“Moriamur pro quod credis!” Wspomnienie

Tysiąc i dziesięć lat, i jeszcze jeden rok upłynął od owego strasznego czynu, bowiem to rankiem 23 kwietnia AD 997, w Świętym Gaju nieopodal dzisiejszego Pasłęka, Prus imieniem Sicco zabił uderzeniem włóczni misjonarza Wojciecha, byłego biskupa praskiego i członka benedyktyńskiej wspólnoty.
Sławny męczennik przyszedł na świat zaledwie czterdzieści lat wcześniej, w znamienitej rodzinie Sławników, spokrewnionych z Przemyślidami. Ród to był potężny, a senior jego, pamiętający samodzielne władanie sporą częścią Czech, nie odsuwał od siebie myśli o sięgnięciu po książęcy diadem.
Bierzmowany imieniem Adalbertus, tylko pod tym imieniem znany jest na zachodzie.
Imię to stało się później łacińskim odpowiednikiem Wojciecha, choć wcześniej nie stało z nim w żadnym związku entymologicznym.

Gdyby nie ciężka choroba przebyta w dzieciństwie, sposobiono by go pewnie do stanu rycerskiego,- w podzięce za wyzdrowienie ofiarowano go Bogu.
W wieku lat szesnastu wysłany do Magdeburga, odebrał bardzo staranne wykształcenie. Musiał być człowiekiem wielkiego formatu, bowiem w rok po otrzymaniu święceń kapłańskich, mimo, że nie osiągnął wieku episkopalnego 30 lat, na zjeździe w Levym Hradcu, przy udziale księcia Bolesława II i możnowładców czeskich, wybrano go na biskupa praskiego. Co inwestyturą potwierdził 3 czerwca 983 roku cesarz Otton II.
„(….)młody biskup wszedł do Pragi z pokorą i boso. I taki był jego późniejszy trud pasterski : „na gołej ziemi noce przepędzał, pod głowę kładł kamień, do towarzystwa domowego miał tylko brata Gaudentego i niemowę, on sam trzeci”.
Bezkompromisowość w walce z nieprawościami doprowadziła rychło do konfliktów z wpływowymi grzesznikami diecezji, co skłoniło młodego duszpasterza do rezygnacji z funkcji i złożenia pastorału w ręce papieskie w roku 989. Po dwuletnim pobycie w klasztorze Monte Cassino, przeniósł się do Rzymu i osiadł we wspólnocie benedyktyńskiej na Awentynie.

Poproszony powtórnie o objęcie biskupstwa praskiego udaje się w 992 roku na powrót do ojczyzny, jednak wytrwał tam tylko dwa lata. Jego wyjazd ze stolicy zbiegł się z wymordowaniem prawie całej rodziny, którą to rzeź zainicjował Książe Bolesław, posłużywszy się rodem Wrszowców. Wojciech odmawia powrotu mimo nakazu biskupa Moguncji. Ułaskawiony przez papieża Grzegorza V zatrzymuje się na dworze młodziutkiego Ottona III. Dano mu do wyboru :powrót do Pragi lub pracę misyjną. Wybiera to drugie, i po licznych pielgrzymkach do miejsc świętych, z dworu cesarskiego przez Węgry udaje się do Gniezna. Tradycja głosi, że to właśnie Wojciech ochrzcił Vajka, syna Gezy, na chrzcie przezywając go Stefanem. Jako król węgierski stał się najsławniejszym madziarskim monarchą, uznanym po śmierci za świętego.

W Gnieźnie doszło do rodzinnego spotkania, bowiem na dworze Bolesława I Chrobrego przebywał ocalały z rzezi wygnaniec, brat Wojciecha, Sobiebor, teraz piastowski lennik, i drugi brat przyrodni Radzim, także benedyktyn.
Chrystianizacja Wieletów, których język i obyczaje biskup znał dobrze, okazała się z politycznych względów niemożliwa, zatem Książe Bolesław Chrobry, który w dalekosiężnych planach zamierzał poszerzyć panowanie na całe dorzecze Wisły namówił praskiego biskupa na próbę nawrócenia Prusów.
Dokonawszy chrztu Gdańska, po ścięciu świętego dębu przeprawił się Wojciech, w towarzystwie młodszego brata Radzima, oraz Bogusza, również duchownego, na ziemie pruskie. Nie zostali tam przyjęci przychylnie. Nie znali języka ni obyczajów, a lud ten objawiał aż do tragicznego końca niezwykłe przywiązanie do religii przodków, i niechęć do zmian. Wojciech przez tłumacza przemówił do tubylców w te słowa:

“Z pochodzenia jestem Słowianinem. Nazywam się Adalbert, z powołania zakonnik; niegdyś wyświęcony na biskupa, teraz z obowiązku jestem waszym apostołem. Przyczyną naszej [tu] podróży jest wasze zbawienie, abyście – porzuciwszy głuche i nieme bałwany – uznali Stwórcę naszego, który jest jedynym Bogiem i poza którym nie ma innego boga; abyście, wierząc w imię Jego, mieli życie i zasłużyli na zażywanie w nagrodę niebiańskich rozkoszy w wiecznych przybytkach. Żywot św.Wojciecha
Jednakże zgromadzenie nakazało im natychmiastowe opuszczenie ziem Prusów.
Nas i cały ten kraj na którego krańcach my mieszkamy, obowiązuje wspólne prawo i jeden sposób życia; wy zaś, którzy rządzicie się innym i nieznanym prawem, jeśli tej nocy nie pójdziecie, jutro zostaniecie ścięci – z kroniki Vita I Jana Kanapariusza”
Niezrażony wrogim przyjęciem Wojciech odprawił mszę w Świętym Gaju, co doprowadziło do tragedii. Sprowadzeni przez kapłana strażnicy zaskoczyli misjonarzy, a Sicco, któremu Polanie zabili brata, włócznią przebił Wojciecha. Głowę wbito na pal, a ciało porzucono.
Jakiś nawrócony Pomorzanin zdjął potajemnie głowę i przewiózł do Gniezna. Szacowne zwłoki Książe Chrobry wykupił za cenę złota i pochował w katedrze gnieźnieńskiej.
Śmierć misjonarza wywołała w chrześcijańskim świecie potężny wstrząs, co sprzyjało szybkiemu procesowi kanonizacji. Wojciech uznany został przez Kościół za świętego już w 999 roku.

Wyniesienie na ołtarze w czasie pontyfikatu Sylwestra II (999 – 1003) miało dla młodego państwa polskiego ogromne znaczenie religijne i polityczne. Gniezno stało się jednym z centrów pielgrzymkowych zachodniego chrześcijaństwa i równocześnie kult ten przyśpieszył całkowite usamodzielnienie się Kościoła polskiego, który w 999 roku posiadł własnego metropolitę. Arcybiskupem gnieźnieńskim został brat św. Wojciecha, Radzim, znany na zachodzie jako Gaudenty.
Zgodnie z obyczajowością religijną tamtych czasów nie dane było relikwiom męczennika spoczywać w pokoju. W roku 1000 do grobu Wojciecha przybywa cesarz Otton III z nadzieją przewiezienia zwłok do Akwizgranu. Musiał zadowolić się ramieniem, którego część pochowano na wyspie na Tybrze, w kościele pod wezwaniem świętego.
W roku 1038 Brzetysław Czeski najechał Polskę, zabierając relikwie zarówno Wojciecha jak i Gaudentego. Do dzisiaj spoczywają pod posadzką praskiej katedry św.Wita.

W roku 1928 rzymskie relikwie świętego przekazano Polsce, ale i w XX wieku nie zaznały spokoju. W marcu 1986 wandale skradli srebrny relikwiarz wykonany przez holenderskiego złotnika Petera von der Renena w roku 1662, i usiłowali go przetopić.

„W roku 1999 staraniem księdza kanonika Zbigniewa Łuczaka z kapituły łęczyckiej, część gnieźnieńskich relikwii trafiła do kolegiaty w Tumie koło Łęczycy, stojącej w miejscu, gdzie według późnej tradycji, która nie ma pokrycia w źródłach historycznych miano za sprawą św. Wojciecha i Bolesława Chrobrego ustanowić pierwsze w Polsce opactwo benedyktynów.”
“Jako człowiek Kościoła św. Wojciech zawsze zachowywał niezależność w niestrudzonej obronie ludzkiej godności i podnoszeniu poziomu życia społecznego.
Z duchową głębią doświadczenia monastycznego podejmował służbę ubogim. Wszystkie te przymioty osobowości św. Wojciecha sprawiają, że jest on natchnieniem dla tych,
którzy dziś pracują nad zbudowaniem nowej Europy, z uwzględnieniem jej korzeni kulturowych i religijnych” –
stwierdził papież Jan Paweł II przemawiając w Gnieźnie z okazji
1000-lecia męczeńskiej śmierci patrona Polski.

23 kwietnia od wieków wyznacza początek najważniejszego wydarzenia dla górskich gospodarzy. Corocznie, z dniem świętego Wojciecha rusza na hale redyk, aby tradycyjnie trwać do świętego Michała, do 29 września.
Jest to także dzień imienin wszystkich, którym na chrzcie dano na imię Wojciech. Oraz Jerzy.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Tak na zdrowy rozum

Jeżeli śmierć św. Wojciecha nałożymy na ówczesne zwyczaje i np tragiczny los, jaki spotkał cały ród Sławnikowców ( politycznie ciążący do Polski ) albo to, że Prusowie składali ofiary z ludzi, to Wojciech miał śmierć, jaka wtedy spotykana była często.

Jeżeli nałożymy ją na dzisiejsze zwyczaje, gdzie pochylamy się z troską nad lokalnymi kulturami z ich dziwactwami czy odmiennościami, to Wojciech jest arogantem i przestępcą łamiącym lokalne prawo i obyczaje.

Dlaczego przekonuje mnie odrzucenie kultu świętych przez protestantów?
Igła


Igła

Ciekawe spostrzeżenie. Na pewno z dzisiejszego punktu widzenia tak oceniać się nie da, a smierć Wojciecha nałożyła się na polityczne potrzeby ówczesnych suwerenów. Nawracanie było równoznaczne z poszerzaniem wpływów. Zyskiwał na tym i Chrobry i jego zwierzchnik cesarz. Chcę wierzyć, że czynili to Ad maiorem Dei gloriam, ale z samą wiarą neoficcy Polanie daleko by nie zaszli. Posiadanie relikwii swiętego dawało miastom splendor i zyski z pątników, co leżało u podłoża dość makabrycznego zwyczaju pośmiertnego ćwiartowania kanonizowanych osób.
Ci którzy wierzyli żarliwie, często kończyli jak Adalbertus. Otrzymywali swoją nagrodę po śmierci. Ich mocodawcy zyski liczyli już za życia.

Pozdrawiam!

tarantula


Jawi się chyba konstatacja,

że prawość nie znajduje nagrody na tym padole łez. Od zawsze.


Subskrybuj zawartość