Jeszcze rok temu nikt nie mógł poważnie sadzić, iż odbędą się przedterminowe wybory i PiS je przegra. Tak się jednak stało, a świat się nie zawalił. Problemy, które mieliśmy wówczas nadal są aktualne, a my w ciąż jesteśmy świadkami politycznej walki w najlepszym polskim wydaniu. Kwestia tak prozaiczna jak ratyfikacja Traktatu Lizbońskiego może stać się tematem pierwszoplanowym na kilka tygodni i to wyłącznie z powodu wewnątrz frakcyjnych starć. Osoby obawiające się nudy w polskiej polityce mogą odetchnąć z ulgą, nudy nie będzie.
To że polska polityka jest nieprzewidywalna wie każdy, kto w niej przez jakiś okres czasu uczestniczył lub bacznie obserwował. Polacy jednak nad wyraz szybko się uczą na własnych błędach i wyciągają słuszne wnioski. Absencja LPR i Samoobrony w Parlamencie RP jest tego najlepszym przykładem, ale nie jedynym. Polacy jasno sprecyzowali, co im się nie podoba w zachowani wybrańców narodu i odrzucili w październiku roku ubiegłego ponowną ofertę rewolucji moralno – ustrojowej. Układ zwyciężył – powiedzą jedni, inni pewnie cieszą się z przegranej PiS i to uczucie zaspakaja ich potrzeby w całości. Mnie jednak cieszy to, iż Polacy poszli do urn i oświadczyli swą wolę. Jest to w moim głębokim przekonaniu wola ewolucji, nie rewolucji. Jest to żądza samorządności, a nie sterowania centralnego na płaszczyznach prawnych i moralnych.
Nie wiem ile zdoła zrobić rząd Tuska, nie wiem czy dotrwa do końca kadencji, ale wiem, że idea rewolucji została bezpowrotnie odesłana w niebyt. PiS o ile w ogóle przetrwa w aktualnej formule organizacyjnej nie zdoła wygrać kolejnych wyborów, a na reelekcję Prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie postawiłbym złotówki. Wiara posłów PiS w geniusz Jarosława Kaczyńskiego zdaje się topnieć wespół z resztkami śniegu na Podkarpaciu, a sam prezes wydaje się być okopany w swej mentalnej, niedostępnej innym, samotni. Prezydent broniąc zachowań brata podcina gałąź na której siedzi. I nie będzie inaczej. Jarosław Kaczyński nie zmieni się i wciąż będzie szukał nowych pół bitewnych, by jak się mu wydaje, po obnażeniu układu drążącego PO powrócić w glorii zwycięstwa. Taki scenariusz to jednak ułuda, nim kasztany zaczną kwitnąć prezes PiS rozpęta kolejną niepotrzebną bitwę, której jednak również nie wygra. Wiemy z historii, jak kończyli swą misję potężni władcy, których ich żołnierze przestali uznawać za nieomylnych, niezwyciężonych. Zostają przy nich jedynie Antoniusze, tych jakby w gronie Jarosława Kaczyńskiego brak.
Prezes Kaczyński może zmniejszyć rozmiary klęski, ale pod wieloma warunkami, z których najwięcej dotyczy jego samego. Czy jest jednak możliwe by prezes PiS porzucił retorykę wojenną, wiarę w metody rządzenia Marszałka Piłsudskiego, anachroniczne wyobrażenia o państwie? Nie jestem przekonany, a ostatnie jego wypowiedzi i czyny skłaniają do mrocznych rekapitulacji.
Niestety marzenia wielu o stabilizacji sceny politycznej spaliły na panewce. PiS jako formacja polityczna narodowo – socjalistyczna nie odegra w kolejnych wyborach kluczowej roli, zepchnięta na prawy margines będzie musiała cieszyć się z samego wejścia do Parlamentu. Trzeba będzie więc czekać na kolejne jajko, z którego być może wykluje się nowoczesna chadecja zdolna w przyszłości współrządzić Polską. Ale wtedy Jarosław Kaczyński będzie miał już o wiele więcej czasu na odwiedzanie kolegi w Bibliotece UW.
Tym czasem czeka nas jeszcze niejedna batalia skrzętnie sprokurowana przez człowieka, który niewątpliwie wywierał wielki wpływ na polską politykę po 1989 roku. Wywierał ale wywierać już nie będzie, wszystko ma swój koniec, a my jesteśmy świadkami początku politycznego końca Prezesa Jarosława Kaczyńskiego.