tego sprawa. Choć otaczają go piękne kobiety (zwłaszcza porucznik Ola), Żbik jest zbyt pochłonięty swoją pracą, by mieć jakiekolwiek życie osobiste.

Niezłe. Jestem bezradny, ale przyznaję, że głębokie i ze znajomością rzeczy.

Osób wciąż myślących o Żbiku jest więcej. Nie szukając daleko, nasza Policja chce reaktywować Jana Żbika i zaprząc go do pracy u podstaw! Żeby zachęcić młodych ludzi do służby w Policji, żeby zbliżyć społeczeństwo do organów ścigania, żeby pokazać tajniki pracy śledczej itd. Nie żartuję! Milicjant Żbik stał się Policjantem Żbikiem. W sumie wszystko się zgadza. Jest ciągłość, jest sznyt, jest renoma. Czekam na nowego kapitana Klossa i czterech pancernych. Są jak najbardziej do wykorzystania. Może w MON-ie?

 

----------------------------------------------------

*Pierwszy akapit był pisany z myślą o moim blogu. Resztę dopisałem potem. Najwidoczniej pasowała.