on najpierw rzucał, a potem zaprosił.
Albo, od upału, się badaczowi rozmaite wydarzenia połączyły w całość.
A z antropologią wyjazdową to jest tak, że nigdy nie wiadomo, czy to co opisujący widział, działo się naprawdę.
Liczne są głosy, że Melanezyjczycy sobie z Malinowskiego (dla przykładu) jaja straszne robili, a on w kompletnym niezrozumieniu wypisywał cudności.
Możebne, że i powyższe sprawozdanie ma takie cechy.
Panie Lorenzo,
on najpierw rzucał, a potem zaprosił.
Albo, od upału, się badaczowi rozmaite wydarzenia połączyły w całość.
A z antropologią wyjazdową to jest tak, że nigdy nie wiadomo, czy to co opisujący widział, działo się naprawdę.
Liczne są głosy, że Melanezyjczycy sobie z Malinowskiego (dla przykładu) jaja straszne robili, a on w kompletnym niezrozumieniu wypisywał cudności.
Możebne, że i powyższe sprawozdanie ma takie cechy.
yayco -- 05.02.2008 - 13:34