Panie Lorenzo,

Panie Lorenzo,

on najpierw rzucał, a potem zaprosił.

Albo, od upału, się badaczowi rozmaite wydarzenia połączyły w całość.

A z antropologią wyjazdową to jest tak, że nigdy nie wiadomo, czy to co opisujący widział, działo się naprawdę.

Liczne są głosy, że Melanezyjczycy sobie z Malinowskiego (dla przykładu) jaja straszne robili, a on w kompletnym niezrozumieniu wypisywał cudności.

Możebne, że i powyższe sprawozdanie ma takie cechy.


Archipelag. Z notatnika obserwatora. By: yayco (32 komentarzy) 5 luty, 2008 - 12:51