Nie poszłam na śpiewy. Nie wiem czy dobrze zrobiłam.
Ale…
Dzisiaj, kilkanaście minut przed godziną W poszłam na Plac.
Usiadłam na mojej ławce i czekałam spokojnie choć nie wiem czy to prawda z tym spokojem. Znam siebie i umiem przewidywać.
Siedzę i się rozglądam.
Na dwóch ławeczkach przyjemnie ocienionych siedzą: starsza Pani, odświętnie ubrana. Nawet takie białe rękawiczki na upalne dni miała. I mężczyzna z dzieckiem w wózku.
Moja ławka w pełnym słońcu. Dobrze – myślę sobie – to uzasadnia ciemne okulary
17.00
Gdzieś w oddali słychać pierwszy przedłużony klakson
Potem ktoś się dołącza
W ułamkach sekundy to już jest chór
Pani i Pan z zacienionych ławek wstali
Ja już wiem, że nie mogę
Nogi mi wrosły i odmawiają posłuszeństwa
Mogłam tylko się wyprostować na tej ławce
No to się wyprostowałam
Boże, pomyślą, że jestem durną idiotką
Ruch się zatrzymał
Tylko prawie całkowicie
Czuję jakiś wewnętrzny stan, którego nie mogę opanować
Pozwoliłam łzom płynąć
W końcu mam te okulary, prawda?
Przypomniało mi się, że w zeszłym roku stałam na balkonie w pracy z Bożenką, która nie poznała swojego ojca, bo nim zdążyła się urodzić on zginął w Powstaniu.
A dzisiaj Bożenki już nie ma…
To jest bardzo poważnie i boleśnie smutny dzień Panie Merlot…
Panie Merlot
Nie poszłam na śpiewy. Nie wiem czy dobrze zrobiłam.
Ale…
Dzisiaj, kilkanaście minut przed godziną W poszłam na Plac.
Usiadłam na mojej ławce i czekałam spokojnie choć nie wiem czy to prawda z tym spokojem. Znam siebie i umiem przewidywać.
Siedzę i się rozglądam.
Na dwóch ławeczkach przyjemnie ocienionych siedzą: starsza Pani, odświętnie ubrana. Nawet takie białe rękawiczki na upalne dni miała. I mężczyzna z dzieckiem w wózku.
Moja ławka w pełnym słońcu.
Dobrze – myślę sobie – to uzasadnia ciemne okulary
17.00
Gdzieś w oddali słychać pierwszy przedłużony klakson
Potem ktoś się dołącza
W ułamkach sekundy to już jest chór
Pani i Pan z zacienionych ławek wstali
Ja już wiem, że nie mogę
Nogi mi wrosły i odmawiają posłuszeństwa
Mogłam tylko się wyprostować na tej ławce
No to się wyprostowałam
Boże, pomyślą, że jestem durną idiotką
Ruch się zatrzymał
Tylko prawie całkowicie
Czuję jakiś wewnętrzny stan, którego nie mogę opanować
Pozwoliłam łzom płynąć
W końcu mam te okulary, prawda?
Przypomniało mi się, że w zeszłym roku stałam na balkonie w pracy z Bożenką, która nie poznała swojego ojca, bo nim zdążyła się urodzić on zginął w Powstaniu.
A dzisiaj Bożenki już nie ma…
To jest bardzo poważnie i boleśnie smutny dzień Panie Merlot…
Gretchen -- 01.08.2008 - 21:44