Kończyny opadają, kiedy czytam Pańskie wywody/dowody/“ARGUMENTY przeciw antyewolucyjnej probabilistyce”.
Lektura słów:
Chodzi o to, że dajmy na to Hoyle oblicza np. prawdopodobieństwa ułożenia się genów akurat tak, że kodują hemoglobinę. I wychodzi mu mała liczba. A powinien raczej liczyć nie prawdopodobieństwo powstania tego akurat białka, lecz wszystkich możliwych cząsteczek zdolnych do skutecznej realizacji funkcji oddechowych – wśród których hemoglobina jest jedynie jedną z możliwości.
jest niezapomnianym doświadczeniem. :)
Oto Pan Szczęsny, mówi, że Hoyle nie powinien swoich “rachunków” odnosić do tego co chciał, tylko do tego, co Pan Szczęsny mu wskaże. To, bardzo mocny argument. Bardzo. :)
Ten “argument” utwierdza mnie również w przekonaniu, że nie czytał Pan “Matematyki ewolucji”, co zupełnie nie przeszkadza Panu polemizować ex catedra tymi “herezjami”. :)
Na Pański postulat liczenia prawdopodobieństwa powstania “wszystkich możliwych cząsteczek zdolnych do skutecznej realizacji funkcji oddechowych” odpowiem zatem słowami samego Hoyla:
Prawdopodobieństwo powstania choćby jednego z polimerów żywych organizmów przez przypadek jest takie samo jak prawdopodobieństwo, że całkowicie wypełniający przestrzeń Układu Słonecznego niewidomi, obracający w rękach kostkę Rubika, ułożą ją prawidłowo i równocześnie.
Niestety, na nic więcej chwilowo mnie stać bowiem oczekuję na dostawę “Matematyki ewolucji” a nie zwykłam wygłaszać (jak Pan) “prawd objawionych” bez zapoznania się z tekstem źródłowym. Taka już ułomna jestem, przepraszam. :)
Na argument z “trzmiela” odpowiem “roślinami kwiatowymi”, które niewątpliwie istnieją a nikt (włączając w to Darwina) nie potrafi wyjaśnić fenomenu ich powstania. Czy podanie tego przykładu świadczy o tym, że jestem kreacjonistką?
O tak, to taki sam dowód na mój “kreacjonizm” jak wszystkie powyższe przedstawione przez Pana, “dowodzące” wyznawania kreacjonizmu przez wymienionych w tekście matematyków. :)
Ło matko!
Kończyny opadają, kiedy czytam Pańskie wywody/dowody/“ARGUMENTY przeciw antyewolucyjnej probabilistyce”.
Lektura słów:
Chodzi o to, że dajmy na to Hoyle oblicza np. prawdopodobieństwa ułożenia się genów akurat tak, że kodują hemoglobinę. I wychodzi mu mała liczba. A powinien raczej liczyć nie prawdopodobieństwo powstania tego akurat białka, lecz wszystkich możliwych cząsteczek zdolnych do skutecznej realizacji funkcji oddechowych – wśród których hemoglobina jest jedynie jedną z możliwości.
jest niezapomnianym doświadczeniem. :)
Oto Pan Szczęsny, mówi, że Hoyle nie powinien swoich “rachunków” odnosić do tego co chciał, tylko do tego, co Pan Szczęsny mu wskaże. To, bardzo mocny argument. Bardzo. :)
Ten “argument” utwierdza mnie również w przekonaniu, że nie czytał Pan “Matematyki ewolucji”, co zupełnie nie przeszkadza Panu polemizować ex catedra tymi “herezjami”. :)
Na Pański postulat liczenia prawdopodobieństwa powstania “wszystkich możliwych cząsteczek zdolnych do skutecznej realizacji funkcji oddechowych” odpowiem zatem słowami samego Hoyla:
Prawdopodobieństwo powstania choćby jednego z polimerów żywych organizmów przez przypadek jest takie samo jak prawdopodobieństwo, że całkowicie wypełniający przestrzeń Układu Słonecznego niewidomi, obracający w rękach kostkę Rubika, ułożą ją prawidłowo i równocześnie.
Niestety, na nic więcej chwilowo mnie stać bowiem oczekuję na dostawę “Matematyki ewolucji” a nie zwykłam wygłaszać (jak Pan) “prawd objawionych” bez zapoznania się z tekstem źródłowym. Taka już ułomna jestem, przepraszam. :)
Na argument z “trzmiela” odpowiem “roślinami kwiatowymi”, które niewątpliwie istnieją a nikt (włączając w to Darwina) nie potrafi wyjaśnić fenomenu ich powstania. Czy podanie tego przykładu świadczy o tym, że jestem kreacjonistką?
O tak, to taki sam dowód na mój “kreacjonizm” jak wszystkie powyższe przedstawione przez Pana, “dowodzące” wyznawania kreacjonizmu przez wymienionych w tekście matematyków. :)
Pozdrowionka.
Magia -- 01.11.2009 - 13:49