Pani zgodliwość jest wzruszająca. I nieco krępująca.
Niestety, Pani pisanie osłabia moją samodyscyplinę, którą tak Pani podkreśla. Ostatnio dowiedziałem się, z niejakim zaskoczeniem, że mam myśli uporządkowane. Przeraziłem się tym nie mniej, niż osoba, od której to wiem. Pozdrawiam nieobecną Osobę, zapewniając, że chyba nie jest aż tak źle.
Pozwoli Pani, że nie będę się skupiał na tej samodyscyplinie, bo to nie ja mam być przedmiotem krytyki. Jeszcze by co…
Niech w tej kwestii wystarczy, że miałem nie komentować, a komentuję. Choć obiad robię w tym czasie (co niewątpliwie podważa moją pozycję męską i sugeruje rozliczne podtekst tym, co nie potrafią ugotować wody).
Proszę zauważyć jedną rzecz. Pani bardzo często porusza kwestie z pogranicza tabu. Efekt jest dość oczywisty. Pani teksty, te poważne, nie są polecane. W tych mnie poważnych, czasem polecanych, zwłaszcza wieczorową porą, dyskusja dryfuje nie ku sprawom poważnym, które się u Pani dość często pojawiają, kontekstowo, ale ku jajecznicy i spódnicy. Ach jej!
Tak jest łatwiej. Zwłaszcza tak jest łatwiej mężczyznom rozmawiać z kobietą. Zwłaszcza taką, której nie mogą łatwo zaklasyfikować. To komplement był. Jakby co.
Tabu ma to do siebie. Odejdźmy od drobiazgów i skupmy się na czymś poważnym. Przecież takie zjawiska jak molestowanie seksualne, przemoc w rodzinie, czy pedofilia są obecne w świecie społecznym od zarania. Silniejsi bezkarnie wykorzystywali słabszych. Żadna nowość. Proste jak cep dwuelementowy. Silniejsi byli silniejsi, wiec słabsi się bali. Silniejsi rządzili słabszymi, bili ich, upokarzali i gwałcili.
A teraz, z powodu dla niektórych kompletnie niezrozumiałego, nagle się o tym mówi. Dla wielu jest to zaburzenie ich prostego, jak cep dwuelementowy, świata. Jakże to tak? Nie było, a teraz jest? A skąd się to wzięło? I czy to, aby nie spisek jest, że żony już zbić.
Pamięta Pani, jak Andrzej L. się dziwił, że prostytutkę można zgwałcić?
A wzięło się stąd, że dawni silniejsi, już nie są tacy silni. Bronią dawnych przywilejów, czemu nie. Marzą o dawnych czasach. Byle wysferzony buc udaje szlachcica i rozgląda się za ius primae noctis. Kultura jest silna. Tabu działa.
Rozmawianie o molestowaniu seksualnym, przemocy w rodzinie, pedofiliietc. jest dla zasiedziałych w wyimaginowanej przeszłości drażniące. Niezrozumiane. Zwłaszcza dla tych, których silniejsza pozycja brała się jedynie z konwenansu, a nie jest ich osobistą zasługą. Dla słabeuszy. Dla tych, którzy niepewni są swojej wartości, mierzonych nie płcią, a wartością tego, co robią. Jako jednostki ludzkie.
I jeszcze jedno. Nowe zjawiska mają pewien drobny problem z normatywnością. Brak jest kulturowo zasiedziałych wyobrażeń o granicach. O granicach tolerancji.
Agresja jest naszym chlebem codziennym. Śmierdzący facet (albo i kobita) w tramwaju jest agresorem, ale nie nastajemy na to, aby wprowadzić przymusowe mycie hydronetką na placu. Choć śmierdzi wstrętnie.
Nagłe wydobycie z tabuicznego półcienia jakiegoś społecznego zła rodzi napięcia normatywne. Jedni nie widzą zła i nie widzą potrzeby normatywizacji. Inni, wierząc święcie w omnipotencję prawa (to jest dopiero choroba!) domagają się od razu surowych sankcji karnych.
Tak jakby nie było innych norm i innych sankcji.
Jak spotkam idiotę (lub idiotkę) na blogu to nie mogę żądać jego oćwiczenia batogiem, nawet, jeśli jego obecność u mnie odstrasza normalnych czytelników. Ale mogę z nim nie gadać, mogę dążyć do wywarcia presji na wiele innych sposobów. Więcej powiem – robię to.
To, co pisze nie odnosi się, co oczywiste, do drastycznych form agresji seksualnej (jak Pani zapewne zauważyła ja nie lubię pojęcia molestowanie, już samo to pojęcie wywołuje półuśmieszki, więc wolę słowa prostsze w zrozumieniu, dla tych, którzy ze zrozumieniem mają problem).
To dotyczy raczej gwizdania. Myślę, że sankcje mogą być bardziej skomplikowane, niż kop w jaja. Naprawdę. Czasem wystarczy wyśmiać. Zresztą nie będę nic sugerował, choć mam parę pomysłów.
Ale z tym nie, o którym Pani znów wspomina jest jednak kilka problemów. Semantycznych (znaczy komunikacyjnych) i społecznych.
Niezbędnym warunkiem społecznej komunikacji (proszę wybaczyć, że piszę rzeczy banalne, ale nie tylko Pani może to czytać) jest to, żeby komunikat był względnie jednoznaczny, ale przede wszystkim, żeby został zrozumiany przez odbiorcę, jak był rozumiany przez nadawcę
Więc pole zawęża się do komunikatów jednoznacznych. Dla odbiorców, którzy nie chcą rozumieć słowa nie.
. Wybór powiada Pani. Tu mnie Pani zirytowała. Naprawdę. Ja mam bronić kobiet przed panią. OK. Skoro pani tak widzi świat…
Jakże łatwo mówić o wyborze Pani i studentkom, pomyślałem sobie. Czy aby tak samo łatwo mają te kobiety, które nie mają na chleb, a ich zapleczem intelektualnym nie jest Krakowskie Przedmieście? Mam wrażenie, że Pani się nieco wysferzyła. Widzi Pani świat przez pryzmat swojej wiedzy i wykształcenia. Być może, choć tu nie będę się upierał, stabilnej pozycji majątkowej
Ceną może być kolejny dzien. Proszę nie traktować z waszecia kobiet, które chciałyby powiedzieć nie. Które mają silny i jednoznaczny imperatyw moralny, aby powiedzieć nie. Ale nie mówią. Mam nadzieję, że uczono Panią, że komponent behawioralny postawy nie musi się manifestować w zachowaniach?
I jeszcze jedno chciałbym napisać, a to w kwestii płci. Chciałbym być tutaj dobrze zrozumiany. Zło jest porównywalne na poziomie jednostkowym. Agresja wobec mężczyzny jest tak samo zła, jak wobec kobiety. Ale nie jest tym samym agresja wobec kobiet i agresja wobec mężczyzn, widziana z perspektywy społecznej. Z banalnych powodów. Agresja wobec kobiet (nie tylko seksualna) jest częstsza i łatwiej usprawiedliwiana. Agresorzy są łatwiej usprawiedliwiani. Wystarczy poczytać komentarze na Pani blogu. To są usprawiedliwienia. Tak je należy czytać, moim zdaniem.
I dlatego agresja wobec kobiet jest większym złem społecznym. No chyba, że ktoś uważa, że mężczyźni, z racji przyrodzenia są czymś lepszym. Ale to porosiłbym o jawne deklaracje.
Pani tak tego nie ustawiła. Zarzuciłem Pani seksizm (ok., nieco prowokacyjnie), bo takie ustawianie problemu, takie skupianie się na wycinku, rodzi reakcje seksistowskie.
A problem jest zbyt poważny, aby zbywać go pyskówką lub jajecznicą.
Rozmowa z Panią jest czystą przyjemnością (być może ze względu na Pani zgodliwość) więc może skorzystam jeszcze z tej możliwości, jaką mi Pani daje zajmując się poważnie, poważnymi sprawami
Pani Gretchen,
Pani zgodliwość jest wzruszająca. I nieco krępująca.
Niestety, Pani pisanie osłabia moją samodyscyplinę, którą tak Pani podkreśla. Ostatnio dowiedziałem się, z niejakim zaskoczeniem, że mam myśli uporządkowane. Przeraziłem się tym nie mniej, niż osoba, od której to wiem. Pozdrawiam nieobecną Osobę, zapewniając, że chyba nie jest aż tak źle.
Pozwoli Pani, że nie będę się skupiał na tej samodyscyplinie, bo to nie ja mam być przedmiotem krytyki. Jeszcze by co…
Niech w tej kwestii wystarczy, że miałem nie komentować, a komentuję. Choć obiad robię w tym czasie (co niewątpliwie podważa moją pozycję męską i sugeruje rozliczne podtekst tym, co nie potrafią ugotować wody).
Proszę zauważyć jedną rzecz. Pani bardzo często porusza kwestie z pogranicza tabu. Efekt jest dość oczywisty. Pani teksty, te poważne, nie są polecane. W tych mnie poważnych, czasem polecanych, zwłaszcza wieczorową porą, dyskusja dryfuje nie ku sprawom poważnym, które się u Pani dość często pojawiają, kontekstowo, ale ku jajecznicy i spódnicy. Ach jej!
Tak jest łatwiej. Zwłaszcza tak jest łatwiej mężczyznom rozmawiać z kobietą. Zwłaszcza taką, której nie mogą łatwo zaklasyfikować. To komplement był. Jakby co.
Tabu ma to do siebie. Odejdźmy od drobiazgów i skupmy się na czymś poważnym. Przecież takie zjawiska jak molestowanie seksualne, przemoc w rodzinie, czy pedofilia są obecne w świecie społecznym od zarania. Silniejsi bezkarnie wykorzystywali słabszych. Żadna nowość. Proste jak cep dwuelementowy. Silniejsi byli silniejsi, wiec słabsi się bali. Silniejsi rządzili słabszymi, bili ich, upokarzali i gwałcili.
A teraz, z powodu dla niektórych kompletnie niezrozumiałego, nagle się o tym mówi. Dla wielu jest to zaburzenie ich prostego, jak cep dwuelementowy, świata. Jakże to tak? Nie było, a teraz jest? A skąd się to wzięło? I czy to, aby nie spisek jest, że żony już zbić.
Pamięta Pani, jak Andrzej L. się dziwił, że prostytutkę można zgwałcić?
A wzięło się stąd, że dawni silniejsi, już nie są tacy silni. Bronią dawnych przywilejów, czemu nie. Marzą o dawnych czasach. Byle wysferzony buc udaje szlachcica i rozgląda się za ius primae noctis. Kultura jest silna. Tabu działa.
Rozmawianie o molestowaniu seksualnym, przemocy w rodzinie, pedofilii etc. jest dla zasiedziałych w wyimaginowanej przeszłości drażniące. Niezrozumiane. Zwłaszcza dla tych, których silniejsza pozycja brała się jedynie z konwenansu, a nie jest ich osobistą zasługą. Dla słabeuszy. Dla tych, którzy niepewni są swojej wartości, mierzonych nie płcią, a wartością tego, co robią. Jako jednostki ludzkie.
I jeszcze jedno. Nowe zjawiska mają pewien drobny problem z normatywnością. Brak jest kulturowo zasiedziałych wyobrażeń o granicach. O granicach tolerancji.
Agresja jest naszym chlebem codziennym. Śmierdzący facet (albo i kobita) w tramwaju jest agresorem, ale nie nastajemy na to, aby wprowadzić przymusowe mycie hydronetką na placu. Choć śmierdzi wstrętnie.
Nagłe wydobycie z tabuicznego półcienia jakiegoś społecznego zła rodzi napięcia normatywne. Jedni nie widzą zła i nie widzą potrzeby normatywizacji. Inni, wierząc święcie w omnipotencję prawa (to jest dopiero choroba!) domagają się od razu surowych sankcji karnych.
Tak jakby nie było innych norm i innych sankcji.
Jak spotkam idiotę (lub idiotkę) na blogu to nie mogę żądać jego oćwiczenia batogiem, nawet, jeśli jego obecność u mnie odstrasza normalnych czytelników. Ale mogę z nim nie gadać, mogę dążyć do wywarcia presji na wiele innych sposobów. Więcej powiem – robię to.
To, co pisze nie odnosi się, co oczywiste, do drastycznych form agresji seksualnej (jak Pani zapewne zauważyła ja nie lubię pojęcia molestowanie, już samo to pojęcie wywołuje półuśmieszki, więc wolę słowa prostsze w zrozumieniu, dla tych, którzy ze zrozumieniem mają problem).
To dotyczy raczej gwizdania. Myślę, że sankcje mogą być bardziej skomplikowane, niż kop w jaja. Naprawdę. Czasem wystarczy wyśmiać. Zresztą nie będę nic sugerował, choć mam parę pomysłów.
Ale z tym nie, o którym Pani znów wspomina jest jednak kilka problemów. Semantycznych (znaczy komunikacyjnych) i społecznych.
Niezbędnym warunkiem społecznej komunikacji (proszę wybaczyć, że piszę rzeczy banalne, ale nie tylko Pani może to czytać) jest to, żeby komunikat był względnie jednoznaczny, ale przede wszystkim, żeby został zrozumiany przez odbiorcę, jak był rozumiany przez nadawcę
Więc pole zawęża się do komunikatów jednoznacznych. Dla odbiorców, którzy nie chcą rozumieć słowa nie.
.
Wybór powiada Pani. Tu mnie Pani zirytowała. Naprawdę. Ja mam bronić kobiet przed panią. OK. Skoro pani tak widzi świat…
Jakże łatwo mówić o wyborze Pani i studentkom, pomyślałem sobie. Czy aby tak samo łatwo mają te kobiety, które nie mają na chleb, a ich zapleczem intelektualnym nie jest Krakowskie Przedmieście? Mam wrażenie, że Pani się nieco wysferzyła. Widzi Pani świat przez pryzmat swojej wiedzy i wykształcenia. Być może, choć tu nie będę się upierał, stabilnej pozycji majątkowej
Ceną może być kolejny dzien. Proszę nie traktować z waszecia kobiet, które chciałyby powiedzieć nie. Które mają silny i jednoznaczny imperatyw moralny, aby powiedzieć nie. Ale nie mówią. Mam nadzieję, że uczono Panią, że komponent behawioralny postawy nie musi się manifestować w zachowaniach?
I jeszcze jedno chciałbym napisać, a to w kwestii płci. Chciałbym być tutaj dobrze zrozumiany. Zło jest porównywalne na poziomie jednostkowym. Agresja wobec mężczyzny jest tak samo zła, jak wobec kobiety. Ale nie jest tym samym agresja wobec kobiet i agresja wobec mężczyzn, widziana z perspektywy społecznej. Z banalnych powodów. Agresja wobec kobiet (nie tylko seksualna) jest częstsza i łatwiej usprawiedliwiana. Agresorzy są łatwiej usprawiedliwiani. Wystarczy poczytać komentarze na Pani blogu. To są usprawiedliwienia. Tak je należy czytać, moim zdaniem.
I dlatego agresja wobec kobiet jest większym złem społecznym. No chyba, że ktoś uważa, że mężczyźni, z racji przyrodzenia są czymś lepszym. Ale to porosiłbym o jawne deklaracje.
Pani tak tego nie ustawiła. Zarzuciłem Pani seksizm (ok., nieco prowokacyjnie), bo takie ustawianie problemu, takie skupianie się na wycinku, rodzi reakcje seksistowskie.
A problem jest zbyt poważny, aby zbywać go pyskówką lub jajecznicą.
Rozmowa z Panią jest czystą przyjemnością (być może ze względu na Pani zgodliwość) więc może skorzystam jeszcze z tej możliwości, jaką mi Pani daje zajmując się poważnie, poważnymi sprawami
Pozdrawiam w tym duchu
yayco -- 23.11.2008 - 15:21