właśnie to, co sobie nazwałem na prywatny użytek literaturą interaktywną lub wcześniej literaturą nieistniejącą w sensie pojęć dawnych, czyli prezentowanej na innych nośnikach niż papier albo w ogóle funkcjonującej bez nośników w sensie tradycyjnym (bo jednak jakiś nośnik czyli net istnieje).
Prezentowane na tej platformie teksty (w tym również komentarze jako najmniejsza – w sensie objętościowym – forma prezentacji fabuły) pozwalają już na inny niż wspomniane przeze mnie uprzednio odcinki seriali udział czytelnika w konsumpcji literatury. Pewne próby czyni się już gdzieś w świecie kontynuując opowiadana w serialu historię według wyników głosowania widzów. Ale to jednak nie to samo, a poza tym trochę prymitywne. Moim zdaniem.
Natomiast podpięcie tej formy pod internet powoduje całkiem inne i – znowu moim zdaniem – ciekawe efekty. W przeciwieństwie do wspomnianych powyżej eksperymentów, gdzie jednak twórcami sa nadal scenarzyści, w przypadku choćby tego, co sie dzieje na txt (czy u Pana) kierunek rozwoju fabuły jest jednak nieprzewidywalny. Cała historia może także umrzeć śmiercią naturalna, jeśli jej współtwórcy straca zainteresowanie tematem.
Poza tym istnieje jeszcze jeden ciekawy aspekt tej literatury interaktywnej, mianowicie wagę traci tak naprawdę kwestia realności poszczególnych uczestników tego happeningu. Podobnie zresztą jak w przypadku literatury tradycyjnej, bo przecież nikt nie zastanawia się na realnością bohaterów opowieści choćby Grassa, a konfrontuje ze swoją wyobraźnią problemy, z jakimi się oni stykają. Lub sposób ich postępowania.
I tak całkiem realni ludzie tworzą nadrealny świat, posługując się narzędziami ze świata realnego. Co często prowadzi do różnych spięć. Być może właśnie z powodu narzędzi czy sposobu posługiwania się nimi. Ale to może z kolei wynikać z przyzwyczajeń, zwanych niekiedy tradycją.
Bo to jest, Panie Yayco,
właśnie to, co sobie nazwałem na prywatny użytek literaturą interaktywną lub wcześniej literaturą nieistniejącą w sensie pojęć dawnych, czyli prezentowanej na innych nośnikach niż papier albo w ogóle funkcjonującej bez nośników w sensie tradycyjnym (bo jednak jakiś nośnik czyli net istnieje).
Prezentowane na tej platformie teksty (w tym również komentarze jako najmniejsza – w sensie objętościowym – forma prezentacji fabuły) pozwalają już na inny niż wspomniane przeze mnie uprzednio odcinki seriali udział czytelnika w konsumpcji literatury. Pewne próby czyni się już gdzieś w świecie kontynuując opowiadana w serialu historię według wyników głosowania widzów. Ale to jednak nie to samo, a poza tym trochę prymitywne. Moim zdaniem.
Natomiast podpięcie tej formy pod internet powoduje całkiem inne i – znowu moim zdaniem – ciekawe efekty. W przeciwieństwie do wspomnianych powyżej eksperymentów, gdzie jednak twórcami sa nadal scenarzyści, w przypadku choćby tego, co sie dzieje na txt (czy u Pana) kierunek rozwoju fabuły jest jednak nieprzewidywalny. Cała historia może także umrzeć śmiercią naturalna, jeśli jej współtwórcy straca zainteresowanie tematem.
Poza tym istnieje jeszcze jeden ciekawy aspekt tej literatury interaktywnej, mianowicie wagę traci tak naprawdę kwestia realności poszczególnych uczestników tego happeningu. Podobnie zresztą jak w przypadku literatury tradycyjnej, bo przecież nikt nie zastanawia się na realnością bohaterów opowieści choćby Grassa, a konfrontuje ze swoją wyobraźnią problemy, z jakimi się oni stykają. Lub sposób ich postępowania.
I tak całkiem realni ludzie tworzą nadrealny świat, posługując się narzędziami ze świata realnego. Co często prowadzi do różnych spięć. Być może właśnie z powodu narzędzi czy sposobu posługiwania się nimi. Ale to może z kolei wynikać z przyzwyczajeń, zwanych niekiedy tradycją.
Pozdrawiam przepraszając za gadulstwo
Lorenzo -- 29.10.2008 - 10:57