z niepokojem dostrzegam u siebie pierwsze symptomy manii prześladowczej.
Było tak:
Wczoraj wieczorem moja piękna pociągnęła mnie za rączkę w szampańskie towarzystwo.
A tam moją uwagę przykuł, bacznie przypatrujący się nam, całkiem postawny gostek.
Z początku specjalnie nie byłem zaniepokojony, bo yassowa (jak zawsze) wyglądała olśniewająco.
“No nie…znowu jakiś adorator” pomyślałem nawet.
Ale nie, gość wyraźnie wodził wzrokiem ZA MNĄ!
Tak natarczywie, że aż spytałem znajomych; kto zacz? Homek jakiś czy co?
Trochę się zbulwersowałem, gdy okazało się że i owszem, a do tego archeolog.
Kto to zapowiadał dziś na TXT, ze udaje się w ciekawsze miejsce…hmm…kto?
Czyż nie był to amator szampańskich zabaw, Xipe?
Czyżby jego słowo miało się za chwilę zmaterializować?
Red alert!
Ryj w niebezpieczeństwie…natychmiast wysłać wsparcie…
Niewesoło…
Na wszelki wypadek spytałem żonę, czy nie zwracała się dziś do mnie per yasso, jak to ma czasami w swym wesołym zwyczaju.
Gdy okazało się, że nie, odważnie udałem się na rekonesans w kierunku nieznajomego.
Zabierając ze sobą flaszkę wina.
Tym razem jednak kryterium przydatności była nie jej zawartość, a masywność szklanego opakowania.
Dzięki mojej odważnej determinacji szybko się wyjaśniło, że z tajemniczym, miałem już okoliczności zawodowe kilka lat temu, a jego zdrowe poglądy, choć niezupełnie “zamiast liści”, są dobrym prognostykiem naszych dalszych kontaktów.
Jednak wiem, że rok, dwa lata temu, podobny, niewinny zdać by się mogło, początek miało kilka klinicznych dziś przypadków.
Pomyślałem sobie, co by było gdybym godnie się oddalił zamiast wyjaśnić sprawę do końca?
Nie jestem wcale, jak mi się czasami przypisuje, blogerem aż tak mitycznego heroizmu, choć, z drugiej strony, nie jestem też bobrem na cykoriowej diecie.
Pamiętam jak onegdaj blogera Mireksa na poznańskiej ulicy, zewsząd otaczały nienawistne spojrzenia pisów (tak jak pamiętam innego, który w każdej budce warzywnej widział wiszący Eisernes Kreuz).
Pamiętam też jak Pani Renata zamierzała o swych urojeniach powiadomić prokuraturę Rejonową Kraków Krowodrza.
Wtedy na czas nie podjęto odpowiedniej terapii.
Dziś jesteśmy świadkami tego zaniedbania.
Lepiej zapobiegać, niż leczyć ... prawda?
Nie chciałbym, żeby mnie dotknęło podobne nieszczęście.
Jestem jeszcze młody, mam kochającą żonę i dziatki nieletnie także…
Szanowna Pani Doktór,
z niepokojem dostrzegam u siebie pierwsze symptomy manii prześladowczej.
Było tak:
Wczoraj wieczorem moja piękna pociągnęła mnie za rączkę w szampańskie towarzystwo.
A tam moją uwagę przykuł, bacznie przypatrujący się nam, całkiem postawny gostek.
Z początku specjalnie nie byłem zaniepokojony, bo yassowa (jak zawsze) wyglądała olśniewająco.
“No nie…znowu jakiś adorator” pomyślałem nawet.
Ale nie, gość wyraźnie wodził wzrokiem ZA MNĄ!
Tak natarczywie, że aż spytałem znajomych; kto zacz? Homek jakiś czy co?
Trochę się zbulwersowałem, gdy okazało się że i owszem, a do tego archeolog.
Kto to zapowiadał dziś na TXT, ze udaje się w ciekawsze miejsce…hmm…kto?
Czyż nie był to amator szampańskich zabaw, Xipe?
Czyżby jego słowo miało się za chwilę zmaterializować?
Red alert!
Ryj w niebezpieczeństwie…natychmiast wysłać wsparcie…
Niewesoło…
Na wszelki wypadek spytałem żonę, czy nie zwracała się dziś do mnie per yasso, jak to ma czasami w swym wesołym zwyczaju.
Gdy okazało się, że nie, odważnie udałem się na rekonesans w kierunku nieznajomego.
Zabierając ze sobą flaszkę wina.
Tym razem jednak kryterium przydatności była nie jej zawartość, a masywność szklanego opakowania.
Dzięki mojej odważnej determinacji szybko się wyjaśniło, że z tajemniczym, miałem już okoliczności zawodowe kilka lat temu, a jego zdrowe poglądy, choć niezupełnie “zamiast liści”, są dobrym prognostykiem naszych dalszych kontaktów.
Jednak wiem, że rok, dwa lata temu, podobny, niewinny zdać by się mogło, początek miało kilka klinicznych dziś przypadków.
Pomyślałem sobie, co by było gdybym godnie się oddalił zamiast wyjaśnić sprawę do końca?
Nie jestem wcale, jak mi się czasami przypisuje, blogerem aż tak mitycznego heroizmu, choć, z drugiej strony, nie jestem też bobrem na cykoriowej diecie.
Pamiętam jak onegdaj blogera Mireksa na poznańskiej ulicy, zewsząd otaczały nienawistne spojrzenia pisów (tak jak pamiętam innego, który w każdej budce warzywnej widział wiszący Eisernes Kreuz).
Pamiętam też jak Pani Renata zamierzała o swych urojeniach powiadomić prokuraturę Rejonową Kraków Krowodrza.
Wtedy na czas nie podjęto odpowiedniej terapii.
Dziś jesteśmy świadkami tego zaniedbania.
Lepiej zapobiegać, niż leczyć ... prawda?
Nie chciałbym, żeby mnie dotknęło podobne nieszczęście.
Jestem jeszcze młody, mam kochającą żonę i dziatki nieletnie także…
Co robić, Pani Doktór? Co ja mam robić?
yassa -- 07.02.2010 - 14:44