Najteksty, to te nieskomentowane, więc dalej o Pessoa i Lisboa; im mniej zrozumiale, tym lepiej. A zatem, od pewnego czasu coraz większy podziw budzi we mnie zainteresowanie blogerów bieżącą polityką, która wydaje się nudna jak sam Pessoa. Gówno (pardą) się dzieje; Kaczyńscy to, Tusk tamto, Palikot przebrał się za kobietę. No ludzie! Przecież to jest granda i śmierdzące buty. Przestała być ciekawa polityka, pomijając już nawet fakt, że dawno jej u nas, prawda, w sensie ścisłym nie było. Łudzimy się i oszukujemy, że jest temat.

Jeszcze większy podziw wzbudził we mnie jednak obraz "Tajemnica Brokeback Mountain" ("leciał" wczoraj za zupełną darmochę), o przywiązaniu kowboja do konia, i kowboja do kowboja. Poruszające, dwanaście gwiazdek w sześciogwiazdkowym rankingu Gazety Wyborczej i order od Fundacji Helsińskiej dla reżysera. Nudniejsze niż Pessoa, choć to prawie niemożliwe.

Za to jest jak Lisboa, że przesadziłem wczoraj z referentową kwiaty. Ciekawe jak Lisboa! Inaczej niż Pessoa. Mówiąc ściślej, przesadziliśmy sukulenty. Dostały nowe doniczki - większe, ładniejsze, białe albo brązowe. Mamy trzy sztuki z Madagaskaru, mniejsza o nazwy, ważne, że jeden magazynuje wodę w łodydze, a dwa pozostałe w korzeniu. Odkopaliśmy te z korzeniami, a tam, prawda, przyrost pod ziemią prawie o połowę. Przez jeden sezon!, przy czym światła na parapecie nie ma znowu tak dużo. Ja trzymałem, referentowa "kopcowała"; bulwy wystają im teraz jak trzeba - w całości. Niech rosną.

Tyle. W sumie o niczym. Tylko czym to się różni od tutejszej normy. Pozdrowienia,

referent