Transpotting to komedia a Requiem dramat, cha ! lepiej jak opowiadać o narkotykach na śmieszno czy straszno? wydaje mi sie ten ostatni jest ciekawszy formalnie. W kinie amerykańskim często bardzi pustym i wręcz głupim możemy podziwiać wyjątkową sprawnośc warsztatową. Jedno zdarzenie dziesięć ujęć i każe z innej strony. Wbrew naszej percepcji nawet. Warto przeciwsatwić sobie dwa filmy o podobnym temacie jak “Niebo nad Berlinem” Wendersa i “Miasto Aniołów” czy jak tam się nazywał ten amerykański odpowiednik. Zupełnie odmienne sposoby opowiadania. “NIkita” Bessona który infantylnieje z filmu na film,( Angeli nie da sie wprost oglądać tak jest kreślona gruba kreską aż strach) to też troche inne kino niż jej kulawy odpowiednik “Kryptonim NIna”. Juz za sam tyuł powinni dostac w mordę. Amerykanie potrafią opowaidać bajki i to tak że się w nie wierzy ale są to ich bajki. Natomiast przykład Polskiego “Wiedżmina” pokazuje że można spieprzyć nawet bardzo filmowy temat jak się bardzo chce.( I to nie przez brak silikonowych smoków) Amerykanie maja rzekłbym młodą duszę, pewnych rzeczy po prostu nie zrozumieją i w ich ujęciu wyjdzie to pretensjonalnie. Outsiderzy na obrzeżach kina opowiadają o amerykańskiej podrózy i amerykańskim zagubieniu. Czy “Truposz” mógłby dziać się gdziekolwiek indziej, z tymi odwołaniami do Huckelberry Fina i mitu dzikiego zachodu?? Jasne posługuję się stereotypami, warto jednak posłużyć sie wyobrażnia jak by wyglądał taki “Powrót” Zvagintseva kręcony w Hoolywood?
Przecież Helikopter w Ogniu kręcony przez europejczyka wyszedłby jakoś tak zbyt gorzko.
...
Transpotting to komedia a Requiem dramat, cha ! lepiej jak opowiadać o narkotykach na śmieszno czy straszno? wydaje mi sie ten ostatni jest ciekawszy formalnie. W kinie amerykańskim często bardzi pustym i wręcz głupim możemy podziwiać wyjątkową sprawnośc warsztatową. Jedno zdarzenie dziesięć ujęć i każe z innej strony. Wbrew naszej percepcji nawet. Warto przeciwsatwić sobie dwa filmy o podobnym temacie jak “Niebo nad Berlinem” Wendersa i “Miasto Aniołów” czy jak tam się nazywał ten amerykański odpowiednik. Zupełnie odmienne sposoby opowiadania. “NIkita” Bessona który infantylnieje z filmu na film,( Angeli nie da sie wprost oglądać tak jest kreślona gruba kreską aż strach) to też troche inne kino niż jej kulawy odpowiednik “Kryptonim NIna”. Juz za sam tyuł powinni dostac w mordę. Amerykanie potrafią opowaidać bajki i to tak że się w nie wierzy ale są to ich bajki. Natomiast przykład Polskiego “Wiedżmina” pokazuje że można spieprzyć nawet bardzo filmowy temat jak się bardzo chce.( I to nie przez brak silikonowych smoków) Amerykanie maja rzekłbym młodą duszę, pewnych rzeczy po prostu nie zrozumieją i w ich ujęciu wyjdzie to pretensjonalnie. Outsiderzy na obrzeżach kina opowiadają o amerykańskiej podrózy i amerykańskim zagubieniu. Czy “Truposz” mógłby dziać się gdziekolwiek indziej, z tymi odwołaniami do Huckelberry Fina i mitu dzikiego zachodu?? Jasne posługuję się stereotypami, warto jednak posłużyć sie wyobrażnia jak by wyglądał taki “Powrót” Zvagintseva kręcony w Hoolywood?
ernestto -- 17.02.2009 - 19:38Przecież Helikopter w Ogniu kręcony przez europejczyka wyszedłby jakoś tak zbyt gorzko.