cytacik byl z Connelly’ego, “City of bones”. Cala scena byla zresztą przezabawna, bo chodzilo o to, że panią koroner cierpiącą na klaustrofobię jeden spryciarz w toitoice zablokowal przy użyciu resztówki z obiadu. A oberwalo się oczywiście wybawcy :)
Co do pozwoleń na broń, to nie chcę się wymądrzać, bo moja wiedza na ten temat pochodzi z wybitnie stronniczego źródla, konkretnie artykulu Wita Wyrostkiewicza pod uroczym tytulem “Broń jest dla ludzi”. Jasne, wszystko jest dla ludzi, lącznie z heroiną, ale ja tam nie jestem zwolenniczką niczym nieograniczonej wolności, bo to jest utopia.
Poza wszystkim, stoi mi w oczach jedna scena z dzieciństwa, jak mój dziadek, major LWP, przyszedl kiedyś do nas na obiad i nagle ni z gruszki ni z pietruszki zacząl spluwą przy stole wymachiwać. Mój ojciec się wtedy wkurzyl i podobno teść się po schodach poturlal.
Grzesiu,
cytacik byl z Connelly’ego, “City of bones”. Cala scena byla zresztą przezabawna, bo chodzilo o to, że panią koroner cierpiącą na klaustrofobię jeden spryciarz w toitoice zablokowal przy użyciu resztówki z obiadu. A oberwalo się oczywiście wybawcy :)
Co do pozwoleń na broń, to nie chcę się wymądrzać, bo moja wiedza na ten temat pochodzi z wybitnie stronniczego źródla, konkretnie artykulu Wita Wyrostkiewicza pod uroczym tytulem “Broń jest dla ludzi”. Jasne, wszystko jest dla ludzi, lącznie z heroiną, ale ja tam nie jestem zwolenniczką niczym nieograniczonej wolności, bo to jest utopia.
Poza wszystkim, stoi mi w oczach jedna scena z dzieciństwa, jak mój dziadek, major LWP, przyszedl kiedyś do nas na obiad i nagle ni z gruszki ni z pietruszki zacząl spluwą przy stole wymachiwać. Mój ojciec się wtedy wkurzyl i podobno teść się po schodach poturlal.
pozdrawiam