Eluanowy pretekst

Tagi:

 

Zygota to człowiek, embrion to dzidziuś, aborcja to zabójstwo, a wyłączenie aparatury sztucznie podtrzymującej przez siedemnaście lat funkcjonowanie organów kobiety po śmierci klinicznej to morderstwo. Do takiego zafałszowania rzeczywistości oraz lingwistycznych popisów chrześcijańskich dogmatyków można się przyzwyczaić czytając ultrakatolicką prasę. Tymczasem już nie tylko Rzeczpospolita i Nasz Dziennik piszą o zabójstwie, ale nawet w centrowym Dzienniku pojawia się opinia mówiąca o „morderstwie na oczach całego świata”. Nie ma możliwości kompromisu bo tu chodzi o fundamentalne prawo do życia, które kompromisowi nie podlega – tak w skrócie można streścić myśl przewodnią katolickiego publicysty, który de facto ucina jakąkolwiek dyskusje. Osobista tragedia zostaje z premedytacją wykorzystana do narzucenia religijno-dogmatycznego kontekstu na rzeczywistość i próbie ograniczenia wolnej woli niekatolików, ateistów, agnostyków, innych obywateli, którzy przecież należą do „cywilizacji śmierci” i są przeciw „cywilizacji życia” – bo tylko takie rozróżnienie tu istnieje. Komentator zwiększa ideologiczną prędkość, wrzucając do jednego worka eugenikę niepełnosprawnych, Holokaust, aborcję i eutanazję; nieformalnie i nie wprost nazywając nazistą każdego kto ma odmienne zdanie. Czyli w jakąkolwiek dyskusje z kościołowym publicystą wdawać się nie mogę, bo uważam, że życie to coś więcej niż metabolizm i zdolność do fotosyntezy, to coś więcej niż zapłodniona komórka; to czujący, świadomy człowiek, któremu choćby w minimalnym stopniu funkcjonuje mózg! A więc z religijnego piedestału zostaje zrównany ze zbrodniarzem i hitlerowcem, podludziem z którym się nie dyskutuje, tylko osądza. Jednak odwracając tą niekomfortową sytuację: czy jest możliwy merytoryczny dialog z katolikiem, który nie jest w stanie wyrwać się ze swoich dogmatycznych, kanonicznych pojęć i posługiwać się językiem świeckim, nie rozszerzającym do granic możliwości pojęcia życie? Czy jest w stanie wyjść poza egocentryczny “religiocentryzm” i zrozumieć wreszcie, że w obywatelskim społeczeństwie dekalog i chrześcijaństwo nie jest jedynym źródłem wartości i zasad?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Autorze,

trochę motasz.
W przypadku Eulany to nie była śmierć kliniczna lecz śpiaczka.

Dalej, twoja definicja zycia, gdyby ją przyjąć, (to czujący, świadomy człowiek, któremu choćby w minimalnym stopniu funkcjonuje mózg), trzeba by z niej wyłączyć psychicznie chorych, upośledzonych, noworodki czy w ogóle dzieci.

Dalej ludzi w śpiączce czy mających choroby niektóre pewnie też.

A i mam wrażenie, że jak ktoś jest w śpiączce, to mózg mu funkcjonuje.

W ogóle to jest sprawa, w której nie ma łatwych recept i ideologiczne napierdalanki z obojętnie której strony lekko niesmaczne są.
Moim zdaniem.

A w ogóle polcem ilm “Porozmawiaj z nią”.

pzdr


re: Eulanowy pretekst

Zarówno chorym psychicznie, noworodkom, uspośledzonym, funkcjonuje mózg. Chociażby procesy poznawcze, nawet jeżeli nie ma realnej świadomości i kontaktu z rzeczywistością. Zakładadając jednak, że Eualana żyła przez te 17 lat, pytanie czy chciałaby tak żyć? Jeżeli nie ma szans na wyleczenie, a choroba skazuje człowieka na roślinną wegetację, jakieś “antyżycie”? Sąd Najwyższy stwierdził, że Eulana zapewne nie chciałaby żyć jak człowiek roślina i zezwolił ojcu na przerwanie karmienia.
A co do napierdalanki? To przede wszystkim wściekli katolicy zrobili prawdziwe piekło ojcu dziewczyny (podobnie jak u nas 14 letniej Agacie) już nie wspomnę o groźbie ekskomuniki o której wspominają watykańscy biskupi, zapaleniu świateł na Koloseum w ramach żałoby i całej szopki jaką urządził Berlusconi.


Elfridzie, to fakt,

ale w twojej definicji jest “czujący, świadomy człowiek” i to trochę za dużo moim zdaniem.
Zresztą wkurza mnie określanie komuś ile ma żyć, zarówno jeśli chodzi o skracanie jak i na siłę wydłużanie tego życia.

Ja jako zwolennik eutanazji i prawa do samobójstwa uważam, że jeżeli np. była fundacja, która zechciałaby się zająć Eluaną (bo jak wiemy, ojciec nie chciał), nie powinno się jej zabijać.

Chyba że było gdzieś oświadczernie, w którym wyrażała na to zgodę.
Bo teraz nie mogła.

Wiesz, dla mnie najistotniejsza w tych sprawach jest wolność i możliwość podjęcia własnej decyzji.

Dlatego jestem za eutanazją, a przeciw aborcji.
I rozgraniczam te dwie sprawy.

P.S. A że w dyskusji jest pełno manipulacji, nienawiści, łatwych recept i czego tam jeszcze po stronie “obrońców zycia” to ja wiem, ale jakie to ma znaczenie?
Mnie walka ideologiczna nie interesuje…


Eulana była ładna

To znaczy, można było pokazać zdjęcia roześmianej, atrakcyjnej dziewczyny, którą na pierwszy rzut oka każdy lubi. I dlatego użyto jej do awantury.

Gdyby była schorowaną staruszką nikt by się nie zainteresował, że została odłączona, a i personel by się pewnie nie ociągał przez 17 lat.

Koleżanka z pracy dziś mi powiedziała, że tak postąpiono z jej babcią. Jednego dnia wieczorem wyszli od niej z oddziału, drugiego dnia przyszli — i jej już nie było.
Pytanie co się stało — odłączono ją od aparatury podtrzymującej życie. Przecież była stara.
Tu, u nas, w kraju ogarniętym przez klerofaszyzm, według nomenklatury sojuszników autora.

Mimo, żem katol i powinienem teoretycznie stać z transparentem “mordercy Eulany” czy jakoś tak, mam mieszane uczucia.

Sęk w tym, że postęp medycyny stawia nas wobec wyborów, które dotąd były poza naszym zasięgiem.

Dyskusja czy zygota ma duszę i prawa ludzkie miała zasięg marginalny, póki nie mieliśmy w ręku technologii łatwego usuwania ciąży w każdej fazie. Dyskusja, co i przez ile lat musi w człowieku nie działać, by uznać go za nieżywego, była bez sensu zaledwie kilka dziesięcioleci wstecz.

Życie i śmierć jeszcze niedawno były po prostu poza naszą władzą.

Z tą nową sytuacją trzeba się jakoś uporać.
A sama intuicja — zawodzi. Bo intuicja wykształca się przez stulecia doświadczeń. Tylko że takich doświadczeń dotąd nie było.

Jednego jestem pewien: groteskowa sytuacja, gdy w tej samej klinice ratuje się pięciomiesięcznego wcześniaka oraz wyskrobuje sześciomiesięczny płód — na dłuższą metę grozi katastrofą.

Kościół twierdzi, że nie wolno nam sięgać po władzę nad życiem i śmiercią. Nie wolno orzekać, kto ma prawo żyć, a kto nie ma (poza obroną własną i osób powierzonych). Pięknie. I ja się zgadzam.
Ale czy wolno w nieskończoność przedłużać życie?
Każdymi środkami?
W każdej sytuacji?

Niestety debata na ten temat napędza się wspomnianą już wyżej napierdalanką, a paliwa do niej dostarczają fotki ładnych dziewcząt które miały nieszczęście znaleźć się w śpiączce.
Nieładnymi i tak nikt się nie przejmuje.

Autora niniejszym przepraszam, że psuję wątek niejednoznaczną i zbyt długą wypowiedzią, która obniża temperaturę dyskusji, że w napierdalance nie biorę udziału.


Eluana

Miała na imię Eluana.


<Odysie

Zadaję sobie te same pytania co Ty. I powiem ci, że czytanie tego co ludzie wypisują na ten temat na blogach wcale mi nie ułatwia znalezienia odpowiedzi.

A propos fotki Eluany:

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Widzialam-Eluane-przed-smiercia-b...


Gretchen, przepraszam

Rzeczywiście celnie wskazałaś, że nie zajmowałem się zbytnio dramatem tej osoby. Szczerze przyznam, że nie przeczytałem uczciwie nawet jednego artykułu o niej. Jeno nagłówki i fotki siłą rzeczy widziałem.

Być może niewielkim usprawiedliwieniem będzie to, że nie zajmowałem się w tym samym czasie żadnym innym z milionów dramatów osób, rozgrywających się czasem całkiem blisko.
Jeśli któryś mnie poruszył — to najprędzej historia wspomnianej babci.
Więc poniekąd potraktowałem Eluanę równo.
Co nie znaczy sprawiedliwie.


Delilo

Obawiam się, że odpowiedzi na najważniejsze pytania na blogach się nie znajdzie.

Dzięki za linkę.

Z powodów analogicznych do opisanych, nie zgadzam się z postawioną tam tezą (by pokazać przedśmiertne zdjęcia chorej).

Po prostu o kwestii życia i śmierci nie można decydować na podstawie wrażenia jakie wywołują zdjęcia.


Odysie

Czy Ty możesz kurka przestać? I uznać, że ja naprawdę nie mam złych intencji? :)

To było do Autora.

No.


>Odysie

też jestem przeciwna publikacji tych zdjęć, link wrzuciłam głównie dlatego, aby uzmysłowić zainteresowanym, że Eluana przed smiercią niewiele miała wspólnego z tą radosną dziewczyną ze zdjęć.

I zastanawia mnie jeszcze jedno….Czy gdyby założyć, że sprawy potoczyłyby się całkiem inaczej i Eluana po 18 latach obudziła się się ze śpiączki….czy miałaby szansę zaznać w życiu szczęścia?


Delilah,

są takie przypadki, że ludzie po latach budzą się ze śpiączki.
Właśnie tu jest dodatkowy haczyk dla mnie, nigdy nie wiemy, czy nie stanie się cud.

Dlatego ten przypadek jest masakrycznie trudny, z jednej strony wydaje się,że to jednak zabójstwo.
Z drugiej nie można zmuszać przecież rodziny by heroicznie wiecznie czekała, jesli nie chce.
Bo przecież teksty obronców zycia ni zwolenników eutanazji na blogach w żaden sposób rodzinom osób znajdujących się w takiej sytuacji jak Eluana, nie pomogą.

W ogóle nie wiadomo co myśleć.
Podoba mi się komentarz Odysa.
Bardziej niż tekst Elfrida.

Tak sobie myślę, że niektórych życie/los/Bóg stawia w sytuacji za trudnej dla nich.

tak sobie myślę jeszcze, że może warto zajrzeć np. tu:

http://www.akogo.pl/index.html

i jakoś pomóc albo poczytać chociaż.

Bo co z tych gadek naszych wszystkich?


>Grzesiu

Gdyby po latach Eluana obudziła się ze śpiączki byłby to być może cud, ale obawiam się, że głównie dla innych. Dla niej równie dobrze ów “cud” mógłby oznaczać koszmar, koszmar życia w ktorym nie potrafi się odnależć, w którym tylu rzeczy nie da się juz odrobić.

Czy odłączenie jej od aparatury sztucznie podtrzymującej życie było zabójstwem? Nie wiem….w takich przypadkach naprawdę trudno wyrokować. Wiem tylko, że dla bliskich Eluany wszystko to było wielka tragedią i wściekam się widząc, że jak zwykle zebrało się całe stadio hien gotowych na tej tragedii żerować.


Delilah,

właściwie zgadzam się z twoim komentarzem w całości, więc nie mam nic do dodania.

Pozdr


Wszyscy

Zgadzam się z większością wypowiedzi, zwłaszcza z wyważoną opinią Odysa (no może poza złośliwym ostatnim zdaniem pod moim adresem;-)), który przedstawia ten temat wieloznacznie, wykazując przy tym wysoki poziom empatii. Jest to bardzo trudna kwestia, która ma wiele aspektów moralno-etycznych, do tego każdy może spojrzeć na nią przez swój pryzmat i swoich doświadczeń. Chciałbym tylko zwrócić Wam uwagę, że mój tekst (jak sam tytuł wskazuje) dotyczy wykorzystania tej tragedii przez chociażby polskich publicystów katolickich, którzy już nie tylko na łamach ultraprawicowych mediów, ale także centrowych jak Dziennik (Bogumił Łoziński, we wczorajszym wydaniu tej gazety napisał artykuł z krzykliwym tytułem „Eluana Englaro została zamordowana”. Takiego tytułu spodziewałem się w „Naszym Dzienniku”, nie w Dzienniku.), rozszerzają definicję pewnych pojęć w myśl swojej religii, którą uznają za jedyne źródło wartości i jednocześnie odbierają prawo do dyskusji na ten temat, bo każdy interlokutor jest na starcie niemoralny i potępiony, z nim się nie rozmawia, tylko się go uświadamia. A skutek tego jest taki, że później wchodzi w życie prawo, jak na przykład ustawa aborcyjna z 1993r, którą określa się mianem kompromisu społecznego, mimo że w gruncie rzeczy jest to kompromis w ramach poszczególnych frakcji kościoła. Zobaczycie jak będzie z ustawą bioetyczną i in-vitro – Gowin zostanie namaszczony na bohatera narodowego, którego propozycja zostanie określona porozumiem społecznym, mimo że w gruncie rzeczy ten projekt ustawy jest napisany pod dyktando katechizmu. Staniemy się po prostu zakładnikami prawa kanonicznego we własnym kraju. Spór nazwijmy go„ateiści-katolicy” jest niesymetryczny, tzn. ateiści chcą zagwarantować pewną wolność ustawodawczą niczego katolikom nie nakazując; natomiast katolicy chcą możliwość wyboru odebrać, ograniczając współobywateli, którzy nie są katolikami. Przeczytajcie przytoczony przeze mnie artykuł to może będzie bardziej jasne, zobrazowane o co mi chodzi.

http://www.dziennik.pl/opinie/article316425/Eluana_Englaro_zostala_zamor...

Aha pisząc swój tekst nie chciałem brać udział ani tym bardziej prowokować jakiejś napierdalanki. Sam na miejscu ojca tej dziewczyny nie podjąłbym takiej decyzji, chyba dalej żyłbym złudzeniami, ale nie odbieram mu prawa do jej podjęcia, nie zabieram możliwości wyboru ani jemu, ani przede wszystkim Eluanie.


Cyniczne wykorzystanie strachu

Trudno coś dodać do wpisu Odysa, dlatego proponuję spróbować spojrzeć na sprawę z innej strony.
Cyniczni (albo i nie) działacze i politycy wcale nie chcą wgłębiać się w filozofię.
Im zależy tylko i wyłącznie na poparciu, na zdobyciu władzy czyli na zebraniu wokół siebie jak największej grupy zwolenników.
A jak najskuteczniej zebrać i zjednoczyć grupę?
Ano trzeba ludzi przestraszyć.
Kiedyś straszyło się piekłem, ale teraz to już nie działa.
No to trzeba wymyślić coś innego.
np.
Jak zalegalizują eutanazję, to jak pójdziesz do szpitala, to cię lekarze zabiją!
albo
Jak twoja babcia pójdzie do szpitala, to jej odłączą aparaturę, bo już stara!
Ten strach działa, ale co ciekawe działa także inny strach:
Jak zabronią eutanazji to nie pozwolą mi umrzeć i będę miesiącami męczyć się w bólu i poniżeniu!
i analogicznie
Jeśli babcia pójdzie do szpitala to będzie musiała…

Nie szkodzi, że te strachy są w większości atawistyczne i nieracjonalne – działają.
Zwłaszcza, że przekaziory z lubością nagłaśniają wszelkie patologie.
Czy jest możliwa spokojna i rzeczowa dyskusja o dobrej śmierci z ludźmi przerażonymi?
Być może. Ale to cholernie trudne.

Pozdrawiam

PS. Nie lubię określenia “eutanazja”, wolę po polsku “dobra śmierć”. Przynajmniej wiadomo o co chodzi.


Gretchen

Ale ja żadnych intencji Ci nie dopisałem.

Zupełnie szczerze się zawstydziłem, że jak i autor, nie pamiętałem nawet imienia zmarłej Włoszki. Dlatego pozostawiłem je w moim komentarzu bez zmian, ku pamięci.

I zupełnie szczerze stanęła mi jednak w oczach gombrowiczowska plaża zuczków na plecach.

I o tym napisałem koślawo.

Pax vobiscum.


Radecki

Słusznie prawisz.
Jednoczy się stokroć łatwiej przeciw wspólnemu wrogowi, ze strachu i nienawiści — niż w pozytywnym celu.

PS. Nie lubię określenia “dobra śmierć”, bo dla mnie to, co się pod tym terminem kryje nie jest dobre.


Odysie

Czyli, wszystko jasne i dobrze, i cieszy mnie to.

Wiesz, ja jestem jak ten chłopiec co jedną wrzuca. I dziwi się, że pytać go można o sens. Zapewne tak będę wrzucać, bo widzę zawsze tę jedną w wodzie, a nie te miliony poza nią.

Ahimsa Odysie :)


Delilo

Był taki poruszający film z de Niro w roli głównej. Przebudzenie.

Dla głównego bohatera to było niezwykle trudne, odnaleźć się w innym świecie, w innym sobie. Ale walczył. I nie chciał się poddać.

Poniekąd każdy z nas przez to przeszedł — tyle, że nie mieliśmy żadnego bagażu wspomnień ze starego życia. A też przecież nie było łatwo (wystarczy spytać rodziców jak było…).

A jednak głównemu bohaterowi można jednak pozazdrościć. Dostrzeżenia wagi życia.

Zachwyt nad tym, że żyję nie bywa moją pierwszą myślą rano. W ogóle rano to nie bywa zachwyt… ;)

Pozdrawiam.


Taka drobna uwaga, Panie Odysie,

dotycząca Pańskiego PS. Jeśli Pan oczywiście pozwoli.

Otóż śmierć jest bodaj jedyną nieuchronną konsekwencją życia. No, może poza podatkami.

Stąd jedyną rzeczą, na ktorą może sobie ewentualnie człowiek pozwolić, gdy idzie o tę nieuchronną ostateczność, to wybór jej charakteru – oczywiście jeśli człowiek w ogóle ma szansę na dokonanie wyboru. I chyba dlatego można mówić i pisać o “dobrej” czy “złej” śmierci, jako że idzie tu tylko o jej charakter.

Znamy z doświadczenia ból oraz cierpienia i nie chcemy ich doświadczać, szczególnie gdy idzie o śmierć. Natomiast jeśli o nią idzie, to jest ona – z punktu widzenia doświadczenia tabula rasa .

Pozdrawiam serdecznie

abwarten und Tee trinken


Panie Lorenzo

Jest taka stara modlitwa: od nagłej i niespodziewanej śmierci, zachowaj nas Panie. Tam nie ma ni słowa prośby o śmierć bez cierpienia. I wierzę, że jest w tym głęboki sens.

W tym kontekście dobra śmierć znaczy zupełnie co innego, niż to, co nazywa się z grecka eutanazją.

Choć rozumiem przecież, do czego służył niewielki sztylecik zwany po łacinie miłosierdziem.

Ja rozumiem, że to co ja, oraz niektórzy inni ludzie poważnie traktujący deklarowane wartości chrześcijańskie, rozumiem pod pojęciem dobrej śmierci, dobrego małżeństwa, a nawet szczęścia mocno odbiega od stereotypów i mód, ale niestety nie przestanę wzbraniać się przed uznaniem i rozpowszechnianiem moim zdaniem błędnych pojęć.

Bo gdy zabraknie nam słów, będzie po herbacie.

Pozdrawiam równie serdecznie


Dobra śmierć,

w znaczeniu eutanazji nie musi byc od razu, nie musi być tylko z powodu strachu przed cierpieniem.

Tak jak samobójstwo nie musi być tylko z tego powodu.
ja wierzę w coś takiego, jak wola życia i wierzę, że ta wola kiedyś ustaje.
Nie u wszystkich, ale u niektórych.

I to nie znaczy, że oni są w depresji, że są psychicznie chorzy czy że się boją cierpienia, nie o to chodzi.

I wydaje mi się, że decyzja o śmierci może być dojrzała, świadoma i przemyślana.
Nie jest to kaprys ni bunt.

No ale ja mam widać inne podejście do tych spraw niż większość sosób.

pzdr


Szanowny Panie Odysie

staram się myśleć o tym problemie nie tylko z punktu widzenia chrześcijan, ale trochę szerzej, jako że smierć dotyka wszystich, nie tylko wyznawców tej religii.

Jesli wspomniana przez Pana modlitwa nie mówi nic o smierci bez cierpienia (a nawet ją w pewnym sensie propaguje, jako odbicie męczeńskiej smierci Chrystusa) nie oznacza to, że dla czlowieka jako takiego śmierć bez cierpienia jest czymś gorszym.

(Nie jestem pewien, ale chyba m.in. w islamie smierć w cierpieniu (choćby na wojnie przeciwko niewiernym) jest rownieź wyżej ceniona niż taka “zwykla”.)

Jestem niemal calkowicie przekonany, że gdyby przeprowadzić ankietę, to druzgocąca większość ludzi wolalaby śmierć spokojną, we śnie, bez cierpienia fizycznego. I taka śmierć określam jako dobrą. Niekoniecznie ostatnie chwile muszą być związane z nawróceniem się umierającego na którąkolwiek z religii, ktora potem zostanie przez wspólwyznawców uznana za dobrą, bo zgodną za kanonami ich wiary.

Mówiąc w sposób absolutnie beznamiętny: wystarczy sama świadomość nieuchronności śmierci w najbliższych godzinach i niewiedzy tego, co potem (czyli cierpienia psychiczne), by powiększać ją o dodatkowe cierpienia fizyczne.

Pozdrawiam wieczornie

abwarten und Tee trinken


Dobra śmierć to jednak nie eutanazja.

Chyba niechcący namieszałem z tym określeniem.
Jednak eutanazja i dobra śmierć to nie jest to samo.
To pierwsze to po prostu śmierć bez cierpienia.
To drugie to coś więcej.
W dodatku wygląda na to, że każdy tą swoją dobrą śmierć wyobraża sobie trochę inaczej.
Widać to sprawa bardzo indywidualna.

Pozdrawiam dyskutantów.


Radecki

Właśnie.


Panie Lorenzo

Ja nie namawiam Pana do męczeńskiej śmierci. Ani do cierpienia.

Ja tutaj jedynie wzbraniam się przed stawianiem znaku równości między dobrem a brakiem cierpienia. Bo to dla mnie osobne zagadnienia, niepokrywające się.

Niezależnie od sondaży na ten temat.

Zresztą uznanie braku cierpienia za dobro może prowadzić do bardzo niebezpiecznych wniosków.

Natomiast do Pańskiego wywodu chciałbym jednak dodać pewne zastrzeżenie na marginesie: o ile mi wiadomo, w islamie męczennikiem jest bojownik, który zginął walcząc za wiarę. W chrześcijaństwie jest zupełnie inaczej: męczennikiem jest wierny niewinnie prześladowany, nieodwzajemniający przemocy.

Nawet początkujący krucjaty apel Urbana II nie czynił żołnierzy męczennikami, obiecywano im jedynie (aż) odpust zupełny.


Panie Odysie Szanowny

Mialem wątpliwości (które tez wyrazilem) co do mej wiedzy na temat islamu, więc dziękuje za korektę.

Zas co do reszty: należaloby doprecyzować kwestie wspomnianego dobra oraz braku cierpienia w kontekście omawianego zjawiska ostatecznego.

Ale tu – zdaje się – konieczny jest wyższy kurs filozofii, by dyskutować o zagadnienu. Ja sie poddaję, dziękując jednocześnie za chęć rozmowy ze mną.

Pozdrawiam serdecznie

abwarten und Tee trinken


ODSZCZEKUJĘ!!!

Napisałem:

Radecki

Nie szkodzi, że te strachy są w większości atawistyczne i nieracjonalne – działają.

Myliłem się.
Znalazłem, dzięki Gretchen zresztą, następujący artykuł:
-> http://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=artykul&id=9740
Dyskutujemy filozoficznie o eutanazji, a tymczasem problem leży zupełnie gdzie indziej.
To jest kwestia zaufania.
A właściwie kryzysu zaufania na linii lekarz<->pacjent.
Czy raczej w tym przypadku lekarz<->rodzina pacjenta.
To tu jest problem!
I to nie przypadek, że w krajach o wysokiej kulturze medycznej (Benelux) problem eutanazji po prostu nie istnieje.

Nie dajmy sobie zrobić wody z mózgu.
Prawne uregulowania eutanazji to problem zastępczy.
Problem prawdziwy leży zupełnie gdzie indziej.
I tego nie da się załatwić jedną gównianą uchwałą, jak to próbują przedstawić politycy.


Subskrybuj zawartość